LUDWIK SŁODCZYK

Dnia 14 sierpnia 1947 r., Sąd Grodzki w Rybniku, w osobie sędziego grodzkiego A. Grzybka, z udziałem protokolanta, kancelisty sądowego L. Brachmana, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrał od niego przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Ludwik Słodczyk
Data urodzenia 13 sierpnia 1907 r.
Imiona rodziców Szczepan i Augustyna z d. Ledwoń
Miejsce zamieszkania Rybnik, ul. Listopadowa 8a
Zajęcie pracownik umysłowy
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Zeznaje do sprawy:

W obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu przebywałem jako więzień od 4 marca 1941 r. do czasu ewakuacji obozu, która – o ile się nie mylę – rozpoczęła się 17 grudnia 1944 r.

W lipcu 1941 r. dostałem się do urzędu budowlanego (Baubüro). Początkowo pełniłem funkcję maszynisty, a później dostałem się do kancelarii jako biuralista. Funkcję tę pełniłem do końca, tj. do ewakuacji obozu.

Na przedstawionych mi fotografiach rozpoznaję Hugona Beckera, Fritza Taddikena, Herberta Paula Ludwiga oraz Theodora Bainga.

Hugo Becker był początkowo tzw. Kommandoführerem komanda pomiarowego (Bodenwirtschaftsdienst). Dziś nie przypominam sobie, czy miał rangę SS-mana, czy też SS-sturmanna. Funkcje jego polegały na dozorowaniu więźniów, którzy służyli w Bodenwirtschaftsdienst, w szczególności mierniczych. Becker mianowicie odbierał codziennie więźniów (mierniczych), rozdzielał dla nich prace, w dozorowaniu więźniów posługiwał się strażnikami osobowymi, a po skończonej pracy oddawał więźniów z powrotem do obozu. Z Beckerem stykałem się również bezpośrednio, ponieważ zastępował on często naszego Kommandoführera w Baubüro i często odprowadzał nas z terenu obozu do biura budowlanego, które mieściło się poza właściwym terenem obozu. Często prowadził nas razem ze swoimi więźniami z Bodenwirtschaftsleitung.

O ile chodzi o odnoszenie się Beckera do więźniów, to zachowanie jego cechowała obojętność wobec nich. Nie przypominam sobie, ażeby Becker pobił jakiegoś więźnia, ale też nie zdarzyło się, ażeby któremuś z nich wyświadczył jakąś przysługę. Był to typ raczej zimnego SS-mana, nieczułego na cierpienia więźniów. Osadzeni zachowywali wobec niego daleko idącą ostrożność, gdyż wiadomo było, że lubi on węszyć za nastrojami, jakie panowały wśród więźniów, o czym świadczyć może fakt, że niejednokrotnie kontrolował nasze biurka w Baubüro. O ile sobie przypominam, Becker przyszedł do obozu w 1943 r. i był aż do ewakuacji.

O ile chodzi o Taddikena, to był SS-Unterscharführerem, a stopień ten otrzymał pod koniec istnienia obozu w 1944 r. Początkowo pełnił on funkcję dozorcy w urzędzie budowlanym w dziale malarzy. Później przeniesiony został do warsztatów urzędu budowlanego i pełnił funkcję Kommandoführera w dziale malarzy. Z Taddikenem stykałem się bezpośrednio w biurze urzędu budowlanego, gdzie załatwiał on różne sprawy zapotrzebowania z działu malarzy. Taddiken uchodził za wyjątek wśród wszystkich SS-manów. Do więźniów, a zwłaszcza do nas w Baubüro, odnosił się przyjaźnie i grzecznie. Gdy zwracał się do więźnia, to rozpoczynał od „Verzeihen Sie”, tak że narażał się na śmiech ze strony innych SS-manów. Niejednokrotnie zdarzyło się, że przyniósł ze sobą w kieszeni chleb, którym nas, więźniów w urzędzie budowlanym, obdzielał. Od więźniów z działu malarzy słyszałem, że odnosił się do nich przychylnie, [a] zwłaszcza że starał się o „organizowanie” żywności dla więźniów. O tym, ażeby wyrządził komuś krzywdę, nie słyszałem. Jak wyżej zeznałem, Taddiken wyróżniał się spośród wszystkich SS-manów, gdyż jak było widać, jego charakter nie zgadzał się z postępowaniem innych SS-manów wobec więźniów. Taddiken ubolewał przy mnie nad postępowaniem SS-manów, którzy znęcali się nad więźniami. Wspominał o tym, że on sam bez swej woli zaciągnięty został do SS jako fachowiec, gdyż był malarzem. Taddiken przyszedł do obozu, o ile się nie mylę, w 1942 r. i był do czasu ewakuacji. Co później robił, nie jest mi wiadome.

Bainga znałem osobiście z czasów przedwojennych z Lublińca. Spotykałem się z nim w Urzędzie Pośrednictwa Pracy w Lublińcu, gdzie byłem urzędnikiem, a Baingo przychodził do urzędu w związku z zasiłkiem dla bezrobotnych. Z tego powodu znaliśmy się osobiście. Baingo mieszkał w Lubecku koło Lublińca, a ja mieszkałem w Kochcicach, oddalonych o trzy kilometry od Lubecka. Baingo znał mnie osobiście chociażby z tego powodu, że w związku z jakąś kwestią złożył na mnie zażalenie do wicestarosty w Lublińcu. Chodziło o pewne akta, które [rzekomo] zaginęły w Urzędzie Pośrednictwa Pracy, co okazało się nieprawdą.

Theodora Bainga spotkałem na terenie obozu w 1943 r. Był on wtedy SS-Unterscharführerem w I SS-Totenkopf-Sturmbann. Bezpośrednio się z nim nie zetknąłem, jednakże niejednokrotnie Baingo widział mnie czy to przy wychodzeniu z obozu, czy przy powrocie do niego. Zauważyłem, że zawsze na mnie patrzył, udawał jednakże, że mnie nie zna.

Jak odnosił się Baingo do więźniów, tego nie wiem, gdyż – jak wyżej zeznałem – bezpośrednio z nim się nie zetknąłem. Od innych więźniów też nic o nim nie słyszałem. O tym, że mnie na terenie obozu rozpoznał, świadczyć może fakt, iż ludzie donieśli mojej matce, że Baingo chwalił się przed nimi, że siedzę w obozie.

Herbert [Paul] Ludwig był Blockführerem na terenie obozu, w stopniu Unterscharführera. Miał opinię szpicla i z tego powodu każdy więzień miał się przed nim na baczności. W Baubüro pracowała z nami jego córka jako cywilka (imienia jej sobie nie przypominam), która również była przez nas uważana za szpicla. Między nią a jej ojcem istniał niewątpliwie kontakt, bo Ludwig często przeprowadzał kontrole naszych biurek w Baubüro i wszystkich schowków w poszukiwaniu nie tylko podejrzanych rzeczy, ale i żywności, którą nam zabierał. Ludwig był typowym SS-manem, gorliwym służbistą, niedostępnym w żadnym względzie dla więźnia. Do bloku Ludwiga jako Blockführera nie należałem, dlatego też nie wiem, jak odnosił się do więźniów w codziennym życiu obozowym. Ludwig przyszedł do obozu, o ile się nie mylę, pod koniec 1943 albo na początku 1944 r.

Georga Bayera z terenu obozu nie znam. Znałem natomiast SS-mana Unterscharführera Ferdinanda Baiera z Wiednia.

Przed podpisaniem przeczytałem.

Zakończono.