PELAGIA BŁASZCZUK

Dnia 9 maja 1969 r. w Warszawie podprokurator Eugenia Czuba Prokuratury Powiatowej dla dzielnicy Warszawa-Żoliborz przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez odebrania przyrzeczenia. Po uprzedzeniu świadka o prawie [do] odmowy zeznań (art. 94 kpk) i o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Pelagia Błaszczuk
Wiek 55 lat
Imiona rodziców Jan, Stanisława
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Trylogii 18
Zajęcie sprzedawca Warszawskiej Spółdzielni Spożywców Społem
Karalność niekarana
Stosunek do stron obca

Uprzedzona o odpowiedzialności z art. 140 zeznaję, że:

Po wysiedleniu mnie z Warszawy po Powstaniu Warszawskim, będąc w Żyrardowie, dowiedziałam się od kobiety pochodzącej z Żoliborza (nazwiska jej nie znam), która również była na wygnaniu, że mój mąż nie żyje i jest pochowany na terenie Piasków. Wyjaśniam, że kiedy wysiedlono nas z Warszawy, mąż oraz inni mężczyźni ukryli się na terenie [Piasków] w bunkrze wykopanym w ziemi i zamaskowanym. Kiedy dostałam tę wiadomość – wiedząc, że mąż ukrywał się na terenie Piasków – byłam przekonana, że jest prawdziwa i już męża nie poszukiwałam.

Po wyzwoleniu wróciłam do Warszawy, ale na teren Piasków, ponieważ mąż odszukał mnie w międzyczasie przez Radę Główną Opiekuńczą i wiedziałam już, że żyje. Z Warszawy wyszłam, jak sobie przypominam, na początku września.

Nic mi nie wiadomo o tym, aby na terenie Piasków miała miejsce jakaś egzekucja. Nie widziałam też na posesji Burzyckiej żadnych trupów.

Niejednokrotnie słyszałam, jak nocą Niemcy przewozili samochodami Polaków, którzy wołali pomocy. Jak się później okazało, [Polacy ci] zostali wywiezieni do Palmir i tam rozstrzelani.

Nic mi nie wiadomo, aby na terenie składu desek znajdującego się pomiędzy [ulicami] Słowackiego a Żeromskiego dowożeni byli więźniowie i tam zatrudniani.

Odczytałam.