BOLESŁAW DRABEK

Dnia 31 lipca 1947 r. w Tarnowskich Górach, Sąd Grodzki w Tarnowskich Górach, oddział V, w osobie sędziego T. Konieczki, z udziałem protokolantki J. Kłodnickiej, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał od niego przysięgę na zasadzie art. 107, 113 i 115 kpk, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Bolesław Drabek
Data urodzenia 22 sierpnia 1904 r.
Imiona rodziców Teofil i Balbina z d. Góralczyk
Miejsce zamieszkania Tarnowskie Góry, ul. Sienkiewicza 26
Zajęcie pracownik społeczny
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Od 11 listopada 1940 r. do 4 czerwca 1942 r. byłem więźniem obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a od tego czasu w innych obozach w Niemczech, aż do 20 czerwca 1945 r. [?], to jest wyzwolenia. Podejrzanego Karola Hermana Jeschke znam i rozpoznaję go z całą stanowczością w okazanej, a załączonej do akt, fotografii. Rozpoznałem go zresztą na wywieszce w lokalu [Związku] Byłych Więźniów Politycznych w Katowicach i na tej podstawie zgłosiłem się na świadka.

Jeschke był jednym z najniebezpieczniejszych i najokrutniejszych SS-manów. Był sprawcą znęcania się i zabójstw więźniów w niezliczonych wypadkach, które sam widziałem. W szczególności podać mogę następujące fakty: Gdy w dniu 11 listopada 1940 r. wraz z 12 współwięźniami zostałem przywieziony do Oświęcimia, Jeschke jako ówczesny Blockführer obozu wraz z dwoma innymi SS-manami konwojował nas od dworca do obozu. Była to odległość ok. 400 m. Zaraz za pierwszymi domami, po wejściu na teren obozu, wielokrotnie dał nam komendę „biegiem marsz”, „padnij”, i czołgania się oraz tzw. żabki, tj. podskoki w przysiadach z podniesionymi rękoma. Równocześnie tak on sam, jak i dwaj podlegli mu strażnicy, każdego więźnia, który nie mógł tych rozkazów należycie wykonać z powodu osłabienia, kopali i bili rękami. Było to pierwsze znęcanie się nad nami w obozie. Wówczas i ja byłem pobity przez Jeschkego i dwa czy trzy razy kopnięty.

W niedługi czas potem na bloku nr 3, w którym byłem, pewnego dnia rano natychmiast po pobudce, gdy izbowy otwarł okna, Jeschke i dwóch innych SS-manów wskoczyli przez okna do sali i zaczęli kopać i deptać po więźniach. Trwało to parę minut. W ten sposób zabili dziewięciu więźniów, a kilkunastu zostało poranionych.

Poza tym jeszcze z upodobaniem zatrzymywał komanda, to znaczy ludzi wracających z pracy, w ten sposób, że stojąc przed bramą wejściową do obozu, wywoływał upatrzonych więźniów, rewidował ich i jeżeli coś znalazł, na przykład skórkę chleba, ziemniaka lub papierosa – niesamowicie pobił i pokopał.

Bił on tak mocno, że prawie zawsze od pierwszego uderzenia więzień się wywracał. Następnie kopał, gdy więzień zdobył się na podźwignięcie, znów go kopał, a wreszcie kończył zwykle biciem po twarzy do wybuchu krwi. Dopiero wówczas przestawał bić.

Od września 1941 r. Jeschke był tzw. Arbeitsdienstführerem w budującej się fabryce Buna pod Oświęcimiem. Co do czasu jego przydzielenia tam mogę się mylić. Przy budowie ja też pracowałem i stykałem się z Jeschkem, aż do wywiezienia mnie z Oświęcimia w pierwszych dniach czerwca 1942 r. Jeschke wypatrywał tylko, czy który z więźniów nie zatrzymał się przy pracy, względnie kontrolował przechodzących więźniów, by wytłumaczyli się, w jakim celu przechodzą. Gdy więzień nie umiał się natychmiast wytłumaczyć, zabierał go na izbę dozorców, bijąc osobiście lub dawał rozkaz robić to innym, dając po 25 batów. Bito szpicrutami, drążkami od łopat itp. Takich wypadków bicia osobiście widziałem kilkadziesiąt. Każdego dnia było kilka wypadków takiego pobicia.

Do pracy jeździliśmy w okresie zimowym autem, a w okresie letnim pociągiem. Wracaliśmy z pracy zimą pieszo. Bez względu na pogodę czy wielki mróz kilkunastostopniowy kazał on zawsze więźniom śpiewać, co często powodowało choroby gardła.

W czasie, gdy ja byłem w Bunie, pracowało tam ok. 20 tys. więźniów i Buna nie stanowiła odrębnego obozu, lecz była miejscem pracy więźniów z Oświęcimia. Jeschke był Arbeitsdienstführerem nad tą całością. Potem, gdy mnie wywieziono, Bunę zmieniono na samodzielny obóz.

Przypominam sobie, że jako Blockführer w Oświęcimiu Jeschke zabił dwóch więźniów za to, że uzbierali sobie owsa rozsypanego na zniszczonym baraku. Gdy to zobaczył, zaczął ich kopać, a gdy mu przy tym pękł but, tak się wściekł, że obu skopał na śmierć.

Kilkakrotnie widziałem, jak na terenie Oświęcimia szczuł on więźniów psem i śmiał się, gdy pies więźnia przewrócił i gryzł.

Poza tym stale więźniów wyzywał od polskich bandytów, świń i psów.

Spośród współwięźniów przypominam sobie Borkowskiego z Krakowa i Szczesskiego [?] z Tarnowa, których imion czy bliższego adresu nie znam, a którzy mogliby o tych samych okolicznościach zeznać. Innych świadków zamieszkałych w okręgu sądu Tarnowskie Góry na razie podać nie mogę.

Odczytano.