JAN WŁODARCZYK

Warszawa, 28 maja 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadek został uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi. Sędzia odebrała od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Włodarczyk
Imiona rodziców Józef i Katarzyna z d. Kołodziejak
Data urodzenia 5 lipca 1899 r., Zabłotnia, pow. Błonie
Zajęcie cieśla
Wykształcenie 6 klas szkoły powszechnej
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Wspólna 52 m. 30
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W czasie okupacji niemieckiej mieszkałem w domu przy ul. Wspólnej 52, gdzie byłem dozorcą.

W domu tym w lokalu nr 6 mieszkała Kamińska (imienia nie znam) z rodziną. Miała ona przy sobie syna Wiesława, żonę jego Barbarę, córkę Władysławę Sulimę, męża jej Jana (nazwiska nie znam). Wszyscy pracowali w organizacji podziemnej mającej na celu walkę z Niemcami. Przychodziło do nich dużo młodych osób.

Na początku 1943 roku Jan, mąż córki Kamińskiej, przybył – jak słyszałem – z Londynu, przy czym był zrzucony na spadochronie. Jan nie zawsze mieszkał przy ul. Wspólnej, często na pewien czas znikał.

13 maja 1943 roku w mieszkaniu Kamińskiej znajdowali się Kaliska, żona inżyniera z krewnych Kamińskiej, synowa Barbara, Genowefa Wastuk, zięć Jan i czterech mężczyzn, których nazwisk nie znam. O godzinie 13.30, właśnie gdy położyłem się, by się przespać, zbudziła mnie żona, mówiąc, iż na schody poszli bandyci ubrani po cywilnemu, z rewolwerami w kieszeniach. Stanąłem przy oknie, zobaczyłem, iż na podwórzu stoi mężczyzna ubrany po cywilnemu.

Później dowiedziałem się, iż trzech mężczyzn z alei Szucha 25 po cywilnemu, uzbrojonych, w tym momencie stukało do mieszkania nr 6. Do drzwi podeszła któraś z kobiet, potem mężczyzna od Kamińskiej. Ponieważ mężczyźni z alei Szucha 25 zaczęli strzelać do drzwi, Jan ratował się ucieczką przez dach i został na dachu zastrzelony. Czterej inni mężczyźni uciekli tylnymi drzwiami do mieszkania nr 3 na I piętrze. Mężczyźni z alei Szucha po zastrzeleniu Jana sprowadzili na podwórze Kaliską, ranną Genowefę Wastuk i synową Kamińskiej, żonę Jana. W tym czasie córka Kamińskiej Barbara Sulima uprzednio aresztowana, siedziała na Pawiaku. Kamińskiej nie było w domu, ponieważ wyjechała do Lublina robić starania o uwolnienie syna Wiesława aresztowanego przez Niemców w Lublinie, gdzie zginął w obozie na Majdanku. Zatem zobaczyłem, jak mężczyźni z alei Szucha sprowadzili na podwórze trzy kobiety z lokalu nr 6. Po chwili wpadli do mnie żandarmi niemieccy z rozkazem oprowadzenia ich po domu. Gdy wyszedłem na podwórze, roiło się tam od Niemców w mundurach żandarmerii i po cywilnemu. Chodzili, włócząc mnie ze sobą po mieszkaniach, wszędzie mieszkańcom kazali wychodzić na podwórze. Mnie kazali zrzucić z dachu ciało zamordowanego Jana.

Kiedy przyszliśmy do lokalu nr 3, czterech mężczyzn, którzy się tu schronili, uciekając z lokalu nr 6, zamknęło się w łazience. Mnie kazano wyjść. Słyszałem strzały. Zorientowałem się, że strzelali tylko Niemcy, tamci czterej nie mieli broni. Wszystkich czterech Niemcy zastrzelili, zwłoki ich na rozkaz Niemców znosili na podwórze lokatorzy domu Skibniewski, Tadeusz Polański, Henryk Bronczewski. W tym czasie na podwórze spędzono już wszystkich lokatorów naszego domu, około 60 osób. Na lewo od bramy ustawiono mężczyzn, na prawo kobiety i dzieci, wszystkich twarzą do ściany. Między innymi stał tam twarzą do ściany sędzia Szymański z synem. Syn Szymańskiego obejrzał się, za co dostał po twarzy od żandarma.

Około godziny czternastej żandarmi zatrzymali wychodzących z bramy po przeciwległej stronie ulicy dwóch uczniów gimnazjalnych, Adama i Kacpra Lazarków, po czym obu rozstrzelali. Zdaje się, że jeden z Lazarków okazywał żandarmom legitymację uczniowską, żandarm na to nie patrzał, podprowadził na schody i rozstrzelał.

Słyszałem, iż z powodu strzelaniny na naszym podwórzu matka Lazarków radziła im wyjść z domu i iść na inną ulicę. Zgromadzeni na naszym podwórzu nasi lokatorzy stali obróceni twarzą do ściany do godziny siedemnastej.

Gestapowcy zabrali samochodem Kaliską, synową Kamińskiej Basię i Genowefę Wastuk. Zamordowani leżeli ułożeni na podwórzu. Gestapowcy plądrowali dom, rewidując mieszkanie. Tego dnia i w następnych powynosili z mieszkania Kamińskiej wszystkie rzeczy.

Po kilku godzinach od początku zajścia przybyła na nasze podwórze samochodem młoda kobieta, wysoka blondynka, nazwiska nie znam. Oglądała trupy i mówiła gestapowcom ich nazwiska, gestapowiec poczęstował ją papierosem, po czym kobieta bez eskorty odjechała samochodem. Około siedemnastej żandarmi i gestapowcy odeszli, uprzednio zabrali ciała; mieszkania nr 6 i nr 3 nazajutrz zostały opieczętowane. Na straży pozostał policjant polski.

Co się stało ze zwłokami po zabraniu ich przez gestapo, nie wiem. Na posterunku policji dowiedziałem się, iż gestapowcy zawiadomili komisariat, że przy ul. Wspólnej 52 zabili ośmiu bandytów. Jeden z mężczyzn (nazwiska nie znam, lecz wiem, że chodził do Kamińskich) przechował się w piwnicy i po odjeździe żandarmów i gestapo mówił mi, iż kobieta, która przyjechała samochodem rozpoznawać trupy, uprzednio przychodziła do Kamińskich. Miała to być Ukrainka, która dostała się do organizacji Polski Podziemnej, będąc agentką gestapo. Mężczyzna, który mi to mówił, w kilka tygodni po zajściu został zabity przez Niemców. Mówiła mi to Kamińska, którą w jakiś czas potem spotkałem na ulicy. Kamińska ukrywała się wtedy i nie była aresztowana, zmarła po powstaniu warszawskim. Obecnie żyją córka Kamińskiej Sulima Władysława i synowa Barbara, nazwisk nie znam, adresów ich jednak nie mogę odnaleźć, mimo iż wiele osób o nie się pyta.

Odczytano.