STEFAN KULESZA

1. [Dane osobiste:]

Plutonowy Stefan Kulesza, lat 39, rolnik, żonaty.

2. [Data i okoliczności aresztowania:]

W roku 1939, w czasie odwrotu spod Ostrołęki, dostałem się do niewoli niemieckiej. Wywieziono mnie wraz z całą masą innych jeńców do Prus Wschodnich. Po kilku dniach zostaliśmy skierowani do majątku na pracę. Od pierwszej chwili nie rozstawałem się z zamiarem ucieczki, toteż – korzystając z pierwszej sposobności – 12 marca 1940 uciekłem, przedostając się do Litwy. Po kilkunastu godzinach wędrówki po litewskim terenie zostałem zatrzymany przez litewskiego policjanta i odstawiony do obozu internowanych w Wiłkowyszkach, skąd w połowie lipca 1940 roku zostałem z całym obozem wywieziony przez bolszewików do Rosji. W wagonach po 40 osób, drzwi szczelnie zamknięte, okna zakratowane.

4. [Opis obozu, więzienia itp.:]

Pawliszczew Bor, zwany Juchnowski Łagier, to rezydencja kniazia Orłowa. Ładny pałac nad rzeką, park wokoło, stawy, las sosnowy. Od strony drogi pozostała jeszcze część ogrodzenia z cegły i brama wjazdowa do pałacu. Oczywiście w pałacu zamieszkiwali nasi opiekuni – politrucy, nam przypadły na mieszkanie stajnie, chlewy i owczarnie przerobione na ludzkie mieszkania przez wybicie otworów na okna. Większa wozownia to Kłub, obok ambulans. Tuż za płotem z kolczastego drutu znajdowała się łaźnia, pralnia, elektrownia. Na każdym rogu ogrodzenia tak zwane gołębniki dla wartowników. Na słupach silne reflektory rzucające światło wzdłuż ogrodzeń. Gołębniki połączone siecią telefoniczną z komendą obozu, aby w każdej chwili alarmować. Przestrzeń między drutami zaorano i wygrabiono. Wewnątrz baraków trzypiętrowe prycze; w niższych – dwupiętrowe. Ludzi napchano pełno. Duszno, ciasno, pluskwy. Przed nami mieszkali tu jeńcy wojenni z roku 1939.

5. [Skład jeńców, więźniów, zesłańców:]

Byli tam przeważnie Polacy, podoficerowie i strzelcy. Oficerów, policję i żandarmerię już w Mołodecznie skierowano do innego obozu.

6. [Życie w obozie, więzieniu:]

W godzinę po pobudce codzienny apel bez względu na pogodę – sprawdzanie stanu. Zajęcia i prace porządkowe wewnątrz obozu, przy łaźni czy w garażu. Chleba 700 gramów i kasza, ryby, rybki. Dla grup stale pracujących dodatkowa kasza na kolację. Ubiór to jeszcze niezupełnie zniszczone płaszcze i buty wojskowe z Polski. Gorzej z mundurami i spodniami, na łokciach i kolanach już było pełno łat. Dla uprzywilejowanych i częściowo dla pracujących przydzielono kufajki i spodnie watowane.

Wolny czas, którego w obozie było tak dużo, wykorzystywano na robienie trepów, szachów itp. Spacer aż do znudzenia, czytanie książek przywiezionych przez nas samych z biblioteki w Wiłkowyszkach. Na miejscu biblioteka sowiecka, gazety i radio. Wszystko przesycone propagandą komunistyczną, nie mówiąc już o żywym słowie zgrai politruków. Pod ścisłą kontrolą komendy obozu zorganizowano chór obozowy pod kierownictwem kaprala Dylonga oraz zespół orkiestry. Od czasu do czasu dawano koncerty oraz wyświetlano filmy – przeważnie z traktorami, kołchozami itp. Każdą zapowiedzianą imprezę poprzedzała biesiada [biesieda] politruka, gdyż była to jedyna sposobność przemawiania do większej grupy dobrowolnie zgromadzonych. Okres pobytu w Juchnowskim to okres „pogłębiania” przyjaźni sowiecko-niemieckiej, szeroko komentowanej przez prasę, radio i politruków, którzy niejednokrotnie w wyniku dyskusji mieli z tego powodu poważne kłopoty, gdyż pytania stawiane przez śmielszych internowanych w większości wypadków przerastały wiedzę politruka, a twierdzenie naszych, że „i tak będziecie się bili z Niemcami”, doprowadzało ich do wściekłości. Grano też i nam na nerwach ciągłym dowodzeniem, że „nigdy już Polszy nie będzie, że tej Polski w ogóle nie było, nie mieliście swojej historii” i cały szereg innych głupstw. Okres naszych świąt poprzedzał cały cykl pogadanek antyreligijnych. Tu już zaznaczyło się pewne rozdwojenie wśród internowanych, a spieszący na owe pogadanki wystawiali się na ogólne szykany ze strony wierzących. Działała na terenie obozu tak zwana gmina bezwyznaniowa. Zbierano się tam wieczorami na pogadanki komunistyczne. Studiowano teorie Marksa, Engelsa i innych. Do gminy mieli dostęp tylko ci, co do których badania „pierwszego korpusu” dawały świadectwo o ich działalności komunistycznej w Polsce, a byli i tacy, którym się w głowach poprzewracało tam na skutek ciągłej propagandy.

8. [Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:]

Naczelnym lekarzem obozu był lekarz sowiecki. W ambulansie zatrudnieni byli nasi lekarze. Ciężko chorych kierowano do miejscowego szpitala, w wyjątkowo ciężkich wypadkach odwożono do cywilnego szpitala w Juchnowie, gdzie podobno opieka lekarska była bardzo dobra. Od lipca 1940 do maja 1941 roku były trzy wypadki śmiertelne na około 3 tys. ludzi.

9. [Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?]

Po sześciu miesiącach pobytu w obozie pozwolono pisać listy do rodziny. Wszystkie moje listy były doręczone żonie, jakkolwiek list wędrował nie krócej jak pięć do sześciu tygodni w jedną stronę. Korespondencja internowanych z rodzinami była wyzyskiwana przez NKWD do sprawdzenia składanych zeznań tyczących się miejsca zamieszkania i osób pozostałych w Polsce. Toteż niektórzy woleli zrezygnować z pisania. Paczki były ściśle kontrolowane i szły jednak znacznie krócej.

10. [Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?]

Wszystkie pozory traktowania nas jako internowanych prysły, kiedy już znaleźliśmy się na miejscu pracy, to jest na Półwyspie Kolskim. Podróż w wagonach równie przepełnionych i szczelnie zamkniętych [jak poprzednio] była luksusem w porównaniu z podróżą okrętem „Klara Zetkin” z Murmańska do Ponoj. Zgłodniali, zmarznięci, brudni i całkowicie złamani na duchu wysiedliśmy na ląd na dalekiej północy.

Nastąpiło ożywienie na wieść, że Niemcy już się biją z bolszewikami. Z niecierpliwością oczekiwano na dalsze wiadomości, na jakiekolwiek zmiany w naszej doli. Ale tymczasem pędzono do pracy 12 godzin na dobę, nie licząc przemarszu dwie godziny do miejsca pracy. Mieliśmy zbudować lotnisko na skałach podbiegunowych. Tu już nie było złudzeń, przywiezieni zostaliśmy na stracenie, na zmarnowanie, gdyż norma pracy przechodziła siłę najmocniejszego nawet fizycznie człowieka, a 200 gramów chleba i trochę mąki nie mogło zapewnić sił do nieludzkiej pracy. Normy nie wyrobił nikt, nawet ci z gminy, chociaż w pierwszych dniach starali się tego dokonać.

Wreszcie wiadomość: koniec pracy – jesteście wolni. Słów brak dla określenia radości i uciechy, jaka zapanowała wśród wygnańców.

Podróż powrotna okrętem i pociągiem była taka sama jak poprzednia, taka, jaką znają tylko ci co „podróżowali” z konieczności po terenach Sojuza. Była to jednak ostatnia podróż przy zakratowanych oknach.

Dnia 27 lipca [1941] powrót do obozu w Wiaźnikach. Tu przybył delegat rządu polskiego pułk. Sulik[-Sarnowski], by ogłosić nam, że znów stajemy się żołnierzami polskimi, że powstaje i organizuje się armia polska w ZSRR. Po przybyciu do Tatiszczewa 15 września 1941 zostałem wcielony do 13 pp.

12 stycznia 1943 r.