STANISŁAWA BADOWSKA

Dnia 11 października 1947 r., Sąd Grodzki w Łodzi, Oddział Karny, sprawa z rekwizycji Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Krakowie, w przedmiocie przesłuchania świadków: Zofii Kuklińskiej i Stanisławy Badowskiej.

Obecni: sędzia grodzki W. Chlebny, protokolant J. Mrozowski.

Posiedzenie odbyło się jawnie. Z wezwanych świadków stawiła się Stanisława Badowska. Nie stawiła się Zofia Kuklińska, której adresu nie można było ustalić. Wpłynęło pismo polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych z dnia 27 sierpnia 1947 r., z którego wynika, że Kuklińska Zofia nie jest znana na terenie Łodzi.

Zapytana o imię, nazwisko, zajęcie, miejsce zamieszkania i stosunek do stron, świadek podała:


Imię i nazwisko Stanisława Badowska
Wiek 39 lat
Zawód urzędniczka Banku Gospodarstwa Krajowego
Miejsce zamieszkania Łódź, ul. Zacisze 6, m. 5
Stosunek do stron obca

Następnie Sędzia uprzedził świadka o znaczeniu przysięgi oraz odebrał przysięgę zgodnie z przepisami art. 111 i 113 kpk. od świadka Stanisławy Badowskiej.

Świadek Stanisława Badowska zeznała:

Od połowy stycznia 1943 r. byłam w obozie koncentracyjnym na Majdanku koło Lublina, gdzie przebywałam do połowy lipca 1943 r., skąd zostałam odesłana do obozu Ravensbrück. Tam przebywałam trzy tygodnie i następnie zostałam umieszczona w Feldeu. Hildegardy Löchert, ani Luizy Merty – nie znam. (W tym miejscu sąd okazał świadkowi podobiznę Hildegardy Löchert).

Świadek w dalszym ciągu wyjaśnia: Podobiznę poznaję, jest to tzw. aufscherka i nazywana była przez wszystkich „Brygidą”. Stanowczo oświadczam, że na okazanej mi podobiźnie poznaję kobietę nazywaną [w obozie] „Brygidą”. Zetknęłam się z nią, gdy byłam na Majdanku, tj. od połowy stycznia do połowy lipca 1943 r. „Brygida” prowadziła więźniarki do pracy w polu. Wiem, że „Brygida” była postrachem wszystkich więźniów. Nosiła ze sobą zawsze kawałek sękatego kija.

Pewnego dnia jedna z moich koleżanek, Helena Konce, której obecnego miejsca zamieszkania nie znam, skarżyła mi się, że „Brygida” pobiła ją kijem za to, że gdy zwróciła się do Heleny w języku niemieckim, aby pomogła jej przy wjeżdżaniu pod górkę na rowerze; koleżanka moja nie zrozumiała po niemiecku i nie rozumiała, o co chodzi. „Brygida” pobiła Helenę Konce. Na głowie Heleny widziałam kilka ran, które silnie krwawiły. Nigdy nie byłam świadkiem bezpośrednim, gdy „Brygida” biła więźniarki. Byłam w innej kolumnie pracowniczej i bezpośrednio nie podlegałam „Brygidzie”. Natomiast słyszałam od tych więźniarek, nad którymi sprawowała dozór, że była ich postrachem; często je biła, przy czym nadmieniam, że inne dozorczynie nosiły ze sobą pejcze, a „Brygida” miała zawsze z sobą sękaty kij. Również słyszałam o tym, że odbierała więźniarkom żywność, gdy któraś z nich nabyła okazyjnie od ludności cywilnej, będąc na robotach w polu. Więźniarki miały możliwość otrzymywania żywności od ludności cywilnej, gdyż kolumna pracownicza liczyła około tysiąca osób. Widziałam raz takie zdarzenie: w lutym 1946 [?] r. sto więźniarek zostało dotkliwie pobitych przez dozorczynie za to, że wzięły kilka brukwi. Wykonanie kary odbywało się w ten sposób, że każda z więźniarek kładła się, a dozorczynie biły je pejczami w pośladki. Również „Brygida” brała wówczas udział w pobiciu.

O żadnych wypadkach pomocy więźniom nie słyszałam, natomiast znana była na terenie obozu ze swej gorliwości i złego traktowania Polaków. W tym czasie, kiedy przebywałam w Majdanku były tylko Żydówki. „Brygida” uchodziła za najokrutniejszą wśród wszystkich dozorczyń, aczkolwiek pozostałe dozorczynie traktowały nas bardzo źle.

Wszystko zeznałam. Po wyjeździe z Majdanka więcej się z nią nie zetknęłam.