WŁADYSŁAW DUDEK

Piąty dzień rozprawy, 28 listopada 1947 r.

Przewodniczący: Wzywam świadka Władysława Dudka.

(Staje świadek Władysław Dudek).

Przewodniczący: Proszę podać dane osobowe.

Świadek: Władysław Dudek 27 lat, religii rzymskokatolickiej, uczeń Państwowego Liceum Spółdzielczego, stan cywilny wolny, w stosunku do oskarżonych obcy.

Przewodniczący: Pouczam świadka w myśl art. 107 kpk, że należy mówić prawdę. Składanie fałszywych zeznań karane jest więzieniem do lat pięciu. Czy strony zgłaszają wnioski co do trybu przesłuchania świadka?

Prokuratorzy: Zwalniamy świadka od przysięgi.

Obrona: My także.

Przewodniczący: Co świadek może powiedzieć w sprawie oskarżonych?

Świadek Władysław Dudek zeznaje: Do obozu dostałem się 7 stycznia 1941 r. i przebywałem zaledwie trzy tygodnie w Oświęcimiu, gdyż zostałem wybrany przez Hauptscharführera Schurnera do transportu i 23 stycznia przewieziony do Flossenbürga w Bawarii, niedaleko Norymbergi. Tam zetknąłem się z oskarżonym Aumeierem. Nie będę charakteryzował całej jego działalności, lecz powiem tylko o trzech wypadkach, które sam przeżywałem. W nocy z 14/15 czerwca 1941 r. z bloku 12, gdzie leżeli sami Polacy (m.in. ja), ze skrzydła B przez górne okno ucieka dwóch Polaków. Uciekają koło kuchni, pod bramę i uchodzą. Ponieważ wpadli na Baulager, zrobili hałas, wartownicy spostrzegli się, zaczęli strzelać, cały obóz został oświetlony. Początkowo nie wiedzieliśmy, co się stało. W chwilę potem wpadł blokowy na nasz blok i wypędził wszystkich na apel. Dotychczas było to w obozie nieznane. Zaczęło się kolejne odliczanie w szeregach i z naszego bloku brakowało dwóch. Wówczas Aumeier rozkazał postawić blok na baczność i zaczęło się poszukiwanie uciekających po całym terenie obozu. Stwierdzono wtedy, że więźniowie wydostali się już na zewnątrz. Poszukiwania trwały do białego rana. Wówczas Aumeier rozkazał wszystkim Niemcom, Czechom i Polakom, którzy mieszkali z nimi, przejść na bloki, przynieść krzesła i koce i usiąść na placu. Kiedy przechodził koło bloku 12, krzyknął: „blok 12 paść”. Był to mglisty, błotny dzień czerwcowy, a z drugiej strony sam plac apelowy jest położony w górach na wysokości ponad 980 m. Aumeier z kolegami, z Schreierem i innymi, których nazwisk nie znam, skacze nieszczęśliwym z bloku 12 po głowach, wprost ich dusząc. Tak staliśmy na baczność bez posiłku, przy czym nie wolno było nikomu wyjść z szeregu do ustępu. Staliśmy do wieczora tego dnia, do godziny 11. Potem na rozkaz Aumeiera zostaliśmy przydzieleni na blok niemiecki, a następnego dnia wyruszyliśmy rano jak zwykle do pracy, otrzymując za karę tylko połowę jedzenia, mimo że normalna porcja nie była wystarczająca. To był pierwszy wypadek.

Drugi wypadek zdarzył się w nocy z 2/3 lipca 1941. Uciekł znów z obozu Polak. Siedział on wtedy na bloku 4. Był to warszawiak, którego nazwiska nie znam, z zawodu szewc, silny, barczysty mężczyzna. Rozpędził się na druty kolczaste, przeskoczył je i wydostał się na zewnątrz. I znów rozpoczął się apel na placu. Tym razem było jednak jeszcze gorzej. Aumeier odebrał apel i rozkazał Polakom wystąpić, a wszystkim innym narodowościom kazał odmaszerować do bloku. Zostali tylko sami Polacy. Zakomenderowano baczność i staliśmy cały dzień i całą noc następną, bez jedzenia, bez możności opuszczenia szeregów. Aumeier puścił w nasze szeregi całą klikę SS-manów, którzy torturowali więźniów.

W dniu tym ja sam zostałem dotkliwie pobity przez Aumeiera, tak że upadłem na ziemię, za chwilę podniosłem się, ponieważ miałem jeszcze dość silny organizm. Stałem w trzecim szeregu, nie zauważyłem, że Aumeier stoi tuż za piątym szeregiem, gdyż nie wolno było nawet głowy odwrócić w czasie apelu. Wówczas Aumeier powiedział po niemiecku: „ten jeszcze nie ma dość” – i kazał mnie wyciągnąć z szeregu. Zostałem wyciągnięty za kołnierz przez blokowego 10 bloku, który razem z Aumeierem odprowadził mnie do Schreibstube celem wykonania kary. Egzekucji dokonał kolega Aumeiera Schriner. Tu dostałem 15 stylów od łopaty przez grzbiet. Doznałem częściowego odbicia nerek. Po tym zbiciu Aumeier, wyśmiewając się ze mnie, kazał mi odejść z powrotem do szeregu. Przestaliśmy całą noc. Następnego rana wszyscy Polacy wyruszyli do pracy. Wszyscy dostali normalne śniadanie, a my dalej byliśmy głodni. Pierwsze pożywienie nasze po trzech dniach składało się z trzech małych kartofli w łupinach i ćwierć litra kapusty. To był obiad.

Po pewnym czasie zdarzył się znów wypadek ucieczki Polaka z obozu, z bloku 7. Więzień ten zatrudniony był jako kowal w kuźni obozowej. W czasie obiadu, gdy majstrowie wychodzili poza druty, pozostawili swoje cywilne ubrania w warsztatach. Więzień założył na siebie jedno z takich ubrań roboczych i wyszedł wprost przez bramę, razem z majstrami, za druty. Następuje apel, odbiera go Grubner i stwierdza brak jednego więźnia. Zarządza ustawienie się komand, odliczanie. Aumeier wpada rozbestwiony. Poszukiwania nie dają rezultatu. Stoimy dwie godziny, po czym przechodzimy do obozu. Tam apel jeszcze raz. Polakom każą wystąpić i odmaszerować blokami. Stoimy całe popołudnie, znów bez jedzenia (gdyż więzień uciekł w krytycznym momencie, tuż przed wydawaniem obiadu), bez kolacji, całą noc i następnego dnia rano znów idziemy do pracy bez jedzenia.

We wszystkich tych trzech wypadkach brał czynny udział wyłącznie Aumeier, ponieważ wówczas naszym komendantem obozu był Kögel czy Keller (nazwiska dokładnie już nie pamiętam), był to bardzo dobry człowiek, nie interesował się obozem i nie przychodził na apele, tak że wszystkie zarządzenia bicia i torturowania wychodziły tylko od Aumeiera.

Przewodniczący: Czy są jakieś pytania?

Sędzia Zembaty: Ilu Polaków było w obozie we Flossenbürgu?

Świadek: Przyjechałem 23 stycznia. Poza Austriakami byli tam już Czesi, którzy początkowo byli na prawach międzynarodowych, nosili długie włosy i nie musieli chodzić do pracy. Potem to prawo w stosunku do nich zmienili.

Z chwilą naszego przybycia do obozu liczba Polaków nie przekraczała stu osób. To byli Polacy, którzy przed 1939 byli w Rzeszy na robotach sezonowych lub też w czasie działań wojennych w 1939 r. zostali odcięci granicą i za jakieś drobne przestępstwa dostali się do obozu (np. za zranienie wołu w nogę). Byli oni porozrzucani po blokach niemieckich.

Nas z Oświęcimia przyszło do Flossenbürga około 700 osób. Wnioskuję to z tego, że zostały przez nas zajęte bloki 11, 12 i 13, a w każdym bloku było mniej więcej 200 – 500 osób. Sędzia Zembaty: A czy potem jeszcze przyjeżdżały transporty więźniów Polaków?

Świadek: Przyjechały dwa transporty w 1943 r.

Sędzia Zembaty: Jaka była największa liczba więźniów polskich w przybliżeniu?

Świadek: Wiem tylko tyle, że kolejne numery dochodziły do 90 000. Radzieccy jeńcy mieli numery z obozu jeńców, a innych narodowości było niewiele, tak że w latach 1943 i 1944 spośród liczby 90 tys., 60, względnie 70 proc. przypadało na Polaków.

Sędzia Zembaty: Dziękuję.

Prokurator Brandys: Czy w tym obozie byli również więźniowie żydowscy?

Świadek: Z chwilą, gdy myśmy przyjechali, wszyscy Żydzi, a byli to tylko Żydzi czescy i niemieccy, byli w tak zwanej SK – Strafkommando.

Prokurator: Jaka to liczba była?

Świadek: To mogło być sto kilkanaście osób.

Prokurator: Jak byli traktowani Polacy w tym Strafkommando i czy śmiertelność była większa?

Świadek: W 1941 r. był jeden wypadek śmierci dziennie, przeciętnie, a śmiertelność w SK była jeszcze mniejsza niż na innych blokach, ale nie dzięki Aumeierowi, lecz blokowemu Niemcowi, który dbał o swoich ludzi, dostarczał więźniom jedzenia.

Prokurator: To znaczy, sami więźniowie sobie pomagali?

Świadek: Tak.

Prokurator: Czy te apele odnosiły się tylko do więźniów Polaków?

Świadek: Tak.

Prokurator: Czy były jakieś ofiary śmiertelne w wyniku tych apeli?

Świadek: Po pierwszym apelu, po tym znęcaniu się, w którym brał czynny udział Aumeier, z naszego bloku odniesiono na rewir 10 osób, które tam zmarły.

Prokurator: Na skutek czego?

Świadek: Pobicia, maltretowania, lania wodą.

Prokurator: Czy były bezpośrednie wypadki śmierci?

Świadek: Bezpośrednich nie było.


Prokurator: A jak to było z tym drugim apelem?
Świadek: Gdyśmy stali już cały dzień i noc, Aumeier przyniósł, zdaje się z Politische
Abteilung , dużą kartotekę, wyczytał 53 nazwiska więźniów, którzy zostali odprowadzeni do

aresztu i na drugi dzień rozstrzelani. W czasie drugiego stania było nas, Polaków siedmiuset osiemdziesięciu paru. Pięć czy sześć osób z tego umarło na placu apelowym, a wielu zostało przeniesionych nie na rewir, a pod rewir, gdyż wówczas Polakom nie wolno było udzielać żadnej pomocy lekarskiej. Wszystko to na rozkaz Aumeiera.

Prokurator: W czasie tego trzeciego apelu, czy tego więźnia złapano i co się z nim stało?

Świadek: Po pierwszym apelu tych dwóch więźniów, którzy uciekli, schwytano i to prawdopodobnie schwytały ich psy, ponieważ przywieziono ich wozem sanitarnym zupełnie poszarpanych. Aumeier kazał ich wywlec dwóm Polakom, tak zwyczajnie za nogi i wlec ich po placu apelowym. Tłumaczył nam, że tak stanie się z każdym, który by próbował ucieczki. Dodał jeszcze, że nie było wypadku w obozie koncentracyjnym w Niemczech, żeby ktoś potrafił ujść. Następnie w jakiś czas, może w 16 dni, a może trzy tygodnie po tym trzecim fakcie ucieczki, po tej stójce, zwołano nas wszystkich po południu na dodatkowy apel. Na placu ustawiony był kozioł i przez otwartą bramę wpuszczono tego nieszczęśliwego. Był to prawdopodobnie ten, który uciekł. Na piersiach miał tabliczkę z napisem po niemiecku i po polsku: Vom Urlaub zurück – wróciłem z urlopu. Wprowadził go do obozu Aumeier, który miał jeszcze dalszą przemowę pod adresem wszystkich więźniów. Treści tej przemowy nie pamiętam. Następnie zbiegłego więźnia położono na tym koźle i Obercharführer Schmautz, ponieważ ten bił lewą ręką i drugi Oberscharführer, którego nazwiska nie znam, przeprowadzili egzekucję. Miał dostać sto, ale ponieważ przy tym biciu był obecny lekarz obozowy SS-man, ten przerwał bicie po 75, ponieważ widać było z daleka, jak ciało puchło, więc z obawy przed śmiercią, przerwano. Wówczas odprowadzono nieszczęśliwego do aresztu. Po trzech tygodniach zostaliśmy wcześniej zwołani na apel poranny, gdzie był Aumeier i komendant obozu. Komendant do obozu nie wszedł, lecz stał obok bloku Blockführerów, wszedł tylko Aumeier i w jego obecności został odczytany wyrok skazujący nieszczęśliwego na karę śmierci przez powieszenie. Aumeier oświadczył nam, byśmy nie próbowali ucieczki, a pracowali, to wówczas nic się nam nie stanie.

Przewodniczący: Może oskarżony oświadczy się na ten temat.

Oskarżony Aumeier: Mogę sobie przypomnieć tylko jeden apel, gdzie – jak oświadczyłem – chodziło o tego szewca. Zgadza się, że został on jako zbieg przyprowadzony z powrotem do obozu i musiał nosić tabliczkę Vom Urlaub zurück. Zgadza się również, że – o ile sobie przypominam – po 14 dniach został powieszony. O tyle, o ile wiem, powieszony został nie z powodu ucieczki, lecz z tego powodu, że podczas swojej ucieczki napadł na jakiegoś mężczyznę i przebił go nożem, a ponadto napadł na jakąś wieśniaczkę i usiłował ją zgwałcić.

Świadek: Proszę Wysokiego Sądu! Ja mogę wyjaśnić w tej sprawie, bo sobie w tej chwili przypomniałem.

Oskarżony Aumeier w dalszym ciągu: To jest wszystko, co chciałem powiedzieć. Ja nie mogłem wydawać takiego rozkazu, aby stójka się odbywała, takie rozkazy przychodziły od komendanta obozu Künstlera. To jest moje oświadczenie w tej sprawie.

Świadek: W sprawie oświadczenia co do tego szewca, to było tak, że więzień przebił SS-mana, który rzucił się na niego, ale nie został powieszony za to, gdyż Aumeier objaśnił, że za ucieczkę jest kara śmierci.

Przewodniczący: Czy panowie mają jakie zapytania?

Prokuratorzy i obrona: Nie.

Przewodniczący: Świadek jest wolny.