HIRSZ TOBY

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Sierż. Hirsz Toby, 33 lata, technik dentystyczny, żonaty.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

Zostałem wzięty do niewoli (rzekomo) oddziałem zwartym, wieś Werba koło Włodzimierza [Wołyńskiego] 22 września 1939 r. Stąd prowadzono nas pod dozorem NKWD (często obstawieni) w kierunku Włodzimierza, który przeszliśmy i skierowano nas do Łucka, gdzie przybyliśmy 26 września. Grupa nasza liczyła ok. dwóch tysięcy ludzi (żołnierzy) różnych rodzajów broni. Po przybyciu do Łucka koszary (nazwy, którego to pułku nie wiem) były tak przepełnione, że dla naszej grupy nie było już miejsca, więc trzeba było noc spędzić na dziedzińcu.

Nazajutrz odbyła się segregacja na oficerów, podoficerów i szeregowych. Jedne grupy były załadowane na pociągi i wywiezione, ja natomiast wyjechałem dopiero 30 września i na stacji Brody wysiedliśmy 1 października 1939 r.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

Brody od 1 października 1939 do 10 sierpnia 1940 r.

Ostra Góra (koło Przemyśla) do 1 marca 1941 r.

Złoczów do 21 kwietnia 1941 r.

Brody do 23 czerwca 1941 r.

4. Opis obozu, więzienia:

Po przyjeździe do Brodów pod ostrą ochroną zaprowadzono nas do koszar. Było nas [nieczytelne], gdzie z braku miejsca czyściliśmy stajnie z nawozu i tam rozlokowaliśmy się. Wyżywienie nie więcej jak 200 g chleba i raz na dobę kasza tatarczana. Po czterech dniach przybyli handlarze (Żydzi) i rozpoczęto wywozić w różne miejsca. Ja zostałem przydzielony do jednej grupy tysiąca ludzi i udaliśmy się przez miasto do zamku hrabiny Rzeszewskiej. Budynek murowany, prycze dwu- i trzypiętrowe, bardzo ciasno.

Ostra Góra: mieszkanie składało się z obory – prycze dwupiętrowe i dwa pobudowane niby to szałasy. Najbardziej dawał się odczuć brak wody, toteż brud i naturalnie wesz była towarzyszką.

Złoczów: budynek drewniany, tuż przy szosie, prycze dwupiętrowe, sypiało po dwóch (już ulepszone). Kulturno!, jak mawiał naczelnik obozu.

Brody: magazyny kolejowe, tuż przy szosie w kierunku Kowna, prycze, łaźnia. Co do higieny pozostawało wiele do życzenia. Kto dbał, był czysty. Wesz znalazła się zawsze.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

Jeńcy (koledzy doli i niedoli) byli różnych wyznań i narodowości. Byli ludzie narodowości żydowskiej, którzy chętnie chodzili na pracę i byli tacy, którzy chodzili tylko za naczelnikiem lub politrukiem i nieraz zmyślone rzeczy donosili, aby tylko polepszyć sobie byt i, nie chodząc na pracę, być w obozie na usługach. Ukraińcy i Białorusini na każdym kroku węszyli, aby tylko kogoś wkopać. Takich też było kilku Polaków. W Brodach niejaki Stańczyk Stanisław, który był rotnym, jak mógł, tak donosił naczelnikowi obozu, niejakiemu Brandwajnowi, że ten lub ten pracować nie chce, aby obniżyć jemu wyżywienie i chlubił się tym. Jak przyjechał fotograf, to na jego prośbę dokonał zdjęć grupy pracujących, aby potem w gazetce „Głos Radziecki” nas umieszczono i pisano: „stachanowska brygada Stańczyka wyrobiła 120 proc.”.

Duże fory miał też Jahnson, który był bardzo złym elementem, bluźnił przeciw narodowi polskiemu i wierze katolickiej. Lewandowski Brunon (Pomorze), który podał się za Niemca, choć był towarzyski, ale bardzo chwiejny co do poglądów politycznych. Ostatnio w Starobielsku był odosobniony (osobny barak dla Niemców) i został. Latoń Jan (Katowice) wyjechał z grupą jako Niemiec. Dużo było takich, którzy załamywali się na duchu, gdy na jakiej pogadance (biesiedzie), na którą przymusowo trzeba było pójść, politruk lub jakiś major wymawiał te słowa: „Polski nie będzie”. Jednak ci przekonali się później, że to były tylko bzdury opowiadane, aby tylko zachęcić do pracy, choć tej pracy był [nieczytelne].

6. Życie w obozie, więzieniu:

Przebieg dnia w obozach był jednakowy. Godzina 5.00 – pobudka, śniadanie, wymarsz do pracy − który był bardzo ciężki − gdy rano [nieczytelne] na dalszą pracę, to człek jechał, lecz gorzej było, gdy pieszo. To czwórka pierwsza, gdy byli to ludzie swoi, szła nie prędzej jak dwa kilometry na godzinę, co doprowadzało do złości tych, którzy nas prowadzili. Po przybyciu na miejsce jedni zabierali się zaraz do pracy, inni odkładali. Podczas niepogody (deszcze), jak tylko było możliwe, praca szła normalnie, lecz jeden skurczony, drugi gdzieś kucnął pod drzewem. Gdy konwój zorientował się, że jest niemożliwe [pracować], natenczas odchodziło się do obozu. Odzież niewyschnięta, trzeba było na drugi dzień ubierać i przyjść do dalszej wyrobki. Normy były fatalne, nie każdy był w stanie je wyrobić. Byli tacy, którzy przy tłuczeniu kamienia wyrabiali ponad normę. Wynagrodzenie było od procentu wyrobionej pracy. Na 14 dni jedni zarabiali 90–130 rubli, a byli tacy, którzy mieli jakoby dopłacać (z czego?). Wyżywienie według kotła: pierwszy to 400 g chleba z jakąś wodziszką na śniadanie, obiad i kolację; drugi to 700 g chleba i obiad z dwóch dań; trzeci kocioł to zwiększona porcja obiadu i 800–1000 gramów chleba.

Ubranie to strzępy, kto mógł, to jakoś nosił. Gdy już było nie do noszenia, to wtedy wydawano ciepłe zimą, a latem drelichowe spodnie lub bluzę.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

W obozach, gdy któryś z kolegów coś przeskrobał, to zaraz osądzano go jako kontrrewolucjonistę lub szpiega. Były wypadki, że człowiek naprawdę [Bogu] ducha winien był kilkakrotnie badany i wmawiano mu, że jest wredzicielem narodu rosyjskiego. Od czasu do czasu wszystkich poddawano badaniu, na którym trzeba było wyjawić majątek, który posiadał i gdzie, ojce i matka – czym się zajmowali i jak zwykle mawiali co do stosunków w ZSRR, a na zakończenie żądali podpisu. Gdy który nie chciał podpisać, zamykano do karceru, gdzie głodowali przez kilka dni, a potem przed wszystkimi naczelnik lub politruk chwalił się, że zmuszono i podpisali, a ci, którzy nie chcieli jeszcze, to wywiozą na białe niedźwiedzie. Lecz tych, których też wywieźli, to spotkano potem w innych obozach.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Pomoc lekarska była, w niektórych obozach dobra. Lecz brak medykamentów utrudniał tę pracę. Wysyłano nieraz do pracy ludzi z temperaturą, bo wolno było zwolnić od pracy tylko dwa procenty całego stanu obozu. Były też izby chorych i gdy u pacjenta stan zdrowia nie poprawił się, wysyłano do szpitala miejskiego, tj. w Brodach, a w Ostrej Górze do Przemyśla.

Danek Władysław (z Krakowskiego) został zabity w drodze, gdy maszerowaliśmy z Brodów po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej, było to we wsi Pługów. Znam tylko jego, lecz było tam razem sześć trupów.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

Od czasu do czasu, gdy na pracy znalazła się dobra dusza, rzuciła jakiś skrawek papieru, na którym były skreślone jakieś wiadomości o kraju. A z rodziną to osobiście miałem dość dużo wiadomości, bo byli koledzy z [grup] rozkonwojowanych i zabierali listy bez cenzury. I tak nieraz przywieźli z poczty lub też oficjalnie doręczał politruk lub naczelnik.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

24 sierpnia 1941 r. był dla mnie największą radością. W tym to dniu przyjechał do Starobielska pan ppłk Wiśniowski i osobiście oznajmił, że jesteśmy wolni i wkrótce też, bo 1 września, wyjechaliśmy do Tocka [Tockoje], gdzie byłem wcielony do 7 Batalionu Sanitarnego.