NARCYZ OBRYCKI

Ósmy dzień rozprawy, 19 marca 1947 r.

Świadek podał co do swej osoby: Narcyz Tadeusz Obrycki, 50 lat, inżynier, żonaty, wyznania rzymskokatolickiego, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka?

Prokurator Cyprian: Zwalniamy z przysięgi.

Adwokat Umbreit: Zwalniamy.

Przewodniczący: Za zgodą stron Trybunał postanowił zwolnić świadka z przysięgi. Upominam świadka o obowiązku zeznawania prawdy i o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania.

Proszę przedstawić, co świadkowi wiadomo w sprawie.

Świadek: Do Oświęcimia przyjechałem 13 czy 14 maja 1942 r. i cały nasz transport został skierowany do Birkenau, zwanego później Oświęcim II.

Transport ten zawierał przeważnie oficerów wojsk polskich. Był tam m.in. gen. Wencel. Zostaliśmy rozmieszczeni na bloku 30. Naturalnie wiadomo, że cały czas zarówno my, jak [i] gen. Wencel i oficerowie, którzy mieli po lat 60, pracowali w komandach, gdzie od rana do późna wieczorem pracowali przy żwirowaniu, przy budowie baraków. Przy czym to, co dostawali do jedzenia, absolutnie im nie wystarczało.

W połowie 1943 r. zostałem przeniesiony do biura Oświęcim I. Stworzony w nim został specjalny dział rozrachunków dotyczących budynków, które zostały zbudowane przez SS, to znaczy przez obóz. W moich rękach były plany wszystkich krematoriów.

Na początku roku powstało krematorium I, koło Wydziału Politycznego, potem zostały wybudowane krematoria II i III – jednego typu, wykonywała je firma z Gliwic przez Bauindustrie. Piece instalowała inna firma. Miałem też w ręku plany krematoriów IV i V. Potem wyszedł rozkaz, że te wszystkie rysunki muszą znajdować się u Bauleitera.

Krematorium takie składało się z dwóch sal na dole, [o] wymiarach 30 na 7 m, wysokości 2,40 m. Sale te były w podziemiu. Druga sala była opatrzona żelaznymi drzwiami i specjalnymi wietrznikami do wciągania gazu cyklon.

Koledzy moi, którzy wychodzili – ja niestety nie mogłem wychodzić – mierzyli [to]. Jeden ze Słowaków, który akurat tam poszedł na pomiary, opowiadał, że po zagazowaniu okazało się[, że] najwięcej trupów [leżało] przy żelaznych drzwiach i widać było [wcześniejsze] męczarnie tych ludzi.

Krematoria te, jak mi wyjaśniał budujący je SS-man Sichesz – o polskim nazwisku i nierozumiejący po polsku – wyglądały w ten sposób, że ludzie wchodzili do pierwszej sali podziemnej. Zaznaczyć należy, że budynek nie stwarzał wrażenia miejsca, gdzie się kończy życie. Miał nawet ozdoby architektoniczne. Schodziło się do pierwszej sali, gdzie ci, którzy przychodzili, szli niby do kąpieli. Cała tragedia rozgrywała się dopiero w drugiej sali. Były tam trzy pomieszczenia. Był tam skarbiec, gdzie zbierano złoto. Była też piwnica i stamtąd wyciągano trupy.

Podczas mego pobytu w Oświęcimiu pewnego dnia o godz. 9.00 wieczorem padł rozkaz, że wszyscy mamy wybiec z bloków i iść do łaźni. Wszyscy, to znaczy cały obóz, wybiegliśmy. Przechodziliśmy człowiek za człowiekiem, a stał tam SS-man, trzeci Rapportführer Kaduk, i wskazywał palcem na każdego, kto mu się nie podobał, względnie kto gorzej wyglądał. Wybrano wówczas 1200 ludzi, przeniesiono ich na blok 10., a z bloku 10. poszli do gazu. Widziałem ich transport, który wyjechał do Birkenau.

W okresie, kiedy pracowałem w Baubiurze, zdarzyła się ucieczka. Stykałem się z kolegami i mniej więcej znam historię, w jaki sposób odbyła się ta ucieczka. W każdym razie SS-man, który konwojował, dostał wódkę. Powiedziano, że otruto SS-mana. I wtedy aresztowano 25 [więźniów], 13 [z nich] wykończono w bunkrze na bloku 11., 12 [pozostałych] po apelu na naszych oczach powieszono. Naturalnie oskarżony był również przy tym. W trakcie tej tragedii Kaduk stał i huśtał ich [ciałami] – bawił się tak. Profesor Jakubek z Poznania, który był na mojej sztubie, wieczorem przyszedł do mnie przerażony, bo jeden SS-man, który był w jego komandzie, przyniósł za czasów gazowania Żydów wyciętą pierś kobiecą. Nie znam jego nazwiska, można by to ustalić. SS-man ten mówił, że on to stale robi, bo przynosi to mięso dla swojego psa.

Wracając jeszcze do tych oficerów, którzy przyszli ze mną: poszli na blok 7., gdzie starszym był Zenkteller, lekarz z Poznania, nie ma [go] obecnie na terenie Polski. Ci ludzie nie wrócili. O ile mi wiadomo, bo się starałem dowiedzieć, dostali zastrzyki. Nie wrócił ani gen. Wencel, ani żaden [inny], który poszedł, to było w 1943 r. Byłem stale świadkiem – bo blok 16. był niedaleko bloku 28. – jak nieustannie wyrzucano trupy. Na bloku 16. był Niemiec, który walczył w Hiszpanii. Kiedyś w przystępie szczerości powiedział, że przez cały czas swego pobytu w Krankenbau wykonywał z polecenia lekarzy niemieckich zastrzyki i że wykonał 4 tys. zastrzyków dosercowych. Tam w Oświęcimiu był stworzony system, to znaczy, że nie wszyscy SS-mani mogli mordować, był wybrany specjalny element. Höß był najważniejszą osobą na terenie Oświęcimia, panem życia i śmierci.

Jeżeli chodzi o to, cośmy dostawali do jedzenia, to ludzie szybko się wykańczali. Wracając z naszych prac, przynosiliśmy stale po 45 trupów, które w czasie wieczornego apelu były układane przed nami, zupełnie się nie troszczono, że ci ludzie umierali. W naszym bloku było trzech Żydów słowackich. Było ciekawe, [że] kiedy przyszedł transport Żydów węgierskich, ci Żydzi dostali inną numerację – litery A, B, lub C i numery początkowe. Spędzono ich i kazano im napisać listy do rodzin, że bardzo dobrze się czują.

Przewodniczący: Czy są jeszcze pytania do świadka?

Ponieważ zapytań nie ma świadek jest wolny.