MICHAŁ TAKUSZEWICZ

Saper Michał Takuszewicz, ur. 4 kwietnia 1917 r., żonaty.

1 maja 1941 r. powołano mnie do armii sowieckiej, z przydziałem do piechoty w mieście Kostroma.

Życie w wojsku na ogół było złe. Odczuwało się brak jedzenia, tak że, gdyby nie paczki żywnościowe z Polski od rodziny, to trzeba by cierpieć głód. Umundurowanie wydano nam stare i porwane.

W 527 Pułku Piechoty było ok. 600 Polaków, reszta wojska to: Rusini, Białorusini, Gruzini i inne narodowości. Na zajęcia chodziliśmy oddzielnie od reszty wojska z terenów ZSRR. Z powodu złego stanu mego zdrowia nie zwolnili mnie, a przydzielili do wożenia chleba dla wojska.

Po wybuchu wojny z Niemcami władze NKWD aresztowały mnie, podejrzewając o rozgłaszanie wersji jakoby Japonia również napadła na ZSRR. Więziono mnie w Kostromie do 13 lipca 1941 r. Następnie, z powodu braku dowodów, zwolniono mnie z więzienia i odesłano pod strażą do Buja do roboczego batalionu. W Buju pracowaliśmy przy budowie składów amunicyjnych, było nas tam ok. 300, samych Polaków, i pracowaliśmy w ogrodzonej zonie pod strażą NKWD.

Po naszym przyjeździe na miejsce pracy przez dwa miesiące nie wydawali nam ani bielizny, ani żadnych innych sortów mundurowych.

Wyżywienie było tam słabe, dziennie 600–700 g chleba i trochę zupy, a opieka lekarska prawie żadna. W takich warunkach pracowaliśmy do listopada, następnie wywieziono nas na północ do Wiatki.

Przez całą drogę karmili nas samym chlebem, którego dawali 200 g dziennie. W samej Wiatce pracowaliśmy przy wyrębie lasu. Mrozy dochodziły do 60 stopni, a nas jednak wysyłali na pracę. Wielu z naszych odmroziło sobie ręce, nogi, uszy i nosy, m.in. Malinowski.

Z powodu dużych mrozów i złego odżywiania wielu Polaków umarło, nazwisk ich nie pamiętam. Mieszkaliśmy w barakach, przez cały czas nie chodziliśmy do łaźni, a wszy rozmnożyły się do tego stopnia, że nie można było wytrzymać. Rano 20 kwietnia 1942 r. uciekłem do Wojska Polskiego. W Kirowie złapali mnie, jednak na następny dzień wypuścili i tak dojechałem do Guzor.