KONSTANTY GRYGIEL

Dnia 14 lutego 1949 r. w Skarżysku Kamiennej Sąd Grodzki w Skarżysku Kamiennej w osobie sędziego Władysława [?] Gaździńskiego z udziałem protokolanta A. Wójcika przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez przysięgi. Świadek, uprzedzony o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Konstanty Grygiel
Wiek 50 lat
Imiona rodziców Jan i Franciszka
Miejsce zamieszkania wieś Wojtyniów, gm. Bliżyn, pow. kielecki
Wykształcenie samouk, umie czytać i pisać
Zajęcie kamieniarz, dostawca kamienia łamanego i obrobionego
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

W czasie okupacji niemieckiej, na dwa lata przed wypędzeniem okupanta niemieckiego z kraju, byłem zatrudniony w tartaku w Bliżynie, będącym pod zarządem władz niemieckich, w charakterze robotnika.

W kwietniu 1943 r. opuściłem pracę w tartaku w Bliżynie przez trzy dni, udając się za kupnem żywności do powiatu opatowskiego. Gdy wróciłem z podróży do domu, za jakieś pół godziny przyszła do mnie polska milicja granatowa i doprowadziła mnie do Skarżyska‑Kamiennej do Urzędu Pracy, zwanego po niemiecku Arbeitsamt. Tego samego dnia powiedziano mi w Arbeitsamcie, że nie wolno mi opuszczać ani dnia pracy i skierowano mnie pod eskortą tego samego policjanta granatowego do obozu karnego w Bliżynie.

W Arbeitsamcie byli Niemcy. Nie powiedziano mi [tam], czy mam [wyznaczoną] jakąś karę i kto ją ma wymierzyć. Po paru dniach powiedział mi Niemiec SS, że skazany zostałem na sześć miesięcy obozu karnego. Polecenie zatrzymania mnie i doprowadzenia do Arbeitsamtu wydał kierownik tartaku w Bliżynie, Niemiec zwany Janko.

W Bliżynie były [tak naprawdę] dwa obozy – jeden dla narodowości polskiej, drugi dla żydowskiej. [Oba] zostały urządzone w jednej z fabryk w Bliżynie. Po jednej stronie w tej fabryce byli Polacy, po drugiej zaś Żydzi. W obozie tym były baraki. Jaką nazwę obóz nosił, nie wiem, mówili mi o niej Polacy i Żydzi. Obozem zarządzał komendant Nell. O ile sobie przypominam, był on w randze kapitana, ale nigdy nie był w randze generała. Generała SS Bettchena [Böttchera] nie znałem. Wiem, że do obozu dojeżdżali generałowie na inspekcje, lecz jak się nazywali, nie wiem. Straż obozu składała się z SS‑manów Niemców w liczbie ok. 30 oraz ok. 30 strażników narodowości ukraińskiej – do pomocy.

Przebywałem w obozie ok. półtora miesiąca, od kwietnia do połowy maja 1943 r. Na skutek starań mojej rodziny zostałem wcześniej zwolniony. W obozie było ok. 70 Polaków. Przebywali w nim skazani za opuszczenie pracy, za przekroczenie godzin policyjnych (przebywanie lub podróżowanie w nocy) lub podróżowanie bez przepustek. Przeważnie mieli [wyznaczone] kary po sześć miesięcy obozu. Nazwisk osób przebywających w obozie nie znam, ponieważ doprowadzani byli Polacy z całego gubernatorstwa. Więźniowie karni obozu w Bliżynie przeprowadzani byli pod strażą do pracy poza obóz, do kamieniołomów pod wsią Gostków, gm. Bliżyn. Tam byli zatrudnieni przy łamaniu kamienia od rana do wieczora i po pracy odprowadzani do obozu. Początkowo łamałem kamień poza obozem, a później w obozie obrabiałem go na płaty.

W obozie otrzymywaliśmy pożywienie: rano codziennie kawa czarna bez cukru i 12 deko chleba na 24 godziny, na obiad zupa składająca się z brukwi z wodą lub kartofli, na kolację kawa czarna bez cukru i bez chleba. W obozie tak Niemcy SS‑mani, jak i Ukraińcy bili Polaków bez powodu, nawet za nieoddanie ukłonu przechodzącemu strażnikowi. Bili batami, kolbami, laskami. Ja zostałem pobity batem po głowie za nieoddanie ukłonu.

Więźniowie mieli oznaki – przepaski na lewej ręce na czerwonym płótnie z dużą literą „P”. W razie choroby więźniów udzielał im pomocy lekarz narodowości żydowskiej, tak Polakom, jak i Żydom. Był oddzielny barak, w którym umieszczano chorych – Żydów i Polaków.

Panowała tam epidemia tyfusu. Pod koniec mojego pobytu bardzo dużo więźniów umarło na tyfus. Zmarła prawie połowa więźniów obozu. W czasie mojej bytności tam egzekucji na więźniach nie było.

Po moim wyjściu z obozu Niemcy zatrzymali Polaka nazwiskiem Ciura ze wsi Jastrzębia, gm. Bliżyn, podejrzewając go za przynależność do tajnej organizacji. Straż obozu w Bliżynie (SS‑mani) tak go pobiła, że zmarł na ulicy obok obozu. Słyszałem to od ludzi.

Zamordowanych Niemcy chowali w lesie poza obozem w Bliżynie. Kto wydawał wyroki skazujące Polaków na umieszczenie w obozie, nie wiem. Ja nie stawałem przed żadnym sądem niemieckim, [który wydałby] wyrok umieszczenia mnie w obozie karnym. Jakie urzędowe nazwy nosiły obozy w Bliżynie dla Żydów i Polaków, nie wiem. Krematorium nie było. Czy ludzi gazowali, nie wiem. Zanim osadzono mnie w tym obozie, był on przeznaczony dla niewolników – żołnierzy rosyjskich. W obozie tym było ich przeszło 6000, doprowadzonych z frontu. Wszyscy zostali bądź zamordowani bądź zmarli na tyfus. Pochowani są poza obozem w lesie w odległości kilometra. Cmentarz ten istnieje do dziś i jest ogrodzony. Nawet obecnie widoczne są kości zmarłych. Często przechodzę obok tego cmentarza.

Komendanta obozu SS‑mana Bottchena [Böttchera] nie znam. Może bym go poznał na fotografii. Gdy przebywałem w obozie, mówili mi więźniowie, że komendant obozu nazywa się Nell. Znałem go z widzenia. Czy nosił w tym czasie inne, fałszywe nazwisko, nie wiem. Nell przebywał w obozie na miejscu, zaś inni oficerowie dojeżdżali samochodem rzadko, czasem raz w tygodniu. Nell był w stopniu kapitana. Znam stopnie wojskowe, ponieważ służyłem w Wojsku Polskim. Miał trzy gwiazdki na ramionach. Może otrzymał później awans na generała.

Odczytano.