JÓZEF JAWORSKI

Dnia 16 sierpnia 1947 r. w Jedlni-Letnisku Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Radomiu, z siedzibą w Radomiu, w osobie członka Komisji Adwokata Zygmunta Glogiera, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Józef Jaworski
Data i miejsce urodzenia 23 września 1882 r., Wierzbica, pow. Radom
Imiona rodziców Franciszek i Julianna
Miejsce zamieszkania Siczki, Nadleśnictwo Jedlnia
Zajęcie podleśniczy Lasów Państwowych
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Jestem podleśniczym Lasów Państwowych w Nadleśnictwie Jedlnia. Egzekucje, które odbywały się na moim terenie w latach 1939–1940 znam o tyle, że odbywały się one w odległości 500 metrów od mojej siedziby. Poza tym samochody ze skazańcami musiały przejeżdżać obok mojego leśnictwa, stąd mogę podać pewne szczegóły dotyczące się egzekucji.

Pierwsza egzekucja miała miejsce na początku grudnia 1939 roku. Od strony Radomia przyjechały dwie, trzy taksówki i dwa samochody ciężarowe kryte. Wjechały te samochody do lasu, zatrzymały się pomiędzy górkami i wtedy obstawiono cały las strażą, tak że nie można było nic zobaczyć. Ile było ludzi przywiezionych i ilu stracono, powiedzieć nie mogę. Egzekucje trwały od roku 1939, miesiąca grudnia, do grudnia 1940 roku.

Od tej pory Niemcy zaprzestali takowych i przenieśli się na inny teren, gdzie – nie wiem. Niemcy przyjechali dla dokonania egzekucji na teren lasu Siczki około 12 razy. Przyjeżdżało zwykle dwie, trzy taksówki i od jednego do trzech samochodów ciężarowych dwutonowych. Eskorta złożona była z gestapowców, którzy oprócz pierwszego przyjazdu, gdy kopali grób sami skazańcy, przygotowywali następne groby pod egzekucje. Przypuszczalną ilość osób rozstrzelanych w okresie 1939–1940 określam na około 30 osób. Grobów na tym terenie jest 11, z tego 10 wspólnych większych i jeden pojedynczy.

W roku 1944 gestapo z powrotem przyjechało na ten teren i kierując się umówionymi znakami, kropkami czerwonymi na sosnach, które do dnia dzisiejszego się znajdują, zabezpieczyli teren i coś tam robili. Wszyscy mówili, że palono tam ciała, zresztą sam widziałem, że każdy grób był porujnowany, zrównany z ziemią, a gdzieniegdzie znajdowały się porozrzucane kości. Jeden jedyny grób największy, gdzie leży podwójna warstwa zabitych – szerokości 2 × 2½ m, długości od 15 do 20 m i głębokości 2 m – widocznie niezauważony, pozostał się nienaruszony. Stoi na nim krzyż i otoczony jest brzózkami. Kogo przywożono w tych samochodach, powiedzieć nie mogę, gdyż bałem się podejść ze względu na silną straż rozstawioną w czasie egzekucji.

Egzekucje odbywały się w ten sposób, że skazańców wpychano do wykopanych grobów i rzucano granaty, a potem dobijano strzałami. Do dnia dzisiejszego pokaleczone są drzewa w tych miejscach. Sam osobiście znalazłem kawałek [nieczytelne] z ostatniej egzekucji. Po ostatniej egzekucji w 1940 roku byłem przy grobie w 10 dni po egzekucji. Znalazłem kości wtedy i tak mi się zdawało, że grób jeszcze się rusza i był pokryty krwią. Egzekucje wszystkie odbywały się punktualnie o godzinie 3.00 po południu.