MIECZYSŁAW MICHAŁOWICZ

11 czerwca 1946 r. w Warszawie wiceprokurator Zofia Rudziewicz przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań

Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Mieczysław Michałowicz
Data urodzenia 29 sierpnia 1876 r.
Imiona rodziców Edward i Zofia
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Litewska 16
Zajęcie dyrektor kliniki uniwersyteckiej
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany
Wykształcenie Uniwersytet Lwowski

W październiku 1939 roku byłem dyrektorem kliniki dziecięcej przy ul. Litewskiej 16 w Warszawie oraz profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Niemcy systematycznie zwalczali naukę i inteligencję polską, czego dowodem jest między innymi fakt, iż na Uniwersytecie Warszawskim 46 proc. profesorów zginęło – rozstrzelanych, zamęczonych w obozach i zagłodzonych.

Niemcy nie pozwolili na prowadzenie wykładów na uniwersytecie, jak również na wydawanie książek naukowych.

Lekarz dystryktu, Schrempf, podczas inspekcji w klinice oznajmił, że praca naukowa będzie karana. Zakaz prowadzenia prac naukowych obciąża Fischera, szefa dystryktu.

Niemcy działali również na szkodę szpitalnictwa polskiego. W 1942 roku władze dystryktu kazały klinice naszej przenieść się z ul. Litewskiej na ul. Śliską do Szpitala im. Baumanów i Bersonów. Jeszcze Schrempf wspominał o tym, że szkoda dla Polaków takiej perły jak budynek przy ul. Litewskiej. Przy przeprowadzce Niemcy zabrali całe urządzenie szpitala i bibliotekę naukową, przy czym zniszczyli polskie książki naukowe.

Gmach został oddany niemieckim dzieciom. Działo się to na rozkaz dystryktu i było niepowetowaną szkodą dla lecznictwa polskiego.

Przez cały czas okupacji Niemcy nie dawali chorym dostatecznego wyżywienia. Dzieci znajdujące się w klinice otrzymywały z przydziałów niemieckich około 900 kalorii dziennie. Nie dostarczano też dostatecznej ilości leków. Gdyby dyrekcja kliniki nie zaopatrywała się na czarnym rynku, dzieci skazane byłyby na niechybną zagładę. Odpowiedzialność za to ponosi Fischer, gdyż aprowizacja zależała od dystryktu.

W nocy z 10 na 11 listopada 1942 zostałem aresztowany przez gestapo i przewieziony na Pawiak. Byłem przesłuchany w ciągu pierwszego tygodnia. Zarzucono mi przynależność do Związku Walki Zbrojnej. Dowodów przeciwko mnie nie było, mimo wszystko nie zwolniono mnie. Jednocześnie ze mną zostali zaaresztowani: rektor Drewnowski, rektor seminarium ks. Arkutowski, dyrektor Banku Rolnego – nazwiska nie pamiętam, literat Grzymała-Siedlecki, prezes Towarzystwa Rolniczego, książę Lubomirski, inż. Dybowski, inż. Grosser i wielu innych.

Odniosłem wrażenie, że jest to sposób likwidacji inteligencji polskiej. SS-mani nazywali to Aktion.

Na Pawiaku siedziałem cztery miesiące i byłem świadkiem wstrząsających scen.

Co noc mordowano oficerów, jeńców sowieckich, wystrzałem z rewolweru, bezpośrednio za ścianą mojej celi. Dozorcy więzienni mówili mi, że czynił to osobiście naczelnik więzienia, SS-man.

Żydów więźniów wyprowadzano do kamienicy naprzeciwko więzienia i rozstrzeliwano tam w przejściu z jednego podwórza do drugiego.

Więźniów szczuto psami.

Przy przesłuchaniu bito okropnie. Po przesłuchaniu wnoszono do celi więźniów przytomnych, w stanie bliskim śmierci. W takim stanie przynieśli z przesłuchania siostrzeńca dr. Bujalskiego. Był tak zbity, że ciało z niego kawałkami odpadało. Architekt Tomaszewski miał uszkodzoną szczękę.

Natychmiast po przywiezieniu nas na Pawiak, usłyszeliśmy bicie w podziemiach. Katowano księdza Arkutowskiego – za to, że był księdzem. Gdy wrzucono go wreszcie do celi, współwięźniowie zaczęli okazywać mu współczucie. Wówczas SS-man wyprowadził wszystkich na korytarz, kazał nam skakać żabkę. Z księdza Arkuszewskiego ściągnięto sutannę, ubrano w nią Żyda Bąbla i kazano więźniom całować go po rękach.

Wszystkie te czyny popełniane były przez gestapowców na rozkaz naczelnika więzienia, który podlegał dystryktowi.

W marcu zostałem wywieziony do Majdanka, gdzie katowaniem ludzi zajmowało się gestapo lubelskie. W kwietniu 1944 przewieziono mnie do Gross-Rosen, a następnie do Leitmeritz, gdzie wyzwoliła mnie Armia Czerwona.