FRANCISZEK PEREPECKA

Plutonowy Franciszek Perepecka, ur. w 1909 r., rolnik, żonaty.

W dniu 8 września 1939 dostałem się do niewoli niemieckiej w „Gierliz” [Görlitz?]. Z niewoli uciekłem 15 maja 1940 roku. 18 czerwca 1940 przekroczyłem granicę – kordon na Bugu, miejscowość Żabinka (Brześć Litewski). Przy przejściu kordonu zatrzymany zostałem przez milicję sowiecką i uwięziony w Brześciu nad Bugiem.

W Brześciu umieszczono mnie w centralnym więzieniu. W celi obliczonej na jednego człowieka pomieszczono nas 30 osób, przy zamkniętych oknach i niewietrzonej celi. Spałem – jak i moi współtowarzysze − leżąc bokiem, przewrócić się na drugi bok było fizycznie niemożliwością w pojedynkę. Pożywienie składało się z 600 gramów surowego chleba i pół litra zupy – wodzianki. Współwięźniowie, znajdujący się razem ze mną, byli to: rolnicy, urzędnicy samorządowi i rękodzielnicy zamieszkali na terenie Kresów północno- wschodnich.

Śledztwo i dochodzenia były przeprowadzane wyłącznie w godzinach nocnych, przy użyciu broni i gróźb zastrzelenia. Stawiano twarzą do ściany i bito z tyłu w głowę, względnie [najpierw] słodkie słowa, poczęstunek papierosem, a następnie policzkowanie.

Postawiono mi zarzuty: szpiegostwo na rzecz ościennego mocarstwa oraz udział w armii polskiej w roku 1919/20 (służba ochotnicza), co było podstawą wyroku trzech lat ciężkich robót (лагeра) w kirowskiej obłasti, kajski rajon. Pracowałem przy wyrębie lasu i w tartaku.

Praca trwała bez przerwy 24 godziny. Do pracy chodziliśmy dziesięć kilometrów.

Traktowanie ze strony personelu dozorującego było brutalne i bezwzględne. Obelgi słowne w formie: polska morda, zgnijesz, a do kraju nie wrócisz, tut twoja mogiła itp. Kto nie mógł podołać pracy, zmniejszano mu rację chleba do 300 gramów dziennie, zupy wodzianki – do pół litra.

Personel lekarski kierował się zarządzeniami komendy obozu, a nie rzeczywistymi potrzebami zdrowia więźniów.

Na porządku dziennym były wypadki, że osłabły, wycieńczony więzień padł przy pracy, wówczas doktor zmuszał go do podjęcia pracy, włócząc za nogi po śniegu i sękach, co powodowało silne krwawienia i okaleczenia i pod zarzutem uchylania się od pracy – zamykano go do karceru, z pozbawieniem odzieży i posiłku. Lepsza część umundurowania, a zwłaszcza buty, budziły pożądanie ze strony nadzoru – i wysyłano więźnia za „zonę”, a następnie strzelano doń, co ułatwiało zabranie odzieży.

Śmiertelność w (obozie) więzieniu była w tych warunkach bardzo duża, więźniowie opuchli z głodu, słaniali się na nogach.

Łączność z krajem i rodziną była wykluczona.

Zwolniony zostałem 5 września 1941 roku. Do armii polskiej, po zasięgnięciu o niej wiadomości w Orenburgu, wstąpiłem 10 września w „Tocku” [Tockoje].

Miejsce postoju, 10 lutego 1943 r.