JADWIGA BUBA

Ochotniczka (sekcyjna) Jadwiga Bubowa, Pluton Sztabowy Pomocniczej Służby Kobiet, Dow. Etapów, lat 35, mężatka, dwoje dzieci, mąż kapitan zawodowy 80 Pułku Piechoty w Słonimie. Obecnie przebywa w niewoli niemieckiej Oflag IX B, barak 18.

13 kwietnia 1940 roku rano o godzinie szóstej rano do mieszkania wkroczyło czterech bojców z karabinami, kazali nam spakować rzeczy i po godzinie opuszczać swoją siedzibę. Dzieci zaczęły płakać, ale widok łez jeszcze bardziej rozjątrzył bestialskich żołdaków, tak że zaczęli na nas krzyczeć. Samochodem odwieźli nas na stację, tam załadowali do pociągu zwierzęcego, 64 osoby w jednym wagonie, głód, chłód i ubóstwo i tak nas wieźli do siewiero-kazachstańskiej obłasti szesnaście dni, w warunkach nieodpowiadających nawet najprymitywniejszym wymogom higieny. Trzy osoby zachorowały na tyfus plamisty w czasie drogi. Co się z nimi później stało, nie wiem, gdyż kontakt został przerwany, w Ufie zabrano ich do szpitala.

Na stacji Pietuchowo otworzyli wagony i kazali wychodzić, ale nie znaczyło to, że gdzie kto chciał, tylko gdzie oni zawiozą. Zawieźli nas do wsi Swiatoduchówka oddalonej o 120 km od stacji Pietuchowo, tam otrzymaliśmy paszport upoważniający nas do przebywania w obrębie rejonu presnowskiego tylko, dalej nie wolno było. I tak pod pręgierzem ciągłego napędzania do pracy przeżyliśmy w tej wsi dwa lata. Mieszkało nas osiemnaście rodzin, przeważnie rodziny wojskowe i osadnicy. Do pracy pędzili, wyżywienie bardzo marne: na obiad zupa z prosa i 600 gramów chleba na osobę na dzień.

Stosunek NKWD był bardzo wrogi do nas. Propaganda komunistyczna, jakkolwiek na tym terenie bardzo szeroko rozwinięta, nie dała takich rezultatów, jakie by bolszewicy chcieli posiadać u siebie.

Pomocy lekarskiej żadnej nie było, ludzie nasi bardzo często i ciężko zapadali na zdrowiu, jednak śmiertelności nie było w tej wsi.

Łączność z krajem była bardzo słaba. Listy z kraju i z zagranicy prawie że nie przychodziły, a z posiołka to już zupełnie nie dochodziły.

Warunki mieszkaniowe były bardzo opłakane. Przeważnie po dwie rodziny i to wspólnie z ludnością ruską kazali nam mieszkać, razem ze zwierzętami w jednej izbie. Na przykład my mieszkaliśmy u ruskiej rodziny razem w jednej izbie, do której gospodyni wprowadziła cielaka, gdy się krowa ocieliła.

Życia towarzyskiego wcale nie było, gdyż Sowieci nie pozwalali nawet zbierać się na pogadanki sąsiedzkie, gdyż zaraz predsiedatiel zwoływał nas wszystkich Polaków zamieszkałych w danej miejscowości i groził, że jeżeli się to jeszcze raz powtórzy, to winnych ukarze wywiezieniem, a dokąd, to już nie wiadomo.

Tak też zrobili z panem Barancewiczem i p. Michalusiową, wywieźli ich na roboty przymusowe do Karagandy. Pani Michalusiowa razem z siedmioletnią córeczką była wywieziona do budowy kolei żelaznej, straciła zdrowie, dziecko też ciężko chorowało, a po amnestii wcale nie wróciła.

Zwolniona zostałam 30 sierpnia 1941 roku, a 12 kwietnia 1942 roku dostałam się do armii polskiej na podstawie zapotrzebowania, do szpitala w charakterze sanitariuszki.