JAN JANIKOWSKI

Szósty dzień rozprawy

Świadek Jan Bronisław Janikowski, urodzony w Warszawie w 1888 roku, podpułkownik służby czynnej, zamieszkały w Wawrze, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Pan pułkownik został wezwany w charakterze świadka w związku z morderstwem popełnionym przez Niemców w Wawrze. Proszę Trybunałowi krótko i treściwie przedstawić przebieg zajść w Wawrze.

Świadek: Czy Wysoki Trybunał pozwoli, że przed tym, nim zacznę składać zeznania, złożę pewne wyjaśnienia w stosunku do obecnego tu płk. Daumego?

Przewodniczący: Sprawa płk. Daumego wiąże się ze sprawą wawerską.

Świadek: Dlatego chciałbym podać pewne wyjaśnienie. Z prasy dowiedziałem się, że Daume utrzymuje, że kiedy zostało popełnione morderstwo w Wawrze, nie był przewodniczącym sądu, który się tam odbywał. Otóż stwierdzam z całą stanowczością, że płk. Daume…

Przewodniczący: Oskarżony Daume.

Świadek: …że oskarżony Daume, mówiąc, iż przewodniczącym był nie on, ale major Haase z korpusu sądowego, mówił nieprawdę. On był przewodniczącym, on wydawał rozkazy i rozporządzenia, major Haase pełnił raczej funkcję oskarżyciela publicznego, jak gdyby prokuratora, ale nigdy nie był przewodniczącym i w ogóle do sprawy się nie wtrącał. To chciałem zaznaczyć.

Zamieszkiwałem w Wawrze przed rokiem 1939 przy ul. Józefa Piłsudskiego 46. W nocy z 26 na 27 grudnia 1939 roku miało miejsce zajście w tej restauracji, o którym wiadomo z prasy, więc powtarzać tego nie będę. Tej nocy około godziny jedenastej trzydzieści na podwórze domu, w którym mieszkałem, przybyło dziesięciu żołnierzy pod dowództwem podoficera. Sześciu zostało pod bramą, czterech wkroczyło do mieszkania i zapytali, kto tu mieszka. Powiedziałem, że ja z matką, żoną i siostrą. Zapytali, czy jest więcej mężczyzn. Powiedziałem, że nie ma. Potem zapytali, czy jestem oficerem. Powiedziałem, że tak. – To chodź z nami. Mówię, że zaraz, ale muszę się ubrać, bo przecież zerwałem się dopiero z łóżka. Odpowiedzieli: Nie, zaraz, schnell. Matka chciała mi dać niezbędne rzeczy jak jedzenie, ręcznik, mydło. Odsunęli to wszystko, mówiąc, że to niepotrzebne, tylko prędko trzeba iść. Dokumenty też niepotrzebne, jak powiedzieli, ale na wszelki wypadek wziąłem ze sobą dokument.

Zaprowadzili mnie na ulicę II Poprzeczną i ustawili mnie jak wszystkich innych, w trzy szeregi. Po jakimś czasie odliczono dziesięciu i kazano iść na ul. Poprzeczną, dom Klemensiewicza. Mam szkic tego domu.

Przewodniczący: To jest w aktach.

Świadek: Nas zgromadzono koło małego domku, koło grobu porucznika Blokholza czy coś takiego, który był zabity w 1939 roku. Czekałem jakiś czas i obserwowałem, co się dzieje na podwórzu. Działy się tam straszne rzeczy, bo wszystkich tych, których zgromadzono, nieludzko traktowano. Ni z tego, ni z owego żołnierze podchodzili i bili poszczególnych ludzi, czy to karabinem, czy kijem. Jeden z Niemców miał trzcinę i bił wszystkich po głowach. Czego chcieli, nie wiadomo było. Po prawej stronie domu była gromadka tych, którzy już byli osądzeni. Z lewej strony widziałem człowieka tylko w bieliźnie, który stał na mrozie, a zaznaczyć trzeba, że było wtedy jakieś osiemnaście stopni mrozu. To trwało jakąś godzinę.

Następnie wezwano mnie do domu. To jest dom wysoki, parterowy, mniej więcej na dwa metry wysokości. Prowadzi do niego około dziesięciu stopni, po których trzeba było wejść do sali rozpraw. Jak się wchodziło, żołnierze z prawej i lewej strony uważali, że trzeba kopać każdego wprowadzonego. Mnie też chcieli kopnąć, ale się jakoś zgrabnie usunąłem, tak że jeden z żołnierzy, który się zamachnął, omal nie spadł ze schodów. Po wejściu spotkałem się oko w oko z gestapowcem, który z karabinem i rewolwerem wprowadził mnie do sali. Żołnierze stali z prawej i lewej strony i znów przy wprowadzaniu na salę uważali za potrzebne podstawiać nogę. Ale zauważyłem to i wchodziłem wolno, tak że nie upadłem, tylko jeden uderzył mnie z lewej strony, a drugi w głowę. Podszedłem do stołu, gdzie był przewodniczący, oskarżony Daume, obok niego pisarz, a dalej nieco prokurator, major Haase.

Przewodniczący: Którego pan pułkownik rozpoznaje na ławie oskarżonych jako Daumego?

Świadek: (wskazuje) Ten ze słuchawkami w ręku, w zielonym mundurze. Jak mnie wprowadzono na salę rozpraw, rozpoczęło się badanie. Był taki stół, dłuższy od tego pod oknem, był major, pułkownik i jeszcze kilku oficerów, zdaje się, że także porucznik Stefan, który był komendantem Anina.

Adwokat Węgliński: Nastąpiło uszkodzenie w aparaturze, oskarżony Daume nie słyszy zeznań, które są dla niego ważne.

Przewodniczący: Zarządzam pięciominutową przerwę.

Świadek: Rozpoczęły się badania. Stały tam dwa stoły, przy jednym stał obwiniony Daume, przy nim pisarz, z boku stał prokurator i dwaj porucznicy, obok drugiego stołu pewna liczba oficerów, między innymi por. Stefan, komendant Anina.

Badanie rozpoczęło się od tego, że pisarz, który miał przed sobą arkusz papieru częściowo zapisany, zapytał się mnie: Nazwisko i imię, rok urodzenia, zawód. Gdy mu powiedziałem, że jestem majorem, obwiniony Daume zwrócił się do mnie: Jesteście oficerem, tak, czy legionistą? – Nie, jestem oficerem zawodowym armii rosyjskiej. – Braliście udział w wojnie światowej? – Tak. – A z kim walczyliście? – Z Austriakami i Niemcami. – Hm, a gdzie? – Pod Lublinem. – W jakiej armii? Czwartej, gen. Ewerta. – Przeciwko komu? Znacie tamtych dowódców? – Owszem, był Auffenberg i Dankl. Potem powiedział: Czy byliście ranni? – Tak, w nogę. Wtedy oficerowie podchodzili do mnie i patrzyli, czy byłem ranny. Obwiniony Daume jakby skinął na prokuratora, żeby też podszedł do mnie. Podszedł, zobaczył i powiedział: Loch, bo mam w tej nodze przestrzeloną dziurę. Na tym badanie się skończyło. Obwiniony Daume zwrócił się wówczas do mnie: Czy pan ma dowód, legitymację lub coś podobnego, na podstawie czego można by stwierdzić, że jesteście oficerem? Pokazałem mu legitymację polską, wystawioną przed 1929 rokiem przez Ministerstwo Spraw Wojskowych. Popatrzył: – Phe, polska, to można sfałszować. – Przepraszam, ale ja się fałszowaniem dokumentów nie trudnię! Rzucił i oddał mi.

Wtedy wszedł prokurator i zaczął mówić, że Polacy zrobili źle, że jakiś wypadek miał miejsce na terenie Anina, zastrzelono dwóch żołnierzy, ale on widzi, że ten, który zastrzelił, to nie należy do wojska, że to była osoba cywilna. Z uwagi na to, że jestem przedstawicielem wojska nie mam z tym nic wspólnego i powiedział, że my jesteśmy oficerami, więc jest między nami więź korporacyjna, zdaje się, że powiedział coś jak esprit du corps, tego nie będę utrzymywał. Jak prokurator skończył, to obwiniony kiwał głową, że jest z tego niezadowolony, nieprzekonany i zwrócił się do mnie, czy ja nie mam jeszcze jakiegoś innego dowodu oprócz tej polskiej legitymacji. Owszem, mam niemiecki dowód. Tak, niemiecki? Oto odpis tego dokumentu wydanego przez Kommandantur Warschau, Bescheinigung, wystawiony, że taki a taki niemobilizowany, zadośćuczynił i zgłosił się w Warszawie. To było 10 października. Ostatni dzień rejestracji wszystkich oficerów, którzy przebywali w Warszawie. Pokazałem mu to, przeczytał i podarł: – Teraz nie posiadacie żadnego. – Tak, niestety, nie mam teraz żadnego dokumentu. Zobaczyłem, że wszystko, co powiadam, go nie przekonuje. To, co powiedział prokurator, nie trafia do jego przekonania, że to jest vox clamantis in deserto, głos wołającego na puszczy, że to, co powiem, go nie przekona, widzę, że sytuacja jest beznadziejna, bo zostało tylko to, żeby mnie odprowadzić razem z innymi. Wtedy ja sobie przypomniałem, że dobrze jest walczyć z Niemcami, jeżeli się jest bezczelnym. Więc zaryzykowałem. Kiedy on mi podarł ten dokument, to ja powiedziałem: Czytałem i mówiono mi, że armia niemiecka jest ideałem, wzorem dla innych, armia par excellence, armia, która powinna być wzorem dla innych, a to, co pan zrobił, nie widzę, żeby to należało do doskonałości, gdyż Bescheinigung zostało mi wydane na podstawie rozporządzenia dowódcy, generała porucznika Kokenhausena. Było rozporządzenie, że każdy oficer musi się meldować i otrzymuje takie zaświadczenie. Jeżeli pan w obecności swoich podwładnych, a w szczególności osoby obcej, to jest mnie, nie szanuje przepisów swojej władzy i podrywa jej autorytet, to co można sądzić o armii niemieckiej? Tak być nie powinno. Obwiniony bardzo się oburzył, nawet myślałem, że mnie zastrzeli z tego rewolweru, który miał przy sobie, ale widząc ironiczne uśmiechy swych podwładnych opanował się, podszedł do pisarza znajdującego się o dwa kroki od niego, cały czas trzymał linijkę, którą nerwowo stukał, i kazał mnie skreślić z wykazu skazanych na śmierć. Powiedział, że w ciągu trzech dni mam się zameldować w sejmie na ul. Wiejskiej, w hotelu sejmowym, tam był jakiś batalion, to otrzymam nowe zaświadczenie. Powiedziałem, że dobrze. Następnie kiwnął na drugiego podoficera, coś mu powiedział, podszedł żołnierz do mnie i ten, który zapisywał i skreślał, powiedział: Jest pan wolny, może pan iść do domu. Na tym się skończyło.

Przewodniczący: Pan nie był obecny przy rozpoznawaniu przez sąd innych spraw?

Świadek: Nie, tylko przy tej jednej.

Prokurator Siewierski: Pan pułkownik określił oskarżonego Daumego jako przewodniczącego, a tego drugiego oficera mianem prokuratora. Może pan pułkownik przedstawi Trybunałowi, z jakich faktów pan wywnioskował, jakie funkcje oni pełnili.

Świadek: Trudno mieć inne wrażenie, jeżeli człowiek stoi za stołem, przy nim siedzi pisarz, on wydaje rozkazy, a przy tym jest podpułkownikiem, a tamten majorem. W wojsku przestrzega się ściśle tego, że podwładnym może być tylko młodszy, a nie starszy. Jakie można mieć wrażenie, jeżeli on wydaje rozporządzenia, a ten niby przewodniczący, major Haase stoi z boku i tylko odpowiada na pytania? Ten dokument wręczyłem właśnie oskarżonemu Daumemu i on go podarł, nawet nie dał do przeczytania Haasemu, więc z tego wynika, że tamten grał drugorzędną rolę.

Przewodniczący: Więc z zachowania się Daumego nabrał pan przekonania, że on jest przewodniczącym tego tzw. sądu?

Świadek: Nie przesądzam tego, że mogło to być tylko w chwili, kiedy mnie sądził, może ta rola była dublowana. W tej chwili, kiedy mnie sądził, jestem przekonany i oświadczam jeszcze raz uroczyście wobec Boga, prawa i sumienia własnego, że to on był przewodniczącym, a nie tamten major.

Prokurator Siewierski: Pan ma świadomość, jak ważne jest to zeznanie dla sprawy oskarżonego Daumego?

Świadek: Tak jest.

Prokurator Siewierski: Czy pan dobrze pamięta, że to istotnie był Daume, którego pan określa mianem przewodniczącego?

Świadek: Panie prokuratorze. Ja pułkownika Daumego osobiście nie znałem i obecnie nie mogę stwierdzić, że to jest Daume, ja tylko stwierdzam, że to jest ta sama osobistość, która mnie sądziła. Ja nie wiem, czy to jest Daume. Z gazet dowiedziałem się, że Daume był przewodniczącym i stwierdzam z całą świadomością, że osobnik, który siedzi na ławie oskarżonych, to jest ten sam, który mnie sądził, i który mnie zwolnił.

Prokurator Siewierski: W jakim momencie dla aresztowanych stało się jasne, że ich prowadzą na śmierć?

Świadek: Ze stuprocentową pewnością nie można było stwierdzić, że są prowadzeni na śmierć, dlatego że człowiek nawet w ostatniej chwili ma przebłysk nadziei, że może się coś stanie, łudzi się, że to są tylko pozory. Z tego, co mnie spotkało, miałem pewne dane, że stanie się coś złego, pocieszało mnie tylko, że gorzej byłoby, gdybym tylko był sam. Myślałem, że w tak licznym towarzystwie nie będzie jakichś specjalnych represji, że w ostateczności załadują nas do jakiegoś pociągu i wywiozą do Niemiec. Nie miałem stu procent pewności, że chcą mnie rozstrzelać.

Prokurator Siewierski: Może pan jeszcze wyjaśni, czy pan był jednym z pierwszych wezwanych przed ten sąd, czy jednym z późniejszych?

Świadek: Lista była na arkuszu liniowanym. Kiedy ja przyszedłem, było z piętnaście nazwisk napisanych. Oprócz tego w podwórzu numer trzy widziałem grupę osób, które tam stały. To była ta sama lista skazanych na śmierć, bo na tej liście mnie wykreślono.

Prokurator Siewierski: Czy ktoś z nich był panu znany z nazwiska?

Świadek: Tak. Ja tam mieszkam dwadzieścia lat, więc dużo osób znam.

Prokurator Siewierski: Na czym polegało rozpytywanie pana o dane osobiste, zanim doszło do tego legitymowania?

Świadek: On mnie się pytał o nazwisko, imię i zapisał to wszystko.

Prokurator Siewierski: A czy pytano pana przed sądem o jakieś czyny?

Świadek: Jeżeli prawdę powiedzieć, to w ogóle ludzie nie byli poinformowani, co im się zarzuca. Mnie nie stawiano żadnych pytań i nie miałem stuprocentowej pewności, o co właściwie chodzi.

Prokurator Siewierski: Czy byli badani świadkowie, którzy by ustalili, jaki przebieg miało to zabójstwo?

Świadek: Tam świadków nie było, byli tylko obwinieni.

Adwokat Wagner: Czy pan pułkownik przypomina sobie, jaka formacja przeprowadziła aresztowanie, sądzenie i wykonanie wyroku?

Świadek: W tej chwili, kiedy miał miejsce fakt sądzenia, nikt tego powiedzieć nie mógł, bo na naramiennikach nie było odznak. Później się dowiedziałem, że to był 6 Batalion, 2 kompania policji politycznej.

Adwokat Wagner: Policji politycznej czy porządkowej?

Świadek: Politycznej.

Adwokat Wagner: Gdzie stacjonowała?

Świadek: Nie chcę powiedzieć czegoś niezgodnego z prawdą, nie wiem dokładnie. Wiedziałem tylko, że ten batalion przybył z Warszawy samochodami.

Adwokat Wagner: Panu odebrano dokumenty i kazano się zgłosić. Dokąd?

Świadek: Na ulicę Wiejską, do hotelu sejmowego. Poszedłem tam. Jak zobaczyłem na drugi dzień, że tam stoi gestapo i że wszyscy są uzbrojeni, powiedziałem sobie: lepiej nie pójdę. I nie poszedłem.

Adwokat Wagner: Czy pan pułkownik, idąc do gestapo, nie zainteresował się, jaka stoi tam formacja?

Świadek: Na razie nie. Potem dowiedziałem się, że 2 i 3 kompania 6 Batalionu. Drugiego stycznia poszedłem do komendanta miasta, dostałem nowy Ausweis, zapłaciłem za niego tysiąc złotych. Nawet był lepszy, bo jakiś major podpisał, że w wojsku nie byłem, żadnego udziału w walkach nie brałem i że żadnego niebezpieczeństwa nie ma z mojej strony.

Adwokat Węgliński: Panie pułkowniku, może pan powie Trybunałowi, kiedy pierwszy raz zetknął się pan z nazwiskami Niemców, którzy brali udział w tym tzw. sądzie w Wawrze?

Świadek: Jakaś pani, której zastrzelono męża czy kogoś innego powiedziała mi: Czy pan wie, jak nazywali się Niemcy z sądu? Odpowiedziałem, że nie wiem. Powiedziała: Niech pan wie, że jeden nazywa się Daume.

Adwokat Węgliński: Jak długo potem było to powiedziane?

Świadek: Więcej jak w pół roku po tym.

Adwokat Węgliński: Czy pan nie brał udziału w dochodzeniach przeprowadzonych przez władze polskie w sprawie wypadków w Wawrze? Czy pan pułkownik wiedział o takich dochodzeniach?

Świadek: Dochodzenia były przeprowadzane. Było ogłoszone, że każdy, kto coś wie, ma się zgłosić. Składałem zeznania przed sędzią Halfterem.

Adwokat Węgliński: Pytam się o rok 1939 i początek 1940.

Świadek: Nic nie wiem i wtedy nikomu żadnych zeznań nie składałem.

Adwokat Węgliński: Pan pułkownik był łaskaw powiedzieć Trybunałowi, że jak wszedł do pokoju, to były w pewnym sensie podzielone role, był przewodniczący, prokurator, pisarz, że było coś podobnego do sądu. Dlaczego o tym sądzie nie mówił pan wcale przy przesłuchaniu przez sędziego Halftera?

Świadek Janikowski: Nie pytano mnie o to.

Adwokat Węgliński: Pan powiedział, że prokurator wygłosił przemówienie, po części nawet w pańskiej obronie. Tego w protokole przesłuchania nie ma.

Świadek: Być może, bo było to tak szybko zrobione i niedokładnie.

Adwokat Węgliński: Pan pułkownik był kilka razy przesłuchiwany.

Świadek: Raz byłem przesłuchiwany, wtedy, kiedy do Norymbergi miało się wysłać przesłuchanie.

Adwokat Węgliński: A kwestia oglądania pańskich ran? Dlaczego pan o tym nie mówił?

Świadek: Mówiłem, że to było tak szybko i krótko robione, że być może, że nie o wszystkich rzeczach mówiłem i teraz nie o wszystkim powiedziałem.

Adwokat Węgliński: Komu pan pokazał dowód oficerski?

Świadek: Oskarżony Daume powiedział, że taki dokument można sfałszować.

Adwokat Węgliński: W jakim języku pan rozmawiał w tym pokoju? Po polsku czy po niemiecku?

Świadek Janikowski: Z początku pytano mnie po niemiecku i chciałem odpowiadać po niemiecku. Kiedy nabrałem przekonania, że wszyscy rozumieją po polsku – takie miałem wrażenie – to mówiłem po polsku.

Adwokat Węgliński: Czy oskarżony Daume mówił po polsku?

Świadek: Zwracał się za pośrednictwem pisarza i tłumacza.

Adwokat Węgliński: Jak to było przy tym stole? Gdzie był oskarżony Daume i major Haase?

Świadek: Mam taką mapkę. Były dwa stoły. Przy jednym oknie stała grupka oficerów i stał drugi stół, za tym stołem stał Daume, tuż obok siedział pisarz, podporucznik jakiś bardzo wysoki i koło mnie – za mną – stał prokurator major Haase (świadek ilustruje rozkład pozycji ludzi w pokoju przy sądzie w Wawrze).

Adwokat Węgliński: Dlaczego w śledztwie pan pułkownik inaczej przedstawiał? W śledztwie pan zeznał, że ten major stał za stołem.

Świadek: Wszyscy stali za stołem. Tylko zależy w jakim miejscu.

Adwokat Węgliński: Pan powiedział, że stał z tyłu za panem.

Świadek: Stwierdzam teraz, jak było.

Adwokat Węgliński: Najwyższy Trybunale! Nie będę ustalał szeregu sprzeczności między zeznaniami w toku śledztwa i obecnie na rozprawie. Będę prosił z powodu tych sprzeczności w zeznaniach o ujawnienie i zaliczenie do akt sprawy zeznania świadka z 16 października 1945 roku przed sędzią śledczym Halfterem w IV tomie akt sprawy. Mam jeszcze kilka pytań, tylko nie będę wyjaśniał sprzeczności. Może pan pułkownik powie, kto ogłaszał wyrok? Czy był ogłaszany wyrok?

Świadek Janikowski: Mnie mówiono, że był ogłoszony. Przy mnie nie był. Mówiono, że przewodniczący.

Adwokat Węgliński: A ci oficerowie byli w płaszczach czy rozebrani?

Świadek: Wszyscy rozebrani. Tylko obwiniony Daume był w płaszczu i w czapce.

Adwokat Węgliński: Czyli pan dystynkcje majora zauważył, bo był nie w płaszczu, tylko w mundurze.

O której godzinie pan był wolny? Jak długo pan był w pokoju?

Świadek: Przeszło dwie i pół, dwie godziny.

Adwokat Węgliński: Czy pan sam poszedł do domu?

Świadek: Obwiniony Daume skinął na podoficera, wskazał mu na mnie, pisarz powiedział, że jestem wolny i że mogę iść do domu.

Adwokat Węgliński: Czy po opuszczeniu pokoju spotkały pana pułkownika jakieś przykrości?

Świadek: Przeciwnie. Przedtem żołnierze chcieli mnie bić, teraz przyjmowali postawę zasadniczą, przeszedłem bez żadnych przeszkód. Tylko na ulicy, jak stał kordon żołnierzy, jeden z podoficerów, względnie z dowódców, zapytał dokąd mnie prowadzi, czy na rozstrzelanie? Ten odpowiedział: Nie, do domu. Tamten machnął ręką i odprowadzono mnie.

Adwokat Wagner: W związku z zeznaniami świadka chcę zadać jedno pytanie oskarżonemu Daume. Oskarżony Daume, proszę powiedzieć sądowi, czy 6 Batalion to była Ordnungspolizei czy inna?

Oskarżony Daume: To była niemiecka policja porządkowa.

Adwokat Wagner: Czy sztab 6 Batalionu znajdował się przy ul. Wiejskiej w sejmie?

Oskarżony Daume: O ile sobie przypominam, w domu akademickim.

Adwokat Wagner: Czy pomiędzy Ornungspolizei a Stadtpolizei była zależność?

Oskarżony Daume: Nie.

Adwokat Wagner: Czy oskarżonemu Daume wiadomo coś o udziale oskarżonego Meisingera wypadkach wawerskich?

Oskarżony Daume: Nie.

Adwokat Wagner: Więcej pytań nie mam.

Adwokat Węgliński: Oskarżony Daume ma jedno pytanie do świadka.

Przewodniczący: Proszę.

Oskarżony Daume: Wysoki Sądzie, panie prezydencie! Chciałbym się tylko wypowiedzieć, co do jednego zdania, które wygłosił świadek. Pan świadek wnosi z mego stanowiska ówczesnego, jako podpułkownika, że musiałem być przewodniczącym, gdyż powiedział: Jeżeli pułkownik jest przy tym, a jest to wyższy stopień niż major, to musi być przewodniczącym. Tak mniej więcej powiedział świadek. Chciałbym zaznaczyć, że według przepisów służbowych, jeżeli do tego mogę jeszcze powrócić – tak według przepisów służbowych sądu policyjnego doraźnego – jedynie upoważnionym do przewodniczenia w tak utworzonym sądzie policyjnym jest dowódca samodzielnego batalionu, a tym był major Haase. Ewentualnie przewodniczyć może dowódca kompanii samodzielnej. W tym wypadku według niemieckiego prawa tylko dowódca batalionu – a więc major Haase – mógł być przewodniczącym trybunału doraźnego, utworzonego przez siebie.

Sędzia Rybczyński: Chciałbym zapytać oskarżonego Daume, czy wszystkie inne fakty w zeznaniach płk. Janikowskiego miały miejsce?

Oskarżony Daume: Pierwszej części wywodów świadka aż do przerwy nie słyszałem, ponieważ nie była tłumaczona. Co do drugiej części muszę powiedzieć:

Nie jest dla mnie jasne, co świadek rozumie pod pojęciem prokuratora. Chciałbym zaznaczyć tutaj, że według przepisów o policyjnych sądach doraźnych przy takich sądach nie ma żadnego prokuratora.

Mam wrażenie, proszę świadka o wybaczenie, jeżeli to powiem, że świadek myli się co do osób. Wszystkich pytań, które wprowadzonym stawiano, nie stawiał żaden prokurator, ani ja, ani nikt inny, tylko jedynie i wyłącznie przewodniczący policyjnego sądu doraźnego, major Haase.

Pamiętam, że wielu innych polskich panów przy badaniu ich dowodów osobistych tak samo stwierdzało, że mają w ręku zaświadczenia od niemieckich urzędów pracy. To stwierdził przewodniczący, major Haase, i zwalniał ich. To samo było w wypadku pułkownika, świadka.

Sędzia Grudziński: Ostatecznie miał świadek wrażenie, że kto pana zwolnił?

Świadek Janikowski: Obwiniony.

Sędzia Grudziński: Czy usłyszał pan jego oświadczenie, czy też było to pańskie wrażenie? Pan zna język niemiecki, proszę sądowi ten moment dokładnie przytoczyć.

Świadek Janikowski: Wysoki Trybunale! Było tak, że przy końcu skreślić mnie kazał z listy obwiniony. W lewym ręku trzymał on linijkę i stukał o stół. Potem podszedł do pisarza i powiedział: Skreślić to. Pisarz przy nim skreślił moje nazwisko.

Sędzia Grudziński: Co potem?

Świadek: Jak tylko skreślił moje nazwisko, pisarz coś powiedział, czego nie słyszałem i skinął na podoficera w rogu, ten podoficer wezwał jednego żołnierza. Żołnierz stanął koło mnie, a pisarz powiedział: Jesteście wolni, możecie iść do domu.

Sędzia Grudziński: Czy wtedy Haase odzywał się, czy też zachowywał się biernie?

Świadek: Nic nie mówił. Przepraszam, że nazwałem go prokuratorem, powiedziałem jakby oskarżyciel. Haase stał koło mnie, zachowywał się biernie do chwili, kiedy obwiniony zwrócił legitymację i powiedział, że może być fałszywa, wtedy Haase powiedział, że nabiera przekonania, że jestem oficerem.

Przewodniczący: W jakim języku? Pan zna niemiecki?

Świadek: Po niemiecku. Ja zrozumiałem, a oprócz tego tłumaczył pisarz.

Adwokat Węgliński: Chcę powrócić jeszcze do tego momentu zachowania się Haasego. Pan był łaskaw zeznać, że on nabrał przekonania o tym, że jest pan oficerem. To było wszystko, czy jeszcze coś?

Świadek: Ja nie powtarzałem wszystkiego, co on powiedział, on mówił o więzi korporacyjnej, to już jest zafiksowane, ja już tego nie będę powtarzał.

Adwokat Węgliński: Czy pan sobie dokładnie przypomina moment skreślenia?

Świadek: Dokładnie.

Adwokat Węgliński: I pan twierdzi, że kto skreślił?

Świadek: Osobiście skreślił na polecenie obwinionego właśnie pisarz, tłumacz.

Adwokat Węgliński: W dochodzeniu pan to przedstawił, że osobiście wykreślił Daume.

Świadek: Miał linijkę w ręku i kazał skreślić.

Adwokat Węgliński: W dochodzeniu powiedział pan co innego.

Świadek: Ja tego nie rozumiem.

Adwokat Węgliński: Mogę odczytać.

Przewodniczący: Ustęp ten jest znany Trybunałowi.