JAROSLAV DRABEK

Dziesiąty dzień rozprawy, 21 marca 1947 r.

Przewodniczący: Wznawiam posiedzenie.

(Zgodnie z art. 133 i 140 kpk składa przysięgę tłumacz języka czeskiego Jan Reychman, 37 lat, kawaler, wyznania rzymskokatolickiego, urzędnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych).

Świadek podał co do swej osoby: dr Jarosław Drabek, 45 lat, żonaty, wyznania ewangelickiego, prokurator Najwyższego Sądu Ludowego w Czechosłowacji, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka?

Prokurator Cyprian: Zwalniamy z przysięgi.

Adwokat Umbreit: Zwalniamy.

Przewodniczący: Za zgodą stron Trybunał postanowił zwolnić świadka z przysięgi. Upominam świadka o obowiązku zeznawania prawdy i o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Niech świadek przedstawi Trybunałowi, w jakich okolicznościach znalazł się w Oświęcimiu, co w sprawie mu wiadomo, szczególnie w odniesieniu do oskarżonego Hößa.

Świadek: Proszę, aby Trybunał zezwolił mi na korzystanie z notatek.

Wysoki Trybunale, przypuszczam, że będzie dobrze, jeżeli moją wypowiedź podzielę na dwie części. W części pierwszej podam moje osobiste doświadczenia, w drugiej będę korzystać z doświadczeń jako przewodniczącego Najwyższego Sądu Ludowego w Czechosłowacji.

Przybyłem do Oświęcimia 28 stycznia 1943 r. z transportem Czechosłowaków, w którym było około 700 osób, mężczyzn i kobiet. Był to transport więźniów z więzienia Pankrác i z obozu Terezin. W transporcie byli mężczyźni, kobiety i Żydzi. Jak stwierdziłem, wszyscy byli oznaczeni literami RU – Rückkehr unerwünscht. W większości wypadków byli to ludzie, przeciwko którym nie było prowadzone żadne dochodzenie, w większości wypadków gestapo miało tylko pewne podejrzenia. Przybył tam transport piwowarów z Pilzna, którzy nie byli zupełnie winni, tylko że przed ich zakładem został zastrzelony gestapowiec. Został przysłany transport w większości polskich kobiet i dzieci, który nie został wcale wyładowany w Oświęcimiu, tylko bezpośrednio skierowano go do komór gazowych. Do tego transportu zostali częściowo przyłączeni ludzie z naszego transportu, niezdolni do pracy, wyłączeni. Gdy zostaliśmy wyładowani, przygrywała nam orkiestra, a SS-mani wołali: Glückliche Reise. Z tego transportu w ciągu paru tygodni ubyło wiele jednostek. Pewnej nocy zostaliśmy przeniesieni do bloku, który sąsiadował ze składem trupów. Jeden rozpalił wtedy ogień pośrodku, a wszyscy mieli skórę natartą, czerwoną, jakby jakimś środkiem dezynfekcyjnym, gdyż w obozie panowała wtedy zaraza. W nocy te indywidua przyszły do nas, do tego okropnego miejsca, gdzie znajdowaliśmy się, i zabrały nam wszystkie kosztowności, nawet obrączki ślubne. Wnet potem byliśmy świadkami wysyłania trupów, z którymi obchodzono się jak z jakimś towarem, tak że łamano im nawet członki. Rano dostaliśmy pierwsze jedzenie. Był to wywar z jakichś liści. Rozdawano nam jedzenie zawsze pod gołym niebem. Była to zupa z pokrzyw oraz nieobierane kartofle. Nie mieliśmy żadnych przyrządów [sztućców] do jedzenia i musieliśmy jedzenie bezpośrednio nawet brudnymi rękoma wyjadać z miski. Byliśmy świadkami, jak dzielono więźniów, gdyż my dostawaliśmy już tylko to, co było u góry kotła, podczas gdy lepsze części rozdzielano między kapów i dozorców.

Następnie zostaliśmy rozmieszczeni na bloku zdaje się nr 9. Spaliśmy na pryczach trzy-, czteropiętrowych, jedni nad drugimi, około 50 na jednym piętrze na mniej więcej 10 metrach kwadratowych. Potem zostaliśmy zaprowadzeni do baraków, gdzie wszyscy zostaliśmy ponumerowani wytatuowanymi numerami. Ja dostałem numer 94 692. Następnie zostaliśmy przepędzeni do drugiego baraku, gdzie zostaliśmy ogoleni na całym ciele. Potem zaprowadzono nas do miejsca, gdzie było gorące powietrze, po czym zostaliśmy poprowadzeni pod lodowaty prysznic i dostaliśmy ubrania – cywilne łachmany, resztki po poprzednich więźniach. Przy tym byliśmy okrutnie bici. Ubrań tych nie można było wdziać na siebie, a ja dostałem lekki płaszcz. Następnie zostaliśmy przez hitlerowców wypędzeni na dwór, gdzie musieliśmy czekać na mrozie. W międzyczasie zostały nam zabrane wszystkie rzeczy, któreśmy zdołali uratować – mydła, szczoteczki do zębów itd.

Z początku nie byliśmy zmuszani chodzić do pracy, ale byliśmy stale wywoływani na apele, które trwały wiele godzin, przy czym musieliśmy chorych i umarłych wynosić przed barak i kłaść na zimnym błocie.

Najbardziej niebezpieczne było chodzenie do klozetu. Ustępy były zagrodzone drutami, nie było w nich wody – w ogóle w obozie nie było wody – były w sposób niemożliwy do uwierzenia brudne, a setki chorych więźniów stale były w tych ustępach. Od czasu do czasu wpadł jakiś kapo albo inny tego rodzaju osobnik i spychał chorych na rozmaite choroby do otworu. W wyniku brudu spowodowanego tym, że nie mogliśmy się myć od szeregu tygodni i musieliśmy skrobać brud bezpośrednio z ciała, zaczęły się szerzyć choroby zakaźne, głównie czerwonka. Nie wolno było chodzić pojedynczo do ustępu, a zdarzało się, że chorzy, którzy nie mogli w ogóle w nocy iść do ustępu, musieli załatwiać swoją potrzebę gdzieś koło baraku. Gdy więzień został na tym złapany, był okrutnie bity i sam byłem świadkiem kilku wypadków, gdy tacy więźniowie byli na miejscu zatłuczeni na śmierć.

W obozie panowało pragnienie, dlatego że nie było wody. Myliśmy się w brudnym śniegu, skrobaliśmy brud z ciała. Z tyłu za naszym barakiem były całe stosy trupów i wszędzie w obozie walały się trupy, których wcale nie zabierano. Głównie Żydzi walali się całymi dziesiątkami w obozie i umierali całymi setkami. Byłem świadkiem takiej selekcji, przy której prosili, aby ich bezpośrednio zabrać do komory gazowej. W obozie wałęsało się również wiele osób chorych na umyśle. Największe doświadczenie, którego świadkiem byłem i które uważam za szczyt bestialstwa niemieckiego, były to małe dzieci ośmio-, dziesięcioletnie. Ci chłopcy byli dobrze ubrani, w kożuchach i wysokich butach, byli oni w ochronie szefów przysłanych z Niemiec. Był to element wybrany, „doły” z niemieckich obozów.

Przewodniczący: Zarządzam kilkuminutową przerwę. Po przerwie świadek będzie zeznawał dalej.

(Po przerwie)

Przewodniczący: Wznawiam posiedzenie. Proszę kontynuować zeznania.

Świadek: Chciałbym jeszcze uzupełnić jedną małą uwagę. Mówiłem w zeznaniu, że w transporcie, który przybył w styczniu 1943 r. do Birkenau, w którym byłem, byli również Żydzi. Było to dla podkreślenia, że transport był polityczny, dla odróżnienia od transportów wyłącznie żydowskich. Mówiłem o owych młodzieńcach w obozie Birkenau. Mówiłem, że to było najsilniejsze doświadczenie, którego w obozie Birkenau doznałem. Byli to młodzieńcy, których rodzice zginęli, albo którzy byli przywiezieni nie wiadomo skąd. Seksualnie zdemoralizowani, z więzień karnych niemieckich, byli kierownikami bloku i kapo. Kształceni specjalnie do mordowania ludzi. Widziałem sam wypadek, jak taki ośmio- czy dziesięcioletni chłopiec gumową albo żelazną laską w ręku zabił kilku ludzi, a potem odszedł na odległość kilku metrów. Byli to ludzie, którzy już nie mieli siły, aby usunąć się z drogi. Ci młodzieńcy kopali ich ciała na drodze i pluli na nie. Jakiekolwiek przeciwstawianie się, jakikolwiek zły wyraz powiedziany tym chłopcom – oznaczały śmierć. W obozie było słychać przez całe noce strzały z karabinów lub z karabinów maszynowych. Rano na drutach widzieliśmy zwłoki tych, którzy kończyli samobójstwem. Było bardzo niebezpiecznie iść do ustępów, gdyż były one bezpośrednio blisko wież, z których spoglądali SS-mani i często dla samej tylko zabawy strzelali do ludzi, którzy szli do ustępu. W lutym 1943 r. byłem przewieziony na kwarantannę do bloku 11, w wyniku tego, że praskie gestapo mnie potrzebowało, czy też aresztowało jednego z moich przyjaciół. W Oświęcimiu szalała jeszcze epidemia tyfusu plamistego. Byłem w tej kwarantannie przeszło trzy miesiące. Blok 11 oprócz tego, że był kwarantanną, był blokiem, w którym ludzie czekali na karę, miejscem męki. Ludzie byli męczeni i widziałem nieszczęśnika, który wyskoczył z okna na betonową podłogę. Chociaż był zalany krwią, ciągnięto go za nogi. Człowiek, który był na tej kwarantannie doglądaczem bunkra, a który kierował męczeniem i biciem więźniów, prowadził również „sport”. Męczył, a to przejawiało się w przeprowadzaniu tzw. sportu. Polegało to na tym, że więźniowie byli gonieni po dziedzińcu, była na nich lana zimna woda, musieli tarzać się w błocie i brodzić aż do pasa, często po kilka godzin.

Na tym dziedzińcu było miejsce straceń, deska heraklitova, przed nią piasek. Na tym miejscu więźniowie byli zabijani strzałem w kark. Za budynkiem stały dwie szubienice. Tu stracenia były bardzo częste, trwały wiele godzin. Po tych straceniach całe podwórze było pełne krwi i potem na ten dziedziniec wyganiano nas na tzw. przechadzkę. Brodziliśmy w błocie z ludzkiej krwi.

Jako namiastkę jedzenia dostawaliśmy zupę z chleba, która była sporządzona z zawartości transportów żydowskich, a były tam banknoty, kawałki pieniędzy, kawałki złota itd. Z okien bloku 11 był widok na szpital – Krankenbau. Widzieliśmy często, jak do szpitala zajeżdżały wozy i z okna wyrzucane były na te wozy trupy. Zwłoki takie często miały łamane uda, odcinane, żeby jak najwięcej weszło na wóz. W tym szpitalu widzieliśmy chorych, cierpiących na flegmonę, która to choroba była rozpowszechniona w szpitalu. Chorzy przychodzili w zimie zupełnie nadzy i musieli nadzy czekać przed szpitalem. Mieli jakieś tylko nędzne okrycie w szpitalu, ich rany były pokryte papierem i widziałem rannych, u których było widać kość.

Koło bloku 11 był blok 10, którego okna były zabite deskami. Było surowo zakazane zaglądać do tego bloku. Ogólnie wiedziano, że w tych blokach odbywają się doświadczenia na kobietach. Słyszeliśmy stamtąd płacz i krzyk. Również płacz dziecięcy. Widzieliśmy, jak z tego bloku wychodziły kobiety nieopisanej piękności. Były to głównie greckie Żydówki, które służyły niemieckim lekarzom za obiekt doświadczeń. O tych doświadczeniach będzie mógł Wysokiemu Sądowi przedłożyć cały szereg danych przyjaciel mój, dr Czeszpiwa, który będzie przesłuchiwany jako świadek.

Były częste bicia i odwszania, przy których musieliśmy spać zupełnie nadzy, ponieważ odbierano nam ubrania i okrycia.

Muszę wspomnieć charakterystyczne spotkanie z belgijskim Żydem, który przyszedł na kwarantannę wprost z Antwerpii i rozgoryczony tłumaczył mi, że w Belgii Żydzi organizują przeciwpropagandę przeciwko temu, że rzekomo w Oświęcimiu wysyła się do komór gazowych. Był rozgoryczony, że tak przesadzone wiadomości są przesyłane w świat. W ciągu tygodnia zginął.

W zakończeniu tej osobistej części chciałbym wspomnieć o transportach, które były wysyłane w styczniu 1945 r.

Transporty te przejeżdżały przez Czechosłowację, a ludność miała okazję widzieć, w jakim stanie były. W najgorszy mróz ludzie jechali w otwartych wagonach. Masowo marzli, a ich zwłoki były wyrzucane wprost na szyny. Gdy w procesie Karola Hermana Franka były mu przedstawione fotografie tych trupów, oświadczył, że tu zachodzi jakieś niesłychane bestialstwo, któremu chciał zapobiec, ale nie mógł.

W zakończeniu tego zeznania chcę wspomnieć specjalnie o obywatelach Czechosłowacji, którzy byli w obozie. Nawiążę tutaj do zeznania premiera, który powiedział, że Oświęcim miał służyć do masowej eksterminacji, do tego, co w pojęciu prawnym określa się jako ludobójstwo. W dokumentach, które znaleźliśmy na terytorium Czechosłowacji, głównie w tak zwanym archiwum sztiechowickim, które zawierało ważne dokumenty Karola Hermana Franka, Neuratha, Henleina i innych, znaleźliśmy wiele dokumentów, które zawierały dokładnie opracowane plany zupełnego zniszczenia narodu czechosłowackiego. Częścią tego planu było wymordowanie tej części narodu, która nie była skłonna do asymilacji. To mordowanie miało się w dużej części odbyć właśnie w Oświęcimiu. Obywatele Czechosłowacji przybywali do Oświęcimia w nieregularnym przypływie, ale jednak w ramach wielkich akcji eksterminacyjnych, z których na wzmiankę zasługuje głównie akcja przeciwko czechosłowackim Sokołom, którzy byli aresztowani w październiku 1941 r., w grudniu 1941 r., a w styczniu 1942 r. około półtora tysiąca z nich było wysłanych do Oświęcimia. Wróciła tylko bardzo mała liczba. O tych rzeczach będzie mógł dokładniej powiedzieć przewodniczący czechosłowackiej gminy sokolskiej dr Hcebik, który jak mnie informowano będzie powołany również w charakterze świadka.

W 1942/1943 r. przybył do Oświęcimia wielki transport więźniów politycznych, którzy zostali w ciągu kilku tygodni zupełnie wyniszczeni. W większości do Oświęcimia wysyłane były transporty Żydów czechosłowackich. Choć się o to starałem, nie mogłem stwierdzić żadnej ścisłej liczby Czechosłowaków, którzy zginęli w Oświęcimiu. O dowodach wspomnę. Mogę uważać liczbę 150 tysięcy za mniej więcej ścisłą. Być może jest jeszcze o kilka tysięcy wyższa, gdyż jest pewne, że w transportach węgierskich Żydów, którzy przybyli w 1943 r. do Oświęcimia, była wielka liczba obywateli Czechosłowacji.

Jeśli chodzi specjalnie o Żydów obywateli czechosłowackich, tutaj mogę podać liczby przybliżone, gdyż były koncentrowane [?] przy odtransportowaniu do Oświęcimia. Ze słynnego getta terezińskiego w okresie od 26 października 1942 do 28 października 1944 r. wywieziono 44 929, z tego powróciło 2 676, tak że zaginęło 42 253. Ta statystyka jest niepełna, jeżeli uwzględnimy, że w Oświęcimiu wymordowano tysiące czechosłowackich Żydów, którzy byli przewiezieni z innych obozów, np. Lublin, Łódź. W tym czasie z Terezina wywieziono 3 196 dzieci, wróciło 190, zginęło 2 946, czyli 94 proc. Stan tych, którzy przeżyli Oświęcim, był godny pożałowania, a o ile organizacje, które zajmują się ewidencją byłych więźniów politycznych, mogą to stwierdzić, ci więźniowie w większości wypadków mają zniszczone zdrowie i licznie umierają. W Oświęcimiu zginął kwiat narodu czechosłowackiego.

Wspomnę o przedstawicielach czechosłowackiego Sokoła, między innymi o staroście Bukowskim. Zginęli członkowie rodzin naszego emigranckiego rządu w Londynie na bezpośredni rozkaz Karola Hermana Franka, między nimi i bliscy krewni prezydenta Benesza.

O Oświęcimiu istnieje już w językach czeskim i słowackim cała literatura. Zostanie on najstraszniejszym miejscem w dziejach cierpień narodu czeskiego. Sam dźwięk tej nazwy wywołuje grozę wśród naszego narodu. Oświęcim, tak samo jak Lidice, zostaną nazwami, które uważamy za punkty kulminacyjne niemieckiej brutalności i bestialstwa.

Przewodniczący: Czy strony mają pytania w związku z zeznaniami świadka?

Prokurator Cyprian: Ja mam jedno pytanie do oskarżonego w związku z zeznaniem świadka.

Przewodniczący: Proszę.

Prokurator Cyprian: Chciałbym zapytać oskarżonego w związku z zeznaniami świadka, czy wie cokolwiek o dzieciach czeskich przywiezionych z Lidic?

Oskarżony Höß: Nie. Już niejednokrotnie mnie o to pytano. Ja nic o tym nie wiem.

Świadek: W tej sprawie mała uwaga. W dokumentach, które zostały znalezione w archiwum sztiechowickim, jest również dokument, w którym Karol Herman Frank daje wskazówki odnośnie do dzieci z Lidic. Jak wiadomo, było ich deportowanych 106, z nich znaleziono tylko kilkanaścioro. We wspomnianym dokumencie Karola Hermana Franka jest dany rozkaz, aby tylko dzieci, które wykazują germańską rasę i pierwiastki, były oddane do niemieckich rodzin do zgermanizowania, pozostałe mają być zlikwidowane. Jest bardzo prawdopodobne, że koniec tych nieszczęsnych dzieci był albo w Oświęcimiu, albo w innym podobnym obozie zniszczenia.

Adwokat Ostaszewski: Mam jedno pytanie. Świadek wyjaśnił tu sprawę tych dziesięcioletnich zboczonych chłopców. Chodzi mi o taką rzecz. W Niemczech homoseksualizm jako taki był karany. O ile wiemy, tacy więźniowie byli nawet oznaczeni specjalnymi odznakami. Jak to więc wytłumaczyć?

Świadek: Sam z własnego doświadczenia mogę potwierdzić, że ci chłopcy byli seksualnie wykorzystywani. Byli wykorzystywani przez Niemców oznaczonych czarnymi trójkątami.

Adwokat Ostaszewski: Czy te rzeczy były robione z wiedzą komendantury obozu, czy też były to sprawy indywidualne poszczególnych dowódców blokowych czy kapów?

Świadek: O tej sprawie miał w Oświęcimiu wiedzieć każdy. Tych chłopców było w Birkenau dużo. Ich ubrania, umundurowanie tak wyróżniały się – mieli kożuszki, wysokie buty z cholewami – że to każdemu rzucało się w oczy. Nie można sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek, kto był w obozie w Birkenau – a to odnosi się również do SS-manów i dowódców – nie wiedział, do czego te nieszczęsne dzieci służą i żeby nie wiedział, jak te dzieci mordują.

Adwokat Ostaszewski: Czy w związku z tym pan prezes pozwoli zadać pytanie oskarżonemu celem wyjaśnienia tej okoliczności?

Przewodniczący: Proszę.

Adwokat Ostaszewski: Oskarżony słyszał, co pan prokurator, świadek w tej sprawie mówił? Jak to wyjaśnić, jak zrozumieć, że to z jednej strony było karane w Niemczech, a było tolerowane w obozie?

Oskarżony Höß: Nie wiem, o jakie dzieci tutaj chodzi i nie wiem też, jak do tego doszło. Że więźniowie hołdowali homoseksualizmowi, to było rzeczą ogólnie znaną, jednakże komendantura obozu nie sprzyjała temu w żaden sposób.

Adwokat Ostaszewski: Nie mam więcej pytań.

Świadek: Stwierdzam, że homoseksualizmowi hołdowali w obozie tylko więźniowie niemieccy przysłani z niemieckich więzień.

Przewodniczący: Czy pan prokurator w związku z wyjaśnieniami oskarżonego ma jakieś pytania?

Prokurator Cyprian: Nie.

Przewodniczący: A obrona?

Adwokat Ostaszewski: Nie.

Przewodniczący: Wobec tego świadek jest wolny.

Zarządzam przerwę w posiedzeniu do jutra, do godziny 9.00 rano.

(Koniec posiedzenia o godzinie 18.35).