WAWRZYNIEC DYKAS

1. [Dane osobiste:]

Kapral Wawrzyniec Dykas, rocznik 1900, rolnik, cieśla, żonaty.

2. [Data i okoliczności aresztowania:]

Dnia 27 września 1939 roku zostałem zabrany do niewoli z oddziałem 5 Batalionu [?] saperów w Łucku.

3. [Nazwa obozu, więzienia, miejsca przymusowych prac:]

Wywieziono mnie do Szepietówki, tam przebywałem dwanaście dni. Warunki życiowe: pół litra wody z małą przymieszką kaszy na dzień. Warunki spania: posadzka cementowa w koszarach, bez posłania.

Po dwunastu dniach pobytu z powrotem do Polski, pieszo do miasta Buska koło Lwowa, podróż 50 kilometrów dziennie, noc spędzona na polu [?]. Po tak „wygodnych” zimnych nocach kolegów co noc kilku umarłych zostawało. W obozie Busk zamieszkaliśmy w stajniach folwarku, około tysiąca ludzi. Warunki mieszkaniowe: na deskach, bez odzienia, od listopada 1939 do 1 lutego 1940 roku bez kąpieli i odzienia, w których to warunkach opanowały nas wszy i świerzb. Od 1 lutego poprawiły się warunki, gdyż nas wykąpali i zaczęło się parowanie bielizny, choć nie pranie. Pracą naszą było kopanie rowów przy szosie i bicie kamienia z wyznaczoną normą, której nikt nie podołał wykonać, dlatego nie dostawał wynagrodzenia za pracę i marne wyżywienie, gdyż wynagrodzenie wysługiwało tylko tym, którzy wykonali normę, to jest sześć metrów kubicznych w glinie wykopać, a osiem metrów piachu albo sześć metrów kamienia ubić na tak zwany pakielarz [?]. Odnoszenie się do Polaków bardzo surowe, z nienawiścią.

Kto nie mógł pracować z wycieńczenia, karany był głodem, a odstąpienie od pracy przysługiwało [dopiero przy] 38 stopniach gorączki. Chorych już bezprzytomnych wywożono niby do szpitala, z którego nikt nie wracał. Przewóz z jednego łagru do drugiego był w zamkniętych wagonach po pięćdziesięciu ludzi w wagonie towarowym, a nawet okna pozamykane i w każdym łagrze wyżywienie było podług pracy. Jeśli zdołał wykonać ich wyznaczoną normę, dostał warunki życiowe możliwe, ale z braku [sił i] wycieńczenia nikt nie zdołał wykonać. Dalej ostatni lagier był Teofipol, gdzie pracowaliśmy od godziny 4.00 rano do 6.00 wieczór, w tym pół godziny na obiad, który podwożony był z łagru siedem kilometrów do miejsca pracy, w beczkach nakrytych brudnymi workami. Obiad składał się z kapusty, trochę krup i słonej ryby razem gotowane.

W czasie wojny niemiecko-sowieckiej wygnali nas pieszo i pędzili bez przerwy osiemnaście dni. Wyżywienie: 200 gramów chleba i śledź, i to nie w każdy dzień. Wzbroniona była woda do picia. Raz dziennie cały obóz w czasie podróży wpędzali do stawu, chyba żeby się napić, poza tym choćby zemdlonemu nie wolno było zaczerpnąć sobie wody choćby przez nią przechodził – nachylenie się do rowu po wodę groziło śmiercią. Ludzie osłabieni, padający na drodze, byli kopani butami przez ochronę NKWD lub szarpani przez psy, które mieli ze sobą. W ten sposób zmuszali do dalszej podróży. Nieprzytomnych, którzy co chwila padali, ściągali do rowu, a co z nimi – nie wiadomo.

Ostatni okres – Starobielsk, tam wstąpiłem do Wojska Polskiego we wrześniu 1941 roku. Potwierdzam to, co napisałem, swoim nazwiskiem.