JAN SZEWCZYK

Warszawa, 4 maja 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Szewczyk
Data urodzenia 15 stycznia 1900 r., Łukowy, pow. makowski
Imiona rodziców Hipolit i Rozalia z Sewerynów
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie cztery klasy szkoły powszechnej
Zawód brukarz, pracownik miejski
Przynależność państwowa i narodowość polska
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Hoża 7 m. 41

W pierwszej połowie września 1944 roku (daty dokładnie nie pamiętam) w grupie około 500 osób z ludności cywilnej zostałem zabrany przez oddział SS z domu przy ul. Wilanowskiej nr 4. W tym czasie powstańcy przesunęli się w stronę ul. Czerniakowskiej, powstanie jeszcze trwało. W grupie wyprowadzonych ze mną znajdował się ksiądz z kościoła pod wezwaniem św. Trójcy przy ul. Solec. Nazwiska księdza nie znam.

Zaprowadzono nas do Spółdzielni Mieszkaniowej PPS przy ulicy Solec, koło wiaduktu Poniatowskiego. Nazajutrz przyłączono mnie do innej grupy, skąd zabrano mnie na roboty. Pomieszczono nas przy szpitalu, w budynku fabryki Citroen przy ulicy Czerniakowskiej róg Zagórnej. Wtedy widziałem na podwórzu składu żelaza przy ulicy Zagórnej (numeru nie pamiętam, lecz pomiędzy 6 a 12) leżące zwłoki mężczyzn z ludności cywilnej. Było ich, licząc na oko, 150. Zwłoki miały ślady postrzałów, leżały obrócone w jednym kierunku. Odniosłem wrażenie, iż ta grupa została jednocześnie rozstrzelana. Ciała były jeszcze nie rozłożone, sądzę iż śmierć nastąpiła przed kilku dniami. Jeden z mężczyzn z mojej grupy rozpoznał zwłoki fryzjera zamieszkującego dom, w którym mieścił się skład żelaza.

Nazwiska fryzjera ani mężczyzny, który go rozpoznał, nie znam.

Mnie i trzech mężczyzn używanych do robót po kilku dniach żołnierze formacji SS odprowadzili do gestapo przy al. Szucha 25. Stąd skierowano mnie do obozu przy Litewskiej 14. Było to jeszcze we wrześniu 1944, daty dokładnie nie pamiętam.

W obozie słyszałem, iż na terenie ogródka jordanowskiego odbyły się w sierpniu i na początku września masowe mordy ludności cywilnej. W obozie leżały jeszcze ubrania, jak mówili mi więźniowie, zabrane grupom osób prowadzonych na rozstrzelanie na teren Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Konkretnych faktów w tej sprawie nie znam.

Daty nie pamiętam, lecz już po kapitulacji Śródmieścia, zabierano mnie w grupie więźniów do zakopywania zwłok na Powiślu.

Przy ul. Solec 53 w fabryce – jak mówili więźniowie: w fabryce farb – zdjęliśmy z pasów transmisyjnych zwłoki powieszonego księdza, trzech mężczyzn i jednej kobiety. Nazwisk ich nie znam. Prócz tego zebraliśmy z terenu fabryki i obok około 15 ciał. W ubraniu księdza inni więźniowie znaleźli dokumenty, mówili iż on był z Ołtarzewa. Nazwiska nie wymieniali.

Na ulicy Idzikowskiego zbieraliśmy trupy z jezdni od strony ul. Wilanowskiej, około 20 zwłok mężczyzn i kobiet. Niektóre ciała miały nogi w szynach. Potem zebraliśmy pojedyncze zwłoki w liczbie około 50.

Przed kapitulacją Śródmieścia, daty nie pamiętam, posyłano mnie do robót przy oddziale, który po kapitulacji palił domy w Warszawie. Wiem stąd, iż przy Natolińskiej, numeru nie pamiętam, mniej więcej pośrodku ulicy, kwaterował dowódca odcinka burzycieli Warszawy Krüger. On podlegał wyższemu oficerowi, który kwaterował na rogu ul. Oczki i Chałubińskiego naprzeciwko Collegium Anatomicum.

Nazwiska tego oficera nie znam. Może go znać Stanisław Sikorski.

Na tym protokół zakończono i odczytano.