WŁADYSŁAW SIEROSZEWSKI

Warszawa, 24 września 1947 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, p.o. sędzia Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o obowiązku mówienia prawdy świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Władysław Sieroszewski
Imiona rodziców Wacław i Stefania z d. Mianowska
Data urodzenia 30 grudnia 1900 r. w Warszawie
Wyznanie rzymskokatolickie
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Górnośląska 16 m. 6.
Narodowość i przynależność państwowa polska
Wykształcenie prawnicze
Zawód adwokat

W chwili wybuchu powstania znajdowałem się przypadkowo w domu przy ulicy Wawelskiej 60. Jako najstarszy szarżą oficer objąłem faktyczne dowództwo nad obroną bloków położonych między ul. Wawelską, Mianowskiego i Uniwersytecką. Przebieg tej obrony opisałem w sprawozdaniu dla Biura Pamięci Narodowej, odpis którego załączam do sprawozdania (załączono). Obecnie uzupełniam je następującymi szczegółami:

Powstanie w okolicach placu Narutowicza i w przyległych dzielnicach wybuchło 1 sierpnia 1944 roku punktualnie o godzinie siedemnastej (w chwili wybuchu pierwszych strzałów i granatów spojrzałem na zegarek). Rozpoczęło się ono atakiem na dom akademicki, lotnisko Okęcie, SS-Kaserne przy zbiegu ul. Raszyńskiej i Wawelskiej, koszary na Tarczyńskiej, na Niemcewicza i szereg drobniejszych punktów oporu. Oddziały powstańcze były dość liczne, lecz niezmiernie słabo uzbrojone (jeden – dwa karabiny, lub peemy, trochę różnego kalibru pistoletów i kilkanaście granatów na pluton, jeden – i to nie wszędzie – erkaem na kompanię).

Zaskoczenie nie udało się. Na piętnaście minut przed atakiem oddziały niemieckie zajęły stanowiska alarmowe, prawdopodobnie uprzedzone, skutkiem przedwczesnego wybuchu walk w niektórych innych dzielnicach miasta. Wszystkie ataki powstańcze zostały krwawo odparte. Niektóre oddziały wyginęły niemal doszczętnie, jak np. pułk „Madagaskar” w ataku na Okęcie, jeden z baonów „Odwetu”, który wyszedł z Kolonii Staszica w kierunku Rakowieckiej itd. Część powstańców z tej kolonii zdołała się wycofać na teren politechniki.

W nocy z 1 na 2 sierpnia komendant IV obwodu dowodzący na Okęciu uznał, że powstanie się nie udało i wydał podwładnym oddziałom rozkaz wyjścia z miasta. Większość oddziałów rozkaz ten wykonała.

W okolicy placu Narutowicza pozostały punkty oporu przy ulicy Wawelskiej 60 (do 11 sierpnia), w Monopolu Tytoniowym przy Kaliskiej (do 8 sierpnia), w kościele św. Jakuba i przyległych domach (do 5 – 6 sierpnia) oraz parę drobniejszych, które zostały szybko zlikwidowane. Decyzja komendanta IV obwodu nie da się usprawiedliwić z wojskowego punktu widzenia. Dalszy przebieg walk powstańczych w innych dzielnicach oraz obrona wyżej wymienionych poszczególnych odciętych punktów oporu, które przez dziesięć dni paraliżowały akcję znacznie przeważających sił nieprzyjaciela, świadczą, że pozostawienie oddziałów powstańczych na Ochocie przesunęłoby na długi czas zewnętrzną zachodnią linię oporu Warszawy, przynajmniej do ul. Raszyńskiej (oczywiście z pozostawieniem silnych enklaw niemieckich na tym terenie). Przyczyniłoby się do większej skuteczności pierwszych zrzutów alianckich z połowy sierpnia, zasłoniłoby południowe skrzydło oddziałów naszych walczących w rejonie Woli i Powązek, wreszcie uchroniłoby częściowo ludność tej dzielnicy od bezpośredniej zemsty Niemców, umożliwiając jej ewakuację do innych kwartałów miasta.

Osobiście byłem świadkiem następujących zbrodni niemieckich:

1. Strzelania z odległości 150 – 200 metrów do sanitariuszek usiłujących dać pomoc rannym, mimo wyraźnych oznak Czerwonego Krzyża, noszy itd. w dniu 3 sierpnia 1944 roku z domu akademickiego (bunkier) w ul. Uniwersytecką.

2. Otworzenia przez Niemców ognia do zakładników z ludności cywilnej wysłanych przez nich samych dla zbierania ich zabitych i rannych pod ścianami bloków zajętych przez powstańców (około 8 sierpnia) z SS-Kaserne w ul. Uniwersyteckiej.

3. Masowe pędzenie z podpalonych domów ludności z Kolonii Staszica i Lubeckiego w kierunku Zieleniaka i Okęcia (3 sierpnia).

4. Podpalenia domów, co było nie tylko nie uzasadnione względami wojskowymi, ale wręcz dla ich akcji wojskowej szkodliwe, gdyż pozbawiało ich punktów oparcia w ataku na nasze pozycje. Ponieważ domy te – przeważnie nowoczesnej konstrukcji – nie chciały się palić, Niemcy przy pomocy dział szturmowych, względnie czołgów, przestrzeliwali mury oraz kleinowskie stropy dla lepszego „cugu” (m.in. ul. Raszyńska 58, początek sierpnia).

5. W ogrodzie willi przy zbiegu ulicy Wawelskiej i Prokuratorskiej 11 sierpnia 1944 znalazłem kilkanaście (zdaje się czternaście) zwłok osób cywilnych, między innymi kobiet i starców, pomordowanych przez Niemców. Większość z nich była zmasakrowana do niepoznaki. Z uwagi na brak większych plam krwi, przypuszczam że zwłoki były przywiezione i że nie było to miejsce egzekucji.

W związku z zeznaniem von dem Bacha, który – wyliczając oddziały niemieckie – nie wymienił SS-Galizien, stwierdzam, że obecność członków tej formacji stwierdziliśmy na zasadzie dowodów osobistych znalezionych w ubraniach poległych w walkach o blok przy ulicy Wawelskiej. Osobiście widziałem – o ile mnie pamięć nie myli – dwa takie dowody. Wywiad na dzień 1 sierpnia 1944 roku podany do wiadomości dowódców oddziałów stwierdzał obecność Ukraińców z SS-Galizien w domu akademickim.

Tak zeznałem. Odczytano.