JANINA KNAPPE

Dnia 21 grudnia 1971 r. w Świdwinie Antoni Lamperski, prokurator Prokuratury Powiatowej w Mławie, z udziałem protokolantki Teresy Zimnowłockiej przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono ją o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek, uprzedzona [również] o treści art. 165 kpk, zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Janina Knappe
Nazwisko z domu (dla mężatek) Karczewska
Imiona rodziców Albin i Józefa z d. Małynicz
Data i miejsce urodzenia 16 lutego 1916 r., Nowogródek
Miejsce zamieszkania Świdwin, [...]
Zajęcie Powiatowa Przychodnia Obwodowa w Świdwinie
Wykształcenie średnie
Stosunek do stron obcy
W lipcu 1943 r. przybyłam do Iłowa, gdzie mąż mój z racji wykształcenia został zatrudniony

jako lekarz w obozie przejściowym. Na terenie tego obozu znajdował się lazaret, w którym przebywały niemowlęta oraz dzieci do lat dwóch. Tylko jeden chłopczyk imieniem Wiktor był o rok starszy. Był na pewno pochodzenia Rosjaninem.

Ja osobiście pełniłam funkcję pielęgniarki, chociaż nie był to mój zawód, ale wychodziłam z założenia, że podanie tego zawodu będzie najwłaściwszym rozwiązaniem, gwarantującym wspólny pobyt z mężem. Pragnę zaznaczyć, że chociaż nie jestem z wykształcenia pielęgniarką, to posiadałam praktyczne przygotowanie z okresu przedwojennego, ponadto nabyłam praktycznych doświadczeń, pracując z mężem.

Początkowo pracowałam przy pielęgnacji noworodków, a później zostałam oddelegowana do opieki nad chorymi dziećmi. Siostrą przełożoną była Niemka, której nazwiska nie znam, pamiętam tylko jej imię – Matylda. Była to kobieta wyjątkowo złośliwa, despotyczna i w ogóle źle ustosunkowana do Polaków. Odczuwało się to na każdym kroku. Tak samo w odniesieniu do dzieci była człowiekiem niezasługującym na pochwałę, dlatego że okradała dzieci z takich produktów jak ciastka czy też z leków. Nie znam sposobu rozliczania z pobranych lekarstw przez siostrę Matyldę, ale na tym tle dochodziło do sporów, ponieważ nie wydawała ilości zgodnych z przepisanymi przez lekarza, żądając pokwitowania całości ujętej receptą.

Na terenie obozu, konkretnie lazaretu, pracowały trzy siostry zakonne z Płocka, które znałam tylko z imienia. Były nimi Anzelma, Łucja i imienia trzeciej nie pamiętam. W momencie przybycia do obozu w lazarecie przebywało ok. 30 dzieci. Śmiertelność niemowląt i [pozostałych] dzieci była duża i nasilała się szczególnie w okresach letnich. Przez cały czas pobytu w obozie byłam świadkiem dostarczania niemowląt w wieku zaledwie kilku dni. Najczęściej były to dzieci chore, przypuszczam, [że] z powodu długiego transportu w złych warunkach. Niemowlęta dostarczały pielęgniarki, a w kilku przypadkach przywiozły je matki. Dzieci przywożone do obozu były stosunkowo często dotknięte biegunką.

Jeżeli chodzi o ewidencję dzieci przebywających na terenie obozu, to była prowadzona, ale wyłącznie przez Niemców, tak że liczbę dzieci, które przebywały bądź zmarły, trudno podać.

W początkowym okresie nie orientowałam się, gdzie przebywają rodzice, a w szczególności matki, ale w miarę upływu czasu do obozu docierały matki niektórych dzieci. Były to przeważnie Rosjanki. Osoby te, chociaż w odosobnionych przypadkach, przyjeżdżały legalnie. Byłam świadkiem takich spotkań, które kończyły się drastycznymi momentami, bo dzieci nie mogły poznać matek, ponieważ nigdy nie były przez nie wychowywane, więc zwracały się do pielęgniarek.

Jestem przekonana – i tego samego zdania byli wszyscy zatrudnieni na terenie obozu – że dzieci były przeznaczone na uzupełnienie stanu liczbowego narodu niemieckiego. W tym też celu nie wolno było odzywać się do dzieci w języku polskim, względnie rosyjskim. Z zasady zakaz ten był łamany i jeśli już odzywano się w języku niemieckim, to tylko w obecności siostry Matyldy.

Komendantem obozu był Morwiński, natomiast funkcję kwatermistrza pełnił Niemiec nazwiskiem Wardat. Nie mogę podać bliższych danych personalnych o tych osobach, bo [ich] nie znam. Morwiński był Niemcem. Przypominam sobie, że kiedyś nawiązał rozmowę z mężem i wysunął w niej propozycję przyjęcia volkslisty. Wyraził się przy tym słowami: „Dlaczego pan nie jest Niemcem, mając niemieckie nazwisko”. Mąż [zapytał] wówczas w odpowiedzi, dlaczego w takim razie on nosi czysto polskie nazwisko. Na tym rozmowa się skończyła.

Obóz w Iłowie był strzeżony dniem i nocą przez żandarmerię. Na jego terenie znajdowały się cztery obiekty murowane oraz cztery lub pięć baraków. Były to typowe niemieckie drewniane baraki, podobne do tych, które były w Oświęcimiu. Mam na myśli rozmiary baraków i ich architekturę.

Przypominam sobie, że w obozie przebywała Rosjanka nazwiskiem Małyszew, która urodziła bliźnięta. Jedno z nich zmarło, a drugi chłopiec pozostał do wyzwolenia. Małyszew pracowała dłuższy czas, to jest przez okres kilku miesięcy, na terenie obozu. Została jednak wysłana na roboty przymusowe. Dziecka nie pozwolono jej zabrać. Byłam świadkiem kiedy, Małyszew prosiła siostrę Matyldę o pozostawienie jej w obozie i danie tym samym możliwości sprawowania opieki nad dzieckiem bądź też o wydanie dziecka. Siostra Matylda stanowczo się temu sprzeciwiła, zresztą w tym zakresie nie miała ona wiele do powiedzenia.

Protokół niniejszy odczytano.