RYSZARD KORDEK

Dnia 16 lipca 1946 r. w Katowicach, sędzia mgr. Artur Bubik, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania i o treści art. 107 kpk, świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Ryszard Kordek
Wiek 25 lat
Imiona rodziców Stanisław i Feliksa Matusz
Miejsce zamieszkania Katowice, ul. Kilińskiego 23
Zajecie funkcjonariusz MO
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność nie
Stosunek do stron obcy

12 grudnia 1940 r. zostałem aresztowany przez gestapo w Ząbkowicach za rzekomą działalność antyniemiecką. Osadzony zostałem najpierw w więzieniu w Mysłowicach, a następnie wraz z 74 kolegami przewieziony zostałem do obozu w Oświęcimiu (z tych 74 kolegów ja jeden pozostałem przy życiu).

Warunki mieszkaniowe, higieniczne itd. były wprost straszne. W sali spało nas 80 osób w ten sposób, iż jeden leżał obok drugiego bokiem, z braku miejsca. Pchły, wszy, świerzb itd. były wszędzie. Jeśli chodzi o wyżywienie, to otrzymywaliśmy posiłki trzy razy dziennie, rano ćwierć litra wody zaciągniętej mąką lub jakąś kaszą, w południe na obiad ćwierć litra zupy z brukwi, bądź kapusty, wieczorem na kolację ćwierć litra kawy oraz [nieczytelne] gramów chleba (wprost gliny, bez jakiejkolwiek wartości odżywczej), czasem zdarzało się, iż otrzymywaliśmy marmoladę, bądź margarynę w bardzo małych ilościach. Normalny człowiek mógł przeżyć w takich warunkach najwyżej miesiąc, o ile nie miał pomocy od pełniących funkcje, bądź – jeżeli sam ich nie pełnił ( ewentualnie pracował przy chlewach, w kuchni, itp.), iż mógł sobie pomóc. Do 1943 r. paczek w ogóle nie wolno było przysyłać.

Pomoc lekarska była bardzo ograniczona. Na przykład w początkowym okresie (obóz wówczas liczył 6000 osób) lekarz przyjmował tylko godzinę dziennie.

Więźniowie posiadali jeden komplet ubrania z drewniakami i zauszniki bez czapek.

Liczba osób przebywających w więzieniu doszła do 200 000 (myślę o numeracji) do czasu mej ucieczki, tj. do 14 stycznia 1944 r. Stan faktyczny więźniów obozowych nie przekraczał nigdy 80 tys.

Warunki żywnościowe w 1943 r. i następnych trochę się poprawiły wobec możliwości otrzymywania paczek, a nadto wskutek odebrania masowo przybyłym Żydom z Węgier żywności przez nich przywiezionej i przesyłanej do kuchni obozowej.

Jeśli chodzi o poszczególne wypadki świadczące o wprost niespotykanym barbarzyństwie, to pozwolę sobie przytoczyć następujące fakty. Obóz w Oświęcimiu dzielił się na dwie części: Auschwitz I, reprezentacyjny obóz, oraz Auschwitz II – Birkenau, obóz zniszczenia. W obozie I znajdowało się jedno krematorium do palenia zmarłych, w obozie II znajdowały się cztery.

W Oświęcimiu II – Birkenau znajdowały się urządzenia do gazowania i spalania. W jednym krematorium układano 1200 trupów zagazowanych do spalenia − (w ciągu doby). Normalnie gazowanie miało trwać 15 min. Później z powodu ogromnego napływu więźniów poczęto gazować tylko siedem minut. Zdarzały się wypadki, iż dzieci przytulone do piersi matki jeszcze żyły, gdy same matki były już martwe. Sam widziałem, jak dzieci jeszcze ruszające się wraz z matkami rzucane były na stos do spalenia. Później bowiem (znów z powodu ogromnego napływu więźniów) nie palano w krematoriach, ale w specjalnych dołach o wymiarach 10 na 20 m.

Pamiętam, iż raz przyjechał pociąg z Grecji z Żydami po trzech tygodniach jazdy. Jak stwierdziłem w jednym wagonie liczącym 46 osób jedynie pięć było żywych (słaniających się na nogach), reszta zmarła po drodze. Widziałem, jak właśnie tych 46 osób ładowano na auto (wraz z tym jeszcze żyjącymi) i wprost wyładowano do palących się dołów wraz z ubraniami. Na podłogach opróżnionych wagonów rozsypywany był specjalnie chlorek i wapno.

Dodaję, iż na samym początku konfliktu wojennego Niemiec z Rosją przybyło do obozu w Oświęcimiu 12 tys. jeńców rosyjskich. W ciągu sześciu – ośmiu tygodni zmarło ich z wycieńczenia i nie tylko 11 tys. Niemcy układali wszystkich w ziemi, oblewali lub przysypywali wapnem, ziemią, później znów wapnem itd. Jak wyszła na jaw sprawa katyńska wykopali wszystkie szczątki i spalili.

Dodaję, iż przyjeżdżający masowo pociągami (przeważnie Żydzi) nie byli numerowani.

Po zagazowaniu więźniów (o ile był czas) rozcinano zagazowanym twarz (policzki) wyciągając złote zęby oraz obcinając włosy kobietom. Były na to przygotowane specjalne stoły ze ściekami ze specjalną obsługą złożoną z więźniów.

Raz widziałem, jak jakiś transport jechał do zagazowania. Jednej kobiecie na zakręcie (wskutek nagłego skrętu) wypadło dziecko z auta, jadący zaś za autem szef krematorium Otto Moll wziął dziecko za kark (chłopczyk liczący jakieś trzy lata), a następnie za nogę i rozbił mu głowę o mur wartowni, podjechał następnie do auta i rzucił matce trupa.

Obliczam liczbę zagazowanych na 4 mln. Codziennie bowiem przyjeżdżały trzy – cztery transporty przeznaczonych do zagazowania. Jeden transport liczył 3000–5000 ludzi. Przeciętnie zaś na dzień był gazowany jeden transport (w końcu więcej). Krematoria bowiem były czynne całą dobę, więźniowie pracowali przy nich na trzy zmiany.

Egzekucje odbywały się dość często (dochodząc do trzech razy w tygodniu). Liczba rozstrzeliwanych dochodziła nawet do 300 osób. Początkowo rozstrzeliwał pluton wojskowy SS-manów, później pojedynczo z flaru, a wreszcie automatem sprężynowym. Chodziły po obozie pogłoski, iż rozstrzeliwujący otrzymywał za głowę pięć marek. Najczęściej rozstrzeliwania miały związek z przyczyną skierowania do obozu oświęcimskiego. Na przykład za ucieczkę więźnia 20 innych wsadzano do tzw. bunkra. Tam przebywali, aż do śmierci (umierali w ciągu kilku dni, nie otrzymując jedzenia ani picia).

Do jednych z kar należała tzw. stojąca cela (w dzień się pracowało, w nocy stało). Ja stałem w takiej celi pięć nocy za brak guzika w ubraniu.

Były także wypadki kastracji mężczyzn. Istniał blok kobiet (jakieś 200 osób), gdzie przeprowadzano badania nad sztucznym zapłodnieniem. Nadto przeprowadzane były zabiegi sterylizacji.

Rudolf Höß był komendantem obozu w Oświęcimiu (o ile się nie mylę odwołany został z Oświęcimia pod koniec 1943 r.). Był on najstarszy rangą i funkcją (w randze podpułkownika). W czasie mojego pobytu w Oświęcimiu dwukrotnie awansował.

Po wizycie Himmlera, która miała miejsce w lecie 1942 r. został (jak mi opowiadali SS-mani Naczelnym Inspektorem Specjalnej Akcji Gazowania Ludzi w Obozach). Jak słyszałem od SS-manów, Rudolf Höß cieszył się dużym uznaniem Himmlera z powodu najbardziej sprawnego gazowania ludzi.

SS-mani opowiadali, iż Höß miał jakąś dyscyplinarną sprawę z powodu dużych ilości zachorowań na tyfus, a w związku z tym zarażanie się tą chorobą przez SS-manów. Otóż Höß zlikwidował od razu tę sprawę, polecając zagazować wszystkich chorych oraz rekonwalescentów. Akcja była ukończona w ciągu trzech dni. W tym czasie, tj. w czasie akcji przeciwtyfusowej, wygazowano ponad 1300 osób.

Zachowanie Rudolfa Hößa było poprawne o tyle, iż sam nigdy więźniów nie bił, nie znęcał się nad nimi, a jedynie szyderczo uśmiechał. Oczywiście wszystko przechodziło przez jego ręce (wszystkie wykazy itd.).

Słyszałem, iż przy budowie w Oświęcimiu willi dla Hößa użyto zamiast izolatorów (pod podłogą) kości ludzkich.

Widziałem, jak Rudolf Höß wybierał więźniów do tzw. celi śmierci (za ucieczkę innych więźniów). Spokojnie, poważnie (miał stale jedną maskę na twarzy).

Bardzo często widziałem, jak Höß bywał przy wyładowaniu transportów z pociągów i przy wstępnym podziale więźniów. Stał wówczas z innymi oficerami i lekarzem naczelnym. Bardzo często widziałem go, jak jechał w stronę krematorium autem. Nawet z Himmlerem był Höß kilka godzin w krematoriach. Ogólnie mówiąc całą akcją kierował przy współudziale innych pomocników Höß.

Widziałem, jak dość często jeden samolot lata nad obozem, zwłaszcza nad krematoriami. Otóż SS-mani opowiadali, iż to Höß, chcąc znaleźć, jak najlepsze sposoby zamaskowania krematoriów przed ewentualnymi atakami lotniczymi.

Odnośnie pamiętnika – zaginął mi. Na temat zbrodni oświęcimskich można by tomy napisać. Proszę ewentualnie powołać mnie na świadka w sprawie Hößa.

Bliższych danych udzielić może Henryk Mandelbaum, funkcjonariusz UB w Będzinie, pracujący przy gazowaniu.

Nadmieniam, iż dalszych danych mogłyby udzielić wszelkie związki więźniów politycznych.