ENRICA JONA

Jedenasty dzień rozprawy, 22 marca 1947 r.

(Po przerwie).

Obecni jak w siódmym dniu rozprawy.

Przewodniczący: Wznawiam posiedzenie Najwyższego Trybunału Narodowego.

Proszę Pana Tłumacza o podanie personaliów do protokołu.

Tłumacz: Jerzy Kroński, 37 lat, żonaty, wyznania rzymskokatolickiego, urzędnik Radia Polskiego. (Trybunał odebrał przysięgę od tłumacza zgodnie z art. 133 i 140 kpk).

Przewodniczący: Proszę poprosić świadka Enricę Jonę.

Świadek podała co do swej osoby: Enrica Jona, 37 lat, bez zawodu, wyznania mojżeszowego, niezamężna, dla stron obca.

Przewodniczący: Jakie są wnioski stron co do trybu przesłuchania świadka?

Prokurator Cyprian: Zwalniamy z przysięgi.

Adwokat Umbreit: Zwalniamy.

Przewodniczący: Za zgodą stron Trybunał postanowił zwolnić świadka z przysięgi. Upominam świadka o obowiązku zeznawania prawdy i o odpowiedzialności za fałszywe zeznania.

Proszę, niech świadek powie, co jej wiadomo w sprawie, jak się dostała do obozu, w jakich okolicznościach.

Świadek: Zostałam odtransportowana do obozu Oświęcim, ponieważ jestem Żydówką. W Oświęcimiu byłam od 30 czerwca 1944 r. do 17 stycznia 1945 r. Poprzednio byłam w Birkenau, skąd zostałam przeniesiona do obozu w Oświęcimiu. W Oświęcimiu zostałam umieszczona w kobiecym baraku doświadczalnym. Na tym bloku był lekarz, który się nazywał Göbel. Robił on doświadczenia na zamężnych kobietach, wzywał do swego laboratorium i robił tam zastrzyki. Kobiety traciły dużo krwi i dostawały gorączki, ale nigdy nie było dokładnie wiadomym, co im robiono. Więźniarki [te] pracowały w szwalni.

Następnie były psy w obozach Oświęcim i Brzezinka. Były szczute specjalnie na kobiety, ażeby rzucały się na nie i dopuszczały się niegodnych czynów. Ja sama widziałam psy na kobietach, na młodych, 17-letnich. Żołnierze niemieccy zachęcali te psy. Byłam świadkiem, jak gryzły one kobiety, a żołnierze śmiali się z tego. Niemniej [jednak] najohydniejsze było to, o czym wspomniałam, że widziałam młode dziewczęta, a na nich psy.

Widziałam młode kobiety, które zostały uduszone pewnego wieczoru. Były to Żydówki. Zostały uduszone przez Żyda więźnia, ponieważ dostarczyły proch do wysadzenia krematorium, gdyż pracowały w fabryce amunicji. Niemcy zmusili tego Żyda do uduszenia [ich].

Pewnego wieczoru zabroniono nam wychodzić z naszego bloku. Wyszłyśmy nad ranem i zobaczyłyśmy krematorium, [a] niebo było czerwone. Dowiedziałyśmy się, że Cyganie zostali spaleni – mężczyźni, kobiety i dzieci, które były w obozie.

Widziałam pewnego razu młodą kobietę powracającą z pracy. Żołnierze niemieccy znaleźli u niej dwa czy trzy kartofle. Rzucili ją na ziemię, zaczęli bić, potem kazali jej się podnieść, ona nie była już w stanie tego zrobić, była bliska śmierci, kolbami ją bili, aż zatłukli. Trup tej kobiety leżał przez wiele dni przed blokiem, żeby wszyscy wiedzieli, jaka kara czeka każdego, kto by się odważył własnym przemysłem zdobyć kartofel.

Widziałam pewnego razu młodą dziewczynę, która była prowadzona przez dwie koleżanki, zmuszone do tego przez oficerów niemieckich, przez żołnierzy niemieckich, zmuszone do zaprowadzenia jej do krematorium, gdzie została żywce spalona. I nawet nie przeszła przez komorę gazową. Wiem, że kiedy było dużo takich osób, które miały być spalone, nie przeprowadzano ich przez komorę gazową, lecz palono żywcem.

Widziałyśmy płomień i rozumiałyśmy, o co chodziło. Czuć było zapach spalonego ciała. Widziałam, jak żołnierze niemieccy mordowali dzieci.

Mogę powiedzieć, że pewnej nocy zabrano kobiety z izby chorych, zaprowadzono do krematorium, pozostawiono je przez dwie godziny przed blokiem, kobiety te krzyczały i płakały, bo wiedziały, o co chodzi, były nagie. Potem załadowano je do ciężarówek i odwieziono do krematorium.

Następnie widziałam, jak brano do krematorium kobiety nie z izby chorych, ale z bloku, gdzie znajdowały się zdrowe więźniarki.

Mogę jeszcze opowiedzieć, jak opuściłyśmy obóz w Oświęcimiu i Brzezince, kiedy zbliżały się wojska radzieckie. Było to 17 stycznia 1945 r. wieczorem. Maszerowałyśmy przez dwa dni w śniegu, mając zaledwie parę godzin w nocy na sen i odpoczynek pod gołym niebem. Nie dawano nam nic do jedzenia. Pilnowali nas żołnierze niemieccy z psami. Ale oczywiście nie wszystkie kobiety były zdolne do maszerowania, tym bardziej że już od dwóch, trzech dni nie jadłyśmy. Kobiety nie mogły się już poruszać. Było bardzo zimno. Szłyśmy po śniegu, nie miałyśmy butów, nie miałyśmy ciepłego ubrania, nogi były odparzone od marszu w śniegu. Kobiety padały więc w śnieg, a żołnierze niemieccy mieli rozkaz, żeby te, które padną w drodze, zabijać.

Ale najokropniejszą rzeczą było, kiedy doszłyśmy do dworca, gdzie miano nas załadować na pociąg. Miasteczko to nazywało się Lesna. Spędziłyśmy całą noc pod gołym niebem, następnie załadowano nas do pociągu, do wagonów po węglu, bez dachu, gdzie podłoga była pokryta pyłem węglowym. W wagonie takim mogło się pomieścić najwyżej 40–50 kobiet, ale nas naładowano do wagonu przeszło sto, jedna przy drugiej, jedna na drugiej. Przed odjazdem pociągu załadowano jeszcze dodatkowo dużo kobiet, więc musiały się one ułożyć warstwami w tych wagonach, jedna warstwa na drugiej i jeszcze trzecia warstwa. Było nas może 200–300 kobiet w wagonie. Podróż trwała cztery dni. Przez ten czas nie dawano nam żadnej żywności i dwukrotnie padał na nas śnieg.

Następnie przybyłyśmy do nowego obozu w Ravensbrück. Kiedy opuściłyśmy wagony, zobaczyłyśmy, ile kobiet było martwych. Zmarły z braku żywności, z powodu zimna i śniegu, ale również dlatego, że dolne warstwy kobiet się udusiły.

W obozie w Ravensbrück było już bardzo dużo kobiet. Pozostawałyśmy jeszcze przez cały dzień pod gołym niebem, bez jedzenia, nie mając nawet możności napicia się wody. Woda była, ale nie wolno nam było z niej korzystać ani nawet przybliżyć się do niej. Zresztą zawsze było tak, że kiedy wracałyśmy z pracy i miałyśmy pragnienie – np. w lecie – nie wolno było nam zbliżyć się do wody. Kiedy zostałyśmy umieszczone w nowych blokach w nowym obozie Ravensbrück, ten obóz był tak przepełniony, była tam tak wielka liczba kobiet, że już dla nas nie było miejsca, a jednak umieszczono nas na tych blokach. I znów było tam tak jak w pociągu: kobiety leżały na ziemi, inne kobiety leżały na nich. Tak było aż do nadejścia wojsk radzieckich i amerykańskich, tzn. w lutym, marcu i kwietniu.

Jeszcze chcę coś powiedzieć o obozie w Oświęcimiu. Przypominam sobie, że pewnego wieczora, nie wiem, z jakiego powodu, nie wpuszczono nas do bloków, lecz kazano stać pod gołym niebem. Było bardzo zimno, przypominam sobie, że padał silny deszcz. Pozostawiono nas prawie przez całą noc przed blokiem, nie wiem za jakie przewinienie. To jest rzecz, którą komendant obozu robił często. Powracałyśmy z miejsca pracy oddalanego o 12, 14, 16 km i po powrocie nie byłyśmy pewne, czy po apelu, który trwał zawsze dwie godziny, a nawet i więcej – apel trwał zawsze dwie godziny rano i dwie godziny wieczorem i nie wolno było wówczas oczywiście się poruszyć – otóż nigdy nie wiedziałyśmy, czy wolno nam będzie wejść po apelu do bloku. Nieraz komendant obozu nakazywał nam pozostać przed blokiem, żebyśmy pamiętały, że jesteśmy więźniarkami.

Pozostawiono nas również nieraz zupełnie nago pod gołym niebem. Chciałabym, żeby mnie zrozumiano: zupełnie nagie – ponieważ robiono dezynfekcję naszych ubrań przez ten czas. Ta dezynfekcja przeprowadzana była dzień lub w nocy, a przez ten czas pozostawałyśmy zupełnie nagie, gdyż nie miałyśmy innego ubrania. Ja osobiście po apelu, który trwał od godz. 4.00 do 6.00 wieczorem, zostałam do południa następnego dnia zupełnie naga i bez jedzenia, oczekując na odniesienie mi rzeczy. Dezynfekcja taka robiona była raz na miesiąc.

Raz na tydzień miałyśmy kąpiel. Odbywało się to w ten sposób: prowadzono nas do pomieszczenia poprzedzającego pokój, w którym była kąpiel, kazano się rozebrać i czekać. Następnie prowadzono nas do pokoju, w którym był prysznic, tam mogłyśmy się trochę polać wodą. Woda była oczywiście zawsze zimna, nie mogłyśmy się nawet umyć. SS-manka biła nas kijem. Musiałyśmy się ubrać w mokre ubranie i tak wracałyśmy do naszego bloku. Oczywiście to nie była kąpiel, tylko inny rodzaj tortur.

Przypominam sobie jeszcze, że był dzień, kiedy nie otrzymałyśmy jedzenia – nie wiem dlaczego. Były dni, gdy dawano nam tylko wodę bez chleba.

Kiedy był alarm lotniczy, nie mogłyśmy oczywiście schodzić do schronu. Schrony były, ale nie dla nas, tylko dla żołnierzy.

Przypominam sobie, że raz widziałam kobietę, na którą żołnierz poszczuł psa. Zwierzę chwyciło ją za rękę, kobieta krzyczała, a żołnierz śmiał się i kazał psu chwycić ją za nogę. Ta kobieta upadła na ziemię. Myśmy były oddalone od obozu, byłyśmy zmuszone nieść ją aż do obozu, po drodze straciła prawie całą krew.

Byłoby dużo do opowiedzenia, co widziałam w obozie, ale moim zdaniem najokropniejsze było to, co mówiłam o tych psach, które szczuto na kobiety. Dla żołnierzy był to dodatkowy powód do śmiechu. Również okropną rzeczą było widzieć, jak żołnierze strzelali do dzieci, które przybyły do obozu.

Przewodniczący: Czy świadek widziała, jak żołnierze niemieccy mordowali dzieci?

Świadek: Owszem, widziałam.

Przewodniczący: W jakim wieku były te dzieci, jak je mordowano, czy strzelano, czy w inny sposób katowano?

Świadek: Dzieci mogły mieć 6, 8, 10 lat, strzelano do nich. To były dzieci, które przybywały dopiero co do obozu. Strzelano do nich z karabinu, robiono to chyba dla ćwiczeń.

Przewodniczący: Świadek została wywieziona do Oświęcimia w 1944 r.?

Świadek: Tak.

Przewodniczący: Ile osób było w transporcie?

Świadek: 500.

Przewodniczący: Jakiej narodowości?

Świadek: Prawie wszystko Włoszki, ale nie cały transport przybył do Oświęcimia, gdyż oficer eskortujący zabił po drodze kilka kobiet.

Przewodniczący: Czy na bloku świadek była wśród rodaków, czy to był blok mieszany?

Świadek: Narodowości były zawsze pomieszane.

Przewodniczący: Czy było równomierne traktowanie na bloku, na którym była świadek, czy gorsze?

Świadek: Byłam na kilku blokach, a nie na jednym. Traktowanie kobiet było jednakowe we wszystkich blokach, najgorsze na bloku doświadczalnym.

Przewodniczący: Czy świadek może powiedzieć coś jeszcze o tych doświadczeniach i eksperymentach?

Świadek: Nie mogę prawie nic powiedzieć, gdyż jestem niezamężna, a do tych doświadczeń brano tylko kobiety zamężne. Lekarz wzywał je dwa–trzy razy w ciągu ośmiu dni. Koleżanki, które były na bloku, opowiadały, że robiono im zastrzyki. Nie wiedziały, co to za zastrzyki, ale traciły po nich dużo krwi i miały gorączkę. Następnie lekarze wzywali je ponownie i robili zdjęcia rentgenem, przypuszczalnie by stwierdzić skutki zastrzyku. Już będąc na wolności, spotkałam się z pewną młodą kobietą, która była razem ze mną na bloku doświadczalnym, i ona mi mówiła, że te więźniarki, na których robiono doświadczenia, nie są zdrowe, i lekarze, którzy je leczyli, twierdzili, iż niewątpliwie było to wynikiem zrobionych im zastrzyków. One nie mogły zrozumieć zupełnie, co im robiono i myślały, że może chciano je zabić.

Przewodniczący: Czy znane są świadkowi wypadki, że na skutek tych zastrzyków następowała śmierć?

Świadek: Wiem o jednej kobiecie, która zmarła w tym czasie, kiedy byłam na bloku. Zachorowała po zastrzyku, przewieziono ją na izbę chorych i więcej już nie wróciła na blok.

Przewodniczący: To znaczy, że zastrzyk skończył się w tym wypadku śmiercią?

Świadek: Tym razem tak.

Prokurator Cyprian: Czy świadek może powiedzieć, ilu mniej więcej w obozie było obywateli włoskich?

Świadek: Było wielu obywateli włoskich. Nie mogę wiedzieć ilu, bo nie znam ich wszystkich.

Prokurator Cyprian: Czy to były setki, czy tysiące?

Świadek: Nie mogę powiedzieć. Kobiet włoskich było kilkaset. O mężczyznach nie mogę powiedzieć, bo wśród nas nie było mężczyzn.

Adwokat Ostaszewski: Świadek przybyła do obozu w 1944 r. Czy komendantem obozu był wówczas Höß czy Liebehenschel?

Świadek: Ja zawsze słyszałam, że mówiono w obozie o Hößie. Widziałam wielu oficerów SS- manów, ale nie wiedziałam, który to jest Höß.

Adwokat Ostaszewski: Czy ci oficerowie byli zawsze w czapkach na głowie?

Świadek: Byli również i bez czapek.

Adwokat Ostaszewski: Czy siedzącego tutaj oskarżonego świadek widziała?

Świadek: Tak, widziałam go.

Adwokat Ostaszewski: Czy to było przy końcu 1944 r.?

Świadek: Nie, nie pod koniec. Wcześniej, gdyż pod koniec roku byłam na bloku, gdzie robiono doświadczenia.

Adwokat Ostaszewski: Świadek mówiła, że [pewna] kobieta została spalona żywcem w krematorium.

Świadek: Widziałam, jak ją prowadzono do krematorium, by ją spalić. Nie byłam tam, tam nie wolno było wchodzić.

Adwokat Ostaszewski: Świadek tylko [o tym] słyszała od innych osób?

Świadek: Widziałam, jak prowadziły ją dwie koleżanki do krematorium. Koleżanki te zostały zmuszone przez żołnierzy niemieckich.

Adwokat Ostaszewski: Świadek widziała sam moment wejścia do krematorium, a nie spalenia?

Świadek: Widziałam, jak prowadziły ją te dwie kobiety.

Adwokat Ostaszewski: Jakich lekarzy świadek zna, którzy robili zastrzyki kobietom? Czy to był może Schumann, Weber?

Świadek: To był Göbel.

Adwokat Umbreit: Świadek opowiadała o strzelaniu do dzieci przywożonych do obozu. Kiedy to było? W którym miesiącu 1944 r.?

Świadek: To było na pewno latem, przypuszczam, [że] we wrześniu.

Adwokat Umbreit: Świadek na początku swoich zeznań powiedziała, że przyjechała do Oświęcimia w sierpniu 1944 r.

Świadek: Nie, 30 czerwca 1944 r.

Przewodniczący: Więcej pytań nie ma. Zwalniam świadka.

Zarządzam krótką przerwę.