ALEKSANDER KOŁODZIEJCZYK

Dnia 24 września 1947 r. w Krakowie, członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Stanisław Żmuda, działając na zasadzie Dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293) o Głównej Komisji i Okręgowych Komisjach Badania Zbrodni Nienieckich w Polsce, przesłuchał w trybie art. 254, 107, 115 kpk, w charakterze świadka niżej wymienioną osobę, która zeznała co następuje:

Imię i nazwisko Aleksander Kołodziejczyk (znany ze sprawy, akta Plaggego)

30 sierpnia 1947 r. złożyłem przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie zaznania w związku z działalnością SS-mana Plaggego. Podtrzymując powyższe zeznania, dodatkowo zeznaję w sprawie działalności dalszych członków byłej załogi obozu oświęcimskiego.

W obozie oświęcimskim przebywałem jako nr 112 od 14 czerwca 1940 r., aż do 29 października 1944 r. Tak ja, jak i inni koledzy obozowi odczuliśmy ulgę, gdy komendantem obozu oświęcimskiego w miejsce Hößa został Liebehenschel. Zniósł on nakaz zdejmowania czapek przez więźniów, wypuścił więźniów umieszczonych w bunkrze, ustały lotne rewizje, publiczne egzekucje łącznie z karami chłosty, a sam komendant miał zwyczaj chodzić po obozie w czasie wolnym od zajęć, specjalnie w niedzielę i pozwolił więźniom bezpośrednio zwracać się do niego z zażaleniami na stosunki panujące w obozie. Wszystkie te zarządzenia dotyczyły obozu macierzystego i stanowiły dla więźniów i nowość, i ulgę. Czy stosunki za rządów Liebehenschela poprawiły się również w Brzezince i innych obozach ubocznych, tego nie wiem, jak również nie wiadomo mi, czy brał on udział przy wybiórkach do gazu na rampie kolejowej w Brzezince. Liebehenschel wprowadził natomiast jako jedną z kar, wysyłanie więźniów do innych obozów.

Aumeier znany mi jest dobrze jako pierwszy Schutzhaftlagerfürer, tak z nazwiska jak i z widzenia, poznaję go również na okazanej mi fotografii. Aumeier znany był w obozie jako sadysta, przy lada okazji bijący więźniów, kopiący ich. Co robił z widoczną dla niego przyjemnością. Wprowadził on karę chłosty, stosowaną codziennie publicznie po apelu, na skutek meldunków sporządzanych w czasie pracy. Zastosował on również karę „słupka” w większych niż dotychczas rozmiarach. Brał poza tym udział przy publicznych egzekucjach przez powieszenie oraz [przy] wymierzaniu kary chłosty, a także przy wybiórkach więźniów na karę śmierci i w egzekucjach na bloku 11. Sam dostałem od Aumeiera kilka razy po twarzy bez najmniejszego powodu. Wprowadził on również karę tzw. Stehbunkra, czyli stojącego bunkra przez całą noc. Za jego czasów udusiło się w tym stojącym bunkrze kilku, czy też kilkunastu więźniów, wśród nich jeden z z pierwszego transportu tarnowskiego, u którego Palitsch przy rewizji znalazł kromkę chleba. Pamiętam z działalności Aumeiera fragment, gdy strzelał on do więźniów pochodzących z Krakowa, oznaczonych czerwonymi punktami i pracujących w karnej kompanii na bagnach poza obozem. Ile ofiar śmiertelnych wówczas padło, tego nie wiem. Pamiętam również, jak Aumeier asystował przy egzekucji przez powieszenie cywila, sprowadzonego do obozu za to, że na jego polu znaleziono ubranie obozowe, więzienne, a więc podejrzewanego o współudział w ułatwieniu ucieczki.

Grabner znany mi jest i z nazwiska i z widzenia, jako szef biura politycznego, od którego zależne było życie więźniów oświęcimskich. Bezpośrednio jego ofiarą był więzień nr 63, Jan Lupa z Krakowa, którego Grabner wyciągnął z malarni (gdzie ja byłem wówczas zatrudniony), polecił mu wymierzyć 300 batów, po czym zamknął go do bunkra, gdzie ten zakończył życie. Lupa podejrzany był o utrzymywanie korespondencji z domem, do czego nie chciał się przyznać. Grabner skazał również samowolnie na śmierć przez rozstrzelanie na bloku 11. więźniarkę słowacką, Lilkę Gabani za to, że przesłała list z obozu w Rajsku do centrali w Oświęcimiu. Mimo, że doprowadzono ją do obozu głównego celem wskazania w czasie apelu, do kogo ten list wysłała, nie przyznała się. Z samowolnego wyroku Grabnera poniósł również śmierć za kradzież mięsa z rzeźni więzień nr 3456, Willi Kmak, zatrudniony w malarni. Razem z nim rozstrzelani zostali również Stanisław Witek z Grybowa i Stanisław Fanfara z Krakowa, zatrudnieni w rzeźni oraz więzień ze Śląska, którego nazwiska nie pamiętam.

SS-mana Lissnera pamiętam z okresu jego służby w Budach, jako zatrudnionego [przy] konwojowaniu więźniów i pilnowaniem [ich] przy pracy. Znany on był z bicia więźniów.

SS-Sturmscharführer Carstensen pracował jakiś czas w biurze politycznym, jako najstarszy podoficer po Grabnerze, a wiem to stąd, że malowałem w jego pokoju służbowym w biurze napis na kufrze. Dopiero w jakiś czas potem widziałem go przy funkcji kontrolera posterunków wartowniczych i drużyn robotniczych. Z zawodu był on policjantem.

SS-Unterscharführer Ludwig znany mi jest z działalności na terenie Landwirtschaft. Był to kawalerzysta, który stale nosił w ręce pejcz i niejednokrotnie widziałem, jak bił i kopał więźniów, należących do jego komanda. Nosił on spodnie podszyte skórą i wysokie buty z ostrogami.

Na tym zakończono i po odczytaniu podpisano.