ALEKSANDER TYDOR

Dziesiąty dzień rozprawy, 4 grudnia 1947 r.

Przewodniczący: Proszę, następny świadek, Aleksander Tydor.

Pouczam świadka w myśl art. 107 kpk, że należy mówić prawdę. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy: Zwalniamy świadka od przysięgi.

Obrońcy: My także.

Świadek Aleksander Tydor, fryzjer, wyznanie rzymskokatolickie, w stosunku do oskarżonych obcy.

Przewodniczący: Proszę powiedzieć, których oskarżonych świadek poznaje, względnie którego z nich i podać konkretne dane odnośnie do ich zachowania.

Świadek: W pierwszym rzędzie poznaję Aumeiera, Grabnera, Gehringa.

Pierwsze moje zetknięcie z obozem było w czerwcu 1942 r. Postawiono nas koło bramy, przy której staliśmy od godz. 9.30 do 4.00 po południu.

O godz. 4.00 zaczęły wyjeżdżać wozy ciągnione przez więźniów. Cała ulica była zalana krwią. Zrobiło to na nas, którzy pierwszy raz przyszliśmy do obozu, wstrząsające wrażenie. Nie wiedzieliśmy, co to jest, kto to jest, kogo wiozą. Wozy były nakryte kocami. Na piątym czy szóstym wozie odchylił się koc i ujrzałem głowę ludzką z rozbitą czaszką. W tyle koło wozów szedł Aumeier, komenderując, żeby szybko zdążały, bo komanda robocze będą wracać do obozu. Oświadczył to w te słowa: „Oni dziś, wy jutro”.

Później, względnie w tym samym dniu, umieścili nas w tak zwanej Effektenkammer przez całą noc bez pożywienia, a następnie dali na blok 11.

Przewodniczący: Czy to dotyczy Aumeiera?

Świadek: W tej chwili to dotyczy oskarżonego Gehringa. Przeszliśmy na blok 11. Widok straszny, przede wszystkim miliardy insektów. W drugim dniu o czwartej rano, przed gongiem, obudzono nas i zegnano na podwórze. Dano nam holenderskie trepy drewniane, w których nikt nie mógł chodzić. Przy pomocy zawodowych przestępców, „zielonych winklów”, ganiano nas. Oskarżony Grabner gonił i kopał. Widziałem, jak staruszkowi księdzu złamano rękę.

Budzono nas, jakkolwiek apel był o godzinie szóstej, o dwie godziny wcześniej i bito. W ten sposób chciał Gehring zaprowadzić porządek ustawienia. Specjalnością jego było bicie butem w jamę brzuszną. A jeśli któryś z więźniów się dźwigał, to ten ponownie go kopał.

Następnie Gehring odchodził, aby zameldować, jaki jest stan na bloku. Po powrocie nakazywał „sporty”, które odbywały się do godz. 12.00 lub 1.00. Następnie kilkanaście minut przerwy w czasie obiadu, a po południu ponownie bicie i kopanie. Ponieważ w tym czasie zostałem w charakterze fryzjera przeniesiony na blok 24., straciłem kontakt z Gehringiem.

Na bloku 24. w pierwszych dniach nie miałem znajomości i nie wiedziałem, kto to jest Aumeier. Dopiero w drugim dniu pobytu dowiedziałem się, kto to jest.

Na bloku 24. zostałem sztubowym i z tej racji nie miałem zbyt wiele czasu na zajęcie się sztubą, gdyż w dzień i w nocy napływały transporty, a ja jak pijany przez 24 godziny musiałem sam pracować, chcąc utrzymać się przy życiu.

Każdy blok składał się z dwóch części, np. 24. i 24a. Aumeier wpadł na blok, gdzie ja pracowałem, to znaczy 24a, wbiegł do mojej Stuby i zaczął sprawdzać, czy jest porządek. Znalazł trochę kurzu pod stołem i zaczął mnie bić. Ja stanąłem na baczność i powiedziałem, że jestem zajęty cały czas przy transportach i nie mam czasu zrobić porządku. Przyrzekłem, że się do następnego razu poprawię. On w odpowiedzi zaczął mnie bić i wybił mi dwa zęby.

Pamiętam, jak mój kolega dostał tyfusu plamistego i – bojąc się iść do szpitala – przechodził ten tyfus na stojąco. Ci, bowiem, którzy szli do szpitala, nie wracali już nigdy, gdyż byli od razu gazowani. W czasie pewnego apelu mój kolega leżał na ziemi i zapomniał wstać. Zauważył to Aumeier i zaczął go bić i kopać, nie dał mu jednak żadnej innej kary.

Przez pewien czas pracowałem przy kopcowaniu ziemniaków, które przychodziły wagonami w liczbie 35–40 wagonów dziennie. Aumeier wyznaczył tysiąc ludzi do kopcowania. Wyszliśmy na rampę kolejową, gdzie otrzymaliśmy tragi, które nosiło dwóch więźniów, względnie pojedynczo w workach. Wszyscy więźniowie musieli gonić biegiem. Odległość była ok. 300 m. Ludzie ze zmęczenia po prostu się przewracali, gdyż między pracującymi byli bardzo młodzi lub starcy. Pracy doglądał Palitzsch i więzień nr 1, Niemiec imieniem Bruno. Liczba pracujących, którzy powrócili do obozu, wynosiła tylko 920, gdyż 80 ludzi zostało zabitych. Tak działo się codziennie.

Pamiętam jeszcze jeden wypadek, który zaobserwowałem z okna bloku, w którym pracowałem, jak Aumeier siedział na oknie i strzelał do wron. Zabił ich kilka i gdy zauważył, że do naszego bloku zwanego blokiem prominentów, poszedł muzułman, chcąc wyżebrać jakieś jedzenie, Aumeier strzelił do niego i zabił go na miejscu.

Jeżeli chodzi o oskarżonego Grabnera, to zetknąłem się z nim na bloku 2a, gdzie przybywały w 1943 r. wielkie transporty z Mysłowic. Były to tak kobiety, jak i mężczyźni i leżeli wszyscy na ziemi w trzech rzędach. Między nimi chodzili SS-mani. Po kilku tygodniach wezwano nas, fryzjerów, abyśmy poszli golić tych ludzi. Pewnego razu przy goleniu błagał mnie jeden z tych więźniów, którzy byli dopiero w śledztwie, żeby mu przynieść kawałek mydła. Ja – nie mogąc mu podać mydła, które miałem w kieszeni – przedziurawiłem kieszeń i upuściłem to mydło przez nogawkę. Zauważył to jeden z SS-manów i zaprowadził mnie do Grabnera. Grabner pytał się, skąd ich znam. Wyparłem się, że ich w ogóle nie znam, że tylko dałem mu kawałek mydła, który znalazłem. Po dwóch tygodniach ludzie ci byli prowadzeni do śledztwa, do oddziału politycznego. Żaden z tych, którzy szli na śledztwo, nie wracał o własnych siłach, obojętne, czy to mężczyzna, czy kobieta. Byli tak zmasakrowani, że ich wprost wleczono na blok 2a.

Jeżeli chodzi o oskarżonego Gehringa, to zetknąłem się z nim w 1944 r. w Monowicach, gdyż zostałem przetransportowany tam z obozu Oświęcim. Dokładnie nie przypominam sobie, jakie zajmował stanowisko, czy był Rapportführerem, czy Arbeitsdienstführerem. Tak samo w Monowicach, jak i w Oświęcimiu stosowano stare metody, to znaczy bicie. Pewnego razu w czasie alarmu lotniczego, który był pierwszym alarmem w Oświęcimiu połączonym z równoczesnym bombardowaniem, zginęło 130 więźniów. Było to w niedzielę około dziesiątej rano. W międzyczasie uciekło dwóch młodych chłopców w wieku 16 lat, Rosjan. Złapano ich jednak i wprowadzono do obozu na blok 4., do bunkra. Prowadził ich Gehring i słyszałem, jak pytał ich, jak potrafili uciec z obozu. Odpowiedzieli, że uciekli pod drutami, przez wykopany w tym celu dół. Gehring powiedział do nich: pokażcie, jak to robiliście. Obok bloku znajdowała się wielka kałuża, a cała droga była błotnista, gdyż była zrobiona z gliny.

On specjalnie zmusił tych dwóch chłopców do czołgania się tam i z powrotem i następnie wsadził ich do bunkra. Koło naszego bloku 4. stały szubienice. Po przyjściu z pracy pytałem się kolegów, kto znowu zawiśnie. Okazało się, że chodzi o tych dwóch chłopców ukraińskich. Po apelu cały obóz postawiono na baczność, na samym froncie stało ok. 200 SS-manów z karabinami w ręku. My musieliśmy patrzeć na tę egzekucję. Przed założeniem przez Gehringa pętli na jednego z nich, chłopiec powiedział w rosyjskim języku: „O matko, po coś mnie rodziła!”. Gehring równocześnie założył pętlę drugiemu chłopcu i zakręcił korbą zapadni. Jeden z chłopców, ten który nie wypowiedział ani słowa, momentalnie stracił przytomność, drugi zaczął się rzucać. Gehring doskoczył wówczas z wściekłością i uwiesił się u nóg wiszącego.

Następny wypadek był, gdy przez intrygi Oberkapo – zawodowego przestępcy, który był konfidentem wydziału politycznego – został zasądzony na egzekucję piętnastoletni chłopiec, Żyd z Białegostoku. Wówczas także padł ofiarą oficer marynarki holenderskiej. Jak się później okazało, oficer został zwolniony z bunkra, bo był niewinny, a kapo ukarali. Przez kogo zasądzony został chłopiec, nie wiem, ale wiem, że Gehring także wówczas wieszał.

Trzeci wypadek. Chodziło o dwóch Polaków i jednego Żyda. Jeden z nich miał nr 3000, należał więc do starych więźniów. Powieszony został także przez Gehringa. Gdy zakręcono korbę, więzień oparł się nogami o zapadnię, tak że nie zawisł. Wtedy Gehring doskoczył, zbił go z nóg i uwiesił się u jego nóg przez minutę. Obserwował to z daleka Lagerführer Schöttl i powiedział: „To nie jest teatr”. Gehring odszedł z widoczną wściekłością, gdyż ta uwaga była dla niego kompromitująca.

Jeżeli chodzi o Gehringa, to po prostu brak mi słów na określenie jego postępowania.

Przewodniczący: Czy są pytania?

Prokurator Pęchalski: Gehring w swoich zeznaniach powiada, że był tak łagodny w stosunku do więźniów, że gdy odchodził z Oświęcimia do Monowic, więźniowie płakali.

Świadek: Z radości, że odszedł, płakali.

Przewodniczący: Czy Gehring ma pytania?

Oskarżony Gehring: Tak jest, proszę o zapytanie świadka, jak ja złamałem rękę więźniowi i przy jakiej sposobności? Świadek oświadczył, że po jego przybyciu do obozu był zamknięty, zaaresztowany w Effektenkammer. Jak więc dostał się nagle do bloku 11.? Według zeznań świadka na bloku 11. była pobudka o czwartej rano, potem od razu rozpoczynał się „sport”. Chcę zapytać świadka, czy przeprowadzałem z nim „sport” rano o godz. 4.00, względnie 4.30?

Świadek: Co do tego, jak się dostałem z Effektenkammer na blok 11., to posłano nas tam, bo było odwszenie, więc zostaliśmy umieszczeni tymczasowo na bloku 11. Co do „sportu”, to nie twierdzę, że Gehring go robił o 4.30, wtedy widocznie miał czas zajęty czym innym. Nie twierdziłem też, że osobiście złamał więźniowi rękę, lecz mówiłem, że brutalnie goniony staruszek, bardzo słaby, chcąc uniknąć butów Gehringa, upadł na schodach i złamał rękę.

Oskarżony Gehring: Zarzuca mi się w akcie oskarżenia, że jakiejś osobie duchownej złamałem rękę. Z zeznań świadka wynika, że tylko popędzałem księdza.

Świadek: Nie specjalnie jego jednego popędzał oskarżony, ale nas wszystkich. Baliśmy się Gehringa tak, że chcąc uniknąć jego ciosów, przeskakiwaliśmy jeden przez drugiego.

Oskarżony Gehring: Chcę jeszcze oświadczyć do zeznań świadka, że nie było żadnego duchownego na bloku 11. Musieliby moi współpracownicy o tym wiedzieć, gdyby jakiś duchowny był na bloku 11. Proszę co do tego zapytać oskarżonego Müllera.

Przewodniczący: Czy oskarżony ma jeszcze pytania?

Oskarżony: Zarzuca mi dalej świadek, że w Monowicach powiesiłem więźnia. Mogę odpowiedzieć na to świadkowi, że powieszenie to wykonał Hauptscharführer Taube, nie ja. Ja stałem razem z Obersturmführerem Schöttlem w odległości ok. 20 m. Również nie ja ciągnąłem tego więźnia za nogi, lecz Lagerkapo, jeżeli świadek dokładnie widział. Obersturmführer Schöttl zwrócił się do Hauptscharführera Taube, żeby tego zaprzestał, ale o żadnych „przedstawieniach teatralnych” nie było mowy. Również w późniejszym okresie nie pamiętam, żeby kogokolwiek w Monowicach powieszono, ponieważ wtedy już mnie tam nie było. Jeżeli świadek tak dokładnie mnie zna, to powinien wiedzieć o tym, że 18 lipca zostałem z Monowic przeniesiony.

Przewodniczący: Czy świadek pozostaje przy swoim zeznaniu?

Świadek: Tak jest, proszę Wysokiego Sądu. W całej rozciągłości potwierdzam swoje zeznania.

Przewodniczący: To wystarczy, dziękuję.

Oskarżony Grabner: Chciałbym świadka zapytać w związku z jego oświadczeniem, że na bloku 2a umieszczeni byli więźniowie, aby mi powiedział, jaką oni nosili odzież.

Świadek: Cywilną.

Oskarżony Grabner: Czy mogę co do tego oświadczyć, że przypominam sobie, iż policja państwowa w Katowicach umieściła tam większy transport osób cywilnych – ok. 45 – do dalszej dyspozycji. Znajdowali się oni przez dłuższy czas w tym bloku i byli przesłuchiwani przez urzędników policji państwowej. O ile pamiętam, chodziło wtedy o tajną organizację. Chciałbym świadka ponownie zapytać, czy przypomina sobie całkiem dokładnie, że ja go biłem. Nigdy nie zetknąłem się ze świadkiem i nigdy też go nie biłem.

Świadek: Proszę Wysokiego Sądu! Dla swojej wygody oskarżony choruje teraz na zanik pamięci. Ja tak powróciłem, proszę Wysokiego Sądu. (Świadek zdejmuje opaskę z lewego oka, okazuje się, że oko wypłynęło i pozostał tylko głęboki oczodół).

Przewodniczący: Dziękuję. Świadek jest zwolniony.