JAN ŁAWNICKI

Sopot, 5 czerwca 1947 r.

Jan Ławnicki
były więzień nr 115 415

Do
Okręgowej Komisji Badania
Zbrodni Niemieckich w Krakowie

W związku z procesami zbrodniarzy niemieckich obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, jakie już się odbyły lub jakie mają się odbywać, oraz tych przestępców wojennych z IG Farben, których działalność związana jest z terenem Oświęcimia, chcę zwrócić uwagę, że dotychczas nic się nie mówiło i nie pisało o karnym obozie Oświęcimia, jakim był obóz Fürstengrube, założony 1 września 1943 r. w odległości sześciu kilometrów od Mysłowic, stanowiący jeden z oddziałów obozu Auschwitz III (Buna).

Do obozu w Oświęcimiu (Auschwitz I) zostałem przywieziony 14 kwietnia 1943 r., skąd po trzytygodniowej kwarantannie dostałem się z transportem 300 więźniów do tzw. Buny (Monowice) – obozu odległego o 6 km od Oświęcimia, gdzie zatrudniono nas przy budowie obiektów IG Farben. Po roku, a mianowicie pod koniec kwietnia 1944 r. za ucieczkę dwóch Polaków zostałem zabrany wraz z dziewięcioma towarzyszami za karę do bunkra, a po trzech dniach wywieziono nas do obozu Fürstengrube, gdzie umieszczano więźniów przeważnie za rzekome przestępstwa popełniane w obozie.

Chociaż obóz w Monowicach należał do ciężkich, zdawało nam się, że był rajem w porównaniu z Fürstengrube. Pracowaliśmy w kopalni węgla stanowiącej własność IG Farben – w okropnych warunkach, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo. Praca była akordowa i każdy z nas musiał wykazać się określoną, zależnie od miejsca pracy, liczbą wydobytych wózków węgla. Praca odbywała się na trzy zmiany. Po 8 godzinach pracy ledwie staliśmy na nogach. Wyjście z kopalni było połączone ze stałym biciem i kopaniem przez kapo, vorarbeiterów i eskortę SS. Bardzo często po powrocie z pracy zarządzano karne ćwiczenia – jako powód wystarczyło, aby jeden z nas zmylił nogę w marszu.

Ponieważ w tym okresie rozbudowywano obóz, niezależnie od tych więźniów, którzy stale byli zatrudnieni na miejscu, bardzo często i nas po powrocie z kopalni wykorzystywano do różnych prac w obozie, jak przenoszenie cegieł, noszenie belek itp., mimo że czas ten przeznaczony był na spanie (wstawaliśmy jako pierwsza zmiana o godz. 3.30).

Odżywianie było bardzo złe. Produkty przeznaczone dla nas zużywane były przez kuchnię SS, co wynikało z fałszywie wykazywanych raportów. Poza ciągłym głodem i wyczerpaniem fizycznym odczuwaliśmy stale pragnienie snu (spaliśmy sześć godzin na dobę, sen przerywano nam często awanturami i biciem). Rezultatem takiego stanu było, że po kilku tygodniach pobytu normalnie wyglądający człowiek stawał się szkieletem.

Komendantem obozu był 23-letni podoficer SS, a jego poprzednikiem znany dużej części więźniów Oświęcimia i Brzezinki Hauptscharführer Moll. Załogę SS stanowiło ok. 130 SS-manów bardzo wrogo do nas ustosunkowanych. Najgorsi wśród nich byli Niemcy z Kroacji. Szczególnym okrucieństwem odznaczał się Lagerältester Niemiec Josef Hermann, który w chęci przypodobania się władzom SS stosował różnego rodzaju tortury na więźniach. Gorliwymi pomocnikami jego byli: Lagerkapo Michał (nazwiska nie pamiętam) z Górnego Śląska, Oberkapo: Wilhelm (nazwiska nie pamiętam) i Eschmann oraz kapo, vorarbeiterzy i niektórzy blokowi. Spośród nich należy wymienić kapo Waltera – renegata z Górnego Śląska, blokowych: Olszewskiego (Niemca z Berlina) i Augusta (nazwiska nie pamiętam) oraz szereg innych, rekrutujących się spośród kryminalistów niemieckich, których nazwisk niestety nie pamiętam.

Na porządku dziennym było stosowane bicie po twarzy, kopanie, chłosta gumą, a nawet łamanie rąk na skutek bicia drągiem. Poza tym różnego rodzaju karne ćwiczenia (tzw. sport), [takie] jak żabki, zimne prysznice, walcowanie ścieżek i inne. Śmiertelność w obozie (w okresie od maja do września) była stosunkowo nieduża, bo na ok. 1200 więźniów umierało dziennie dwóch, trzech ludzi, natomiast co kilka tygodni wysyłano do Brzezinki (Birkenau) transporty po kilkudziesięciu chorych lub zupełnie wyczerpanych fizycznie. Zdarzały się również wypadki, że więźniowie popełniali samobójstwa lub popadali w obłęd.

Po pięciu tygodniach szczęśliwym zbiegiem okoliczności wydostałem się z kopalni i pracowałem przez siedem tygodni w szpitalu obozowym (tzw. rewirze) jako pielęgniarz. Za to, co się działo w szpitalu, odpowiedzialni są SS-Unterscharführer Bara – renegat z Mysłowic pełniący funkcję SDG [Sanitätsdienstgrad] oraz lekarz SS (Lagerartzt) dr Fischer, który dojeżdżał do Oświęcimia, sprawując nadzór nad wszystkimi tzw. Nebenlagrami. Później pracowałem jako murarz i malarz aż do wywiezienia do Oświęcimia, skąd wysyłano transporty do Niemiec w związku ze stopniową ewakuację obozu.

Po przybyciu z Fürstengrube do Oświęcimia (7 września 1944 r.) doznałem uczucia, jakbym wydostał się na wolność. Z rozmów z kolegami z centralnego Oświęcimia dowiedziałem się, że nie mieli pojęcia o tym, co dzieje się w małych oddziałach oświęcimskich, jak obozy karne Fürstengrube i Janinagrube, które przedstawiały wtedy typowe wykończalnie (Vernichtungslager), a nosiły nazwy obozów pracy (Arbeitslager).