ZOFIA WOJCIECHOWSKA

Warszawa, 31 stycznia 1946 r. Sędzia St. Rybiński, delegowany do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrał od niej przysięgę, poczym świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Zofia Wojciechowska
Data urodzenia 5 sierpnia 1903 r.
Imiona rodziców Jan i Maria
Zajęcie urzędniczka
Miejsce zamieszkania ul. Noakowskiego 10 m. 86
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W roku 1943 mieszkałam w tym samym mieszkaniu, co i obecnie. Ze mną mieszkał wówczas też mój rodzony brat Kazimierz Wojciechowski. Przed wojną brat uczył się w szkole Wawelberga, ale szkoły tej nie skończył. Pracował jednak jako technik w Ministerstwie Spraw Wojskowych.

Po wybuchu wojny brat zaczął trudnić się handlem. Urodzony w roku 1908, miał w 1943 w listopadzie 35 lat. 12 listopada, w piątek, brat wyszedł z domu pomiędzy 7.00 a 8.00 wieczorem i udał się do sąsiedniego domu przy ul. Noakowskiego 8 do znajomych, by nabyć tam towar, który miał dalej sprzedać. Kiedy wychodził już z powyższego domu na ulicę, zatrzymali go w bramie gestapowcy przebrani po cywilnemu, zaprowadzili do dyżurki i po wylegitymowaniu odwieźli go do więzienia.

Dowiedziałam się o zaaresztowaniu brata tego samego dnia i zaczęłam robić starania o zwolnienie go. Starania te nie osiągnęły skutku. 14 listopada po mieście były rozklejone plakaty ze spisem zakładników, którym groziła śmierć w wypadku dokonania przez kogoś zamachu na Niemca. 17 listopada zostały rozklejone na mieście nowe plakaty, na których w spisie rozstrzelanych figurowało nazwisko brata.

Starałam się o zwolnienie brata przez znajomego volksdeutscha. Nazywał się Sawicki (imienia nie pamiętam). Miał on brata, o którym mówiono, że jest „kierownikiem” na Pawiaku. Sawicki obiecał mi, że się dowie o losie mego brata i da mi znać. Było to już w grudniu. Istotnie, Sawicki poinformował mnie, że brat mój nie został rozstrzelany, lecz wywieziony do Niemiec. Żadnych poza tym informacji o losie mego brata nie otrzymałam. Jeżeli istotnie brat został rozstrzelany 17 listopada 1943, jak to zostało ogłoszone w rozklejonych na mieście plakatach, to dlaczego się dowiedzieć nie mogłam, gdzie ta publiczna egzekucja miała miejsce? W marcu 1944 roku na skutek złożonego przeze mnie podania zostałam wezwana do gestapo na ul. Szucha i tam doręczono mi to zaświadczenie o śmierci mego brata.

(Świadek okazuje zaświadczenie w języku niemieckim o treści następującej: [fragment po niemiecku])

O tym, że brat nie został rozstrzelany, lecz wywieziony, poinformował mnie Sawicki zanim otrzymałam z gestapo okazane ob. sędziemu zaświadczenie.

Nic więcej nie wiem.

Nie jest mi wiadomo, czy brat brał udział w jakiej organizacji politycznej. W każdym razie został zatrzymany zupełnie przypadkowo. Agenci gestapo w owym dniu ukrywali się w bramach domów, zatrzymywali wchodzących i wychodzących, legitymowali i zabierali do więzienia. Później, po kilku dniach, niektórzy z zatrzymanych zostali zwolnieni do domów. Inni trafili na listy rozstrzelanych, tak jak mój brat, i zaginęli bez wieści.

Składałam podanie do zarządu więzienia Pawiak o wydanie mi rzeczy, pozostałych po moim bracie, lecz żadnej odpowiedzi nie otrzymałam.

Po zaaresztowaniu brata robiłam starania o jego zwolnienie przez niejakiego Augustyniaka (imienia nie znam), który obiecywał mi, że się wystara o zwolnienie brata. Na ten cel wziął ode mnie około 10 tys. zł. Pieniędzy mi nie zwrócił. Sawickiemu nic nie zapłaciłam.

Gdzie się teraz znajdują Sawicki i Augustyniak, ja nie wiem. Sawicki wówczas mieszkał przy ul. Matejki 8. Z Augustyniakiem spotykałam się w jednej z restauracji na ul. Miodowej. Wiedziałam, że jednocześnie z bratem mym został zatrzymany mieszkający w naszym domu młody człowiek, który tak samo jak i brat mój figurował później na liście rozstrzelanych, i też z więzienia już nie powrócił.

Nazwiska tego młodzieńca nie przypominam sobie. Jego matka, z drugiego męża Borowska, mieszka dotąd w tym samym domu, co i ja.

Odczytano.