MIECZYSŁAW MAŚLANKO

Ósmy dzień rozprawy, 2 stycznia 1947 r.

Przewodniczący: Proszę wprowadzić świadka Maślanko. Za zgodą stron świadek jest zwolniony od przysięgi.

Następuje pouczenie świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań.

Mieczysław Maślanko, 43 lata, zamieszkały w Warszawie przy ul. Pierackiego 15, adwokat, dla stron obcy.

Przewodniczący: Proszę przedstawić Trybunałowi swoje spostrzeżenia poczynione na temat getta.

Świadek: Najwyższy Trybunale, żeby przedstawić wszystkie spostrzeżenia poczynione na przestrzeni kilku lat, Najwyższy Trybunał pozwoli, dla uniknięcia chaosu, że będę się trzymał porządku chronologicznego, zgodnie z przebiegiem okupacji, od chwili wybuchu wojny.

Po wkroczeniu armii niemieckiej do Warszawy, po upływie mniej więcej trzech tygodni, władze niemieckie dopuściły się pierwszego i kardynalnego, powiedziałbym, zasadniczego uchybienia prawu międzynarodowemu przez pogwałcenie konwencji haskiej. Mianowicie, na teren okupowany zgodnie z zasadami konwencji haskiej przez władze wojskowe, wprowadzili wszystkie swoje władze cywilne, policyjne, społeczne i municypalne, tak jak gdyby Warszawa była już wcielona do Rzeszy. Wprowadzenie tej tak skomplikowanej administracji spowodowało i powoduje we wszystkich sprawach to, że każdy z oskarżonych zasłania się brakiem kompetencji, tym, że te lub inne rzeczy należały do kompetencji innych władz.

Muszę przyznać, że administracja narodowo-socjalistyczna była wielotorowa, ale jeżeli chodzi o fragment, który należy do moich zeznań, o temat getta, a ściśle mówiąc, o temat żydowski w czasie wojny na terenie Warszawy, to pod tym względem panowała absolutna jednomyślność, współdziałanie, plan był skoordynowany między wszystkimi władzami, które tutaj są reprezentowane na ławie oskarżonych, między administracją cywilną, administracją municypalną, policyjną i nawet wojskową, której tutaj wśród oskarżonych nie ma. Żałuję bardzo, że nie ma na ławie oskarżonych przedstawicieli wojska z pierwszego okresu okupacji, pierwszych komendantów wojskowych miasta Warszawy, generałów Cochenhausena i Neumann-Neurodego. Z chwilą rozpoczęcia wojny, w ślad za armią postępującą w kierunku na wschód, od razu sformowano pewne formacje SS, względnie Sicherheitspolizei. Te formacje jeszcze nie będą tu plasowane terenowo, bo wojna trwała, front się przesuwał, wkroczyły już za armią obsadzającą, a raczej – razem z tą armią. Przypominam sobie dokładnie dzień pierwszy i drugi obsadzania przez wojsko Warszawy. Należałem wówczas do straży obywatelskiej i pełniłem służbę przy pałacu Blanka na placu Teatralnym. Rzecz charakterystyczna – pierwsze oddziały niemieckie, które się ukazały, nie były to wojska regularne, tylko tzw. policja porządkowa, Ordnungspolizei. Następnie, zanim się zjawił sztab 8. Armii niemieckiej, która obsadzała Warszawę, na plac Teatralny do pałacu Blanka przybyło około trzydziestu SS-manów, wszyscy w randze podporuczników SS- Untersturmführer, i ci panowie przede wszystkim stwierdzili stan całej posesji pałacu Blanka, a dopiero później, po kontroli specjalnej SS-manów, zjawił się sztab 8. Armii i mniej więcej ustawił się koło filarów i zdobywca Warszawy, gen. Johann Blaskowitz, odbierał defiladę wojsk. To jest charakterystyczne, że przed zjawieniem się 8. Armii niemieckiej Warszawa była obsadzona przez organa policyjne czy policji porządkowej, czy tajnej, czy bezpieczeństwa albo SS.

Otóż jedną taką grupą, którą Niemcy nazywali Einsatzkommando … Trzeba wyjaśnić, proszę Najwyższego Trybunału, że słowo Einsatz nie jest słowem nowym w języku niemieckim, ale w czasie tej wojny w nomenklaturze hitlerowskiej przedstawiało się bardzo różnie: Einsatz – może to być akcja, działanie, a Einsatzkommando – można scharakteryzować jako grupę operacyjną SS przy armii. Otóż jedną taką grupą operacyjną przy 8. Armii gen. Blaskowitza kierował oskarżony w sprawie niniejszej Meisinger. Jest faktem stwierdzonym, osobiście widziałem przepustkę podpisaną przez oskarżonego Meisingera jako szefa Einsatzkommando 6. albo 4. Armii. To widziałem w grudniu 1939 r., a przepustka była datowana z pierwszych dni października i była wystawiona dla członków zarządu gminy żydowskiej, żeby się mogli swobodnie poruszać po ulicach Warszawy. Przypominam sobie z całą dokładnością podpis. Był on czytelny. To było w pierwszych dniach października, kiedy tzw. Sicherheitspolizei w alei Szucha nie ustaliła się jako gestapo na dystrykt Warszawę, wszystko było w ruchu, do 26 października administracja na terenie Warszawy była wojskowa, w tym czasie przepustka była podpisana przez szefa Einsatzkommando przy 6. albo 4. Armii, Meisingera.

Otóż proszę Trybunału, zanim jeszcze wprowadzona została administracja cywilna, którą się datuje od 26 października, władzę sprawowały czynniki wojskowe przy współdziałaniu tych grup SS, Sicherheitspolizei. Od razu rozpoczęto swoje praktyki zmierzające do fizycznego unicestwienia ludności żydowskiej na terenie Warszawy.

Nie byłbym zupełnie obiektywny w stosunku do oskarżonych, gdybym jeszcze raz nie podkreślił, że w tym pierwszym okresie odpowiedzialność ciążyła zarówno na czynnikach wojskowych, jak i policyjnych, zwłaszcza, że te jednostki były organami pomocniczymi przy poszczególnych armiach niemieckich.

Z chwilą wkroczenia armii niemieckiej do Warszawy, z chwilą kiedy połączyły się dwie grupy wojska, północna pod dowództwem Becka i południowa pod dowództwem Rundstedta, naczelnym dowódcą wojska na wschodzie został gen. Rundstedt i do 26 października jest on odpowiedzialny za wszystkie akcje bezprawne, których się dopuszczała armia niemiecka, władze policyjne niemieckie na terenie Warszawy. Szefem sztabu gen. Rundstedta był gen. porucznik Manstein, ongiś Lewinski, późniejszy marszałek i dowódca frontu południowego przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Ci dwaj panowie wykonywali administrację wojskową do 26 października.

Najwyższy Trybunale, ustawodawstwo hitlerowskie jest dokładnie znane, praktyki hitlerowskie są dokładnie znane, a to na podstawie dwóch notoriów. Pierwsze notorium o światowym charakterze, niekwestionowane przez nikogo i nawet oskarżeni są powiadomieni o tym, kto [prawdopodobny brak w maszynopisie] zasadnicze orzeczenie Trybunału Międzynarodowego w Norymberdze, gdzie zostały ustalone przepisy wydane przez hitleryzm sprzeczne nie tylko z prawem międzynarodowym, ale z jakimkolwiek prawem ludzkim.

Chcę podkreślić jedną rzecz, że poszczególne administracje niemieckie tym się odznaczały na terenie Warszawy, że wprowadzały w życie wszystkie te praktyki przed ich ustawowym uregulowaniem, przed ukazaniem się rozporządzeń Generalnego Gubernatorstwa, wyższego dowódcy SS i policji, który miał swoją siedzibę w Krakowie.

I tak jeszcze przed zajęciem Warszawy, która została obsadzona 1 października, jeszcze na początku września naczelne dowództwo na wschodzie, Oberkommando Ost, wydało zarządzenie następującej treści: „Żyd nie może posiadać przy sobie więcej aniżeli dwa tysiące złotych; Żydowi nie wolno wypłacać więcej jak pięć tysięcy złotych; wszystkie transakcje i akty prawne, zawarte po 1 września 1939 r. przez Żydów są nieważne. Żydzi, którzy jak wiadomo, przeważnie trudnili się handlem, nie mogą zajmować się handlem, manufakturą i skórami”. Przekroczenie tych przepisów było karane śmiercią.

Zanim się ukazały podstawowe zarządzenia władz cywilnych, które doszły do głosu 26 października, nie będę powtarzał tych wszystkich szczegółów, które dadzą się streścić w następujących punktach, jak to władze niemieckie urządzały życie wszystkim ludziom pochodzenia żydowskiego jeszcze przed objęciem władzy przez generalnego gubernatora i substytuujących go gubernatorów.

Pierwsza rzecz – przede wszystkim już na początku starano się wyodrębnić ludność żydowską spośród pozostałej ludności cywilnej okupowanych obszarów przez pozbawienie tej grupy ludności stanowiącej niemal dziewięć procent wszystkich mieszkańców kraju, a przeciętnie dwadzieścia pięć – trzydzieści procent mieszkańców miast, podstaw egzystencji materialnej przez jawną lub ukrytą konfiskatę całości lub części majątku, względnie zupełne ograniczenie prawa dysponowania majątkiem i zmuszenie do niewolniczej pracy.

Muszę zaznaczyć, że od pierwszych dni okupacji Żydzi nie mogli się poruszać po mieście. Pokazanie się groziło im złapaniem do robót, których właściwie nie było, ale łapano po to, żeby uniemożliwić im poruszanie się po mieście, żeby nie mogli załatwiać swoich najniezbędniejszych spraw, żeby nie mogli zakupywać żywności w mieście.

Ograniczono możność zarobkowania, dotkliwie ograniczono zaspakajanie potrzeb żywnościowych i sanitarnych, uniemożliwiono lub ograniczono praktykowanie kultu religijnego. Łódź została obsadzona przez wojska niemieckie 9 września, 14 września 1939 r. wypadały jesienne święta żydowskie. Jeszcze przed zajęciem Warszawy władze wojskowe na terenie Łodzi, przy udziale prawdopodobnie władz policyjnych, które koordynowały, wydały zarządzenie zabraniające odprawiania nabożeństw pod groźbą śmierci.

Muszę zaznaczyć w tym miejscu, że jeszcze w czasie trwania działań wojennych, mniej więcej tak w połowie września, między 14 a 17, kiedy Warszawa była już oblężona, ale jeszcze było światło elektryczne i mieszkańcy miasta mogli korzystać z radia, osobiście słyszałem, jak ówczesny naczelny dowódca wojsk lądowych armii niemieckiej, gen. von Brauchitsch, wyraził zdziwienie, że pewna część ludności opuszcza w panice swoje siedziby, udając się na wschód, i zaznaczył, że „szczególnie odnosi się to do ludności żydowskiej”. Wówczas gen. Brauchitsch zapewnił, że ludności cywilnej, bez względu na pochodzenie, która się tylko nie wtrąca do działań wojennych, nie grozi żadne niebezpieczeństwo i może się ona spokojnie oddawać pracy.

Dziś powstaje ważne zagadnienie, w jakim celu i co miało wspólnego ze strategią wojenną z punktu widzenia interesów pana Brauchitscha zatrzymanie na terenie później okupacyjnym większej liczby ludności żydowskiej? Jaki to cel miało? Teraz jest jasne, że cel był jeden, aby jak największą liczbę Żydów skupić na terenie Polski, dlatego że już wówczas był wytknięty cel zniszczenia wszystkich Żydów w Europie, a szczególnie w Polsce.

I w tym miejscu muszę zaznaczyć, a prawdopodobnie Najwyższy Trybunał już o tym wie, bo nie wątpię, że śledztwo ustaliło fakt, że 21 września w Berlinie odbyła się, pod przewodnictwem Himmlera, a może Heidricha, odprawa wszystkich szefów Einsatzkommando SS lub grup operacyjnych Sicherheitspolizei, na której omówiono program zniszczenia całej ludności żydowskiej w Polsce. Ustalono także, że ludność żydowska przede wszystkim musi być koncentrowana w większych miastach, odizolowana przede wszystkim w miastach, które są węzłami kolejowymi. Staje się to dla nas teraz jasne, w związku z późniejszą akcją ostateczną, która rozpoczęła się w 1942 r. Jeżeli sięgnę pamięcią do treści dokumentu, który osobiście widziałem, i który prawdopodobnie jest i pozostaje do dyspozycji Najwyższego Trybunału, to była wydana instrukcja tego dnia, już podpisana tylko przez Heidricha do wszystkich szefów SS Einsatzkommando. Instrukcja ta powoływała się na odprawę, która miała miejsce w Berlinie tegoż dnia. I jeszcze raz przypominam, że trzeba cały plan działania zachować w tajemnicy, ponadto, że koncentracja ludności musi być przeprowadzana w większych miastach, nawet było podane szczegółowo, jak należy uzasadniać takie środki przedsięwzięte w stosunku do ludności żydowskiej. Staje się jasne, że władze wojskowe były już w tym czasie poinformowane, a zwłaszcza, że z pisma tego wynika, że odpis jego został zakomunikowany władzom wojskowym i cywilnym, a więc późniejszemu zarządowi GG.

Gdy 26 października generalny gubernator Frank objął swoje rządy w Polsce i wydał znaną nam wszystkim odezwę do ludności w GG, sprawa żydowska nie budziła najmniejszych wątpliwości. Kiedy użył w niej zwrotu „my was uwolnimy od wyzyskiwaczy żydowskich”, wszyscy Żydzi bez wyjątku zostali podciągnięci pod jedno określenie wyzyskiwacza. I w tym też dniu rozpoczynają rządy w Warszawie poszczególni przedstawiciele dystryktu, a w pierwszym rzędzie gubernator dystryktu Fischer.

Okres okupacji do 1942 r., który nas interesuje w tej sprawie, można podzielić na następujące części: do 26 października 1939 r. – zarząd wojskowy, od 26 października 1939 r. do 15 listopada 1940 r., kiedy tworzono zamknięte getta i od 15 listopada 1940 r. do 22 lipca 1942 r., kiedy gubernator stracił zupełnie władzę nad dzielnicą żydowską. Otóż w tych okresach współdziałanie między poszczególnymi władzami było idealne, ale w jednym okresie dominowała czasem władza cywilna, w drugim – policyjna. Pierwszym przykładem tej cudownej koordynacji, tego cudownego współdziałania władzy policyjnej z administracją ogólną, pierwszym występem Fischera na terenie Warszawy, pierwszym jawnym występem w stosunku do ludności żydowskiej, było zarządzenie wydane przez gubernatora o opaskach. Ja nie chcę mówić o tym, że gubernator Fischer był szczególnie gorliwy, że zaczął wydawać zarządzenia wtedy, kiedy jeszcze nie było ogólnych rozporządzeń generalnego gubernatora, nie chcę mówić, że w dystrykcie kierowanym przez pana Fischera opaski te musiały być o dwa centymetry szersze, niż to określało ogólne rozporządzenie, nie chcę mówić o tym, że w guberni [dystrykcie] rządzonym przez pana Fischera opaski musiały nosić dzieci od dziesięciu lat, a nie od dwunastu, jak mówiło rozporządzenie ogólne – to są szczegóły. Ale pierwszy występ świadczący o pełnym porozumieniu, o solidarnym postępowaniu władzy policyjnej i administracji ogólnej miał miejsce właśnie w sposobie promulgacji tego zarządzenia o opaskach. Władze nie ogłosiły tego ludności urzędowo w formie odezwy czy zarządzenia, jakby oni to nazwali Bekanntmachung, że od takiego i takiego dnia Żydzi mają nosić opaski. Tego nie było. Ludność żydowska, nie wyłączając nawet zarządu gminnego, dowiedziała się o tym z gazety, która wówczas wychodziła w języku polskim, z tego „Nowego Kuriera Warszawskiego”, który się ukazał 30 listopada. Gazeta ukazywała się w godzinach wieczornych, około trzeciej – czwartej, i w tej gazecie było podane, że od dnia następnego – tzn. począwszy od 1 grudnia – wszyscy Żydzi mają być zaopatrzeni i mają pokazywać się w mieście tylko w opaskach.

Nie chcę mówić, że to było wydane w tym celu, aby w większości ludzie nie mogli się do tego zastosować, bo potrzebny był przecież materiał, a przede wszystkim ogłoszenie, jakiej szerokości miały być te opaski, nie chcę mówić, że to było robione po to, aby natychmiast spowodować możność pociągnięcia do odpowiedzialności karnej. To było zrobione dlatego, że w tym samym numerze dziennika była wiadomość, niewątpliwie pochodząca ze sfer pana Meisingera, że 53 Żydów zatrzymanych jako zakładnicy na Nalewkach pod numerem dziewiątym z racji jakiegoś napadu złoczyńcy, którego nazwisko już było znane i ujawnione, zostało rozstrzelanych.

Więc po to się podało te dwie wiadomości w jednej gazecie, żeby przede wszystkim sterroryzować ludność, co było ich stałą metodą, tak żeby zastraszeni ludzie natychmiast zastosowali się do tego zarządzenia. Mówiąc o tych 53 nieszczęsnych ofiarach muszę… Prokurator Sawicki: W związku z bardzo ważnym telefonogramem, który nadszedł, proszę o zarządzenie przerwy.

Przewodniczący: Może pan mecenas zechce zakończyć omówienie tej sprawy.

Świadek: W związku z tym faktem muszę podać, co następuje. Na początku października 1939 r., w kamienicy numer dziewięć przy ul. Nalewki policja granatowa odszukała znanego złoczyńcę. On się opierał i, o ile sobie przypominam, bo nie pamiętam szczegółów, zabił jednego z policjantów. Po kilku dniach zajechało kilka samochodów przed tę kamienicę i kogo znaleziono na terenie tej posesji i na podwórzu, bez różnicy, zabrano w liczbie 53 osób do samochodów.

Następnie znów został wezwany przewodniczący gminy do gestapo i oświadczono mu, że z tego powodu, iż Żydzi zachowali się w sposób arogancki w stosunku do przedstawicieli władz, policja postanowiła nałożyć kontrybucję na ludność żydowską w kwocie trzystu tysięcy złotych. Ma być wpłacona w określonym terminie, w przeciwnym razie wszystkie osoby zatrzymane na terenie posesji numer dziewięć przy ul. Nalewki zostaną rozstrzelane. Kontrybucja została złożona w ciągu 48 godzin. Po upływie dwóch dni od czasu jej wpłacenia przewodniczący gminy udał się do dowództwa policji przy al. Szucha z zapytaniem, kiedy zakładnicy zostaną zwolnieni, bo przecież kontrybucja została w całości wpłacona. Na to nie otrzymał odpowiedzi. Dopiero 30 listopada gazety doniosły, że wyżej podane pięćdziesiąt trzy osoby, zabrane jako zakładnicy celem ściągnięcia kontrybucji, zostały rozstrzelane.

Przewodniczący: Zarządzam krótką przerwę.

(Po przerwie)

Przewodniczący: Przystępujemy do dalszego przesłuchania świadka Maślanki.

Świadek: Zatrzymałem się w tym miejscu, kiedy podałem, że ludność, jak i zarząd gminy, dowiedziała się z gazety z 30 listopada 1939 r., że wziętych w charakterze zakładników 53 Żydów zostało rozstrzelanych. Wiadomość ta była tak nieprawdopodobna, że nawet ludzie lepiej wtajemniczeni nie chcieli wierzyć, że to się mogło stać, bo kontrybucja została uiszczona w terminie przepisanym przez gestapo. Uwierzono w to po kilku tygodniach, kiedy gestapo wezwało przedstawicieli zarządu gminy celem doręczenia odzieży i obuwia rozstrzelanych. O ile sobie przypominam, nawet zwłoki zostały wydane i nieszczęśliwe ofiary zostały pochowane w jednym miejscu, 53 groby były na cmentarzu żydowskim na Pradze. Później władze policyjne uważały to za pewną demonstrację, że się tworzy, jak się wyrażano, mauzoleum. Powiedziano im, że pochowano zwłoki według kolejności miejsc. Mam wrażenie, że nie obeszło się bez większej łapówki, które były notoryczne, żeby załagodzić sprawę tego pogrzebu, który odbył się po cichu, tak że ludność nie wiedziała, kiedy się odbył i gdzie byli pochowani.

Następny większy wyczyn, już tylko gestapo, to była tzw. afera Kota, która miała miejsce niedługo potem, w styczniu 1940 r. Przedstawiciel granatowej policji ujawnił radiostację nadawczą prowadzoną przez jednego z uczestników konspiracji, który się nazywał Kot. W czasie aresztowania, udało się temu młodemu bojownikowi uciec. Ponieważ władze ustaliły, że Kot był pochodzenia żydowskiego, postanowiono, że represje za to powinny spaść na ludność żydowską. W połowie stycznia wezwany został ówczesny prezes gminy żydowskiej do gestapo na godzinę ósmą rano. Poproszono go, żeby poczekał kilka minut i tak czekał siedem godzin. Po czym podziękowano, że wszystko się wyjaśniło, że wszystko w porządku. Co się okazało? Przez te siedem godzin rozpoczęły się masowe aresztowania w mieście, przeważnie wśród inteligencji pochodzenia żydowskiego. Nie pamiętam dokładnie liczby, ale aresztowano około czterystu osób, przeważnie adwokatów, lekarzy, inżynierów, nauczycieli, rabinów i innych przedstawicieli inteligencji. Przez następne dwa dni aresztowania jeszcze trwały, zatrzymywano ludzi na ulicach, bo już wtedy Żydzi chodzili z opaskami. Identyfikowano w ten sposób, że pytano o zawód. Jeżeli to był buchalter, inżynier lub adwokat, był zatrzymywany i odprowadzany do gestapo. Jakakolwiek wiadomość o tych ludziach nie wydostała się poza mury gestapo, nie można było nawet ustalić, czy oni znajdują się na terenie gestapo przy alei Szucha, czy na terenie Pawiaka, czy w więzieniu mokotowskim, czy w innym miejscu odosobnienia. Jakiekolwiek wiadomości na ten temat były nie do uzyskania. Był to pierwszy precedens, bo zwykle, kiedy się aresztuje większą grupę ludzi, wiemy doskonale, że jakieś wiadomości przenikają, że jednemu uda się przesłać jakiś list, drugiemu uda się przekazać wiadomość za pośrednictwem jakiegoś funkcjonariusza więziennego. Tu nie było żadnych wiadomości. Nieszczęsne rodziny tych aresztowanych przychodziły po informacje do zarządu gminy, która wysyłała swoich przedstawicieli, żeby się dowiedzieli, co się z nimi stało. Absolutnie żadnych wiadomości. Dopiero na początku lipca szef gestapo wpadł na dowcipny pomysł. Wezwał przedstawiciela zarządu gminy, kazał mu podać listę aresztowanych, popularnie zwanych „kotowcami”, przejrzał listę, zajrzał do swoich papierów i rozpoczął dyktowanie: Tam, gdzie każę, niech pan postawi krzyżyk. Takie krzyżyki były przy jakichś sześćdziesięciu procentach. Potem oświadczył, że krzyżyki oznaczają rozstrzelanych, a pozostali zostali wysłani do obozu koncentracyjnego. Do jakiego – nie chciał powiedzieć. „To jest tajemnica urzędowa”. Zarząd gminy natychmiast zawiadomił rodziny tych, którzy rzekomo mieli pozostać przy życiu i rzekomo mieli być wysłani do obozów koncentracyjnych. Okazało się jednak, że ci wszyscy ludzie, bez wyjątku, zaraz po 20 stycznia, po kilku dniach, zostali rozstrzelani w Warszawie wskutek zarządzenia gestapo. Zarządzenie rozstrzelania bez sądu nie mogło się obejść bez szefa gestapo, bo takie zarządzenie o rozstrzelaniu mógł wydać Reichsführer-SS i to dopiero od 1941 r.

Ale Reichsführer-SS mógł delegować swoje uprawnienia temu Heeresoffizier SS und Polizeiführer w dystrykcie, ale dopiero później, albo też komendantowi gestapo, komendantowi Sicherheitspolizei. Takie rzeczy nie mogły obyć się bez wiedzy i zarządzeń szefa gestapo, którym niewątpliwie był oskarżony Meisinger, do końca listopada 1940 r. Te rzeczy nie należą do mojego tematu, ale, Najwyższy Trybunale, nie wątpię [nawet] przez chwilę, że ta masowa masakra w Palmirach w czerwcu 1940 r. również nie mogła się obyć bez wiedzy i współudziału oskarżonego Meisingera.

Proszę Sądu, jeżeli chodzi o działalność administracji cywilnej w tym czasie, w granicach pierwszej zimy 1939/1940, szef dystryktu, pan Fischer zawsze spieszył się ze wszystkim, tak samo pospieszył się ze skreśleniem wszystkich adwokatów pochodzenia żydowskiego. Jeżeli w Krakowie adwokaci Żydzi występowali w sądach do kwietnia 1940 r., to w Warszawie, na skutek zarządzeń pana Fischera, który tak się spieszył, już od chwili uruchomienia sądów było rozporządzenie, że żaden adwokat Żyd do sądu dopuszczonym być nie może. Nadto pozbawiono prawa korzystania ze szpitali, pozbawiono pensji urzędników państwowych pochodzenia żydowskiego, pozbawiono emerytur, pozbawiono prawa zarobkowania, kasę zarządu gminy żydowskiej władze policyjne skonfiskowały natychmiast po wkroczeniu armii niemieckiej, uniemożliwiono jakiekolwiek opodatkowanie. Ludzie zawodów wyzwolonych nie mogli zarobkować, kupcy legalnie nie mogli handlować, bo za to groziła kara śmierci, właściciele posesji nie mogli inkasować komornego, bo już w lecie 1940 r. został utworzony komisaryczny zarząd, nie było w ogóle ludzi uchwytnych, których by można było pociągnąć do opodatkowania. Pozbawiono Żydów prawa do korzystania ze szpitali i wszelkich urządzeń municypalnych. Tak się przedstawiała sytuacja do zamknięcia getta 15 listopada 1940 r.

Ale nie wyczerpałbym zupełnie tematu w odniesieniu do faktu, o którym musiał posiadać wiadomości oskarżony Meisinger, gdybym nie poruszył jednej sprawy. Jak wiadomo, karetki, limuzyny niemieckie grasowały po całej Warszawie i była taka formacja SS, która stała w Warszawie przy ul. Filtrowej. I oto dwóch panów stamtąd zajmowało się takim polowaniem – łapano niewiasty, które nosiły na rękach opaski, zabierano je na ul. Filtrową i tam odbywały się zwykłe orgie sadystyczne. Z chwilą, gdy liczba ofiar się powiększała, znaleźli się w mieście naiwni, którzy uważali, iż mają do czynienia z jakąkolwiek władzą, zwrócili się do władzy niemieckiej z powiadomieniem, co się dzieje. Proszono, by przedstawiono protokoły zeznań tych ofiar. Jak będzie materiał, to będzie można zarządzić dochodzenie.

Przewodniczący: U kogo była ta interwencja?

Świadek: W gestapo. U kogo – nie umiem wskazać. Przypuszczam, że interwencja musiała być w oddziale gestapo do spraw żydowskich, ale na pewno nie wiem. I oto znalazł się naiwny człowiek, obywatel polski, mieszkaniec Bielska, władał przede wszystkim językiem niemieckim, pracował w zarządzie gminy, który się podjął zebrania zeznań tych warszawskich ofiar. Te protokoły zostały przedstawione gestapo. Jaki był tego skutek? W pięć dni później, po złożeniu tych protokołów, człowiek ten został aresztowany i wysłany do Oświęcimia, skąd po trzech tygodniach nadszedł telegram znanej treści. Nazywał się on Karol Singer, obywatel polski, mieszkaniec miasta Bielska.

Jeżeli mówię o tym, to dlatego, że w tej sprawie były bardzo poważne starania o [jego] zwolnienie i z tego, co słyszałem, to wiem, że jeden z wyższych dygnitarzy, szef gestapo, chciał go zwolnić, a drugi koniecznie wysłać do obozu. W tej chwili mówię tu o pierwszym oskarżonym, Meisingerze, a drugim miał być Moder, ówczesny dowódca SS i policji na dystrykt warszawski. Sądzę, że ten szczegół oskarżony Meisinger powinien pamiętać i nie wątpię, że tę rzecz wyjaśni.

W listopadzie 1940 r. doszło do naszej wiadomości, że nastąpiła zmiana na stanowisku szefa gestapo i już w owym czasie mówiono, że pan Meisinger zostanie wysłany w misji dyplomatycznej na Daleki Wschód, a na jego miejsce szefem gestapo został Müller, który był szefem do wczesnej wiosny 1941 r., póki nie objął tego stanowiska Hahn. 15 listopada 1940 r. zostało wydane zarządzenie o zamknięciu getta. Niedługo wcześniej rozpoczęto budowę murów w pewnych punktach miasta. Władze niemieckie uzasadniały budowę tym, że ze względów sanitarnych jest to potrzebne dla bezpieczeństwa armii niemieckiej. A już były wywieszone szyldy z napisem „Seuchengefahr – niebezpieczeństwo epidemii”, ale nikt się nie domyślał, że chodzi o utworzenie zamkniętej dzielnicy żydowskiej, dlatego że władze niemieckie stale zapewniały, że o utworzeniu jakiejkolwiek zamkniętej dzielnicy żydowskiej nie może być mowy. Ponieważ właśnie zamknięta dzielnica dopiero spowodowałaby niebezpieczeństwo epidemii. A 15 listopada ukazało się zarządzenie o zamknięciu getta. Było podpisane przez współoskarżonego w tej sprawie Leista, ale muszę zaznaczyć gwoli ścisłości, że jego postawa w tej sprawie miała charakter zupełnie formalny. Był on przecież burmistrzem miasta, chodziło o podział Warszawy na dwie części, ustalenie, jaka część należy do getta, a jaka ma należeć do pozostałej ludności. Dlaczego? Dlatego, że całą akcję związaną z przesiedlaniem, bezpośrednią władzę nad ludnością żydowską w tym czasie objął specjalny wydział, który się znajdował w dystrykcie, wydział o nieco zakonspirowanej nazwie U (Abteilung Umsiedlung) przy dystrykcie. I to był już wydział u szefa dystryktu i podlegał bezpośrednio gubernatorowi Fischerowi. Oskarżony Leist z tym nie miał nic wspólnego. Szefami tego wydziału u oskarżonego Fischera, o ile sobie dobrze przypominam, byli panowie: Bilfinger, Steiert, Fabisch, no i jeszcze inni. W każdym razie byli to urzędnicy bezpośrednio podlegli gubernatorowi i jako naczelnicy wydziałów Abteilung Umsiedlung, to znaczy przesiedlenia, bo ten wydział dyrygował przesiedlaniem ludności żydowskiej z tej części miasta, w której nie mogli zamieszkiwać i odwrotnie, ludności chrześcijańskiej, jak oni to nazywali – aryjskiej, która miała być przesiedlona z tej dzielnicy, która odtąd miała być żydowską. I w tym okresie, trzeba powiedzieć, od 15 listopada 1940 r., ingerencja gestapo się zmniejsza. Oczywista rzecz, wydział wprowadził w życie natychmiast znany repertuar wszystkich znanych dolegliwości. Więc powstała kwestia żywnościowa, w jaki sposób dostarczać jedzenie do dzielnicy zamkniętej. Więc ci dwaj [trzej?]panowie wpadli na pomysł i utworzyli jakby taką firmę na wpół państwową, na wpół prywatną, w każdym razie to było GmbH (Gesellschaft mit beschraenkter Haftung) – Transferstelle i na czele tej instytucji postawili volksdeutscha, który przed wojną [działał] w Polsce, w Warszawie niejakiego pana Bischofa. I otóż ci ludzie mieli regulować dostawę żywności dla dzielnicy żydowskiej.

Nie będę mówił o tym, co jest rzeczą powszechnie wiadomą, że racje żywnościowe w dzielnicy żydowskiej były daleko mniejsze, że w zasadzie dostawy były tak obliczone, aby ludzie nie mogli żyć i żeby im było trudno umrzeć, ale ta Transferstelle to przecież była instytucja handlowa i musiała na tym jeszcze zarobić. Wobec tych warunków powstaje dopiero jasno sytuacja, jak te dostawy mogły wyglądać.

Oskarżony Fischer zmienił w kwietniu 1941 r. tryb administrowania dzielnicą żydowską. Mniej więcej w końcu maja weszło w życie nowe rozporządzenie, że odtąd dzielnicą żydowską w Warszawie nie będzie rządziło Abteilung Umsiedlung w dystrykcie, a ustanowiony specjalny komisarz dla dzielnicy żydowskiej w Warszawie i dla wszystkich dzielnic żydowskich położonych w miastach całego dystryktu. A więc ten komisariat dla dzielnicy żydowskiej był specjalnym wydziałem przy gubernatorze i mniej więcej w końcu maja objął rządy z ramienia gubernatora jako komisarz dla dzielnicy żydowskiej Auerswald. Wówczas rządy gubernatora były bardziej bezpośrednie, bo to Auerswald dla dzielnicy żydowskiej był gubernatorem. To, co się tam działo, te wszystkie zarządzenia, jakie wydawał komisarz, o tym wszystkim musiał wiedzieć gubernator, jeżeli nie wydawał komisarzowi podległemu sobie specjalnych zarządzeń. Był to okres, kiedy władze niemieckie na terenie całej guberni, w wykonaniu całokształtu planu postanowionego przez państwo niemieckie zniszczenia wszystkich Żydów w Europie, rozpoczęły gwałtowną koncentrację ludności żydowskiej tylko w niektórych ośrodkach. Najpierw usunięto ich z terenów, które były wcielone do Rzeszy, następnie zaczęto usuwać z miast, nawet niektórych mniejszych w dystrykcie warszawskim, i ludność tę przesiedlano do dzielnicy żydowskiej w Warszawie.

Ewakuacja odbywała się w ten sposób, że rodzinom dawano tylko pięć minut na przygotowanie się do podróży, nie wolno było zabrać najmniejszej walizki, nie wolno było brać żywności, odzieży. Ludzie jak stali, tak zostali wysłani do Warszawy. Siłą rzeczy musieli stać się na terenie i tak zagęszczonego, zamkniętego getta, dostateczną pożywką dla wywołania jakiejś epidemii. Ludzie byli bez bielizny, bez odzieży, bez żywności i bez pieniędzy przede wszystkim, bo ich przedtem ograbiono. I tak samo jak w czasie Powstania Warszawskiego dowiedzieliśmy się, że była specjalna komenda Westerfassung tego Geibla, tak samo były takie małe komendy, mali geiblowie przy każdym innym normalnym wysiedlaniu, gdzie szukano przede wszystkim walorów, zabierano co lepsze rzeczy i oczywista rzecz, ludzie przywiezieni w ilości do 100 tys., bez środków, bez możliwości zarobkowania, umieszczeni byli w specjalnych domach również nieogrzanych, byli zdani tylko na łaskę poparcia społecznego – ćwierć litra zupy dziennie, ci ludzie byli przede wszystkim pożywką dla wywołania epidemii.

I, proszę Sądu, w tym czasie podnosi się śmiertelność wśród ludności żydowskiej. Podczas gdy przed wojną przeciętna miesięczna śmiertelność wynosiła w Warszawie dwieście pięćdziesiąt do trzystu osób, już w 1941 r., w maju, śmiertelność wynosi cztery tysiące, w następnych miesiącach dochodzi do siedmiu tysięcy. To jeszcze nie jest liczba, która wyczerpuje wszystko, dlatego że Żydzi religijni, którzy w owym czasie umierali, chcieli być chowani zgodnie z rytuałem, a ponieważ w ten sposób nie można, więc byli chowani po kryjomu i te liczby zostawały poza oficjalną statystyką władz cmentarnych.

W tym czasie gestapo i dystrykt przysyłają cyrkularz do zarządu gminy, aby komunikować co tydzień (bo co miesiąc to za mało), jaka jest śmiertelność w dzielnicy żydowskiej. I co tydzień trzeba było komunikować, że śmiertelność jest taka i taka. Jeżeli nie było progresji, to już było zapytanie w tym względzie.

W tym czasie, proszę Wysokiego Trybunału, przez nieostrożność, przez jakiś chochlik drukarski, pan Göbbels w jednym z artykułów, pisząc o getcie, nazwał je Todeskiste – tak, to była skrzynka śmierci. Kto jest umieszczany w tej skrzyni, jest przeznaczony na śmierć.

To był okres ogromnej koncentracji wojsk w Warszawie i na terenie całego GG, był to bowiem czas przygotowań do ataku niemieckiego na Związek Radziecki. Niektóre dywizje przechodziły przez Warszawę, zatrzymując się godzinę albo dwie. I ci żołnierze, pochodzący z poboru, więc ludność niepartyjna, nie SS, lecz przedstawiciele całego narodu niemieckiego, w czasie jedno- czy dwugodzinnego postoju w Warszawie nie znajdowali nic lepszego do obejrzenia, jak cmentarz żydowski. Chcieli przyjrzeć się tym masom trupów, kostnicom, stajniom, gdzie leżało po kilkuset ludzi dziennie. Trup człowieka zmarłego z głodu ma charakterystyczny wygląd, to niewątpliwie biegły prof. Dąbrowski lub inny biegły ustali lub już ustalił.

Powstaje pytanie, któż żołnierzom, przyjeżdżającym na front, podawał informacje, że jest coś specjalnie ciekawego do zwiedzenia właśnie na cmentarzu żydowskim w Warszawie. Przypuszczam, że musiała być taka placówka, a mogła się mieścić tylko w instytucie, który kierował i miał prawo władzy nad gettem w Warszawie. W tym okresie tą instytucją był komisariat dla dzielnicy żydowskiej, a on był wydziałem urzędu dystryktu, którym kierował oskarżony Fischer.

Te praktyki nie wystarczyły rządowi gubernatorstwa wtedy, kiedy było zamknięte getto. Nie tylko, że nie wystarczyły, ale laury osiągnięte przez gestapo na tym polu widocznie panom z pałacu Brühla spać nie dawały.

Od 1941 r. komisariat dla dzielnicy żydowskiej zaczął wydawać zarządzenia, żeby im dostarczyć pewną liczbę ludzi – sto, sto pięćdziesiąt, dwieście. W jakim celu? Nie wiadomo.

Dopiero, jak ich złapano, bo tych ludzi niekiedy nawet wyciągano z więzienia, z aresztu, który się znajdował w dzielnicy żydowskiej, wtedy komisariat był łaskaw oświadczyć, że doszło do jego wiadomości, iż ludność żydowska nie zachowuje się tak ulegle, jakby należało, w szczególności przemyt żywności był uprawiany zbyt intensywnie i z tego powodu postanowił rozstrzelać dwieście osób.

To już nie gestapo, to był komisariat podlegający bezpośrednio gubernatorowi. I takie rzeczy nie mogły się obejść bez wiedzy gubernatora, bo nawet według ustawodawstwa Rzeszy po 1934 r., a nawet po zamachu z lipca 1944 r., kiedy Himmler otrzymał władzę dyktatorską w Niemczech, szef administracji cywilnej nie miał prawa wydać zarządzenia rozstrzeliwania. Ale, proszę Wysokiego Sądu, tutaj wolno [było] wszystko. Dlatego, że zasadą, którą się kierowano w stosunku do ludności żydowskiej było, iż jest ona wyjęta spod prawa, a kto jest wyjęty spod prawa, nie korzysta z ochrony prawnej, tak samo jak zwierzęta z niej nie korzystają.

Przebywanie w dzielnicy żydowskiej, każdy rozumie, nie należało do przyjemności. Przebywanie na tym terenie doprowadzało niektórych ludzi do szału. Były masowe samobójstwa. Grały tu też rolę szumowiny, pojawili się ludzie, którzy znajdowali kontakt z gettem, zarabiali i żerowali na tym. Samobójstwo przeciętnego, solidnego człowieka było nieraz na rękę tym elementom.

Wysoki Trybunale, moja kariera okupacyjna nie zakończyła się w 1942 r. Byłem w Oświęcimiu, byłem w Oranienburgu, byłem w Majdanku i muszę w tym miejscu oświadczyć, że moralne samopoczucie miałem w Oświęcimiu lepsze niż w dzielnicy rządzonej przez pana Fischera. O tym obozie wszyscy wiedzieli, jakim przykrościom wszyscy byli poddani, w Oświęcimiu wszyscy byli narażeni, w dowolnej chwili, na zabicie, na wysłanie do Gaskammer, ale ponadto każdy wiedział, że jest więźniem, a więzień jest człowiekiem. Natomiast w dzielnicy rządzonej przez pana Fischera tracił poczucie człowieczeństwa i stawał się zwierzęciem. Ta Todeskiste, jak ją nazwał Göbbels, to była klatka dzikich zwierząt. Tak samo zresztą było i w innych miejscowościach w Europie, gdzie urządzono takie same imprezy, oparte na tych samych zasadach, jak np. w Czechosłowacji w Theresienstadt.

Przewodniczący: Zarządzam przerwę do godziny szesnastej.

(Po przerwie)

Przewodniczący: Przystępujemy do dalszego przesłuchania świadka Maślanki.

Świadek: Osobnym rozdziałem udręczeń, połączonych z niezwykłym okrucieństwem, była praktyka natury sądowej, która zarządzona została na mocy rozporządzenia gubernatora i jemu podlegała. W 1941 r. ukazało się rozporządzenie, że opuszczenie dzielnicy żydowskiej, nawet chwilowo, jest zakazane pod groźbą kary śmierci. To zarządzenie wydał gubernator Fischer. Wobec niezwykłego głodu, który panował w dzielnicy, przede wszystkim żebracy i małe dzieci, którym najłatwiej udawało się zmylić czujność straży, przedostawały się do pozostałej części Warszawy, żeby uprawiać żebraninę. Małe dzieci, dwunasto- trzynastoletnie, wychodziły do dzielnicy tzw. aryjskiej i stamtąd przynosiły wieczorem ze sobą zebraną jałmużnę, a czasem trochę żywności. Z tych sfer składali się ci, którzy przede wszystkim to prawo naruszali. W związku z tym zarządzono, że wszystkie bez wyjątku osoby, które opuściłyby dzielnicę żydowską, nawet jeżeli opuściłyby ją chwilowo, z intencją natychmiastowego powrotu po załatwieniu jakiejś doraźnej sprawy bądź po zebraniu żywności – zostaną oddane pod sąd, tzw. sąd specjalny, Sondergericht, który zjeżdżał do więzienia, znajdującego się na terenie getta. Oczywista rzecz, proces był krótki i o innych wyrokach, poza wyrokiem śmierci, nie słyszałem. Gubernatorowi, któremu przysługiwało prawo łaski od tego wyroku, który stawał się od razu prawomocny, ani razu nie przyszło do głowy, żeby na skutek indywidualnego podania skazańca z tego prawa skorzystać, bez względu na to, czy chodziło o dwunastoletnie dziecko czy o starą żebraczkę.

Przewodniczący: Więc nie było wypadku, żeby gubernator skorzystał z prawa łaski?

Świadek: Ja o takim wypadku nie słyszałem. Byłbym słyszał, bo przez czas trwania dzielnicy żydowskiej pracowałem w jej wydziale prawnym.

Kiedy mowa o egzekucjach na podstawie tych wyroków, nie mogę nie wspomnieć o tym, że te egzekucje były wykonywane na terenie getta w miejscu, gdzie było więzienie. Tzw. Gęsiówka przylegała do więzienia wojskowego na ul. Zamenhofa. Wyroki były wykonywane publicznie, na oczach wszystkich więźniów, przy obecności administracji. Zmuszano, pod groźbą kary śmierci, innych współwięźniów albo funkcjonariuszy tego więzienia, oczywista rzecz Żydów, do tego, żeby przy tej egzekucji nie tylko byli obecni, ale żeby wykonywali pewne czynności symboliczne, towarzyszące egzekucji, jak zawiązywanie skazańcowi oczu czy rąk.

Przypominam sobie w tej chwili wypadek, bardzo głośny w owym czasie w dzielnicy żydowskiej, który Wysokiemu Trybunałowi najlepiej zilustruje, jaki głód panował. W czasie wykonywania wyroku śmieci – kiedy dwudziestu kilku albo trzydziestu skazanych, już wyprowadzonych na korytarz więzienny, pierwsza transza skazanych była już rozstrzelana i na korytarzu było słychać dokładnie salwy karabinów, pokłóciły się ze sobą dwie stare żebraczki skazane na śmierć, o to, że w ostatniej chwili przy wyjściu z celi jedna drugiej ukradła kawałek chleba. Wówczas jeden z funkcjonariuszów poprosił, żeby się uspokoiły, a ta ze skargą: „Proszę pana, ona mi zabrała chleb”. – „Spokój!” – „Ale ona musi mi oddać chleb. Jeżeli ona mi tego kawałka chleba nie zwróci, nie pójdę na egzekucję”. To jest może śmieszne, ale jednocześnie charakteryzuje, do jakiego głodu w dzielnicy żydowskiej rządy pana Fischera doprowadziły.

To nie był tylko głód, który panował wśród sfer najuboższych, to był głód, który dotknął dziewięćdziesiąt procent ludności, która była pozbawiona możności egzystencji. Tyle ludności nie dysponowało swoimi funduszami i majątkami, dziewięćdziesiąt pięć procent było oderwanych od normalnych czynności zawodowych pełnionych przed wojną. Muszę powiedzieć, że często również byłem zmuszony korzystać z urzędowej zupy wydawanej przez zarząd gminy żydowskiej i muszę powiedzieć, że zupa w Oświęcimiu nieraz bardziej mi smakowała niż ta w getcie. Takie środki żywności były dostarczane przez Transferstelle i organa podległe panu Fischerowi.

Następną kategorią udręczeń był Arbeitsamt, który został podzielony na oddziały. Istniał specjalny oddział do spraw żydowskich, tzw. Jüdischer Arbeitensatz.

Na odcinku pracy przymusowej współdziałanie, koordynacja administracji ogólnej i policji bezpieczeństwa występuje w całej jaskrawości. Po raz pierwszy do wiadomości publicznej doszło, ogłoszone tylko w niemieckiej gazecie wychodzącej podówczas, w „Krakauer Zeitung” i „Warschauer Zeitung” generalne zarządzenie SS i Polizeiführera na całe GG, a później sekretarza stanu do spraw bezpieczeństwa Krügera o przymusowej pracy dla Żydów. Wynikało wyraźnie, że nie chodzi okupantowi o jakąś pracę, która ułatwiałaby produkcję wojenną albo jakieś inne czynności związane z prowadzeniem wojny, ale wprost o nękanie ludności i terror, zmuszanie do daleko idącej konspiracji. W rozporządzeniu tym było powiedziane, że każdy Żyd bez wyjątku od dwunastu do sześćdziesięciu lat podlega obowiązkowi pracy, przy czym będzie ona wykonywana w zamkniętych obozach.

Przebywanie w takim obozie musi trwać przynajmniej dwa lata, a bez żadnych ogródek jest powiedziane, że to przebywanie w obozie nie jest związane z pracą celową, tylko z wychowaniem nierobów, pasożytów, a takimi są wszyscy Żydzi. A jeżeli ten dwuletni okres nie da efektu właściwego z punktu widzenia pedagogiki niemieckiej, to może być przedłużony. I z całą pedanterią niemiecką było przewidziane, w jakim czasie wszyscy mają się stawić, jakie rzeczy mają zabrać, jaką liczbę koców.

To ogłoszenie doszło do wiadomości publicznej po opublikowaniu w gazecie niemieckiej 13 stycznia 1940 r. W związku z tym rozpoczął się huragan rejestracji, które oni nazywali swoim ulubionym wyrazem – Erfassung. Zapisywano mężczyzn od dwunastu do sześćdziesięciu lat, później kobiety od dwunastu do sześćdziesięciu lat. Następnie ludzie myśleli o tym, jak uchylić się od tej pracy, udawali się do lekarzy, których liczba w dzielnicy żydowskiej była niewielka. Ludzie dotknięci organiczną wadą serca albo gruźlicą zmuszeni byli dostarczać fotogramy do tego biura „erfassungowego”. Istna gehenna. Późną wiosną powołano przy zarządzie cywilnym, jako organ szefa dystryktu, tzw. Arbeitsamt, właściwie pododdział do przymusu pracy ludności żydowskiej. Szefem tego pododdziału był wyższy urzędnik niemiecki, nazwiskiem Foemeller, który z upoważnienia gubernatora przystąpił do organizacji przymusowej pracy. Rozpoczął swoje urzędowanie od żądania kontyngentu – pięciu tysięcy, po dwóch dniach żądał dziesięciu tysięcy, po tygodniu trzydziestu tysięcy. Rozpoczęły się łapanki z wykorzystaniem pomocy policji niemieckiej, policji granatowej – tych młodzieńców, którzy byli, że tak powiem, w wieku poborowym. Wyłapano kilkadziesiąt tysięcy młodzieńców. Co się z nimi stało? Nie wysłano ich do żadnej fabryki niemieckiej ani na terenie GG, wprost posyłano ich do instytucji niemieckich SS, gdzie musieli wykonywać najcięższe roboty. Gdy kto zachorował, a nietrudno było się przeziębić, jeśli dostał najmniejszej gorączki, był na miejscu rozstrzelany. Po upływie pięciu – sześciu miesięcy wracało do getta zaledwie trzy – cztery procent tych wyłapanych: chorych, inwalidów do końca życia. Było to Jüdischer Einsatzkommando, kierowane przez Foemellera, a po jego przeniesieniu do Lwowa (gdzie chciał on prowadzić swoją działalność pedagogiczną), zdaje się przez samego Hoffmana,

25 grudnia 1941 r., a więc w pierwszy dzień Bożego Narodzenia, uroczyste święto dla wszystkich chrześcijan, dla wszystkich Niemców, katolików, ewangelików itd., substytut pana generała na dzielnicę żydowską, pan Auerswald, wydał zarządzenie pilne, niecierpiące zwłoki, do wykonania w ciągu dwóch dni. Wszyscy mieszkańcy getta mają oddać swoje futra i to pod karą śmierci, właściwie nie karą, ale rozstrzelaniem na miejscu w razie złapania na posiadaniu futra.

To zarządzenie zostało wykonane. Zarząd gminy żydowskiej wezwał ludność do oddania tych futer, które były najpierw kumulowane w składach gminy, a następnie zostały przeniesione do składów niemieckich, które znajdowały się w okolicach Dworca Gdańskiego w Warszawie. Nie będę mówił, ile i jakich praktyk towarzyszyło oddaniu tych futer i może one najbardziej, w sposób jaskrawy, wykazały, jak czynnik kryminalny, i to zawodowy kryminalny, bardzo był reprezentowany przez administrację niemiecką na terenie GG. Kiedy się widziało, jak poszczególni dygnitarze z tych składów na własną rękę kradli złożone futra. Prawdopodobnie wtedy znajdowały się one w składach koło Dworca Gdańskiego. Kradzieże te rozrosły się do takich rozmiarów, że czynniki miarodajne postanowiły spowodować pożar tych składów, ten sławny pożar, który miał miejsce w okolicach Dworca Gdańskiego na początku 1942 r., 3 lub 4 stycznia. Oczywista rzecz, że te futra pociągnęły za sobą cały szereg ofiar, wielu ludzi złapano na gorącym uczynku, kiedy przerzucali je z dzielnicy żydowskiej do aryjskiej i rozstrzelano ich lub wysłano do obozu w Treblince.

I żebym nie zapomniał, gwoli ścisłości muszę w tym miejscu zaznaczyć, że ten sławny na cały świat obóz śmierci w Treblince był powołany do życia na skutek zarządzenia gubernatora Fischera, co ja osobiście czytałem w codziennych gazetach niemieckich w Warszawie. Później władzę nad nim objęło SS , ale do końca lipca 1942 r. obóz podlegał bezpośrednio gubernatorowi Fischerowi. Tak zwany wydział karno-administracyjny, znajdujący się przy szefie dystryktu, wysyłał ludzi w trybie administracyjnym do Treblinki. I jeżeli panu gubernatorowi z jakiegokolwiek powodu pamięć nie dopisuje, to może przypomnę, że sędzią, który wysyłał tam ludzi, był Bawarczyk, niejaki Golube.

Z racji tych futer cały szereg ludzi, nawet wybitnych, straciło swoje życie bądź to na miejscu w Warszawie w getcie, bądź też w obozie w Treblince.

Stałą praktyką rządów pana Fischera, za pośrednictwem Auerswalda, było ciągłe zmniejszanie obszaru getta. Co dwa – trzy tygodnie były jakieś zmiany i ludzie musieli opuszczać całą ulicę w ciągu dwudziestu czterech godzin, bez względu na to, czy znaleźli w pozostałej części dzielnicy inne pomieszczenia czy nie. Nie było miesiąca, aby nie było zmian terytorialnych w dzielnicy żydowskiej. Pan Auerswald cynicznie uzasadniał to tym: No przecież śmiertelność stale wzrasta i w przyszłym miesiącu znów się zmniejszy liczba mieszkańców o jakieś dziesięć tysięcy. W sposób jasny i cyniczny to uzasadniano.

Oczywista rzecz, że tak przed objęciem władzy w dzielnicy żydowskiej przez gubernatora Fischera, jak i w trakcie jego rządów, ludność pod każdym względem, jak już zauważyłem, była wyjęta spod prawa i każdy Niemiec, umundurowany i nieumundurowany, reichsdeutsch czy volksdeutsch, miał prawo przyjść do pierwszego lepszego mieszkania i zabrać, co mu się najbardziej podobało. Szczególnym upodobaniem cieszyły się fortepiany, pianina, maszyny do pisania, oczywista rzecz lepsze obrazy, dywany, niekiedy meble itd. Ludność nie była pewna życia ani swego mienia, ani swojej swobody. Ani dniem, ani nocą.

Współdziałanie z gestapo w ostatnim okresie, tym, który interesować będzie mógł gubernatora Fischera, znów wzrasta, począwszy od wiosny 1942 r. Po raz pierwszy w nocy z 17 na 18 kwietnia wjechało na teren dzielnicy żydowskiej kilka samochodów z przedstawicielami gestapo i SS i, nie wiadomo do dnia dzisiejszego według jakiego klucza czy kryterium, wchodzili do kilkunastu mieszkań, wyprowadzali ludzi i na ulicy rozstrzeliwali. To prawdopodobnie nie było związane z żadnym przewinieniem ze strony tych ludzi, a chodziło po prostu o pewną liczbę ludzi, których należało uśmiercić, aby ludność bardziej sterroryzować. Że tak było, a nie tak jak władze uzasadniały wtedy, że to ludzie, którzy uprawiają przemyt, którzy kolportują ulotki, to przypominam sobie fakt, kiedy wkroczono owej nocy do jednego mieszkania przy ulicy Nowolipki w Warszawie, skąd wyprowadzono ojca z synem. Syn brał udział w konspiracji, był kolporterem tajnej gazetki. Wyprowadzono ich na ulicę do rogu Karmelickiej i z tyłu strzelono do jednego i drugiego. Syn został zabity natychmiast, a ojciec został lekko ranny i na tyle okazał przytomność umysłu, że symulował śmierć. Przypuszczając, że nie żyje, dali mu spokój i przystąpili do dalszej swej akcji. Następnego dnia ten ojciec załatwiał formalności pogrzebowe swego syna, przychodził urzędowo do wydziału cmentarnego, mieszkał w dzielnicy pod swoim starym adresem i nazwiskiem i nikt go nie ruszał. Dlaczego? Dlatego, że nie za przewinienia rozstrzeliwano, nie za jakikolwiek podejrzenia o nielojalność i nieprawomyślność wobec władz niemieckich, tylko dlatego, że to byli Żydzi, że ich wolno rozstrzeliwać bez żadnego wyroku, bez nakazu wyższych władz. Chodziło o rozstrzelanie.

Po 17 kwietnia takie noce coraz częściej się powtarzały, aż do dnia 22 lipca 1942 r., kiedy władzę nad dzielnicą żydowską faktycznie, podkreślam faktycznie, objął ten H öhere SS-und Polizeiführer w dystrykcie warszawskim, dr von Sammern. Miał on podwójne nazwisko, ale tego drugiego nazwiska nie pamiętam, Austriak z pochodzenia.

Prokurator Sawicki: Franken.

Świadek: Tak jest. Powiadam faktycznie, bo formalnie, na mocy ustawy wydanej przez rząd GG w czerwcu, wiele spraw administracji Gubernatorstwa zostało poddanych bezpośrednio władzy SS; na mocy ustawy, która była ogłoszona w czerwcu 1942 r., więc na kilka tygodni przed 22 lipca, jak sobie dziś przypominam, dokładnie wyliczone były sprawy, które zostały wyjęte spod władzy ogólnej administracji, a przekazane bezpośrednio pod władzę SS. Punkt osiemnasty mówił o sprawach żydowskich, które odtąd bezpośrednio będą załatwiane przez gestapo, ale faktycznie dzielnicę żydowską objęło SS z powrotem w dniu 22 lipca 1942 r. Kiedy Sammern objął władzę, nie wiem, czy w tym wypadku nastąpiło jakieś porozumienie z gubernatorem Fischerem, o tym on lepiej powinien wiedzieć, w każdym razie władza administracyjna, a szczególnie substytut Sammerna, adwokat Auerswald, udawał, że jest bardzo zaskoczony, że nie wie, co się dzieje, nawet robił aluzję, że to kilku takich samozwańców z SS przyszło, naruszyło dyscyplinę i wkroczyło do dzielnicy żydowskiej. A to byli szefowie tzw. Einsatz Reinhardt, tak nazywała się formacja, którą dowodził major Höfle. Ten ogłosił, że jest pełnomocnikiem Rzeszy dla spraw przesiedlenia i rozpoczęła się ta generalna, definitywna i szybka likwidacja, która była przewidziana na początku wojny.

Że metoda powolnego wygładzania, metoda, która doprowadziła śmiertelność do liczby stu tysięcy, w tym czasie nie wystarczyła, to raczej nie wynika z tego, żeby władza wyższa nie była zadowolona z postępów pana Fischera, ale raczej z ogólnej sytuacji politycznej.

Proszę Najwyższego Trybunału, ta masowa likwidacja za pomocą Gaskammer rozpoczęła się na prowincji wcześniej aniżeli w Warszawie. Z miast położonych na zachód dochodziły wieści, że ekspedycje do komór gazowych rozpoczęły się jeszcze w styczniu 1942 r. Getto żydowskie w Lublinie zostało doszczętnie zlikwidowane przez wysłanie ludności do komór gazowych znajdujących się w Bełżcu.

Powstaje pytanie, dlaczego właśnie w tym okresie rząd niemiecki, który z góry postanowił zlikwidować całą ludność żydowską, doszedł do wniosku, że trzeba zmienić metodę i zastosować akcję nieprzewidzianą od początku, ale szybką. Oto sytuacja na froncie wschodnim skomplikowała się. 2 października 1941 r. sam „apostoł” zapowiedział, że rozpoczyna się ofensywa na froncie rosyjskim – ofensywa, która ma na celu osiągnięcie Moskwy. Załamała się w grudniu 1941 r. i odpowiedzią na to był komunikat niemiecki z 7 grudnia. Po pewnym czasie jeden z większych bohaterów tej ofensywy, Brauchitsch, podał się do dymisji, co było również wyrazem tego, że impreza się nie udała. Dlatego też w głowach bardziej przezornych specjalistów musiały powstać pierwsze obawy, że wojny się nie wygra i to nie tylko nie wygra, ale nawet przegra i że metodą reprezentowaną przez pana Fischera nie zdąży się wykończyć wszystkich Żydów. Przy likwidacji sty tysięcy w tempie dotychczasowym, nawet przy pewnej progresji, musiałoby to potrwać dwa – trzy lata, a na to, wobec załamania ofensywy, może nie wystarczyć czasu. I tu zaczynają się zastanawiać wybitni specjaliści, czy nie należy przystąpić do akcji przyspieszonej.

Tym się tłumaczy, że w tym właśnie czasie zmieniono metodę, z wygładzania na uśmiercanie szybkie, mechaniczne, za pomocą komór gazowych.

Wszyscy dziś wiemy, że unicestwienie całej ludności żydowskiej było z góry postanowione jeszcze przed wojną. Hitler 30 stycznia 1939 r. w swoim przemówieniu z okazji rocznicy objęcia władzy powiedział: Jeżeli się międzynarodowemu żydostwu uda jeszcze raz zmobilizować cały świat przeciwko Niemcom, to wynikiem tej wojny nie będzie zniszczenie Niemiec, ale całkowite, totalne zniszczenie Żydów w Europie. To była zapowiedź.

Pierwsze wykonanie to była odprawa w Berlinie w 1939 r. Byłbym bardzo ciekaw, kto na tej odprawie był przedstawicielem SS. O tym pan Meisinger powinien wiedzieć, bo jako szef Einsatzkommando był na tej odprawie. Wszyscy oskarżeni, a szczególnie pan Fischer i pan Meisinger wiedzieli z góry, że jest decyzja zniszczenia wszystkich Żydów. Fischer i Meisinger mieli świadomość, że zamykając getto, zamykają ludzi skazanych na śmierć. Wierzę, że nie oni o tym decydowali, tylko wypełniali rozkaz. Ale skoro o tym wiedzieli, to gdyby nie byli zbrodniarzami, nie czyniliby tych udręczeń na własną rękę, jakich się nie stosuje do skazanych na śmierć. Dlatego są indywidualnie zbrodniarzami.

Proszę Najwyższego Trybunału, gdybym coś opuścił, proszę o zadawanie pytań.

Przewodniczący: Może pan mecenas zechce, żeby zarządzić przerwę?

Świadek: Jeżeli Wysoki Sąd pozwoli.

Przewodniczący: Zarządzam krótką przerwę.

(Po przerwie)

Przewodniczący: Proszę świadka Maślanko. Kiedy świadek opuścił getto?

Świadek: 19 kwietnia 1943 r. zostałem wywieziony do obozu w Majdanku.

Przewodniczący: To znaczy, że pierwsza likwidacja jest świadkowi znana. Proszę powiedzieć, co świadkowi wiadomo w jej sprawie.

Świadek: 22 lipca do zarządu gminy przyjechał Sturmbannführer Höfle ze świtą, aresztował przynajmniej pięćdziesiąt procent członków zarządu w charakterze zakładników i kazał ich odtransportować na Pawiak. W tym czasie do dzielnicy wkroczyły większe oddziały SS, szukając ludzi bardziej znanych, jak się wyrażali, prominente Juden. Na ul. Chłodnej aresztowano przeszło sto osób i natychmiast odtransportowano na Pawiak. Nie obeszło się przy tym bez rozstrzeliwania na miejscu, między innymi na ul. Chłodnej na podwórku został rozstrzelany starzec, 75-letni Fabian Zilber, ojciec adwokata Wacława Zilbera. Na ul. Chłodnej numer dwadzieścia sześć, w jednym mieszkaniu odbywało się konsylium lekarskie, na które przybył znany specjalista, prof. Raszeja. Wówczas grupa, która rozpoczęła aresztowania na ul. Chłodnej, wkroczyła do tego mieszkania i zdaje się, że tam wszyscy zostali zlikwidowani lub częściowo aresztowani.

Höfle ze swoją świtą opuścił zarząd gminy, nie podając żadnych szczegółów ani powodów, dla których przybył.

W nocy dzielnica żydowska została obstawiona i to nie tylko przy wylotach, ale prawie co dziesięć metrów dokoła murów została obstawiona nie tylko przez żandarmerię, która stale pełniła wartę, ale też przez Ukraińców, Łotyszów, szaulisów itd. Następnego dnia o godzinie dwunastej pan Höfle znowu przybył w towarzystwie świty do zarządu gminy i prezesowi gminy odczytał listę zarządzeń. Przede wszystkim, od dziś rozpoczyna się wysiedlanie ludności żydowskiej z Warszawy. Codziennie musi być wysiedlonych sześć tysięcy osób. Oczywista rzecz, jak to u nich zwykle bywało, wyliczono wyjątki, osoby, które nie podlegają wysiedleniu, mianowicie zatrudnieni w fabrykach, w komisarycznych zarządach itd. Wszystkie osoby, które podlegają wysiedleniu sukcesywnie, w liczbie sześć tysięcy dziennie, mają się stawić na plac przeładunkowy, który był utworzony dla Transferstelle. Tam doprowadzona została linia kolejowa i ludzi ładowano do wagonów. Oczywista rzecz, że opowiadało się w sposób urzędowy, że ci ludzie zostają wysiedleni na wschód do prac produktywnych. A dwa, trzy dni później osobiście czytałem w organie niemieckim, berlińskim „Deutsche Allgemeine Zeitung”, że Żydzi nareszcie postanowili się produktywizować, że zarząd gminy żydowskiej zwrócił się do władz niemieckich z prośbą o dostarczenie pola dla produktywizacji Żydów. Władze niemieckie chętnie się do tego odniosły i oddały do dyspozycji Ostbahn, która przeprowadza te przesiedlenia.

W pierwszym okresie ludność była zdezorientowana do tego stopnia, że ludzie nieraz zgłaszali się na ochotnika. Władze niemieckie, i to jest rzecz charakterystyczna dla nich, postarały się o to, żeby po dziesięciu dniach dwa – trzy listy przyszły z jakiejś miejscowości, spod Wołkowyska albo z dalszych terenów wschodnich, do rodzin, oczywiście listy dostarczone przy okazji, w których pisali, że zostali umieszczeni w jakimś folwarku i pracują na roli. Chodziło o utrzymanie ludności w mniemaniu, że to jest rzeczywiście wysiedlenie.

Pierwsze podejrzenie powstało wówczas, kiedy po dwóch tygodniach zauważono, że to całe wysiedlenie zostaje uskutecznione za pośrednictwem stu wagonów towarowych, że wagony o tych samych numerach stale wracają, a ponieważ wysiedlenie odbywało się codziennie, a często transporty odchodziły dwa razy dziennie, więc zorientowano się, że ta odległość nie jest zbyt wielka.

Dopiero, kiedy zjawili się w dzielnicy żydowskiej nieliczni uciekinierzy z transportów, a szczególnie ci, którzy w Treblince jako silniejsi nie zostali od razu zagazowani, tylko użyci do porządkowania ubrań i obuwia i mieli możność ukryć się pod pozostałym odzieniem w wagonach, które wracały, od nich można się było po raz pierwszy z całą dokładnością dowiedzieć, co to jest za produktywizacja i dokąd odbywa się wysiedlanie.

Sam proces likwidacji w Treblince nie jest mi znany. W Treblince nie byłem, ale przypuszczam, że nie odbiegało to od metod stosowanych w Oświęcimiu i w Birkenau. W Oświęcimiu byłem i wiem, jak to wyglądało. W Treblince proces ten odbywał się bardziej brutalnie. Ludzie byli przywożeni po sto pięćdziesiąt osób w wagonie, bez wody, bez żywności. Nie było wagonu, który po rozładowaniu nie miałby trzech, czterech zabitych wskutek uduszenia, względnie wycieńczenia głodowego. Kiedy przystępowano do rozładowania wagonów, kolumna SS- manów rzucała się natychmiast i pędzono ludzi naprzód.

Opowiadali mi naoczni świadkowie z Treblinki, że od razu wprowadzano ich w uliczkę, która się nazywała, zdaje się, uliczką śmierci i pędzono ich do baraków. Przed barakami zmieniano taktykę. Zjawiał się jakiś mówca w mundurze SS, witał ich w nowym miejscu, że teraz przystępują do pracy, ale przede wszystkim muszą się przebrać i wykąpać. Robiono to jednak w sposób brutalny. Były tysiące ludzi. Kazano rzucać obuwie na stos, byle jak. W Oświęcimiu robiono to z większą perfidią – kazano obuwie wiązać, aby łatwiej można było je zużyć. Tutaj jednak robiono to w mniej oględny sposób. Ludzi prowadzono potem do kąpieli. Przed kąpieliskiem było coś w rodzaju przedsionka, gdzie się musiano rozbierać zupełnie. Wchodzono do baraku, który wyglądał na łazienkę. Barak szczelnie zamykano, po piętnastu minutach otwierano i było już osiemset – dziewięćset trupów. Podłogi przewracano, ludzi zalewano wapnem i podpalano. Nie miano jeszcze pieców krematoryjnych, jakie były potem w Oświęcimiu i Birkenau. Wszelkie kosztowności odbierano na miejscu, w drodze, w kąpieli, ludzie musieli wchodzić z podniesionymi rękami i otwartymi ustami, ale zawsze jednak umiano coś ukryć i dzisiaj jeszcze szumowiny tam wyjeżdżają i od czasu do czasu znajdują ukryte skarby.

Tak się odbywała ostateczna likwidacja, która rozpoczęła się 22 lipca i trwała do 18 sierpnia. Potem była przerwa od 18 do 25 sierpnia, albowiem Vernichtung Gruppe z panem Höfle zajęło się miejscowościami podwarszawskimi: Otwockiem, Garwolinem, Siedlcami. 25 sierpnia akcję wznowiono i trwała do 12 września. Od 12 września była przerwa, potem jest jeszcze dzień dodatkowy 21 września. Na tym akcja ustała. W getcie pozostało oficjalnie trzydzieści tysięcy osób, a nieurzędowo – ponad czterdzieści tysięcy.

Akcja ta została wznowiona 18 stycznia, wtedy, kiedy po aryjskiej stronie ukończono masowe łapanki 15, 16, 17, 18 stycznia. 18 stycznia rozpoczęła się akcja wysiedlania, która trwała trzy dni. Wyjątkowo krwawa, bo już ludzie byli bardziej przezorni, umieli się już chować, były pierwsze objawy oporu – załadowano do wagonów pięć tysięcy ludzi, a trupów z ulic Warszawy pochowano na cmentarzu żydowskim sześć tysięcy. W ten sposób zginął w Warszawie długoletni dyrektor gimnazjum w Łodzi, dr Brandstätter, dyrektor organizacji Joint – Sistermann, mecenas Szymon Rundstein, uczony światowej sławy w dziedzinie prawa międzynarodowego, który został wysiedlony z całą rodziną do getta. 19 stycznia akcja ustała.

Ludność zaczęła potem budować schrony, schowki, zaczęła się uzbrajać. 19 kwietnia rano [akcja] rozpoczęła się po raz trzeci, tym razem pod osobistym dowództwem tego wyższego oficera SS i policji, dr. von Sammern, wraz ze specjalnie przybyłym do Warszawy generałem SS Stroopem i obaj ci panowie spod więzienia na ul. Gęsiej kierowali nią. Osobiście to widziałem, bo zostałem wówczas aresztowany. Rozstawiono stoły, rozłożono mapy i prowadzono tę wielką akcję zgodnie z tradycjami i nauką apostoła sztuki wojennej – Schlieffena.

Opór rozpoczął się od ul. Zamenhofa 21, gdzie z karabinów maszynowych zaczęto ostrzeliwać. Drugi punkt oporu był na rogu ul. Nalewki i Gęsiej.

[Niemcy] zebranych Żydów ustawiali w trójki, co pół godziny zabierali po kilka grup i rozstrzeliwali na oczach tych generałów. Człowiek stale się cofał, żeby być jakoś na końcu. Tak to trwało do godziny czwartej. W tych dwóch punktach, o których mówiłem, trwała bitwa. O godzinie czwartej przyjechał jakiś SS-man z rozkazem, wjechał na motocyklu w naszą kolumnę, rozdzielił ją na dwie części i ja wpadłem do innej kolumny. Jeden z tych generałów zakomenderował: Diese Column zum Transport, ta kolumna do transportu. W ten sposób dostałem się na plac przeładunkowy i stamtąd trafiłem najpierw do Majdanka.

Opór trwał długi czas. 21 maja, żeby doprowadzić dzieła zniszczenia do końca, dla symboliki, w której się lubuje sentymentalna dusza niemiecka, wysadzono w powietrze synagogę na Tłomackiem. To są fakty podobne do opisywanych przez Józefa Flawiusza po zburzeniu Jerozolimy, że nawet ptak przez pięćdziesiąt dwa lata tam nie przeleciał. Takie są dzieje getta warszawskiego.

Przewodniczący: Nie wspomniał świadek nic o swoich osobistych przeżyciach w getcie.

Świadek: Najwyższy Trybunale, jest rzeczą zupełnie słuszną, że przeżycia osobiste są zawsze straszniejsze od przeżyć społecznych. Jeżeli jakaś klęska dosięga całe społeczeństwo, to ona nie jest swoim ciężarem tak dotkliwa dla jednostki, jak klęska osobista. Ale sytuacja w getcie była taka, że nie było człowieka, którego nie dotknęło by to osobiście i to w sposób najbardziej bolesny, bo jeżeli nie mógł on wyjść na ulicę w każdej chwili, nie mógł pójść do lekarza – ja jak poszedłem do lekarza, to byłem zatrzymany do robót i odesłany na Falenty, gdzie mieli filię pracownicy pana Meisingera, którzy ludzi żywcem zakopywali w tych Falentach – więc człowiek myślał tylko o tym, aby przeżyć dzień.

Moje osobiste przeżycia na terenie getta warszawskiego były mniej więcej takie jak przeciętnego mieszkańca – głód, strach, brak jakichkolwiek źródeł utrzymania, nie licząc tego uposażenia w wysokości dwustu złotych z racji pracy w wydziale karnym w gminie żydowskiej, kłopoty rodzinne, choroba w domu, niemożność leczenia – i to wszystko. No, oczywista rzecz, raz byłem aresztowany, przez kilka dni [byłem] na Pawiaku, zostałem zwolniony, dotychczas nie wiem pod jakim zarzutem, ale to się bardzo często zdarzało. Aż przyszedł moment, kiedy zostałem wywieziony do Majdanka. Oczywista rzecz, że już w obozie koncentracyjnym przeżycia były bardziej indywidualne.

Przewodniczący: (Do oskarżenia). Czy są pytania do świadka? (Brak pytań). Panowie obrońcy mają pytania?

Adwokat Chmurski: Pan kolega zeznał, że akcja przeciwko Żydom wynikała z programu narodowo-socjalistycznego niemieckiego i że nie była ograniczona do dystryktu warszawskiego. Moje pytanie dotyczy tego tematu. Jak wyglądała akcja przeciwko Żydom w innych dystryktach?

Świadek: Proszę Sądu, po pierwsze pan mecenas nieściśle stosuje moją odpowiedź, bo jestem dokładnie świadom tej kwestii, która jest teraz dotknięta. Nie powiedziałem, że akcja wyniszczania Żydów wynikała z programu narodowo-socjalistycznego, a powiedziałem, że była wynikiem postanowienia państwa niemieckiego, nie tylko partii narodowo-socjalistycznej. Proszę ściśle cytować moje odpowiedzi. I dla mnie jest obojętne, czy pan Fischer był członkiem partii, czy nie, był on organem państwa niemieckiego na terenie Warszawy.

Jak ta akcja wyglądała na terenie innych dystryktów? Mniej więcej w taki sam sposób, jak wyglądała w Warszawie, tak samo wyglądała tam, gdzie pan Rundstedt rządził, kiedy obsadził całą Ukrainę, tak samo na Łotwie i na Litwie. Akcja była wszędzie jednakowa, ale jeżeli mowa o dystryktach, skoro mnie szanowny pan mecenas naprowadził na kryteria natury porównawczej, to nie od rzeczy będzie, żebym zeznał, jakie wrażenia miałem na podstawie rozmów ze znajomymi, z kolegami i czasem nawet z ludźmi pracującymi w zarządach gminnych dystryktów. Mogę na tej podstawie oświadczyć z całą świadomością i z poczuciem odpowiedzialności za to, co mówię, że sytuacja w Warszawie była najgorsza.

Proszę Sądu, dystrykty były cztery, a później jeszcze doszedł jeden w Galicji. Otóż tylko w dystrykcie warszawskim gubernator był ten sam od chwili rozpoczęcia okupacji do końca, w innych dystryktach były zmiany. Jeżeli znamy dobrze mentalność narodowo- socjalistyczną, to dlaczego tak było? Bo dr Fischer najbardziej zadowalał pana Franka, Krügera, Eichmanna – szefa wydziału żydowskiego. Na terenie dystryktu krakowskiego koledzy adwokaci Żydzi praktykowali do kwietnia 1940 r., w Warszawie, gdy ukazał się pierwszy numer niemiecki, nie mieli oni dostępu do sądu. Dalej, zdarzył się wypadek, o czym pan dr Fischer powinien wiedzieć i byłoby bardzo interesujące, żeby był szczery na ten temat, kiedy jego kolega w Radomiu, dr Rasch, został usunięty. Oni twierdzili, że dopuścił się nadużyć, ale inni ludzie z Radomia mówią, że czasami odchodził od tej linii narodowo-socjalistycznej, czego dr. Fischerowi nie mógł nikt nigdy zarzucić. Pan Fischer pełnił obowiązki do końca, kiedy nie tylko, że się front zbliżał, ale gdy Warszawa znalazła się bezpośrednio w sferze działań wojennych. To jest rzecz niesłychana w historii, aby władza cywilna rządziła i wydawała dyspozycje wtedy, kiedy rządził nie tylko sztab, ale też oddziały bezpośrednie pierwszej linii bojowej. Dowodzi to, że zarówno wyższe władze wojskowe, jak Guderian, policyjne, jak Himmler, miały do dr. Fischera nieograniczone zaufanie, czego nie można powiedzieć o niektórych innych szefach dystryktu.

Adwokat Chmurski: Proszę Najwyższego Trybunału, ja idę znacznie dalej niż szanowny pan kolega na stanowisku, a mianowicie, że jeżeli się mówi „program” to jest to więcej niż „postanowienie”. Program narodowo-socjalistyczny według znanej teorii hitlerowskiej jest przykazaniem, nie postanowieniem, bo kwestia hitleryzmu nie jest bynajmniej tylko kwestią polityczną, lecz także pewnej wiary. Więc jeżeli ja powiedziałem „program”, to powiedziałem więcej niż „postanowienie” – przykazanie. Ponieważ ja uważam to za przykazania, które obowiązują bezwzględnie nie tylko w dziedzinie rozumowej, ale także uczuciowej, to w związku z tym pytanie – skoro pan kolega stoi na stanowisku, słusznie zupełnie, że sprawa ma charakter ogólnoeuropejski – jak wygląda na tle europejskim ta sprawa i chodzi mi o dane statystyczne, które łatwo zebrać, ująć i które najwięcej przemawiają do przekonania.

Świadek: Proszę Wysokiego Sądu, jeżeli mam zająć pewne stanowisko w stosunku do tej dygresji na temat czysto teoretyczny, czy to wynikało z programu czy z postanowienia, to muszę zaznaczyć, że każdy człowiek jest niewolnikiem swojego zawodu i swojego wykształcenia. Ja rozumiem, że jeżeli to było następstwem postanowienia państwa niemieckiego, to odpowiedzialność jest szersza, bo za program partyjny odpowiada partia, a za państwo niemieckie odpowiada cały naród niemiecki, który w wolnych wyborach w 1932 r. dał większość programowi narodowo-socjalistycznemu. I to bez względu na to, czy pan Fischer jest członkiem NSDAP, czy nie, jest Niemcem i jako Niemiec był reprezentantem organów państwa. I to jest szersza odpowiedzialność, proszę Wysokiego Sądu, bo nie jest rzeczą przypadku, że oskarżony Meisinger toczy tutaj heroiczne boje, żeby dowieść, że nie należał do organizacji SS, bo jemu się wydaje, że skoro Trybunał w Norymberdze uznał, że jest to przestępstwem i jeżeli tylko ta poszlaka odpadnie, to jego sytuacja jest znakomicie poprawiona. Tu nie chodzi [o to] do jakiej formacji kto należał, tylko co kto robił z ramienia państwa. Państwo niemieckie okupowało Polskę i jest odpowiedzialne za to, a czy to wynikało z programu partii – to są dalsze rzeczy. Czy naród niemiecki cały zaakceptował to, czy nie, niech się Niemcy sami kłócą w swoim sosie, w każdym razie odpowiedzialność państwa obejmuje szersze kręgi społeczeństwa niemieckiego niż odpowiedzialność wynikająca z przynależności do partii.

Adwokat Śliwowski: Pan mecenas oświadczył w swoim zeznaniu, że odpowiedzialność oskarżonego Leista za stworzenie getta uważa za formalną. Oskarżony Leist podpisał i inne zarządzenia, m.in. zarządzenie o stworzeniu Transferstelle.

Świadek: O oskarżonym Leiście w związku z tym zarządzeniem nie słyszałem. Słyszałem o nim tylko od pracowników, którzy mieli styczność z Zarządem Miejskim, magistratem. Jeżeli chodzi o Transferstelle, to w związku z nią nie słyszałem nigdy o Leiście, natomiast zawsze słyszałem o Bischofie.

Adwokat Śliwowski: Czy Transferstelle podlegało Leistowi?

Świadek: Nie, podlegało bezpośrednio komisarzowi dla dzielnicy żydowskiej.

Adwokat Śliwowski: Czy pan mecenas rozmawiał kiedyś z byłym prezesem gminy żydowskiej, panem Czerniakowem, o osobie Leista?

Świadek: Proszę Wysokiego Sądu. Muszę zeznać jedną okoliczność w związku z osobą Leista. Jego poprzednikiem był, o ile się nie mylę, dr Dengel. Otóż prezes gminy mówił mi, że ten nowy burmistrz jakoś lepiej ustosunkowuje się do przedstawicieli gminy. Są w nim przejawy ludzkiego traktowania, to znaczy, że się np. wita, bo tamci się nie witali. Ci wielcy profesorowie i uczeni, którzy mieli kontakt z uczonymi żydowskimi, z punktu widzenia zasad narodowo-socjalistycznych nie mieli prawa się witać z Żydami i chcąc jakoś to zastąpić, żegnając się oficjalnie, mówili: Na, also! Otóż, jeżeli chodzi o Leista, Czerniaków podkreślał, że z jego strony jest bardziej ludzkie podejście.

Adwokat Węgliński: Czy panu mecenasowi wiadomo, kto był właścicielem spółki z ograniczoną odpowiedzialnością Transferstelle?

Świadek: Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć, bo nie znam tej sprawy.

Ławnik Jodłowski: Dla wyczerpania całokształtu akcji przeciw Żydom, może pan mecenas zechce się cofnąć do roku 1939 i powiedzieć, czy znane jest panu zarządzenie o znakowaniu przedsiębiorstw żydowskich? Kiedy to zarządzenie zostało wydane, przez kogo i jakie miało skutki?

Świadek: To zarządzenie zostało wydane mniej więcej w tym czasie, co zarządzenie o noszeniu opasek. Cokolwiek później. Zostało wydane przez dystrykt.

Ławnik Jodłowski: Czy miało jakieś dotkliwe skutki dla ludności żydowskiej?

Świadek: Oczywiście, jeżeli chodzi o te dzielnice, gdzie ludność żydowska nie mieszkała, to pociągnęło za sobą konieczność natychmiastowego odstępowania i likwidacji przedsiębiorstw, a następnie rabunki ze strony wojsk niemieckich, i z armii, i z oddziałów SS. Wkraczali oni do takich przedsiębiorstw i zabierali, co można było.

Ławnik Jodłowski: Kiedy Żydzi zostali pozbawieni prawa zarządu nieruchomościami i na podstawie jakich zarządzeń?

Świadek: W lipcu 1940 r.

Ławnik Jodłowski: Na zasadzie jakich zarządzeń, przez kogo wydanych?

Świadek: Nie pamiętam, zdaje się, że to było wykonanie czteroletniego planu Göringa. Kto ten plan realizował na terenie GG, nie wiem.

Ławnik Jodłowski: Komu podlegał komisaryczny zarząd nieruchomości żydowskich?

Świadek: Komisaryczny zarząd nieruchomości żydowskich zatrudniał wiele osób, o których mówiono, że są współpracownikami gestapo. Taki człowiek miał jedną funkcję w gestapo, a jednocześnie był w zarządzie komisarycznym. Nazwisk nie pamiętam, nigdy się z tym resortem nie stykałem i nie przejawiałem w tym kierunku bliższego zainteresowania.

Ławnik Jodłowski: Czy był to urząd uzależniony od dystryktu?

Świadek: Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć, bo nie zdaję sobie z tego sprawy.

Sędzia Grudziński: Proszę się cofnąć do lat 1939–1940, kiedy były dwie większe sprawy, że zarząd gminy żydowskiej stykał się z gestapo. Może pan zechce nam powiedzieć, kto z ramienia gminy i u kogo w gestapo interweniował w tych sprawach?

Świadek: Interweniował osobiście prezes i, o ile sobie przypominam, jeszcze jeden członek zarządu.

Sędzia Grudziński: U kogo? Czy tam padło nazwisko Meisingera?

Świadek: Niejednokrotnie.

Sędzia Grudziński: W jakim charakterze?

Świadek: Komendanta policji.

Sędzia Grudziński: To znaczy, że u niego były interwencje?

Świadek: Dla spraw żydowskich nie wiem, wiem, że był osławiony Untersturmführer Brand. O niego się prawdopodobnie obijały.

Sędzia Grudziński: Świadek wspomniał o prawie łaski w stosunku do osób, które opuszczały dzielnicę żydowską. Jak wyglądało to prawo? Czy było to prawo ułaskawienia, czy były interwencje w tych sprawach?

Świadek: Niewątpliwie interwencje były. Każdy skazany na śmierć, gdy go pouczono o możliwościach, wysyłał takie petycje, ale te rzeczy nie były rozpatrywane. Wyrok był wykonywany czasem po dwóch godzinach, a czasem po dwóch tygodniach, w zależności od liczby skazańców.

Sędzia Grudziński: Jaki był tryb postępowania gubernatora Fischera w stosunku do prawa łaski?

Świadek: Miał prawo łagodzenia wymiaru kary.

Sędzia Grudziński: Czy wypadki takie się zdarzały?

Świadek: Ja nie słyszałem.

Prokurator Sawicki: Świadek mówił o pierwszym postanowieniu likwidacji Żydów na początku. Czy świadkowi wiadomo cokolwiek, że w grudniu 1941 r. i w styczniu 1942 r. odbyła się u Heinricha druga konferencja z udziałem Fischera, gdzie postanowiono o szybszej likwidacji Żydów w Polsce? Chodzi mi o łączność [powiązanie] rządu GG z tą kwestią?

Świadek: Owszem, słyszałem, że to było jeszcze w grudniu 1941 r., że była to konferencja u Heydricha z udziałem Ollendorffa oraz wyższych dygnitarzy SS z Generalnego Gubernatorstwa i jako reprezentanta rządu GG – Bühlera. W wyniku tej narady, pod sam koniec odbyła się dalsza odprawa już na terenie GG w Lublinie. W tej naradzie brał udział oprócz Himmlera Krüger i Globocnik, a ponadto Fritsch. Wówczas Fritsch miał oświadczyć, że tak daleko osobiście nie może pójść.

Prokurator Sawicki: Czy wiadomo świadkowi, że rząd Generalnego Gubernatorstwa dostarczył specjalne wagony, że w związku z brakiem wagonów przesunęło się to o miesiąc?

Świadek: Rząd Generalnego Gubernatorstwa dostarczył wagonów dlatego, że oni sami pisali w „Deutsche Allgemeine Zeitung”, że Deutsche Ostbahn dostarcza wagonów. Poza tym rząd, a szczególnie Bühler, całą akcję wziął na swój rachunek. Jeszcze w Warszawie był spokój, kiedy zlikwidowano getto w Lublinie i w „Deutsche Warschauer Zeitung” był artykuł, jak gubernator Frank w towarzystwie Bühlera zwiedzał dzielnicę opuszczoną przez Żydów.

Prokurator Sawicki: Czy w czasie pobytu świadka w getcie urzędnicy dystryktu, nie pytam specjalnie o Fischera, przejeżdżali przez getto? Czy to było znane?

Świadek: Przypuszczam, że bywali. Ja miałem z nimi umowę – kiedy oni się pokazywali, mnie nigdy nie było (wesołość).

Adwokat Wagner: Czy pan kolega przypomina sobie dokładnie, że w związku ze sprawą Kota i sprawą Nalewek padło nazwisko Meisingera?

Świadek: Przypuszczam, że i pan mecenas też to sobie musi przypominać, bo zmieniał pięć razy adres, wtedy, kiedy były łapanki (wesołość).

Adwokat Wagner: Jeszcze raz muszę postawić to pytanie: czy w związku z Nalewkami i akcją Kota padło nazwisko Meisingera? Jeżeli tak, to czego dotyczyło? Czy świadek suponuje, że Meisinger mógł z tym mieć coś do czynienia i dlatego, że był Kommandeur policji, czy świadek może ustalić, że o tym nazwisku była mowa?

Świadek: To nazwisko padło. Ja suponować nie mam prawa, ja jestem tylko świadkiem. Suponować może sąd i obrona, jak będzie chciała, będzie sobie suponowała.

Adwokat Wagner: Wobec tego zechce mi świadek powiedzieć, co łączono z nazwiskiem Meisingera w związku z tymi akcjami?

Świadek: To, że był szefem gestapo. On był Kommandeur Sicherheitspolizei, gestapo, Sicherheitsdienst, Kriminalpolizei, był szefem tej całej instytucji, która podpisywała każdą decyzję gestapo wysyłki z Pawiaka do Oświęcimia i powinien był podpisywać, jeżeli tam był porządek. A suponować należy, że była tam niemiecka skrupulatność, również wysyłki ludzi na tamten świat.

Adwokat Wagner: Więc z zastrzeżeniem, że tam był porządek.

Oskarżony Fischer: Wysoki Trybunale, świadek zrzuca odpowiedzialność za zbrodnie, które były popełnione w Warszawie na ludności żydowskiej na cały naród niemiecki. Przyznaję, że tutaj popełniono straszną zbrodnię, ale jako Niemiec proszę, żeby mi uwierzono, że narodu niemieckiego jako całości za to odpowiedzialnym czynić nie można. Naród niemiecki o tych rzeczach nic nie wiedział.

Przewodniczący: Zwracam uwagę oskarżonemu, żeby nie przemawiał w imieniu narodu niemieckiego, tylko w swoim własnym.

Oskarżony Fischer: Tak jest. Świadek oświadczył, że co do planu zniszczenia Żydów byłem poinformowany już od pierwszej konferencji u Heydricha we wrześniu 1939 r. Otóż w tym czasie jako zwykły żołnierz stacjonowałem na zachodzie i, na Boga, nie miałem pojęcia, co się działo w urzędzie Heydricha.

Świadek: Zaznaczam, że odpis tej instrukcji, opartej na odprawie 21 września 1939 r. w Berlinie, był doręczony naczelnemu dowództwu i władzom administracyjnym. Stąd wnoszę, że odpis tej instrukcji musiał być w aktach dystryktu. Jeżeli taki Regierungspräsident Kalisza Uebelhoer w związku z utworzeniem getta w Łodzi na początku 1940 r. pisze, że zamknięcie Żydów cine vorübergehende Maßnahme ist, jest środkiem, prowadzącym do ostatecznego celu, który polega na wyniszczeniu Żydów, jeżeli kolega Fischera z Kalisza o tym pisze, to sądzę, że szef największego dystryktu i największego getta w Europie, w mieście, gdzie było największe skupisko ludności żydowskiej w Europie, musiał o tym wiedzieć.

Oskarżony Fischer: To jest wniosek pana świadka, a nie dowód. Oświadczam, że zupełnie nie byłem poinformowany o postanowieniu Heydricha. Z tego wynika, że getto w Warszawie zostało o wiele później utworzone niż getto w tzw. Warthelandzie i innych obwodach.

Pan świadek przecież sam w swoich wywodach cały kompleks dzieli na trzy części: pierwsza obejmuje okres od zdobycia Warszawy aż do zamknięcia getta w listopadzie 1940 r., druga część odnosi się do stosunków panujących w getcie aż do jego ewakuacji w lipcu 1942 r.

W pierwszej części pan świadek, jeżeli ja dobrze rozumiem tłumaczenie, czyni mnie odpowiedzialnym za następujące sprawy – że ja rzekomo wydałem zarządzenie co do noszenia opasek. To zapewne się zgadza, albowiem te opaski musiały być noszone w całym GG. Jest rzeczą możliwą, że ja w tej kwestii byłem zbyt przezorny w stosunku do rządu. Drugi zarzut polegał na tym, że ja skreśliłem adwokatów żydowskich z listy. Na jednym z ostatnich posiedzeń stwierdzono, że to nastąpiło z polecenia gestapo na mocy zarządzeń wydanych w Berlinie. Trzeci zarzut polega na tym, że urzędnicy żydowskiego pochodzenia nie otrzymywali żadnych już emerytur. Czwarty zarzut – że ustanowiłem komisaryczną administrację dla zarządu nieruchomościami.

To są rzeczy, które nastąpiły na podstawie centralnych zarządzeń rządu. To są zarzuty, które, o ile dobrze zrozumiałem, zostały postawione przez świadka odnośnie pierwszej części.

Świadek: Wysoki Trybunale! Z tego, co tu oskarżony przedstawił, trudno się zorientować w ogóle, co robił dystrykt. Wynikałoby, że nie miał żadnej władzy. Powiada oskarżony, że nie on zarządził skreślenie adwokatów Żydów z listy, lecz było to zarządzenie generalnego gubernatorstwa.

Powstaje kwestia, dlaczego to dotyczyło dystryktu warszawskiego, a nie Krakowa, gdzie było Generalne Gubernatorstwo. Oskarżony zapomina, że w dystrykcie był Abteilung Justiz, który podlegał oskarżonemu i że kierownik tego Abteilung Justiz, Foeller, kierował wszystkimi sprawami związanymi z sądami i adwokaturą. Jakże może twierdzić, że kwestia adwokatów była podległa gestapo, kiedy w jego resorcie był wydział Justiz?

Oskarżony Fischer: Pan świadek co do budowy aparatu administracyjnego GG, jak się wydaje, nie jest dobrze poinformowany. Dystrykt warszawski przecież nie miał samodzielnego istnienia obok GG, lecz był jedynie średnią instancją i winien był wykonywać rozkazy i zarządzenia rządu Generalnego Gubernatorstwa. Wydział sprawiedliwości nie działał samodzielnie, mógł działać na podstawie zarządzeń generalnego urzędu sprawiedliwości, a co się tyczy kwestii skreślenia adwokatów żydowskich, to już ze strony Meisingera stwierdzono, że to było zarządzenie głównego urzędu bezpieczeństwa. Nie można temu zaprzeczyć, iż tutaj dystrykt nie może działać przeciwko Głównemu Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy.

Przewodniczący: Nie widzę potrzeby, żeby pan mecenas odpowiadał. To jest oświadczenie oskarżonego i jego oświetlenie.

Świadek: Niewątpliwie, że oskarżonemu Fischerowi są lepiej znane i tu niejedna rzecz jest jeszcze taka, o której my nie wiemy, a którą mógłby oświetlić oskarżony Fischer, gdyby nie chciał reprezentować całego narodu niemieckiego, ale swój własny interes. W każdym razie stwierdzam jeszcze raz, że jeżeli oskarżony mówi, że wydział Justiz w jego urzędzie podlegał wydziałowi Justiz w GG, że wydział finansowy jego podlegał wydziałowi finansowemu GG, to doszlibyśmy do wniosku, że jakąś marionetką byłby ten szef dystryktu, a tymczasem szef dystryktu wydawał zarządzenia, które tylu ludzi kosztowały życie.

Przewodniczący: (do obrony) Czy są pytania jeszcze do świadka? (Pytań nie ma).

Świadek: W związku z wyjaśnieniem faktycznym oskarżonego Fischera zmuszony jestem wrócić jeszcze do kilku kwestii. Oczywista rzecz, wynurzenia oskarżonego, dotyczące jego światopoglądu od 1923 r. do chwili obecnej mnie nie obchodzą. Ja jestem powołany tylko dla ustalenia kwestii faktycznej.

Proszę Najwyższego Trybunału, ale oskarżony Fischer, kiedy mówił i kiedy wreszcie przyznał się, że współdziałał co najmniej w inicjatywie utworzenia getta w Warszawie, powoływał się na to, że zamknięcia getta zażądały władze wojskowe, Wehrmacht, dlatego że bardzo się rozprzestrzeniła epidemia tyfusu. Otóż w tym miejscu muszę zaznaczyć, że oskarżony pomieszał przyczynę ze skutkiem. Powiedziałem na samym wstępie mego zeznania, że jeszcze w 1939 r., kiedy zaczęto tylko stawiać pierwsze cegły w niektórych punktach miasta, wywieszono tablice z napisem Seuchengefahr, kiedy epidemii nie było. W 1940 r., kiedy zamykano getto, epidemii nie było, bo na to wskazuje statystyka śmiertelności z tego okresu. Dopiero zamknięcie getta i wprowadzenie jeszcze stu tysięcy ludzi w warunkach, o których mówiłem, wywołało epidemię. Epidemia tyfusu plamistego ma to do siebie, że zawsze się zjawia w Polsce wraz z wojskami niemieckimi, tak jak to było w 1917 r., w czasie pierwszej okupacji.

Proszę Najwyższego Trybunału, te środki, to zamknięcie getta, to odizolowanie ludzi w jednym miejscu, doprowadziły do wywołania epidemii, a nie epidemia wywołała potrzebę zamknięcia getta.

Na samym wstępie zeznałem, że władze niemieckie, nie wyłączając wojska, współdziałały z sobą przy niszczeniu ludności żydowskiej. I twierdzę, że zarówno w pierwszym okresie, jak i w drugim, niewątpliwie władze wojskowe współdziałały, ale jeżeli oskarżony Fischer powołuje się na to, że w 1940 r., na skutek żądania władz wojskowych getto zostało zamknięte, to pozwolę sobie wyrazić bardzo poważne zastrzeżenia. Zapewne oskarżony Fischer dobrze zna nazwisko zastępcy komendanta wojennego Warszawy, płk. Kammnach. Jeszcze w czasie pierwszej okupacji był on oficerem w komendanturze w Warszawie i z tej racji miał pewne kontakty osobiste, i za pośrednictwem tychże kontaktów Kammnach informował dokładnie prezesa gminy żydowskiej, jak wygląda kwestia utworzenia getta i zamykania. I tenże Kammnach, jak i cytowany przez oskarżonego Fischera Schön – dobrze oskarżony zrobił, że mi przypomniał to nazwisko – oświadczyli, że Wehrmacht zgłasza desinteressement, ale sprzeciwia się innej rzeczy. Jak wiadomo, ludność żydowska w Warszawie mieszkała i na tym brzegu Wisły, i na Pradze, więc aby uniknąć większego przesiedlania zarząd gminy starał się wówczas, aby utworzyć drugie getto na Pradze, a tym samym, aby nie przesiedlać sześćdziesięciu tysięcy ludzi z Pragi do Warszawy.

I przeciw temu Wehrmacht zaoponował ze względów militarnych. Wtedy oświadczył pan Schön przedstawicielowi gminy żydowskiej: Czy mam panu zwracać uwagę na znaczenie Pragi z punktu widzenia wojskowego, że wojsko nie może się na to zgodzić? Bo już przygotowywali napad na Związek Radziecki.

Dalej, jeżeli chodzi o technikę życia rodzinnego, o sposób zamknięcia getta, to tu oskarżony Fischer powiada, że chodziło mu tylko o umożliwienie kontroli. Jak to pogodzić z tym, że w takim krakowskim getcie było wydawanych przeciętnie kilkaset, a czasem do tysiąca przepustek na jeden dzień, żeby można było wyjść i wrócić? Pod zarządem Fischera zaś tylko piętnastu członków gminy żydowskiej miało przepustki oraz może kilkuset agentów Fischera i Meisingera, ale przeciętny człowiek nie miał przepustki, mimo że w innych dystryktach były w tym względzie ulgi.

Przewodniczący: Czy są jeszcze pytania?

Oskarżony Meisinger: Proszę, żeby mi wolno było spytać pana świadka, czy go dobrze zrozumiałem, gdyż tłumaczenie było tak szybkie, że nie mogłem uchwycić treści. Czy istotnie pan świadek powiedział, że 31 września 1939 r. brałem rzekomo udział w posiedzeniu, zwołanym przez Himmlera, na którym to posiedzeniu mówiono o zniszczeniu Żydów?

Świadek: Tak jest. Tak powiedziałem, sądzę o tym na tej podstawie, ponieważ w tym okresie oskarżony był szefem Einsatzkommando IV, a wszyscy szefowie tych jednostek brali udział w tej odprawie.

Oskarżony Meisinger: Przypuszczam, że Wysokiemu Trybunałowi oraz prokuraturze jest wiadomo, kto był szefem grupy operacyjnej IV i jacy byli dwaj jego podkomendni. Był nim generał policji Beutel, który był równocześnie SS Brigadeführer dla wszystkich szefów grup operacyjnych. Przypuszczam, że ta rzecz jest znana Wysokiemu Sądowi, jak i Prokuraturze.

Świadek: W związku z tym chciałbym oświadczyć, że dokument, o którym mówiłem na początku, „przepustka dla członków gminy żydowskiej”, który ja osobiście widziałem, wystawiony w październiku 1939 r. nosił podpis: Chef Einsatzkommando IV Meisinger.

Oskarżony Meisinger: Podpisałem szereg takich przepustek, ale nie byłem szefem Einsatzkommando, nie byłem szefem grupy operacyjnej. Podpisywałem, ale zawsze z nagłówkiem i.a. – na zlecenie.

Świadek: Oświadczam, że tych sakramentalnych liter nie widziałem.

Przewodniczący: Czy są jeszcze jakieś pytania?

Oskarżony Meisinger: Tak, chciałbym powtórzyć pytanie: Czy pan świadek wie, że byłem na tym posiedzeniu, czy też wnioskuje tak, ponieważ widział przepustkę, którą ja podpisałem rzekomo jako szef grupy operacyjnej?

Świadek: Przecież wyraźnie oświadczyłem, że odpowiedzieć pewnie, kto był na tym posiedzeniu, może tylko uczestnik posiedzenia. Ponieważ przypuszczam, że oskarżony, który bez wątpienia był szefem takiej grupy i to nie tylko dlatego, że nie był SS-Brigadeführerem – bo mnie są dobrze znane stosunki w SS z racji pobytu w Oświęcimiu i Oranienburgu i wiem, że SS-Sturmbannführer, a więc o dwie rangi niżej od oskarżonego, był komendantem takiego obozu o światowej sławie, a z drugiej strony, jak skądinąd wiem, oskarżony niezależnie od swojej rangi uchodził za wybitnego asa niemieckiej tajnej służby śledczej. Wiemy dobrze, że nie dla studiów języka japońskiego wysłany został do Japonii. Zdajemy sobie dobrze sprawę z tego, że ludzie z SS byli używani do pracy w kontrwywiadzie. Dlatego oskarżony, jako taki, nie może być tatuowany jak inni członkowie SS, żeby nie być zdemaskowanym na wypadek ujawnienia go przez obcy kontrwywiad.

Jeżeli oskarżony należał do osób tak wtajemniczonych i korzystających z takiego zaufania, jak wyświetlenie afery zamachu bombowego w listopadzie 1939 r. na Hitlera wtedy, kiedy była kwestia delikatna, czy to był zamach, czy też zamach symulowany, to taka wysoka figura w niemieckiej służbie bezpieczeństwa nie mogła nie brać udziału w posiedzeniu, jeżeli wykonywała funkcje szefa formacji, o której była mowa w instrukcji na temat tego posiedzenia.

Oskarżony Meisinger: Mam wrażenie, jak mogłem zrozumieć, iż pan świadek oświadczył, iż on widział przeze mnie podpisany rozkaz co do wysyłania do obozu koncentracyjnego czy też rozstrzelania.

Świadek: Proszę Wysokiego Sądu! Oskarżony Meisinger wyliczył całą hierarchię według nazwisk EinsatzkommandoIV i nie przytoczył swego przydziału, aczkolwiek przyznaję, że mógł on podpisywać w zastępstwie szefa. O jego przydziale w tej sytuacji nic nie wspomina, ale to jest jego rzecz. Tak samo jak jest jego rzeczą, iż oświadczył dziś, i chciałby, żebym ja w to uwierzył, że on nic innego nie robił w tajnej policji gestapo, jak zwalczał prądy antysemickie (wesołość wśród publiczności). Ale twierdzę, że nikt na mocy polecenia gestapo ani, jak to było oficjalnie Sicherheitspolizei, nie mógł być wysłany do obozu koncentracyjnego bez wiedzy Kommandeura, bo widziałem osobiście tego rodzaju dokumenty w kartotekach personalnych obozów koncentracyjnych w Majdanku, Oświęcimiu, Oranienburgu. Tak, że jeśli ktoś został aresztowany w charakterze zakładnika i bez sądu był rozstrzelany albo wysłany do obozu zniszczenia, to nie mogło się to dziać bez zarządzenia albo bez wiedzy komendanta Sicherheitspolizei i Sicherheitsdienstu.

Oskarżony Meisinger: Nie wiem, czy na te zarzuty muszę jeszcze raz odpowiedzieć. Już przed kilku dniami powiedziałem i również ofiarowałem dowód, że przekazywanie do obozów koncentracyjnych, że sprawy sądów doraźnych i to wszystko, co do tego należało, było sprawą gestapo.

Świadek: W związku z tym, Najwyższy Trybunale, pragnę złożyć następujące oświadczenie, które będzie ilustracją uprawnień KommandeuraSicherheitspolizei, wprawdzie już oskarżonego wtedy w Warszawie nie było. W 1942 t. przed Sondergericht stanął dr Miron Orzech za niezarejestrowanie się jako oficer rezerwy i za nielegalne przekroczenie granicy GG. W związku z przeszkodami formalnymi Sondergericht wydał wyrok uniewinniający. Ta rzecz może być sprawdzona, bo żyje w Polsce jego obrońca. Mimo to oskarżony nie został zwolniony. Jak oficjalnie pokazano obrońcy na obwolucie aktu, zastrzeżenie das dieSicherheitspolizei ma swoje słowo do powiedzenia i mimo zwolnienia przez sąd 18 lipca 1942 r., na skutek zarządzenia Kommandeura SS z tego czasu, Hahna, został ten uniewinniony rozstrzelany.

Tak właśnie wyglądają uprawnienia Sicherheitspolizei w stosunku do sądu i takie uprawnienia posiadał Kommandeur Sicherheitspolizei, kiedy nim był Josef Meisinger.

Przewodniczący: Z powodu spóźnionej pory muszę przerwać posiedzenie. Czy będą jeszcze pytania do świadka jutro? Ja nie myślę o oświadczeniach, tylko o pytaniach.

Oskarżony Meisinger: Pytań nie mam. Przypuszczam, że Wysoki Sąd wysłucha mnie co do zarzutów mi uczynionych.

Przewodniczący: Jutro oskarżony będzie miał możność. Świadek jest wolny. Przerwa posiedzenia do dnia jutrzejszego.

(Koniec posiedzenia o godzinie 19.30).