HINDA SOMMER

Tarnów, dnia 15 lipca 1946 r. Bronisław Maciołowski, prezes Sądu Okręgowego w Tarnowie i członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, za przybraniem protokolantki K. Kułaczówny, na zasadzie art. 254 i 255 kpk, przesłuchał w charakterze świadka Hindę Sommer, która po upomnieniu [o treści] art. 107 i 115 kpk zeznała, jak następuje:


Imię i nazwisko Hinda Sommer
Data i miejsce urodzenia 1915 r., Tarnów
Miejsce zamieszkania Tarnów, ul. Folwarczna 6
Zawód krawczyni
Wyznanie mojżeszowe

Wojna zaskoczyła mnie w Tarnowie i w Tarnowie byłam, kiedy wkroczyli Niemcy. W pierwszych dniach po ich wejściu wyjechałam do Przemyśla z zamiarem przedostania się do Rosji, a gdy to się nie udało, powróciłam do Tarnowa. Kiedy w lipcu 1942 r. wysiedlano Żydów z ich mieszkań i założono getto, wówczas i ja zostałam w nim umieszczona. Jako krawczyni zostałam przydzielona do pracy w firmie „Lauer”. W tej też firmie pracowałam, gdy we wrześniu 1943 r. zarządzono likwidację getta.

Zaczęło się to, o ile sobie przypominam, 2 września 1943 r. Wcześnie rano, o godz. 5.00, żołnierze niemieccy oraz żydowscy Ordnungsmani wypędzali wszystkich mieszkańców getta na pl. Magdeburski, gdzie gromadzono się, każdy w swojej grupie pracy, a więc ja stałam w grupie pracowników krawieckich, dalej były grupy takie, jak „Papapol” „Łacina” „Montan” itp.

Wyjaśniam, że ludzie w grupie „Papapol” to byli przeważnie niefachowcy, zajęci jedynie lepieniem papy. Czym byli zajęci pracownicy w grupie „Łacina” – nie wiem. W grupie „Montan” byli zebrani robotnicy przy drogach i tym podobnych pracach. Grupa ta, w której ja się znajdowałam, musiała klęczeć na ziemi. W tej pozycji przetrwaliśmy ok. godziny. Czy inne grupy, dalsze, też musiały klęczeć, tego nie zauważyłam. Po jakiej godzinie mogliśmy się swobodniej zachowywać, tj. usiąść lub stać.

W tym czasie przechadzał się przed grupami wysoki Niemiec, o którym mówiono, że jest to komendant (Lagerführer) obozu w Płaszowie, nazwiskiem Göth. Przemawiał on do nas, abyśmy się niczego nie bali, że on nas zabiera do swego obozu w Płaszowie do pracy, żeby zabrać ze sobą swoje rzeczy, jak pościel itp. przedmioty codziennego użytku, z wyjątkiem ostrych narzędzi, jak noże. Wówczas to rozdzielał mężczyzn od kobiet, dzieci od rodziców, tworząc z nich osobne grupy. Kiedy w pewnym momencie chciałam przejść ze swej grupy do męża, który stał w grupie „Papapol”, sam Göth uderzył mnie nahajką przez głowę, dziś jednak nie pamiętam, ile razy. Również i nasi Ordnungsmani powstrzymywali od przejścia z mej grupy, tłumacząc, że przecież wszyscy znajdziemy się w Płaszowie i tam spotkamy się z mężem.

W pewnym momencie zauważyłam, że ludzi zgrupowanych w „Papapolu”, „Łacinie”, „Montanie” zabrano i wyprowadzono z getta. Z opowiadania wiem, że grupa ta została przewieziona do Oświęcimia i tam zginęła. W transporcie tym znajdował się i mój mąż Szymon, który dotąd nie wrócił. Po moim powrocie do Tarnowa, po wypędzeniu Niemców, opowiadały różne osoby, że cały ten transport, w którym i mój mąż się znajdował, został uśmiercony w obozie w Oświęcimiu. Grupa, w której ja się znajdowałam, siedziała cały dzień na placu. Nie tylko cały dzień, lecz całą noc do drugiego dnia do popołudnia.

Wyjaśniam, że przy wypędzaniu nas z mieszkań w pierwszym dniu nasi Ordnungdsmani już wówczas kazali nam zabrać ze sobą potrzebną odzież i pościel. Wychodząc na plac, zabrałam ze sobą poduszkę, pierzynę, suknie i z tymi rzeczami na drugi dzień koło godz. 14.00 zostałam wraz z innymi osobami odprowadzona na dworzec kolejowy, gdzie nasze rzeczy musieliśmy złożyć do osobnego wagonu, a my, ludzie, zostaliśmy umieszczeni w innych wagonach. Na dworcu Göth zarządził wydalenie z wagonów wszystkich dzieci i przy tej sposobności niektóre dzieci z rodzicami zostały rozstrzelane na miejscu. Ja sama tego nie widziałam, ale po przyjeździe do Płaszowa niepamiętne mi już dziś osoby wymieniały nazwiska tych Żydów, Żydówek i dzieci, którzy przez Götha i na zarządzenie Götha zostali rozstrzelani w Tarnowie. Między innymi wymieniono nazwisko mej kuzynku Ruchli Weiner z dzieckiem. Czekając na odejście pociągu z Tarnowa do Płaszowa, słyszałam z wagonu, że na dworcu padały jakieś strzały, przypuszczam więc, że były to strzały oddawane do dzieci i ich rodziców wyrzuconych z wagonów.

Po przybyciu do Płaszowa grupa kobiet, w której ja się znajdowałam, została umieszczona w baraku dla samych kobiet i przez parę dni początkowo byłyśmy używane do pracy takiej jak noszenie desek i porządkowanie obozu. Później uruchomiono warsztaty i zostałam przydzielona do warsztatów krawieckich.

W Płaszowie pracowałam do marca 1944 r. Następnie zostałam przeniesiona w grupie ok. 300 kobiet do Skarżyska, gdzie przebywałam pięć miesięcy, pracując w fabryce amunicji. Po pięciu miesiącach zostałam przeniesiona w grupie mieszanej do Częstochowy, również do fabryki amunicji, gdzie przebywałam do nadejścia Armii Czerwonej, a więc do czasu wyzwolenia.

Podczas pobytu w Płaszowie sama na własne oczy widziałam kilka razy, że Göth bił nahajem ludzi, jeśli który nierówno stał w rzędzie podczas apelu. Innych jego występów na własne oczy nie widziałam.