KAZIMIERZ SMOLEŃ

Dnia 21 sierpnia 1947 r. w Krakowie, członek krakowskiej Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, sędzia grodzki dr Henryk Gawacki, na pisemny wniosek pierwszego prokuratora Najwyższego Trybunału Narodowego z dnia 25 kwietnia 1947 r. (L.dz. Prok. NTN 719 z 1947 r.), na zasadzie i w trybie dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU RP nr 51, poz. 293), w związku z art. 254, 107, 115 kpk, przesłuchał z udziałem protokolanta Stanisława Malca, sekretarza Prokuratury Sądu Okręgowego w Krakowie, w charakterze świadka niżej wymienionego byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Kazimierz Smoleń
Data urodzenia 15 listopada 1917 r.
Imiona rodziców Michał i Aniela
Wyznanie rzymskokatolickie
Narodowość i przynależność państwowa polska
Zajecie urzędnik Spółdzielni „Społem”
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. Basztowa 4/14
Zeznaje bez przeszkód

Byłem przesłuchiwany 14 kwietnia 1945 r. w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce w toku dochodzeń w sprawie karnej [przeciwko] Rudolfowi Hößowi. Do tych zeznań odnośnie działalności byłych członków zbrojnej załogi SS tego obozu podaję co następuje:

Na przełomie kwietnia i maja 1943 r. w tym samym szpitalu, w którym leżałem chory, przebywał inny więzień, Franciszek Rybicki, student chemii Uniwersytetu Lwowskiego, pochodzący z Rańczy. Był on już prawie wyleczony. Do szpitala został skierowany w związku z wrzodem na nodze i na krótko przed odejściem ze szpitala został wezwany do Oddziału Politycznego na przesłuchanie w sprawie – jak mi opowiadał potem – aresztowanych na terenie tzw. Generalnego Gubernatorstwa. Rybicki był wzywany kilka razy do Oddziału Politycznego. Przesłuchiwano go przez około dwa tygodnie. Za każdym razem wracał on z tego przesłuchania posiniaczony i niemal czarny w następstwie pobicia. Żalił się przede mną, że długo tego nie wytrzyma, czuje się bowiem coraz słabszy, że przesłuchuje go Grabner i że w toku tego przesłuchania biją go przywołani przez Grabnera i na jego rozkaz SS-mani. W końcu, gdy Rybicki nie mógł o własnych siłach poruszać się, miał bowiem połamane kości i żebra, zawożono go do Oddziału Politycznego. Potem pewnego razu zawieziony tam, do szpitala więcej nie wrócił, a jak się dowiedziałem, w kartotece jego odnotowano, że zmarł na zapalenie płuc. Powszechnie było wiadomo w obozie, że więźnia wykończonego w Oddziale Politycznym wykreślano na rozmaite sposoby jako zmarłego. W lecie 1943 r. do tego samego szpitala przybył inny więzień, dr Jan Malinowski, lekarz z Radomia, kolega z uniwersytetu mego starszego brata. Doktor Malinowski podobnie został wezwany w lipcu 1943 r. do Oddziału Politycznego i stamtąd powrócił pobity. Opowiadał mi, że był przesłuchiwany przez Grabnera i na polecenie Grabnera bili go SS-mani. Ponownie był wezwany do Oddziału Politycznego w listopadzie 1943 r. i wtedy także na polecenie Grabnera był bity. Doktor Malinowski zmarł w zimie [z] 1945 [na] 1946 r.

Przebywając w obozie w Brzezince, znałem dobrze Oberaufseherin Mandl. Pewnego razu w czerwcu 1944 r. przechodziłem z drugim więźniem, którego nazwiska już dziś nie pamiętam, główną drogą, biegnącą wzdłuż poszczególnych odcinków obozu. Przed bramą wejściową do odcinka BIIc, obok baraku Blockführerstube zauważyłem Marię Mandl i jakąś nieznaną mi więźniarkę. Mandl jakimś niedużym, dla mnie niedostrzegalnym przedmiotem, trzymanym w ręce, biła tę więźniarkę po głowie i to z góry, niemal w samo ciemię. Ten charakterystyczny sposób bicia i to kobietę przez kobietę utkwił mi w pamięci. Więźniarka słaniała się i upadła, a wtedy Mandl kopała ją butami i poszturchiwała.

Na tym protokół zakończono i podpisano po odczytaniu.