JÓZEFA BAŁASZKIEWICZ

Warszawa, dnia 3 lipca 1946 r., sędzia okręgowa śledcza II rejonu Sądu Okręgowego w Warszawie Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Warszawie, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznanie oraz o treści art. 107 i 115 kpk, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Józefa Bałaszkiewicz
Stan cywilny panna
Imiona rodziców Stanisław i Emilia z d. Brzozowicz
Data i miejsce urodzenia 18 marca 1916 r, osada Żarnów, pow. Opoczno
Zajęcie bez zajęcia
Wykształcenie siedem oddziałów szkoły powszechnej
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Poznańska 22 m. 49
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W czasie okupacji niemieckiej mieszkałam w Warszawie, przy ul. Poznańskiej 22, razem z Teofilem Gilecińskim. 19 sierpnia 1943 r. posłyszałam strzały i wyjrzałam [przez] okno na ul. Poznańską. Znajdowałam się wtedy na IV piętrze. Zobaczyłam, że przy ul. Poznańskiej pod ścianą domu nr 23 stoi dwóch młodych mężczyzn, obróconych twarzą do ściany z rękoma podniesionymi do góry. Przy nich stało kilku gestapowców, którzy rewidowali zatrzymanych. Widziałam jak od jednego z zatrzymanych, ubranego w jasny płaszcz, gestapowiec odebrał przy rewizji rewolwer. W tym czasie, jak zobaczyłam, ulica była obstawiona przez żandarmerię niemiecką i gestapo. Obecny w pokoju Gileciński pokazał mi, że na dachu domu nr 21 stali żandarmi. Na ul. Poznańskiej stało wiele samochodów wojskowych. Po chwili do naszego domu wpadła grupa żandarmów, wołając by wszyscy mieszkańcy wyszli na ulicę, pozostawiając mieszkania otwarte. Zeszłam razem ze wszystkimi mieszkańcami na podwórze naszego domu gdzie kazano nam stanąć twarzą do ściany. W tym momencie posłyszałam na schodach naszego domu strzały i wybuchy granatów. Później dowiedziałam się, że trzej mężczyźni, którzy schronili się na IV piętrze w naszym domu, zbiegli schodami strzelając i rzucając granaty. Dwaj uciekający zostali zabici przed domem, jeden uciekł. Po strzelaninie, w czasie której schowaliśmy się w suterenach, żandarmi ponownie nas ustawili z rękami w górze na środku podwórza oraz przeprowadzili rewizję we wszystkich mieszkaniach. Mężczyznom kazano położyć się twarzą do ziemi. Po rewizji, która nic interesującego żandarmów nie wykazała, przyjechały samochody ciężarowe, do jednego z nich najprzód zabrano mężczyzn, do drugiego kobiety. Wszyscy zostaliśmy przewiezieni do więzienia na Pawiaku.

W więzieniu pozostałam do 4 września 1943 r., przy czym trzykrotnie mnie badano, pytając gdzie byłam w czasie rzucenia granatów, czy czytam gazetki konspiracyjne, co wiem o zajściu z 19 sierpnia 1943 r., po czym mnie zwolniono. Poza siedmioma mężczyznami wywiezionymi do obozu [w] Oświęcimiu wszyscy mieszkańcy zostali zwolnieni. Między innymi do Oświęcimia został wtedy zesłany Gileciński, obecnie zamieszkały razem ze mną. Inni zesłani wtedy do obozu – Józef Kania, Stefan Nalepa, Zbigniew Zakrzewski, innych nazwisk nie pamiętam – dotąd do Warszawy nie wrócili i nie wiadomo czy żyją. O ile wiem wszyscy ci mężczyźni nie brali udziału w zajściu 19 sierpnia 1943 r. i zostali zesłani do obozu zupełnie niewinnie. Wiem dokładnie, że Gileciński z projektowanym zamachem na pocztę nie miał nic wspólnego. Później słyszałam, nie pamiętam dokładnie od kogo, że 19 sierpnia 1943 r. oddział Polski Podziemnej projektował opanowanie gmachu poczty na rogu ul. Poznańskiej i ul. Nowogrodzkiej. Jednakże na skutek donosu, Niemcy poinformowani w porę, obstawili teren, dwóch zamachowców ujęli, dwóch zastrzelili przed naszym domem, jeden uciekł. Nazwisk zamachowców, donosiciela, ani gestapowców nie znam.

Odczytano.