ANTONI TERLECKI


Antoni Terlecki, ur. 15 stycznia 1898 r. w Iwanówce, pow. Trembowla, Małopolska Wschodnia, emeryt Policji Państwowej z woj. tarnopolskiego, żonaty, jedno dziecko.


Od 17 września 1939 r. pozostawałem w Zbarażu, gdzie tego dnia wkroczyła armia bolszewicka. W czasie tego pobytu parę razy byłem aresztowany i prowadzony na milicję, gdzie żądali ode mnie oddania broni, lecz po paru godzinach wypuścili, żebym ją przyniósł.

W czasie mego pobytu zaczęto wyrzucać Polaków i Ukraińców. W nocy wpadało NKWD z milicją, otaczało dom, łapali i wywozili do ZSRR. W tym czasie zapanował wielki popłoch, ludność kryła się po lasach i polach.

Następnie zaczęli się szykować do wyborów. Rozpowszechnili pogłoskę, że jak kto nie pójdzie głosować, to zostanie wywieziony na Sybir. W czasie wyborów na granicy wywoływali ludzi z domów i, dając kartki do głosowania, prowadzili do urny wyborczej. Mężami zaufania byli najwięksi złodzieje i przestępcy, których nazywali krasni syny [nieczytelne]. Chorych i starców wozili autami specjalnie do tego przeznaczonymi, strasząc, że jak nie pójdą do głosowania, to zostaną wywiezieni na Sybir.

Przebywałem w Zbarażu do 22 czerwca 1941 r., następnie 22 czerwca zostałem aresztowany. Naczelnik NKWD wymyślał mi rozmaitymi obelgami, nazywając mnie szpiegiem policyjskim, mówiąc, że ja dawno miał leżeć na cmentarzu. Następnie zostałem wywieziony do więzienia w Tarnopolu, a po siedmiu dniach całe NKWD nas, 54 ludzi, prowadziło do Wołoczysk, pieszo 56 km. W czasie marszu pozostało paru ludzi, którzy nie mogli dalej iść. Zostali rozstrzelani. W Wołoczyskach zaprowadzili nas do ogrodu, gdzie ustawili obok muru, a następnie wystawili dwa karabiny maszynowe i NKWD-ziści ustawili się do rozstrzelania 50 ludzi. Lecz prawdopodobnie przyjechał w tym czasie dowódca dywizji i zakazał, mówiąc, żeby tego nie robili, co mówił o tym powie, o takim barbarzyńskim postępowaniu [sic!].

Następnie prowadzili nas kilka godzin do stacji kolejowej i wsadzili do pociągu. Po tygodniowej jeździe przeładowali nas do naszego pociągu, w którym jechali ciężko karani przestępcy, którzy mnie obrabowali, zabierając mi buciki, bieliznę i resztę, co posiadałem. W drodze dawali dwukilogramowy bochenek chleba na 20 ludzi. Wody dawali tak mało, że ludzie ginęli z pragnienia, gdyż w wagonie było po 200 osób, drzwi i okienka pozamykane.

Panował straszny gorąc. Na stacji zmarłych zakopywali w rowach.

Po dalszej czterotygodniowej jeździe dojechaliśmy do Magnitogorska. Prawie połowa ludzi nie mogła wstać na nogi. Zostali odwiezieni do szpitala, a nas, resztę, zaprowadzili do baraków, lecz po drodze ludzie rzucali się do rowów i pili śmierdzącą wodę, a NKWD-ziści bili ich kolbami od karabinów. Następnie, po czterodniowej przerwie, prowadzili nas 75 km do więzienia na wyższym Uralu, gdzie było ok. pięciu tysięcy aresztowanych, w tym ok. trzystu kobiet. Pozostawałem tam, bosy, do stycznia 1942 r. Z powodu zimna nie jadłem przez dwa dni chleba i dałem aresztowanemu Żydkowi, który dał mi podarte tenisówki. Życie tam było bardzo marne, gdyż otrzymywaliśmy ok. 400 g chleba na 24 godziny i rzadką zupę raz na dzień, wieczorem wody i łyżkę kaszy. Opieka lekarska była słaba, bo lekarzy prawie nie było. Podostawaliśmy straszne wszy i świerzb, tak że nie można było nocy przespać.

W czasie mego pobytu bardzo dużo ludzi tam zmarło, co noc wynosili. Na celi było nas 120 osób, tak ciasno, że nie można było się położyć. W tej celi, co ja byłem, zmarł Trojan ze Złoczowa, Repeła z Czernichowców obok Zbaraża oraz więcej, których nazwisk nie znam.

18 stycznia 1942 r. powołali mnie do fotografii. Po zrobieniu zdjęć w kilku pozach i przeprowadzeniu daktyloskopii zawołali mnie do naczelnika więzienia, który oświadczył, że Polska zawarła dohowor z ZSRR, więc zostaję zwolniony i pójdę na Hitlera. Dali mi 35 rubli na życie i dojazd do miejsca tworzenia się polskiej armii, lecz przedtem musiałem podpisać deklarację, że gdy zdradzę tajemnicę więzienia, zostanę rozstrzelany. Następnie na pół bosy, tylko w tenisówkach, wyszedłem z więzienia po śniegu. Gdy doszedłem do następnej miejscowości byłem tak głodny – gdyż wypuścili mnie 15 min przed kolacją – że mnie ludzie z ulicy zabrali do mieszkania i dali po kawałku chleba. Stamtąd przy pomocy wojenkomatu po kilku tygodniach dojechałem do Ługowoj, gdzie wstąpiłem do polskiej armii.

Miejsce postoju, 8 marca 1943 r.