HENRI LIMOUSIN

Po przerwie Przewodniczący zarządził przesłuchanie świadka Henri Limousina, który zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Henri Limousin
Data i miejsce urodzenia 25 marca 1893 r. w Sin-le-Noble
Imiona rodziców Gabriel-Jan i Marianna
Stan cywilny żonaty, troje dzieci
Zawód profesor anatomii patologicznej na uniwersytecie w Clermont-Ferrand
Wyznanie katolickie
Świadek: Przeprowadzałem w Instytucie Pasteura w Paryżu studia laboratoryjne

nad trądem, gruźlicą, sztucznie wywoływanym rakiem, leczeniem zatruć grzybami. Publikowałem prace o leczeniu delirium tremens, na temat zatruć tlenkiem węgla i badań nad gruczołami płciowymi. Rodzina moja pozostała po moim aresztowaniu we Francji i miałem o niej wiadomości pośrednio przez biskupa z Montferrand, z którym spotkałem się w obozie w Dachau. Byli wtedy zdrowi i mam podstawy, ażeby przypuszczać, że nadal przebywają we Francji i nic się u nich nie zmieniło.

Minister Rzymowski: Pod jakim zarzutem został Pan aresztowany?

Świadek: Aresztowano mnie z przyczyn politycznych, zarzucając mi uprawianie wśród studentów propagandy antyniemieckiej. Aresztowanie nastąpiło 6 marca 1941 r. Zostałem umieszczony w więzieniu gestapo. Było ono brudne, warunki [były] bardzo ciężkie, wyżywienie niedostateczne, po prostu zjadały nas wszy i pchły. Przesyłanie paczek żywnościowych z zewnątrz było zabronione. Wolno było tylko przesłać do domu bieliznę do prania. Jeśli w paczkach z upraną bielizną znajdowały się artykuły spożywcze albo tytoń, Niemcy je kradli. Traktowanie było brutalne, normalnie – jak w gestapo, ciągle przesłuchania, bicie, często aż do zabicia. Współwięźniowie wracali z tych przesłuchań cali w ranach, niektórzy nie powracali już nigdy. Nie miałem żadnych wątpliwości co do losu tych towarzyszy. Przed aresztowaniem badałem nieraz zwłoki przynoszone do kostnicy po przesłuchaniach. Robiłem autopsję zwłok pewnego majora, znalezionych na ulicy. Były zmiażdżone przez niemiecką ciężarówkę, ażeby zetrzeć ślady katowania. Wiedzieliśmy, że to ofiara gestapo, ponieważ został [on] uprzednio aresztowany. Zidentyfikowaliśmy go po napisie wewnątrz obrączki.

Poseł Kornacki: Jaki element znajdował się wówczas w więzieniu – czy byli to więźniowie polityczni i z jakich warstw?

Świadek: Bardzo różnie. Była inteligencja, [byli] nawet oficerowie służby czynnej, bardzo wielu studentów, lekarze, profesorowie, adwokaci, księża, pewien pastor ciężko raniony podczas aresztowania, biskup przewieziony potem do Dachau i maltretowany podczas drogi, wielu chłopów, robotników aresztowanych pod pretekstem należenia do partyzantki, wielu również komisarzy policji francuskiej.

Poseł Kornacki: Jaki był stosunek policji francuskiej do władz niemieckich?

Świadek: Wrogi.

Poseł Kornacki: A jaki był stosunek dozorców więziennych Francuzów do więźniów?

Świadek: Dozorcami byli wyłącznie Niemcy. Stosunek był wrogi i traktowanie surowe. To był Wehrmacht. Warunki sanitarne bardzo ciężkie. Często niemieccy lekarze więzienni byli w ogóle dla nas niewidzialni. Oglądano ich tylko w czasie deportacji.

Przewodniczący: Pan profesor był w Rosji. Czy sądzi Pan, że miało to jakiś wpływ na aresztowanie Pana?

Świadek: Prawdopodobnie.

Przewodniczący: Czy więzienie było pod zarządem wyłącznie niemieckim?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Czy było wielu więźniów?

Świadek: O tak! Było 500–800 mężczyzn i kobiet.

Przewodniczący: Czy we Francji były liczne oddziały partyzanckie?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: W jaki sposób przeprowadzano aresztowania? Czy były to łapanki? Czy zabierano z domów?

Świadek: Aresztowano na ulicach i w domach. W kawiarniach, w miejscach pracy, przy wyjściu z kin, nocą i dniem.

Przewodniczący: Czy wiedziano o tym, co się dzieje w Polsce?

Świadek: Nic nam nie było wiadomo.

Posłanka Boguszewska: Czy wiedziano o obozach zniszczenia?

Świadek: Nie.

Posłanka Boguszewska: Czy były na terenie Francji jakieś obozy?

Świadek: Był stale przeładowany obóz koncentracyjny w Compiègne, obóz przejściowy dla Żydów pod Paryżem.

Po trzech miesiącach zostałem wysłany w grupie stu więźniów do Compiègne. Więźniowie byli skuci po dwóch kajdanami za ręce i nogi na czas drogi z więzienia do obozu. Podróż ta trwała 36 godz., przy czym nie dostaliśmy żywności. W Compiègne znajdowało się 3000–4000 więźniów. Był to dawny obóz żołnierzy francuskich sprzed wojny, o wiele za ciasny na tę liczbę więźniów, warunki higieniczne były fatalne, dawało się we znaki robactwo. Wyżywienie było niedostateczne, ale francuski Czerwony Krzyż był upoważniony do przysyłania dodatkowego jedzenia. W obozie tym obowiązywał zakaz wysyłania i odbierania listów. Byłem tam trzy tygodnie. Do obozu przychodziły nowe transporty. W jednym z nich, był to transport zakładników, znajdowali się minister, dwóch biskupów, profesor z Nancy, rektor uniwersytetu katolickiego w Tuluzie – ogółem ok. 500 osób. Po trzech tygodniach zostaliśmy wysłani do Niemiec.

Poseł Kornacki: Czy świadek był przesłuchiwany? I czy doręczono mu jakiś wyrok uzasadniający wywiezienie?

Świadek: Sądu żadnego nie było. Raz zostałem przesłuchany. Wywieziono nas do Compiègne [w liczbie] 2400 więźniów. Jechaliśmy w wagonach bydlęcych, po stu ludzi na wagon. Był to początek lipca, dzień burzliwy. Drzwi były zamknięte, zaplombowane, tylko jedno małe okienko otwarte. Przez część dnia pociąg stał na słońcu i temperatura była nie do wytrzymania. Więźniowie głośno wołali o pomoc, ale Niemcy odmówili otwarcia drzwi, mimo że pociąg stał. Sytuacja była bardzo ciężka. Pod wieczór więźniowie zaczęli bredzić i kilku konało. W nocy zmarło bardzo wielu. Nazajutrz było tak samo. Dopiero po południu, Niemcy otworzyli wagon. W jednym wagonie na stu, zmarłych było 96 – czterej pozostali byli bardzo ciężko chorzy. Jeden z nich prosił o pomoc. Podszedł do niego Niemiec z puszką z Czerwonym Krzyżem – chory sądził, że to nadchodzi pomoc, ale Niemiec po prostu wyjął rewolwer i strzelił mu w głowę. Zmarłych przełożono do osobnych wagonów, dopychając w każdym wagonie do stu, tak aby wolne z powodu śmierci miejsca były dopełnione.

Po czterech dniach przyjechaliśmy do Dachau. Na 2004 ludzi było 960 zmarłych. Jakie były tam warunki, już wiemy. Więźniowie zostali zaprowadzeni na plac i rozebrani do naga. Byli to sami mężczyźni. Poszli pod prysznic, zdjętego wtedy ubrania więcej już nie widzieliśmy. Biżuteria, zegarki, papiery zostały zabrane i zarejestrowane. Więźniowie otrzymali bieliznę i ubranie więzienne. Niektórym udało się zatrzymać swoje obuwie, inni dostali drewniaki.

Trafiłem na blok kwarantanny. Przebywaliśmy tam cały dzień na słońcu bez nakrycia głowy. Pożywienie było względnie czyste, jeżeli porównać z Oświęcimiem, ale ilość niewystarczająca dla dorosłego człowieka. Następnie zostaliśmy przetransportowani do komand pracy, do obozów sąsiednich, przeważnie do fabryk. Jedni pracowali wieczorem, inni pozostali na stałe w okolicznych obozach. Po 21 dniach kwarantanny zostałem powołany do szpitala obozowego. Ponieważ nie było tam materiałów potrzebnych do wykonywania mej specjalności, pozostałem w kostnicy, gdzie praca polegała na przynoszeniu zmarłych i czyszczeniu narzędzi. Wreszcie wyznaczono mnie, prawdopodobnie z rozkazu z Berlina, do pracy w samym Oświęcimiu.

Posłanka Boguszewska: Czy w Dachau nie było krematorium?

Świadek: Było, lecz [służyło] do palenia trupów więźniów, zmarłych w szpitalu albo na blokach, albo w sąsiednich obozach, które nie miały krematorium. Wszystkie zwłoki przechodziły przez kostnicę dla autopsji, przy czym Niemcy systematycznie wyjmowali złote i srebrne zęby. Zwłoki straconych szły do krematorium bezpośrednio.

Minister Rzymowski: Czy były masowe egzekucje?

Świadek: Na ogół nie. Raz tylko 92 oficerów sowieckich, jeńców wojennych, zostało zamordowanych strzałem w tył głowy.

Minister Rzymowski: Czy byli tam Polacy – i czy wielu?

Świadek: Byli. Pracowali w administracji, wielu było lekarzy. Poza tym widziałem transporty polskich więźniów, które przechodziły przez obóz. Widziałem transport polskich robotników. Przysłano wtedy wiele trupów do kostnicy, do autopsji. Ciała były wychudzone, miały ślady uderzeń i flegmony.

Posłanka Boguszewska: Czy praca w obozie była istotna, produktywna, czy [był to] tylko pozór pracy?

Świadek: Na ogół to była praca produktywna. Znajdowała się tam jedna z fabryk Messerschmitta, dookoła obozu i wewnątrz [mieściły się] zakłady przemysłowe.

W Dachau znajdowały się dwa bloki przeznaczone specjalnie dla księży, z czego jeden tylko dla księży polskich. Nie mieli oni kaplicy i nie wolno im było udawać się do kaplicy bloku sąsiedniego. W czasie, gdy przybyłem, był tylko krótki okres tolerancji, kiedy [polscy księża] mogli być obecni na mszy odprawianej przez księży francuskich, niemieckich, holenderskich, czeskich. W obozie specjalnym dla jeńców dostojnych znajdowali się arcybiskup z Pragi i arcybiskup z Belgradu. Normalni więźniowie nie mieli wstępu do kaplicy. Spowiedź była zabroniona. Księża nie mieli prawa chodzenia do szpitala dla udzielenia pociechy chorym i umierającym. Jednemu tylko udało się przedostać, jako pielęgniarzowi. Był to Niemiec. Usunięto go jednak szybko. Polscy księża służyli jako materiał do eksperymentów przy szczepieniu malarii.

Przewodniczący: Ilu ich było?

Świadek: 800–1000. Była tam komora gazowa, ale już nie działała, kiedy przybyłem. Została uruchomiona dla Żydów węgierskich, lecz jej nie użyto. Żydzi węgierscy tylko przeszli przez obóz. Umieszczono ich w obozie specjalnym, gdzie pracowali przy drenowaniu, stojąc w wodzie. Traktowanie ich było straszne. Badałem trupy – wychudzone, noszące ślady uderzeń, będących często przyczyną śmierci.

Przewodniczący: Czy świadek jako lekarz był lepiej traktowany?

Świadek: Nie było różnicy w traktowaniu więźniów. Generałowie, uczeń – wszyscy byli traktowani jednakowo. Jedynie lekarze niemieccy zabronili wysyłania lekarzy więźniów jako robotników. Zachowywali ich do pracy w szpitalu i jako lekarzy przy transportach.

Poseł Kornacki: Czy świadek słyszał o czynnych komorach gazowych na terenie Niemiec?

Świadek: Szeptano o tym. Ale nic pewnego nie wiem.

Poseł Kornacki: Czy wymieniano jakieś miejsca?

Świadek: Wiem, że dzieci żydowskie, które pozostały w obozie tylko parę dni, kiedy szły do kąpieliska, były przerażone, nie chciały wchodzić do łaźni, bojąc się, że jest to komora gazowa. Znały już, widać, inne obozy, gdzie te komory się znajdowały.

Poseł Kornacki: Skąd były te dzieci?

Świadek: Prawdopodobnie z Warszawy.

Przewodniczący: Duże?

Świadek: Byłem zamknięty w szpitalu i nie widziałem ich. Były tylko parę dni, wyjechały do specjalnych obozów żydowskich.

Poseł Kornacki: Czy te obozy były na terenie Niemiec?

Świadek: Tak. W okolicy Monachium.

(Przewodniczący zarządza pięciominutową przerwę).

(Po przerwie).

Przewodniczący: Prosimy świadka o kontynuowanie swoich zeznań na temat Oświęcimia.

Świadek: Przybyłem do Oświęcimia z transportem 1100 ludzi w 1944 r. Powtórzyło się to samo. Niemcy dawali więźniom żywność, ale nie dawali nic do picia. Transport składał się z robotników przeznaczonych do fabryki Buna. Byli to francuscy chłopi z Wogezów, uwięzieni w momencie oswobodzenia Alzacji przez aliantów. Przedtem przebywali od 15 dni do trzech tygodni w Dachau. Wraz z tym transportem przyjechało 14 osób przeznaczonych do służby w szpitalu w Oświęcimiu. Francuzi, Włosi i Belgowie; lekarze i sanitariusze. Prawdopodobnie chodziło o zastąpienie Polaków, wywiezionych w tym czasie na Zachód.

Minister Rzymowski: Jak świadek sądzi, co było motywem tego przerzucania ludzi?

Świadek: Przypuszczam, że obawa przed ucieczką więźniów do partyzantki. Zdarzało się bowiem, że znajdowano numery obozowe na rękach partyzantów poległych w utarczkach. Na obcym terenie nie było tak łatwo.

Przebywaliśmy więc kwarantannę. Początkowo, przez pierwszych 14 dni, sytuacja nie była zła. Potem stale się pogarszała. Przez kwarantannę ciągle przechodzili robotnicy – specjaliści z Zachodu, następnie więźniowie polscy. Byli to drwale, ślusarze, stolarze – różne zawody. Dzień więźnia na kwarantannie wypełniała przymusowa praca: szorowanie ustępów, podłóg, roznoszenie zupy do bunkrów. To ostatnie [było] bardzo męczące ze względu na ciężkie kotły. Nie mieliśmy ciepłych ubrań, palta z Dachau nam zabrano, a była to zima. Apele trwały powyżej godziny, byliśmy niedożywieni, w wyniku tego zwiększyła się liczba chorych w szpitalach. 23 grudnia 1944 r. przebywałem tam z przyjaciółmi – Polakami prof. Dunikowskim, prof. Kętrzyńskim, inż. Goedlem. Czas mijał. Przychodziły coraz lepsze wiadomości. Jedzenie byłoby bardzo niewystarczające, gdyby nie to, że ci, którzy dostawali paczki, dzielili się z pozostałymi. Ale najlepszym pożywieniem były dobre wiadomości.

Poseł Kornacki: Podobno pokazywano w obozie film o burzeniu Warszawy. Czy [przedstawiona] była [na nim] akcja burzenia, czy już zniszczone miasto?

Świadek: Nigdy nie byłem w kinie. Nie chodziłem do niemieckiego kina. Może coś na ten temat będzie wiedział dr Mayer.

Byłem więc stale w szpitalu. W ostatnim dniu pobytu u Niemców w Oświęcimiu słyszeliśmy wyraźnie armaty. Niemcy potracili głowy. Kazali wyjść wszystkim zdrowym więźniom z wyjątkiem kobiet. Najważniejsze wtedy było, żeby zorientować się, co przedstawia mniejsze ryzyko – wiedzieliśmy, że potrafią oni wymordować chorych. Komendant obozu opowiadał pewnego dnia chorym na sali, że Rosjanie nie zrobią im nic złego. Obóz był prawie pusty, zostali tylko chorzy. Pewnego poranka jeden z chorych Polaków udał się na wywiad i powrócił z wiadomością, że obóz jest otwarty i można wyjść. Niektórzy wobec tego wyszli. Spotkali żołnierzy z Wehrmachtu, rabujących żywność i bieliznę. Spotkanie było raczej przyjazne. Więźniowie nie bali się Wehrmachtu, a żołnierze rozpytywali się o życie w obozie. Na pytanie więźniów: „Czy wy nie wiecie, że to był obóz zniszczenia? Że tu ludzie ginęli w komorach gazowych?” żołnierze opowiadali, że ludność niemiecka nic o tym nie wiedziała.

Przybycie wojsk rosyjskich poprzedziły dwa alarmy. Dawny komendant obozu (SS) przybył sam do kuchni i zabił trzech ludzi, a czwartego zranił. Wśród ofiar był polski lekarz Akerman, zabity przez komendanta, który miał opinię prawdziwej bestii. Był to kapitan SS, nazywał się podobno Krauze. Bliższych informacji udzieli dr Mayer.

Kanonada się zbliżała, samoloty rosyjskie krążyły nad obozem – zaczęliśmy oddychać. Następnego dnia wszczęto ostry alarm. Niemcy przyszli do obozu, tym razem nie SS, ale SD – Służba Bezpieczeństwa na tyłach. „Wszyscy z obozu wyruszać! Kto zostanie, będzie zastrzelony!”. Wszyscy ustawili się przed blokiem. Reichsdeutsche naprzód; ci, którzy nie mogą chodzić, na stronę; pomiędzy nimi Żydzi osobno, aryjczycy osobno. Po dłuższym oczekiwaniu na śniegu [usłyszeliśmy]: „Oczekujemy na rozkazy, na razie wejść do sali”. Nie było tak dużej sali, więc wszyscy weszli do szpitala. Chorzy leżeli na łóżkach. Pewien sparaliżowany Polak został wyrzucony z łóżka, ale Niemiec podniósł go z powrotem i nawet nakrył. Czekaliśmy, ale wyjście nie nastąpiło. Na drugi dzień nie było już Niemców. Jeden z oficerów zarządził apel. Poznał jednego z lekarzy i powiedział do niego: „Poznaję pana, pan był więźniem. Nie mogłem nas wyprowadzić, gdyż nie miałem eskorty”. Wynikało z tego, iż sądzi, że obawiamy się Rosji. Tłumaczył się nam.

Później nastąpiły ucieczka, wysadzenie mostu na Sole, bitwa pod obozem (obóz nie ucierpiał) – tu, przy wejściu, polegli dwaj żołnierze rosyjscy, następnie bitwa osłaniająca tyły Niemców pod Rajskiem. Wreszcie ujrzeliśmy w obozie pierwsze patrole rosyjskie. Byliśmy wolni od SS, SD itp. W innych obozach, np. w Brzezince, było inaczej. Magazyn zrabowanych rzeczy spalono, zastrzelono kilku więźniów, którzy nie mogli się zdecydować, czy wyjść, czy zostać. Niemcy byli po prostu wściekli. Przekazywali mi to chorzy, więcej opowie zapewne dr Mayer. W Czerwonym Krzyżu w Katowicach przebywają dwaj Czesi, którzy mówili o podpaleniu jednego z baraków i zmasakrowaniu więźniów. Ciekawy jest los więźniów, którzy wyruszyli piechotą z obozu 18 stycznia. Było ich ok. 40 tys. Przypuszczalnie Niemcy wymordowali tych, którzy nie mogli iść (potwierdzają to zbiegowie), a następnie przygotowali na nich zasadzkę w lesie pod Bielskiem, gdzie zginęli prawie wszyscy.

Przewodniczący: Czy kiedy świadek przybył do Oświęcimia, komory gazowe były już zniszczone?

Świadek: Komory znajdowały się nie w Oświęcimiu, ale w Brzezince. Słyszeliśmy pod koniec grudnia eksplozje i powiedziano nam wtedy, że wysadzono komory gazowe. W momencie zbliżania się wojsk rosyjskich również słyszeliśmy eksplozje.

Przewodniczący: Czy później świadek stykał się z ludźmi, którzy mogli powiedzieć coś konkretnego o komorach?

Świadek: Nikt nie może powiedzieć, bo nikt stamtąd nie wrócił. Podobno komisja rosyjska odnalazła Polaka, który był w Sonderkommandzie i nie został zabity, jak to było w zwyczaju. Prócz tego była grupa kobiet, które posłano do komory i następnie odwołano rozkaz stracenia [ich] w ten sposób. Były tam 24–48 godz., a potem kazano im wyjść. Nie rozmawiałem z nimi, tylko o tym słyszałem.

Przewodniczący: Czy świadek słyszał nazwisko Fitsch [Fritzsch?]?

Świadek: Nie.

Minister Rzymowski: Czy był świadek przesłuchiwany przez komisję rosyjską?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Czy złożył takie same oświadczenia?

Świadek: Tak. Tylko przesłuchanie było zwięźlejsze.

Przewodniczący: Co świadek może jako lekarz, jako naukowiec powiedzieć o podłożu psychologicznym zachowania się Niemców w Oświęcimiu?

Świadek: Widzieliśmy rezultaty wychowania pokolenia bez moralności i bez religii.

Minister Rzymowski: Jak świadek tłumaczy sobie fakt, że faszyzm był pod protekcją Watykanu?

Świadek: Nie wiem, czy tak jest naprawdę. Jeśli chodzi o informacje, jakie do mnie dochodziły, to Watykan dokonał wyboru miedzy faszyzmem, hitleryzmem i komunizmem – na korzyść komunizmu. Widzieliśmy, do czego może doprowadzić rozwój fałszywej doktryny. Miała ona doprowadzić do panowania rasy germańskiej nad światem. Inni mieli być sprowadzeni do roli niewolników. Zaczęło się od Żydów, potem przyszła kolej na innych.

Poseł Kornacki: Podobno na terenie obozu była próba powstania? Przeprowadzono śledztwo, wykonano wyrok na czterech kobietach?

Świadek: Słyszałem o tym tylko w Dachau.

Poseł Kornacki: Czy na podstawie obserwacji w obozie mógłby świadek uszeregować narodowości według solidarności narodowej, samopomocy i etyki?

Świadek: Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Wypadki były różne. Na przykład w Dachau Francuzi byli źle widziani, gdyż był tam przez pewien czas element szczególnie nieciekawy. Po przybyciu naszego transportu opinia uległa gruntownej zmianie. Przybył dobry element: chłopi z partyzantki, oficerowie, profesorowie. Na wartość grupy etnicznej składa się wiele warunków – środowisko, wykształcenie, czas przebywania w obozie.

Jeśli chodzi np. o więźniów Niemców, [to] byli tacy, którzy od lat 12 przebywali w obozach. Niektórzy już dotknięci obłędem. Nie można było wyciągać wniosków o intelekcie niemieckim na podstawie obserwacji ludzi nienormalnych.

Poseł Kornacki: Słyszałem jednak, że np. Żydzi jugosłowiańscy mieli pod względem solidarności i etyki bardzo dobrą opinię, a Żydzi słowaccy odwrotnie?

Świadek: Nic o tym nie wiem.

Przewodniczący: Zadam teraz świadkowi pytanie dość delikatnej natury, na które może [świadek] nie odpowiedzieć. Jakie są wrażenia świadka, jeśli chodzi o Polaków w obozie?

Świadek: Byłem leczony w szpitalu przez dr. Zielinę, Polaka, który był dla mnie bardzo dobry. Byłem przyjacielem prof. Dunikowskiego, prof. Kętrzyńskiego, inż. Goedla. Naturalnie, że byli i wśród Polaków gorsi i słabsi – ale nie można z tego w ogóle robić sprawy charakteru narodowego. Panowie pytają mnie o rezultaty, a trzeba badać przyczyny takiego czy innego postępowania. Niemcy wśród zgromadzonych w obozie robili rodzaj wyboru negatywnego.

Szukali na stanowiska kierownicze tych, którzy mieli zalety dla nich potrzebne, zalety kundli podwórzowych. W obozie w Oświęcimiu była duża liczba Polaków, więc może dlatego znaleźli wśród nich procentowo więcej odpowiednich dla siebie i z nich zrobili swoich pachołków. Jeśliby Francuzów było tylu co Polaków, byłoby na pewno wśród nich tyluż kapo. Nie można robić nawet próby syntezy, albowiem kwestia zależy od współczynnika trwania obozu, od liczby i rodzajów transportów oraz [od] warunków życia w obozie.

Poseł Kornacki: W jaki sposób wybierano kapo?

Świadek: Najważniejszym kryterium był interes, polegający na użyciu [jak] najmniejszej liczby swoich ludzi przy [jak] największej sprawności organizacji. Kiedy byłem na wolności, często czytałem w niemieckich pismach ogłoszenia podające do wiadomości, że kto się zgłosi do służby w SS, będzie miał zawieszone w stosunku do siebie postępowanie karne i dochodzenie. Oczywiście to wiązało element przestępczy wszystkich krajów okupowanych i równocześnie zwalniało część Niemców. Był więc możliwy taki stan rzeczy, że np. w Dachau na 20 tys. więźniów było tylko 10 Niemców z SS. A nieraz dochodziło i do tego, że Niemców w ogóle nie było. Jednego dnia w Dachau, kiedy samochód przywiózł transport trupów, zwrócił moja uwagę szofer, o twarzy typowego Francuza. Zagadnąłem go po francusku. Okazało się, że był istotnie Francuzem z Tuluzy i pracował w Organizacji Todt. Był w jej mundurze. Powiedział: „Byłem przedtem w legii ochotniczej. Obecnie policja niemiecka tak mnie otoczyła, że po prostu nie miałem innego wyjścia”. Wynika z tego, że właściwie najkorzystniejszym ulokowaniem się dla kanalii wszystkich narodów było czepienie się SS.

Niniejszy protokół jest przekładem stenogramu sporządzonego z posiedzenia Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Oświęcimiu, które odbyło się 8 marca 1945 r. pod przewodnictwem ówczesnego Ministra Sprawiedliwości Edmunda Zalewskiego.

Kraków, 18 grudnia 1946 r.