NORBERT MOSKOWICZ

Jedenasty dzień rozprawy, 5 grudnia 1947 r.

Przewodniczący: Następny świadek, Norbert Moskowicz.

Świadek Norbert Moskowicz, 25 lat, szofer, wyznania mojżeszowego, obcy w stosunku do oskarżonych.

Przewodniczący: Przypominam świadkowi o obowiązku mówienia prawdy. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Wnioski prokuratury i obrony co do trybu przesłuchania?

Prokuratorzy: Zwalniamy świadka od przysięgi.

Obrońcy: My również.

Przewodniczący: Wobec tego świadek będzie zeznawał bez przysięgi. Proszę, niech świadek przedstawi, w jakich okolicznościach zetknął się z oskarżonymi, z którymi i jakie konkretne fakty może przytoczyć.

Świadek: Odnośnie do transportu dzieci zgładzonych w Oświęcimiu, mogę powiedzieć, co słyszałem z ust kolegów, którzy pracowali w Sonderkommando. Dzieci te zostały zagazowane. Było to próbne gazowanie w pierwszym krematorium w Brzezince.

Po odsiedzeniu trzech tygodni na kwarantannie zostałem przydzielony do Krematoriumbau i tam po raz pierwszy zetknąłem się z Grabnerem, który osobiście doglądał, aby budowa krematorium postępowała w jak najszybszym tempie. Pewnego razu, gdy jeden ze współtowarzyszy, dźwigając pięćdziesiąt kilo cementu, nie mógł temu ciężarowi podołać, Grabner zwrócił się do mojego kapo: „Skończ tego psa”. Wtedy kapo wyłamał stylisko z łopaty i styliskiem i nogali przytarasił tego więźnia tak, że ten go rzeczywiście skończył. Stało się to na polecenie Grabnera.

Z krematorium zostałem przeniesiony do kanady. Tam znów spotkałem się z Grabnerem. Jako szef Oddziału Politycznego sam wręczał on Mollowi papiery ludzi, którzy mieli iść do zagazowania. Grabner był przy każdym niemal transporcie.

Pewnego razu przyjechał transport z Belgii, względnie z Francji, już nie przypominam sobie, wtedy to SS-man, który nigdy nie był w Oświęcimiu, zapytał kolegę SS-mana z Oświęcimia, wskazując na krematorium, co tam taki ogień wychodzi z komina. SS-man odpowiedział mu: „Tutaj się ludzi pali”. Wtedy tamten wyjął pistolet, powiedział: „Ja nie chcę do tego ręki przykładać” i zastrzelił się. Sam Grabner to widział. Kazał go przykryć kocem i wrzucić do auta Czerwonego Krzyża, w którym znajdowały się puszki z cyklonem.

Grabner przeważnie sam doglądał ludzi, którzy szli do gazu. Szedł z nimi aż do samego krematorium i dopiero, gdy już byli na dole w bunkrze, wracał.

Przewodniczący: Co świadek może powiedzieć o Lorenzu?

Świadek: Z Lorenzem spotkałem się na tak zwanym Kartoffelbunkrze. Przyjeżdżał samochodem ciężarowym po ziemniaki. Tam było wielkie błoto i auto stale grzęzło, zwłaszcza że padały deszcze. Wtedy oskarżony Lorenz kazał więźniom pchać to auto. Naturalnie nikt nie mógł podołać, bo to było auto pięciotonowe. Wówczas oskarżony Lorenz bił widłami przez głowę. Tak samo znęcał się nad kobietami.

Obrońca Rappaport: A Dingesa pan zna? Tego szofera.

Świadek: Nie przypominam sobie nazwiska.

Przewodniczący: Oskarżony Dinges, proszę wstać. (Oskarżony Dinges wstaje).

Czy świadek spotkał się z oskarżonym Dingesem?

Świadek: Nie.