JAN GĄSIOREK

Kielce, dnia 7 stycznia 1948 r. o godz. 11.40 ja, Zygmunt Jan z Referatu Śledczego komisariatu Milicji Obywatelskiej w Kielcach, działając na mocy art. 20 przepisów wprowadzających kpk, zachowując formalności wymienione w art. 235–240, 258 i 259 kpk, przy udziale protokolanta Józefa Łunasika [?], którego uprzedziłem o obowiązku stwierdzenia swym podpisem zgodności protokołu z przebiegiem czynności, przesłuchałem niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadek, po uprzedzeniu o ważności przysięgi, złożył pisemną przysięgę, [uprzedzony również o] prawie [do] odmowy zeznań z przyczyn wymienionych w art. 104 kpk [oraz o] odpowiedzialności za fałszywe zeznanie w myśl art. 140 kk, oświadczył:


Imię i nazwisko Jan Gąsiorek
Imiona rodziców Piotr i Józefa
Wiek 43 lata
Miejsce urodzenia Kazimierz Dolny
Wyznanie rzymskokatolickie

Zawód bez zawodu

Miejsce zamieszkania Kielce, ul. Wojska Polskiego 250

W niniejszej sprawie wiadomo mi, co następuje:

Obóz w koszarach Fijałkowskiego zaczęli Niemcy budować w sierpniu 1941 r. Zostałem przymusowo zabrany do stawiania tych baraków. We wrześniu Niemcy przyprowadzili stu jeńców rosyjskich do tego obozu. Po tygodniu przyprowadzili znowu 4500 jeńców, a po [kolejnych] dwóch tygodniach jeszcze 5000. Później przyprowadzali ich już w mniejszej liczbie – po 500, po 1000. Jeńcy ci byli przywożeni z obozu z Chełma. Niemcy wykorzystywali ich do wszystkich robót oraz do cięcia drzew w lesie, do kopania rowów kanalizacyjnych, zabierali na stację kolejową w Kielcach do ładowania wagonów.

Jeńców przebywających w tym obozie żywiono dwa razy dziennie. Na pierwszy posiłek dawano rzekomo kawę z jakichś liści i kilogram chleba na dziesięć osób – na cały dzień, natomiast na drugi posiłek jeńcy dostawali zgniłe ziemniaki z brukwią, [których było] tak mało, że [osadzony] dostawał prawie samą wodę, a brukiew czy ziemniak rzadko [komu] się trafiał. Więcej [do jedzenia] nie dawali.

Gdy jeńcy pracowali, to codziennie przywozili na wozach po stu [spośród siebie], którzy umarli z głodu lub też zostali zabici przez Niemców drewnianymi pałkami. Takie wypadki były każdego dnia.

W obozie tym była zorganizowana milicja obozowa [złożona] z Ukraińców, uzbrojona w drewniane pałki. Wymierzała karę jeńcom, którzy [jakoś] przewinili w obozie. Za jakiekolwiek przewinienie jeniec był bity pałkami na placu tego obozu aż do śmierci. Po zabiciu jeńca brali go do trupiarni, gdzie składano większą liczbę [zwłok], i z trupiarni furmankami wywożono te trupy do lasu na Bukówkę i tam chowano.

Takie egzekucje odbywały się codziennie na tym placu. Wyprowadzano [wówczas] jeńców skazanych na bicie, a drugich jeńców – aby się przyglądali egzekucji. Po wyprowadzeniu jeńców Niemcy czytali wyrok skazanym na liście, [informując,] za co będą bici. Każdą taką egzekucję wykonywali milicjanci obozowi, którzy bili jeńców aż do śmierci. W czasie egzekucji Niemcy się przyglądali i czasem robili zdjęcia tych morderstw.

W czasie gdy najwięcej było jeńców w tym obozie, kiedy panował straszny głód, pewnej nocy jeńcy rozbili magazyn żywnościowy, który znajdował się na terenie obozu przeznaczonego dla [załogi] Niemców. Przyjechała żandarmeria niemiecka w nocy, z każdego baraku wyciągała

ludzi i na placu rozstrzela ła 500 osób za t ę kradzież. Więcej egzekucji przez rozstrzelanie nie
było na terenie obozu.

Tak straszny głód [tam] panował, że jeńcy chodzili do trupiarni, gdzie leżały trupy, i który [trup] miał więcej ciała, temu żywi jeńcy robionymi z blachy nożami odcinali [kawałki tego] ciała, piekli na ogniu i nimi się żywili.

Na przykład [jeśli] w którymś baraku nie było takiego porządku, jakiego sobie Niemcy życzyli, to [karali jeńców z tego] baraku, przez trzy dni nie dając im żywności, [a] ci wycieńczeni głodem umierali.

Kierownikiem obozu był Niemiec, nazwiska nie mogę zapodać, gdyż nie znam. Ten kierownik, który najbardziej się znęcał nad jeńcami, w czasie [istnienia] obozu zachorował na czerwonkę i zmarł. Zastępcą kierownika był Ukrainiec, nazwiska też nie znam. Na terenie obozu była izba chorych, ale tylko dla milicjantów obozowych, jeńcy z niej nie korzystali.

Przez cały czas istnienia obozu przewinęło się przez niego ok. 15 tys. jeńców rosyjskich. Przez trzy miesiące wszystkich ich – w sumie ok. 15 tys. – wykończono głodem i biciem, i pochowano w lesie na Bukówce.

Później ten obóz tylko był przejściowy. Co tydzień przychodził transport jeńców i co tydzień wysyłali [go] znowu dalej, do innego obozu. W obozie tym też tworzyli legion z [jeńców] narodowości rosyjskiej, którzy się podpisali – dostawali oni lepsze wyżywienie, ubranie i broń, i po wyszkoleniu legion został wysłany na front.

Jeńcowi, który miał lepsze umundurowanie, Niemcy je zabierali i magazynowali, a wydawali drewniaki i stare mundury. Jeśli w czasie, gdy jeńcy pracowali przy ziemniakach, podczas kontroli [Niemcy] znaleźli [u kogoś] w kieszeni jakiego ziemniaka, tego [jeńca] od razu pałkami zabijali.

Dopiero pod koniec jesieni 1944 r. obóz został zlikwidowany, a jeńców, którzy w nim jeszcze byli, wywieźli dalej, do innego obozu.

Powyższe zajścia w obozie widziałem osobiście, ponieważ w nim pracowałem.

Na tym kończę swoje zeznanie. Po odczytaniu podpisałem.