MARIA KRUSZEL

Przesłane Audytorowi Generalnemu w Brukseli

Bruksela, 5 listopada 1945 r.

Komisarz Bezpieczeństwa Państwa

Królestwo Belgii
Ministerstwo Obrony Narodowej
Bezpieczeństwo Państwa

PV [Procès-verbal] 290/45

Fakty mają miejsce w Oświęcimiu od końca 1944 r. do maja 1945 r.

Ciąg dalszy naszego protokołu z 7 września 1945 r., przesłanego 5 listopada 1945 r., skarga Hildy Daneels, wdowy [po] Dirku Sevensie.

Ściganie całego personelu w ogóle obozu w Ravensbrück, a szczególnie:

Rapportführera Taubera [Taubego] – za to, że ciężko bił więźniów, nawet śmiertelnie, że przeprowadzał selekcje do krematoriów itd.,

pewną Aufseherin, awansowaną na Oberaufseherin – za to, że biła więźniów, nawet śmiertelnie,

Aufseherin, awansowaną na Rapportführerin, znaną jako Brandel [Brandl], bijącą ciężko więźniów i wskazującą ich do zagazowania,

wojskowego SS – za to, że powodował gryzienie więźniów przez swego psa, a w szczególności wnoszącą skargę Marię Kruszel, zeznającą poniżej.

PRO JUSTITIA

10 września 1945 r. o godz. 9.00 ja, Alfons Bellens z Bezpieczeństwa Państwa, oficer policji sądowej, pomocnik Audytora Generalnego, przesłuchuję szczegółowo Marię Kruszel, stanu wolnego, urodzoną 14 stycznia 1929 r. w Brukseli, narodowości polskiej, zamieszkałą [przy] rue de Roumanie 5 w Saint-Gilles, która oświadcza:

Chcę składać zeznania w języku francuskim.

Zostałam aresztowana, tak jak i moi rodzice, 24 lutego 1943 r., wówczas gdy mieszkaliśmy już po kryjomu [przy] rue de Roumanie 5. Zostaliśmy aresztowani, ponieważ byliśmy Żydami. To aresztowanie zostało przeprowadzone przez niejakiego Jacques’a, Żyda, który pracował dla gestapo. Spędziliśmy dwa dni w piwnicach gestapo, ale nie byliśmy maltretowani.

Zostaliśmy wysłani do obozu w Malines, gdzie traktowano mnie jak wszystkich Żydów, to znaczy, że zabrano mi mój pierścionek. 19 kwietnia zostałam włączona do transportu, który szedł do Niemiec, a moja matka mi towarzyszyła. Byłyśmy w wagonach bydlęcych (20. transport). 21 kwietnia zostałyśmy umieszczone w obozie w Birkenau koło Oświęcimia, gdzie zostałam aż do 11 listopada 1944 r., [tak jak] i moja matka. Następnie oddzielono mnie od mojej matki i przeszłam przez więcej obozów, o których dodatkowo zawiadomię, podając dokładne daty.

Ze względu na mój młody wiek pracowałam tylko w polu, następnie w pewnego rodzaju pracowni tkackiej, a potem chodziłam za sprawunkami do różnych magazynów w obozie.

Gdy przybyłam do obozu, zabrano mi moje osobiste ubrania, ogolono mnie zupełnie, [a] na lewym przedramieniu otrzymałam tatuaż [z] nr. 48 499 [i] z odwróconym trójkątem. Niedożywienie było ogólną regułą, to znaczy na dzień [dostawałyśmy] ćwiartkę chleba wojskowego, trochę zaczernionej wody jako kawę rano i wieczorem, a w południe około pół litra wody z jarzynami, prawie nie do zjedzenia.

Bardzo często byłam bita, tak jak inne więźniarki, a personel dozorców nie krępował się, aby nam mówić, że wszystkie umrzemy w obozie.

Szczególnie odznaczał się swoim złym obchodzeniem Niemiec SS-Rapportführer nazwiskiem Taube. Urodził się ok. 1909 r., wzrostu ok. 180 cm, jasny szatyn, oczy niebiesko-zielone, szczupły, [cierpiący na choroby] żołądka. Był od chwili mojego przybycia, a odszedł w połowie 1944 r. Brał udział w selekcjach do komór gazowych, a poza swoim okrucieństwem przechwalał się, że to on wypuści krew z ostatniego Żyda. Bił również więźniów nahajem, drągiem itp., często aż do śmierci.

W tym samym czasie były również dwie Niemki dozorczynie SS, które odznaczały się szczególnie swoim okrucieństwem. Pierwsza nawet awansowała na Oberaufseherin, wyglądała na urodzoną ok. 1908 r., wzrostu 165 cm, chuda, kasztanowata blondynka, włosy bardzo krótkie, oczy niebieskie. Uderzała pięścią, kopała albo [biła] kijem, często aż do śmierci.

Druga była także Aufseherin i następnie awansowała na Rapportführerin. Nazywała się Brandl, również w mundurze SS, urodzona ok. 1909 r., [wzrostu] 1,70 m, wysoka, szczupła, ciemna szatynka, również dużo biła, ale mówiła, że odmawia sobie zabijania Żydów kijem i że woli ich posyłać do komory gazowej.

Znałam również dwóch lekarzy niemieckich, SS-manów, ale nie przypominam sobie ich nazwisk. Pierwszy miał co najmniej 185 cm wzrostu, był chudy, wyglądał na urodzonego w 1908 r., był oficerem SS, nosił okulary. Kierował selekcjami, aby wysyłać do komór gazowych. Był okrutny w traktowaniu chorych – tak mi przynajmniej opowiadano, gdyż nie byłam nigdy osobiście świadkiem, jednak wiem, że nie zadawał sobie trudu, aby badać chorych. Nie widziałam go często, lecz mimo to byłam świadkiem, jak czasami bił chorych szpicrutą.

Drugi był niższy, ok. 175 cm, średniej tuszy, czarny, oczy czarne, urodzony ok. 1908 r., pracował również przy selekcjach do komór gazowych. Tak samo jak pierwszy wysyłał do gazu nawet osoby zdrowe.

We wrześniu 1943 r. jeden z licznych dozorców, który był tylko na kilka dni w obozie, poszczuł swego dużego psa na mnie, bez żadnego powodu. Pies ugryzł mnie w nos, [dozorca] nic nie zrobił, aby zwierzę powstrzymać, przeciwnie – żartował sobie ze mnie, stwierdziwszy ranę powstałą przez ugryzienie. Nie otrzymałam żadnego opatrunku, a tylko pielęgniarka, więźniarka tak jak ja, dawała mi od czasu do czasu trochę wazeliny.

Zostałam uwolniona przez Duński Czerwony Krzyż 2 maja 1945 r., gdy znajdowałam się w pociągu, który nas przewoził z obozu w pobliżu Hamburga do Danii. W tym czasie front zbliżał się bardzo [szybko] do Hamburga, a nasz pociąg pozostał przez całą noc na moście, na dworcu Hamburg-Altona.

Formalnie żądam ścigania sądowego osób, które dopuściły się wobec mnie złego obchodzenia.

Po odczytaniu podtrzymuję i podpisuję.

Nastąpi ciąg dalszy z chwilą, gdy panna Maria Kruszel przedstawi nam pismo dotyczące innych obozów, w których przebywała.

Dont acte, A. Bellens.