JADWIGA SARNOWSKA

Dnia 16 listopada 1946 r. w Opocznie, Sąd Grodzki w Opocznie, w osobie sędziego W. Szczygła, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o treści art. 107 kpk, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Jadwiga z Rakowskich Sarnowska
Wiek 25 lat
Imiona rodziców Franciszek i Stanisława
Miejsce zamieszkania Opoczno, ul. Kilińskiego 17
Zajęcie studentka
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca

Zostałam przywieziona do obozu kobiecego w Brzezince 14 września 1943 r. i przebywałam tam do czasu ewakuacji, to jest do 18 stycznia 1945 r. W drugim dniu ewakuacji obozu, 20 stycznia, uciekłam z transportu.

Początkowo po przywiezieniu do obozu w Brzezince zostałam umieszczona w baraku tak zwanej kwarantanny, gdzie przebywałam około dwóch miesięcy, a następnie w połowie listopada zachorowałam na tyfus plamisty i umieszczono mnie na rewirze. Było to coś w rodzaju izby chorych. Przebywałam tam do lutego 1944. Wówczas zaczęłam pracować w AufnahmeAbteilung, prawdopodobnie na skutek poparcia więźniarek Walentyny Konopskiej i Haliny Lipińskiej-Gorlachowej. W biurze Aufnahme pracowałam około ośmiu miesięcy, do października 1944 r., kiedy biuro to zostało w większej części zlikwidowane, a obóz przeniesiony na inne odcinki. Od października 1944 r. pracowałam w Unterkunft – odcinku BIIb i sortowałam koce, garnki i miski. Pracowałam tam do 18 stycznia 1945 r., do czasu ewakuacji obozu.

Po moim przybyciu do obozu w baraku bloku VIa, gdzie mieściła się kwarantanna, było około tysiąca więźniarek różnych narodowości. Będąc na kwarantannie, widziałam sortierung, to znaczy selekcję Żydówek, które znajdowały się w naszym i w innych barakach. Selekcja taka odbywała się w ten sposób, że więźniarki nago przechodziły pojedynczym szeregiem przed grupą SS-manów i Aufseherek. W tej grupie widziałam SS-mana Taubego i Oberaufseherkę Mandel [Mandl] oraz Lagerälteste[rin] Polkę Stenię. Taube bił pejczem nagie więźniarki. Wszystkie wysortowane Żydówki szły na blok 25, skąd po kilku dniach były wywożone do krematorium. Podczas apelów na kwarantannie stałyśmy zawsze po kilka godzin na dworze bez względu na pogodę i zauważyłam podczas tego prawie półtoramiesięcznego pobytu tam, że kilka kobiet umarło. Kiedy byłam następnie w rewirze, to znaczy w izbie chorych, wybuchła w obozie epidemia tyfusu plamistego. Nie dawano nam żadnych lekarstw ani żadnej pomocy. Leżałyśmy na łóżkach piętrowych, w każdym po trzy lub cztery kobiety, przy czym na jednym łóżku kładziono chore na różne choroby. Ja sama, będąc chora na tyfus plamisty, zaraziłam się od swej współtowarzyszki świerzbem. W baraku tym było bardzo brudno i masa wszy, barak był nieopalany, a więźniarki leżały często bez koszul. Na rewirze w grudniu 1943 r. dziennie umierało przeciętnie około 300 więźniarek.

W biurze przyjęć pracowałam od lutego do października 1944 r. w PolitischeAbteilung. My rejestrowałyśmy personalia Zugangów – nowo przychodzących. Pracowało tam 15 kobiet, w tym osiem Polek, a mianowicie: Walentyna Konopska (obecnie nieżyjąca), Danuta Mosiewicz z Przemyśla, Stanisława Rachwał z Krakowa, Zofia Bratro (obecnie zam. w Katowicach), Stanisława Rzepka z Nowego Sącza, Halina Lipińska z Opoczna (obecnie wyszła za mąż za Gorlacha i mieszka w Wapnie pow. Wągrowiec w Poznańskiem).

W czasie pobytu w biurze przyjęć wiedziałam tylko o pracach rejestracyjno-ewidencyjnych i nie wiem nic o tym, by kierownictwo obozu posługiwało się księgowością biura dla pokrycia popełnionych na terenie obozu zbrodni. Z przychodzących do obozu transportów zapisywało się w biurze przyjęć tylko kobiety młode i zdolne do pracy, które umieszczano w obozie. Pozostałe szły bezpośrednio do krematorium i tych się nie rejestrowało. Skrót „Sb” jest mi znany i oznacza Sonderbehandlung, to znaczy zagazowanie i spalenie. W naszym biurze tego skrótu nie używano. Używano go w Schreibstubie, gdzie pracowała z Opoczna pochodząca Jadwiga z Budzińskich Magnuszewska, zam. obecnie w Pleszowie (Poznańskie) i Danuta z Figielów Nowakowa (zam. w Nowej Wsi, pow. Słupsk). Ze skrótem „Gu” nie spotykałam się.

W listopadzie 1944 r. zaprzestano gazowania ludzi w obozie, prawdopodobnie na skutek zarządzenia z Berlina. Czy i kiedy przestano używać tych skrótów i co wprowadzono na ich miejsce, nie wiem. Bezpośrednim szefem biura Aufnahme był Włodzimierz Bilan, jego przełożonym był Houstek. SS-manów Klausa i Hoffmanna nie znam, gdyż w tym czasie nie byli oni już zatrudnieni w obozie. Houstek był głównym szefem PolitischeAbteilung i brał również udział w selekcjach, ja sama widziałam go przy selekcji transportów Żydówek z Węgier. Podlegał on prawdopodobnie komendanturze obozu. Włodzimierz Bilan podlegał Houstkowi. Zarówno Houstek, jak i Bilan, nie szykanowali więźniarek pracujących w biurze PolitischeAbteilung. Natomiast do innych więźniarek Houstek odnosił się wrogo i widziałam, że bił je podczas swego pobytu w obozie. SS-Oberscharführer Włodzimierz Bilan nie szykanował mnie, lecz również nie ułatwiał mi życia w obozie.

Czy brał on udział w selekcjach i gazowaniu więźniów, powiedzieć nie mogę. Wiadomo mi, że spośród znanych mi SS-manów Arbeitsfürer SS Perschel brał [udział] w selekcjach i bił więźniów, widziałam to prawie codziennie.

O Rudolfie Hößie konkretnego nic powiedzieć nie mogę, spotykałam tylko pismo, skierowane do naszego Aufnahme z jego podpisem i za czasów, gdy był on komendantem obozu, działy się te wszystkie zbrodnie.

Odczytano.