WŁADYSŁAWA ZIENKIEWICZ

Warszawa, 2 kwietnia 1946 r. Sędzia St. Rybiński, delegowany do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał przysięgę, poczym świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Władysława Zienkiewicz primo voto Mikulska z Wyszkowskich
Imiona rodziców Józef i Feliksa z Sokołowskich
Data urodzenia 7 marca 1888 r.
Zajęcie domowe
Wykształcenie szkoła powszechna
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Jagiellońska 36 m. 52
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

Od 1941 roku mieszkam pod adresem, który wyżej podałam. Do 1944 roku prócz drugiego męża Szczepana Zienkiewicza mieszkał tam też mój młodszy syn Jerzy Zienkiewicz (urodzony 6 listopada 1926). Syn zdał małą maturę w roku 1943 w gimnazjum Roeslerów przy ul. Chłodnej i wstąpił do liceum.

Czy syn należał do organizacji politycznej, skierowanej przeciwko okupantom niemieckim, tego nie wiem. Mogę się tylko domyślać, że należał. 3 kwietnia 1944 roku syn wyszedł z domu o 8.00 rano, nie pożegnawszy się. Myślałam, że wyszedł tylko do telefonu. Syn nie wracał.

Tymczasem o godzinie 4.00 po południu przyszło dwóch drabów, ubranych po cywilnemu. Jeden z nich był w kurtce skórzanej. Powiedzieli mi, że są kolegami syna i chcą zabrać pożyczoną przez syna od nich książkę. Przetrząsnęli teczkę syna i po powierzchownym przeszukaniu jego książek nic nie zabrali i wyszli.

Dopiero 7 kwietnia przyszła do mnie nieznana mi kobieta, przedstawiła się mi jako Leszczyńska i poinformowała mnie, że syna mego dobrze znała, ponieważ bywał u jej siostry Kubczyk, zamieszkałej przy ul. Tarchomińskiej 7; że tam został aresztowany mój syn razem z Kubczykową, jej córką i zięciem Józefem Kwaśnicą. Byli też tam aresztowani jej syn, też Józef, i jeszcze dwóch starszych mężczyzn. Ponieważ dowiedziałam się o aresztowaniu syna 7 kwietnia, w Wielki Piątek, więc paczkę dla niego zaniosłam do patronatu na Krochmalnej dopiero po Świętach Wielkanocnych 12 kwietnia. Paczkę przyjęli. W dwa tygodnie później jeszcze raz zaniosłam paczkę, którą również przyjęto.

Żadnych listów od syna ani wiadomości nie otrzymałam, aż 3 maja przyszedł do mnie nieznajomy człowiek, nazwisko którego zapomniałam. Był rówieśnikiem mego syna. Ten młodzieniec powiedział mi, że siedział na Pawiaku razem z synem, że syn mój opowiadał mu, jak został zatrzymany przez Niemców. Miało to być w takich okolicznościach, że syn zapukał do mieszkania Kubczykowej, gdy już tam byli Niemcy, a członkowie rodziny Kubczykowej leżeli powiązani na podłodze. Wówczas Niemcy, którzy byli w mieszkaniu (i z których jeden siedział przy pianinie i grał) zatrzymali syna, który niczego się nie spodziewał. Poza tym człowiek ten powiedział, że syna na pewno Niemcy stracili poprzedniego dnia przed wyjściem jego z więzienia. Siedzący na Pawiaku wiedzieli, co ich czeka, gdy jeden z gestapowców, zawsze ten sam, wywoływał celem wyprowadzenia ich z więzienia. Chociaż ten gestapowiec powiedział synowi, żeby zabrał ze sobą ubranie, a gdy syn powiedział, że ubrania nie ma, żeby zabrał paczkę. Mimo to syn nic nie chciał brać, wziął puste pudełko, bo wiedział, że prowadzą go na śmierć. Syn dał adres mój i prosił obecnych w celi, w wypadku, gdy który z nich wyjdzie na wolność, by dali znać o nim nam, rodzicom. Gdy wychodząc z celi, syn powiedział do współwięźniów: „Do widzenia koledzy!” gestapowiec uderzył go w twarz. Było to 2 maja 1944 roku.

Następnego dnia ten młody człowiek przyszedł do nas i opowiedział o losie syna. Aresztowani jednocześnie z synem Józef Leszczyński i Kwaśnica (też zdaje się Józef) zostali rozstrzelani wcześniej, gdyż figurowali obaj na plakacie z listą straconych jeszcze z datą 17 kwietnia. Syn na tej liście nie figurował, a w późniejszym czasie Niemcy nazwisk przez nich straconych nie ogłaszali.

O synu Jerzym żadnych wiadomości nie otrzymałam. Niemcy nie zwrócili mi rzeczy syna, o co zresztą ich nie prosiłam. Nie otrzymałam też zaświadczenia o śmierci syna.

Z aresztowanych razem z nim w mieszkaniu osób – pięciu mężczyzn i dwu kobiet – powróciły już po wojnie z obozu w Dachau tylko te dwie kobiety – Kubczykowa i jej córka Kwaśnicowa. O losie mężczyzn z nimi aresztowanych nic nie wiedziały, ponieważ po przewiezieniu na Pawiak ich rozłączyli.

Prócz syna Jerzego miałam jeszcze starszego syna Bronisława Mikulskiego (z pierwszego małżeństwa) urodzonego 11 listopada 1910. O losie tego syna nic nie wiem. Dowiedziałam się w listopadzie 1939, że po odbytej kampanii w randze oficera WP syn ukradkiem powrócił z terenów rosyjskich do Zawiercia, gdzie przed wojną pracował. Ktoś w Zawierciu go wydał. Niemcy go aresztowali i ślad po nim zaginął.

Z Kubczykową i Kwaśnicową nie spotkałam się. Mówiła mi o ich powrocie z Dachau Leszczyńska.

Młody człowiek, który doniósł mi o losie syna mego Jerzego, opowiadał mi też, że syn skarżył się współwięźniom, iż w gestapo był bardzo pobity.

Odczytano.