ERNA LASOK

Dnia 12 listopada 1946 r. w Wodzisławiu Śląskim, Sąd Grodzki w Wodzisławiu w osobie sędziego dr. A. Maca, z udziałem protokolantki prowadzącej kancelarię, Sosnowej, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o treści art. 107 kpk oraz o znaczeniu przysięgi, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Erna Lasokówna
Wiek 31 lat
Imiona rodziców Paweł i Franciszka
Miejsce zamieszkania Wodzisław Śląski
Zajęcie nauczycielka
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

Od 7 października 1942 do 30 września 1944 r. przebywałam w obozie koncentracyjnym w Brzezince w charakterze sekretarki w biurze przyjęć oddziału politycznego kobiecego. Praca moja w biurze polegała na przyjmowaniu przysłanych do obozu kobiet, w szczególności na spisywaniu ich dokładnych generaliów. Ponadto przez nasze biuro przechodził jedynie ilościowy wykaz wszystkich tych osób, które w poszczególnych dniach stracone były w komorach gazowych w Brzezince. Wykazy tego rodzaju przesyłaliśmy z kolei do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu do głównego biura politycznego tam się znajdującego. Jak z tego wynika, były to więc prace o charakterze rejestracyjno-ewidencyjnym, mające na celu ujęcie w księgach obozowych ruchu więźniów. Wiadomo mi, że skrót „Sb” oznaczał Sonderbehandlung i używany był w odniesieniu do osób, które zostały stracone w komorach gazowych, my jednak w naszym biurze przyjęć z tymi sprawami nic nie mieliśmy do czynienia. Co oznaczał skrót „Gu”, tego sobie nie przypominam, wskutek czego nie jest mi wiadomo, jak wielka była wówczas w Brzezince liczba osób, które w kartotece oznaczone były skrótem „Sb”. Wiadomo mi, że z chwilą zajęcia Lublina przez wojska sowieckie, Niemcy usunęli z Brzezinki całą swoją kartotekę z osobami oznaczonymi skrótami „Sb”, czy zaś kartotekę powyższą zniszczyli na miejscu, czy też wywieźli ją w inne miejsce, tego nie wiem. Od tego czasu Niemcy przestali też wybierać więźniarki do zagazowania w komorach gazowych, wobec czego na miejsce usuniętych kartotek ze skrótem „Sb” nic nie wprowadzili. Szefem biura przyjęć w Brzezince był Niemiec z czeskich Sudetów M. Houstek, który z początkiem 1944 r. zmienił sobie swoje początkowe nazwisko na Erber. Jego zastępcami w biurze przyjęć byli Wladimir Bilan i N. Albrecht. Wspomniany wyżej Houstek – Erber posiadał partyjną rangę Oberscharführera, Albrecht był Unterscharführerem, a Bilan był Rottenführerem. Houstek jako główny szef oddziału politycznego w Brzezince miał wielką władzę i był po prostu panem życia i śmierci znajdujących się w tym obozie więźniów politycznych. W szczególności on decydował o tym, kto spośród miejscowych więźniów lub spośród więźniów przysłanych z innych obozów miał być oddany na stracenie w komorach gazowych, względnie wyznaczony do robót polnych lub też w fabryce „Union”. W grudniu 1943 r. nadszedł do Brzezinki transport więźniarek Żydówek z Terezina w Czechach w liczbie około 10 tys. kobiet. Cały ten wielki transport musiałyśmy przyjąć w naszym biurze, przy czym zmuszone byłyśmy pracować bez przerwy dwa dni i dwie noce. Pracą tą byłyśmy ogromnie zmęczone i widziałyśmy się zmuszone prosić wspomnianego wyżej Houstka, by nam zezwolił choć na godzinę wypoczynku. Odpowiedział nam na to, że jeśli nie możemy pracować, to możemy pójść do komór gazowych, a na nasze miejsce przyjdą inne, które wykonają potrzebną robotę. Wskutek tego pracowałyśmy dalej bez najmniejszego wypoczynku, aż do całkowitego ukończenia roboty. Zastępcy Houstka, wspomniani wyżej Albrecht i Bilan nadzorowali nas tylko w pracy i odnosili się do nas na ogół bez zarzutu. W roku 1943 Houstek przeniesiony był na kilka miesięcy do Oświęcimia i wówczas jego funkcję objął w Brzezince M. Hoffmann, zaś Klaus był pierwszym zastępcą Houstka w Brzezince. O ile mi wiadomo, Klaus za jakieś przewinienie został w Brzezince zdegradowany, po czym przeniesiono go do Oświęcimia na jakieś podrzędne stanowisko. O ile zdołałam zauważyć, w odnoszeniu się wyżej wymienionych „dygnitarzy” do więźniarek zatrudnionych w biurze względy narodowościowe lub rasowe nie odgrywały roli. Z więźniarkami w biurze przyjęć nie zatrudnionymi bezpośrednio mało się stykali i z własnych spostrzeżeń nie mogę powiedzieć, jak je traktowali. Ze szczególnej surowości znany był w Brzezince główny

Zaznaczam, że przez cały czas mego pobytu w Brzezince do obozu tego przychodziło bardzo wiele transportów z osobami różnych narodowości. Transporty te liczyły przeciętnie 3 tys. osób, niektóre jednak były znacznie większe. Na przykład transporty Węgrów w 1944 r. wynosiły do 10 tys. osób i przychodziły do obozu w Brzezince codziennie przez trzy miesiące.

Rudolf Höß jako główny komendant obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, któremu służbowo podlegała też Brzezinka, przyjeżdżał do nas zawsze z każdym takim wielkim transportem i w jego obecności odbywało się też segregowanie tych więźniów na dwie grupy, z których jedna, składająca się z ludzi młodszych i zdrowszych, przeznaczona była do robót, zaś wszyscy inni na stracenie w komorach gazowych. Nadmieniam, że wyżej wspomniane segregowanie przeprowadzano też wśród miejscowych więźniarek i to początkowo mniej więcej dwa razy w tygodniu, a później w dłuższych odstępach czasu. Stan więźniów politycznych w Brzezince wynosił od 5 do 10 tys. osób. Gdy przeprowadzano segregacje, o których wyżej mowa, co najmniej 2 tys. osób wybierano zawsze na stracenie w komorach gazowych, bo w jednej komorze można było zagazować naraz 2 tys. osób, komór zaś takich było w Brzezince pięć. Pieców krematoryjnych posiadała Brzezinka cztery. Z transportów, które przychodziły do nas z różnych miejscowości, i które składały się przeważnie z osób pozbawionych w ostatnim czasie wolności, bardzo znaczny procent przy segregowaniu przeznaczano na stracenie w komorach gazowych. Zazwyczaj z transportu składającego się z 3 tys. nie więcej jak 500 osób przeznaczano na roboty, zaś całą resztę na śmierć.

Wracając do osoby Rudolfa Hößa stwierdzam, iż bywał on zawsze obecny przy segregowaniu więźniów, o czym już wyżej zeznałam, przy czym pełnił wówczas raczej rolę obserwatora, zaś głównym motorem całej z tym połączonej działalności był Houstek – Erber. Czy Höß w jakikolwiek sposób brał ponadto udział w akcji gazowania masowych transportów, tego nie wiem. Stwierdzam, że cały pierwszy transport tereziński składający się z 5 tys. osób w lutym lub w marcu 1943 r. z rozkazu Hößa został zagazowany. Zarówno pierwszy, jak też drugi transport tereziński składał się z samych Żydów, lecz z drugiego transportu niewielką cząstkę przeznaczono do robót w Niemczech. W segregowaniu więźniów na grupy z przeznaczeniem jednej z nich do komór gazowych przez Hößa i Houstka żaden inny z wyższych urzędników niemieckich nie brał udziału, a przynajmniej ja ich przy takiej czynności nie widziałam.

Komendantką oddziału kobiecego w Brzezince była Niemka M. Mandel [Mandl]. Niemka ta znana była również w całym obozie ze swego okrucieństwa i u wszystkich więźniarek wzbudzała postrach samym swoim zjawieniem się. Selekcje więźniarek, które zawsze kończyły się śmiercią w komorach gazowych dla tysięcy osób, odbywały się na jej wniosek, który musiał jedynie uzyskać aprobatę Houstka. Do rejestru popełnionych przez nią zbrodni zaliczyć też należy zarządzoną przez nią akcję odwszawienia w grudniu 1942 r., w wyniku której około tysiąca osób poniosło śmierć wskutek przemarznięcia na mrozie. Akcja ta odbywała się w porze nocnej i trwała ogółem trzy noce. W pierwszą noc musiałyśmy wyjść na podwórze bez pończoch, w cienkiej bieliźnie i w cienkich sukniach i tak pozostawałyśmy przez całą noc. Tak samo i drugą noc spędziłyśmy również na podwórzu w tych samych warunkach, a dostęp do bloku był wówczas niemożliwy, w blokach odbywała się bowiem akcja odwszawiania za pomocą gazów. Trzecią noc spędziłyśmy już w blokach, ale bez sienników i bez koców. Mandlowa wprost znęcała się nad nami przy każdej sposobności. Jednego razu zauważyła np. żeśmy gotowały sobie trochę wody dla rozgrzania się, bo była to pora zimowa. Wówczas Mandlowa kopnięciem nogi wywróciła nam piecyk i gotującą się na nim wodę w garnkach, my zostałyśmy na miejscu przez nią zbite i skopane, a ponadto za karę musiałyśmy odbyć trzygodzinną karną stójkę przed bramą, a był to styczeń i panowały wówczas silne mrozy. Jeżeli przy przeglądaniu bloków stwierdziła, że któraś z więźniarek nie poszła do obowiązkowej pracy, to zdarzało się, że w takim wypadku więźniarkę strzelała na miejscu. Czyniła to też przy innych sposobnościach pod pretekstem, że więźniarki podejrzane były o ucieczkę.

Zaznaczam, że życie pędziłyśmy w Brzezince w najokropniejszych warunkach higienicznych, czego najlepszym dowodem fakt, że przez cały rok 1942 i połowę 1943 nie miałyśmy kropli wody ani do picia, ani do mycia się. Przeciętna śmiertelność dzienna w obozie wynosiła 400 osób. Spośród chorób najwięcej ofiar pochłonął tyfus oraz biegunka obozowa i nie było wprost takiej więźniarki, która by nie przechodziła jednej z tych chorób.

(Świadek Mela Lasokówna nie stawiła się. Przesłuchana przed chwilą jej siostra Erna Lasokówna wyjaśnia, że Mela Lasokówna pracuje w Katowicach i mieszka przy ul. Kościuszki 33, IV piętro).