STANISŁAWA RZEPKA

Protokół spisany w Sądzie Grodzkim w Bielsku w dniu 4 grudnia 1946 r.

Obecni:

Sędzia mgr Wł. Roszczyk

Protokolant Wł. Waluś

Staje świadek:


Imię i nazwisko Stanisława Rzepka
Wiek 25 lat
Wyznanie rzymskokatolickie
Zajęcie księgowa firmy Lenko
Miejsce zamieszkania Bielsk, ul. Piastowska 5

Po uprzedzeniu o karalności składania fałszywych zeznań, bez przysięgi słuchana, zeznaje:

W obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu przebywałam od 6 stycznia 1943 aż do ewakuacji obozu w dniu 18 stycznia 1945. Z transportu ewakuacyjnego zbiegłam w Radlinie koło Wodzisławia 20 stycznia 1945 r.

Aresztowana za działalność konspiracyjną 15 września 1942 w Limanowej przebywałam początkowo przez dwa tygodnie w więzieniu w Nowym Sączu, a następnie w więzieniu w Tarnowie aż do wywiezienia mnie do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.

Bezpośrednio po przyjęciu mnie do obozu przebywałam na bloku 7 i pracowałam wówczas przy robotach na zewnątrz (budowa drogi, kopanie rowów itp.), a po trzech tygodniach, 28 stycznia 1943 r., przyjęta zostałam do pracy biurowej w charakterze siły pomocniczej w biurze przyjęć obozu kobiecego (Aufnahme) i pracowałam tam aż do końca istnienia obozu z przerwą trzymiesięczną w lecie 1944, kiedy na okres trzech miesięcy przeniesiona zostałam, również jako siła biurowa, do oddziału politycznego obozu kobiecego (Politische Abteilung, tak zwane Vorne). W tym czasie mieszkałam na bloku 11, następnie 12, 16, 31, a w okresie pracy na Vorne przebywałam na bloku 4.

Szefem biura przyjęć był początkowo SS-mann Rottenführer Klaus, a pomocnikiem jego był Rottenführer Włodzimierz, a raczej Władysław Bilan, znany w obozie pod pseudonimem „Apuszko”. Już jednak w lutym 1943 r. Klaus został przeniesiony do obozu w Oświęcimiu, a szefem biura Aufnahme został Bilan. Na tym stanowisku pozostawał do października 1944 r. W tym okresie pomocnika w biurze Aufnahme nie miał. Od października 1944 bezpośredniego szefa w biurze Aufnahme nie mieliśmy, a tylko dla doglądnięcia pracy wpadał na chwilę z obozu w Oświęcimiu SS-Oberscharführer Houstek, który następnie zmienił nazwisko na Erber. Houstek był początkowo jako Unterscharführer szefem oddziału politycznego w Brzezince, a na wiosnę 1944 r., awansowany na Oberscharführera, przeniesiony został do obozu w Oświęcimiu.

Na jego miejsce – jak obecnie prostuję – przyszedł Władysław Bilan, szefem biura Aufnahme został Hoffmann, a następnie jakiś SS-man Unterscharführer pochodzący z Łodzi, którego jednak imienia ani nazwiska nie pamiętam, zdaje mi się jednak, że nazywał się Albrecht, a przed wojną był nauczycielem w Łodzi.

W biurze Aufnahme pracowały początkowo jedynie Żydówki i to Słowaczki. Gdy jednak na wiosnę 1943 r. zaczęły napływać większe transporty Polaków, przydzielono do biura 20 więźniarek Polek, między innymi również i mnie właśnie, by w ten sposób umożliwić porozumiewanie się z Polkami. W biurze Aufnahme przyjmowano więźniarki, wpisywano je do książki zwanej Nummerbuch i tatuowano, a wreszcie rejestrowano na osobnej kartce. W książkach Nummerbuch wpisywano numer kolejny, imię i nazwisko, następnie więźniarka przechodziła do tatuażu, a stamtąd dopiero do rejestracji, przy której spisywano wszystkie dane osobiste odnośnej więźniarki i tę kartę rejestracyjną odsyłano następnie do oddziału politycznego w Oświęcimiu, tak że w biurze Aufnahme więźniarka figurowała tylko w Nummerbuch i w Zugangliście, którą przysyłano jednocześnie z więźniarką do biura Aufnahme, a w której to liście oznaczone było, czy jest więźniarką polityczną czy kryminalną.

W biurze politycznym na Vorne prócz szefa pracowały tylko dwie więźniarki. W biurze tym prowadziło się tylko kolejny spis numerów więźniów bez podania nazwisk i w spisie tym po otrzymaniu raportu o zwolnieniu Entlassung, raportu o przeniesieniu Überstellung, względnie raportu o śmierci Todesmeldung zakreślało się odnośne numery ołówkiem zielonym przy zwolnieniu, ołówkiem niebieskim przy przeniesieniu, a czerwonym w wypadku śmierci. Odnośne [brak tekstu, ucięta strona]

poszczególnych osób, lecz obejmowały z reguły kilka czy kilkanaście, a czasem i kilkaset nazwisk i były nadsyłane raz dziennie. W czasie epidemii tyfusu w listopadzie i grudniu 1943 r. wykazy śmierci obejmowały czasem podobno do 600 nazwisk dziennie jedynie z obozu kobiecego. Przy niektórych nazwiskach dopisane były litery „Sb”, względnie całe słowo Sonderbehandlung, a litery te oznaczały, że dana osoba nie zmarła śmiercią naturalną, lecz w inny sposób, z reguły w komorze gazowej. Przy selekcjach otrzymywaliśmy wykazy obejmujące nazwiska osób, które wszystkie zostały zagazowane w komorach, i dlatego skróty „Sb” nie były wypisywane przy poszczególnych nazwiskach, lecz u góry listy mieściła się wzmianka o Sonderbehandlung odnosząca się do wszystkich nazwisk. Kryptonimu „Gu” w ogóle nie znam. W czasie mego pobytu w Oświęcimiu nie spotkałam się z tym skrótem. Kryptonim „Sb” , względnie Sonderbehandlung używany był do jesieni 1944 r., do chwili zburzenia krematoriów, gdyż w pozostałym jedynym krematorium palono zwłoki osób zmarłych śmiercią naturalną.

Ile osób w wykazach osób zmarłych nadsyłanych do oddziału politycznego było oznaczonych skrótem „Sb” , tego nie mogę powiedzieć nawet w przybliżeniu. Zaznaczam jednak, że wykazy te obejmowały jedynie nazwiska osób przyjętych do obozu w Oświęcimiu jako więźniowie, nie obejmowały zaś nazwisk osób z transportów skierowanych wprost do komór gazowych. Z transportów tych, liczących z reguły po kilka tysięcy, czasem wysortowano jedynie kilkadziesiąt lub kilkaset osób zdolnych do pracy i te wpisywano jako więźniów w biurze Aufnahme, resztę zaś kierowano wprost do komór gazowych, a dyżurujący przy tym SS-mani liczyli kolejno przechodzących i zapisywali liczbę osób z danego transportu skierowanych do komory gazowej, a następnie wynik ten podawali telegraficznie czy też telefonicznie do Berlina, dodając skrót „Sb” .

Rozmowy telefonicznej z Berlinem, względnie tekstu odnośnego telegramu nie widziałam ani nie słyszałam bezpośrednio. Słyszałam jednak nieraz rozmowy SS-manów między sobą, a w szczególności rozmowy konwojentów transportów żydowskich z Węgier czy ze Słowacji z szefem biura politycznego Houstkiem, w których to rozmowach uzgadniali liczby przywiezionych mężczyzn, kobiet i dzieci i nieraz słyszałam, że podając odnośne dane, dodawali skrót „Sb” . Było to zresztą w Oświęcimiu rzeczą powszechnie znaną, że Sonderbehandlung oznaczało śmierć w komorze gazowej.

Wiadomo mi, że tak SS-man Houstek, jak i Bilan, pełnili funkcje przy kierowaniu transportu Żydów do komór gazowych, bo zawsze musiał być ktoś z oddziału politycznego. Zadaniem jego było właśnie przeliczenie osób skierowanych do zagazowania. Wysortowanie ewentualnie osób, które miały być przyjęte do obozu, przeprowadzał lekarz.

Szefowie tak biura Aufnahme, jak i oddziału politycznego, Klaus Hoffmann i Bilan w stosunku do pracownic odnośnych oddziałów zachowywali się na ogół poprawnie i traktowali te pracownice jak ludzi, chociaż w stosunku do więźniarek nie pracownic, np. przyjmowanych do obozu w biurze Aufnahme, zachowywali się brutalnie i niejednokrotnie byłam świadkiem pobicia więźniarek przez któregoś z tych szefów za jakąś błahostkę, za wzbranianie się przed tatuażem, za nie dość prędkie podejście czy odpowiedź na pytanie itp.

Natomiast SS-man Houstek był postrachem wszystkich, którzy mieli z nim do czynienia. Więźniów, a nawet pracownice podległe sobie, traktował nie jak ludzi, ale jak zwierzęta. Odnosił się brutalnie i ordynarnie, chociaż nie wiem o wypadku, by pobił którąś z pracownic. Houstek był wyzbyty wszelkich uczuć ludzkich. Pamiętam np., że gdy przy kierowaniu transportu Żydów do komory gazowej lekarz SS-man Klein zbyt szczegółowo rozpytywał przechodzące kolejno Żydówki, chcąc na podstawie otrzymanych odpowiedzi ewentualnie wysortować, a więc uchronić od śmierci daną osobę i sortowanie transportu obejmującego około 3 tys. ludzi trwało trzy godziny, a więc według Hustka zbyt długo, ten krzyczał, że lekarza Kleina nie należy więcej brać do sortowania.

Spośród zbrodni masowych dokonywanych w obozie w Oświęcimiu, prócz wyżej wspomnianych sortowań transportów żydowskich wiadomo mi jeszcze o selekcjach i o apelach generalnych. Selekcje Polek zakończyły się – o ile pamiętam – w styczniu 1943 r. i od tego czasu z rewiru nie brano już więcej chorych zakaźnie na blok śmierci, a stamtąd do komór gazowych. Odnosiło się to w ogóle do aryjek. Selekcje Żydówek odbywały się aż do końca istnienia obozu i to dość często – co tydzień lub dwa tygodnie albo na rewirze, albo w łaźni (sauna). Przy każdej selekcji przeznaczano na blok śmierci i do komór gazowych przeciętnie około 200 osób. W lecie 1944 r. blok śmierci został zlikwidowany i osoby wybrane w czasie selekcji przewożono autami wprost z rewiru, względnie z łaźni, do komór gazowych.

Za mego pobytu w obozie przeprowadzono dwa apele generalne, lecz ja byłam obecna tylko na jednym, który odbył się w styczniu 1943 r. Wszystkie więźniarki musiały wówczas przebiec przez szpaler SS-manów w bramie obozu, a która nie mogła biec z powodu choroby lub ułomności, a nawet która się potknęła, była wyciągana zakrzywioną laską z szeregu i kierowana w stronę bloku śmierci. Ów apel trwał wówczas przez cały dzień. Przez cały dzień wszystkie więźniarki musiały stać na mrozie na polu i już na miejscu z zimna i wycieńczenia zmarło kilkadziesiąt osób. Wracając po tym apelu widziałam stos zwłok ułożonych przy bramie obozowej. Ile wówczas wysortowano osób, nie jestem w stanie podać nawet w przybliżeniu.

Nie zetknęłam się nigdy osobiście z komendantem obozu Rudolfem Hößem i nie wiem, czy on był czynny w akcjach gazowania, względnie tracenia ludzi. Przypuszczam jednak, że apele generalne i selekcje zarządzał komendant obozu.