HALINA PIOTROWSKA

Warszawa, 15 lipca 1946 r. p.o. sędziego śledczego Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Halina Józefa Piotrowska z d. Parneska
Imiona rodziców Stanisław i Stanisława z d. Rusin
Miejsce zamieszkania Hotel Bristol, pokój nr 333
Zajęcie urzędniczka Wydziału Administracji Nieruchomości,
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W czasie powstania warszawskiego mieszkałam przy ulicy Bagatela 10 i przebywałam tam do chwili wyrzucenia ludności polskiej przez Niemców 5 sierpnia 1944 roku. Z chwilą wybuchu powstania brama naszego domu została zamknięta, zdaje się nazajutrz własowcy wywalili ją granatami. Od tego czasu wałęsali się po domu, zabierając mieszkańcom biżuterię. Mnie zabrali dwa zegarki. Kazali przy tym pozostawiać drzwi od mieszkań otwarte. Oprócz własowców przychodził do naszego domu oficer SS, zapewniając, iż mieszkańcom domu nic nie grozi. W rzeczywistości w domu naszym panował popłoch.

Od 2 sierpnia począwszy mieszkańcy, których okna wychodziły na ogródek jordanowski i gmach byłego Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych, widzieli, iż w ogródku jordanowskim odbywały się masowe egzekucje polskiej ludności cywilnej.

I tak siostra moja Stefania Porulska przebywająca obecnie w Niemczech, 3 sierpnia widziała jak Niemcy (nie wiem jakiej formacji) rozstrzelali grupę kobiet i dzieci w liczbie około 60 osób, w miejscu, które na okazanym mi szkicu (świadkowi okazano szkic stanowiący załącznik do protokołu zeznań z 18 października 1945, na k. 14 akt.) mogę określić pomiędzy ulicą Bagatela a literami K i D. Mieszkańcy naszego domu opowiadali, iż zostały wtedy rozstrzelane pracowniczki Tramwajów Miejskich, które rzekomo były ujęte z bronią w ręku. Kobiety te, jak siostra opowiadała, były nagie, leżały na placu i w momencie, gdy siostra wyglądała oknem, były dobijane przez Niemców.

Mieszkańcy naszego domu opowiadali, iż na egzekucje były wciąż doprowadzane „nowe grupy Polaków”. Ja słyszałam strzały karabinowe oraz po salwach strzały z rewolwerów, jakby przy dobijaniu, wiele razy dziennie. 3 sierpnia wyjrzałam oknem z łazienki mieszkania na trzecim piętrze od strony ogródka jordanowskiego. Była godzina około 15.00. Zobaczyłam stos trupów w ubraniach ułożony na wysokość wzrostu mężczyzny, w odległości kilku metrów od ściany oznaczonej na szkicu literą D. Stos był w formie prostokąta 5x7 m. Obok stał Niemiec, nie zauważyłam jakiej formacji. Na stosie leżały zwłoki mężczyzn w ubraniach, były one ułożone na kłodach drewna. Cofnęłam się i więcej przez okno nie wyglądałam.

Muszę dodać, iż 2 sierpnia w miejscu uprzednio opisanym i także przez okno widziałam stos trupów mężczyzn ubranych w mundury niemieckie. Momentu palenia zwłok ani w pierwszym, ani w drugim wypadku nie widziałam. Natomiast począwszy od 2 sierpnia ja i wszyscy mieszkańcy domu czuliśmy zapach gryzącego dymu, który szedł od strony ogródka jordanowskiego. Ludzie mówili, iż Niemcy palą zwłoki.

5 sierpnia przybyli do naszego domu własowcy, zabierając mieszkańców, z wyjątkiem tych, co się ukrywali, jak Kazimierz Cyganiak. Wyszłam w grupie 15 osób, w tym czterech mężczyzn. Zaprowadzono nas do gestapo na aleję Szucha 25.

Zaznaczam, iż po wyprowadzeniu z domu około godziny 20.00, własowcy, którzy przy wypędzaniu z domu nic z rzeczy nam nie pozwolili wziąć, mówiąc, że nam nie będą potrzebne, zaprowadzili nas najprzód do wejścia do ogródka jordanowskiego; stojący tam Niemiec powiedział im: „– Za późno, prowadzić do gestapo”. Myślę więc, iż tylko dlatego, że była późna godzina, uniknęłam rozstrzelania.

W gestapo odłączono od naszej grupy mężczyzn, przy czym dotąd żaden z nich nie wrócił i nie ma o nich żadnych wieści. Mnie i inne kobiety zwolniono 6 sierpnia o godzinie 13.00, przy czym kazano nam iść do powstańców i powiedzieć im, że o ile nie zaprzestaną walki do wieczora, wszyscy nasi mężczyźni zginą.

Protokół odczytano.