WINCENTY CENDER

Dnia 22 lutego 1949 r. Sąd Grodzki w Lipsku nad Wisłą w osobie Sędziego Anieli Krężelewskiej, z udziałem protokolanta Stanisława Wrońskiego, na wniosek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, stosownie do art. 4 Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293) oraz na zasadzie art. 254 KPK, przesłuchał w charakterze świadka w trybie art. 107, 109, 113, 115 tegoż kodeksu osobę niżej wymienioną, która po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie, o znaczeniu przysięgi i po zaprzysiężeniu w formie przewidzianej w art. 111 KPK zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Wincenty Cender
Data i miejsce urodzenia 1 stycznia 1894 roku w Lipsku nad Wisłą
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość polska
Zawód rolnik
Miejsce zamieszkania Lipsko nad Wisłą
Karalność niekarany

Byłem obecny w Lipsku w chwili wkroczenia do miasteczka Niemców rankiem w dniu 8 września 1939 roku. Do południa Niemcy zachowywali się spokojnie, potem jednak dokonali masowych aresztowań mężczyzn – Polaków i Żydów, przy czym aresztowanych spędzono na Rynek, obok remizy strażackiej. Ja byłem również zaaresztowany i na skutek prośby skierowanej do grupy zatrzymujących mię Niemców zostałem puszczony do domu z obietnicą, że za chwilę stawię się w oznaczonym miejscu, w domu jednak schowałem się i na Rynek nie poszedłem. Po chwili przyszło do mego domu dwóch Niemców z zamiarem podpalenia moich zabudowań, prosiłem jednak, żeby podpalenia zaniechali. Niemcy ci odeszli i podpalili sąsiednie zabudowania żydowskie, i tam strzelali.

Momentu strzelania nie widziałem. Słyszałem tylko strzały. Jednego bardzo ciężko rannego Żyda żona rannego wyniosła z płonących zabudowań na moje podwórze, gdzie wkrótce zmarł po otrzymaniu strzału w brzuch. Ranny jelita miał na wierzchu. Spalono wtedy około stu zabudowań, przeważnie żydowskich, wraz ze starą modrzewiową bóżnicą, według opowiadań Żydków miejscowych – mającą mieć trzysta lat. Między spalonymi zabudowaniami po przygaśnięciu pożaru widziałem około dziesięciu trupów żydowskich, które następnie drugiego czy też trzeciego dnia ich współwyznawcy zakopali na placu bóżniczym. Następnego dnia, to jest 9 września 1939 roku, słyszałem strzały i z opowiadań ludzi dowiedziałem się, że około dwudziestu Żydów znów było zabitych. Zajmujący miasteczko Niemcy ubrani byli w mundury zielone, na głowach mieli hełmy. Nie mogę sobie przypomnieć, czy na mundurach mieli jakieś specjalne odznaki. Baliśmy się ogromnie wychodzić, bo życie każdego z nas wisiało na włosku.

Gdy pierwszego dnia wyszedłem o godzinie 6.00 wieczorem z domu, chcąc ratować zapalający się parkan mego obejścia, strzelił do mnie Niemiec, lecz mię nie trafił. Schowałem się wtedy do komórki na podwórzu, bojąc się pójść do domu, i przesiedziałem w niej całą noc i część następnego dnia. Trzeciego i następnych dni już nikogo nie mordowano, a Żydom nakazano pogrzebanie zabitych we wspólnej mogile na placu bóżniczym. Słyszałem, że zabitych w okolicy kirkuta – cmentarza żydowskiego – pogrzebano gdzie indziej. Ilu tam Żydów zabito, nie wiem.

Na tym protokół zakończono i po odczytaniu podpisano.