TADEUSZ JURCZYK

Kanonier Tadeusz Jurczyk, 20 lat

13 kwietnia 1940 r. zostałem aresztowany i wywieziony z wieloma innymi rodzinami do Kazachstanu. Wiadomo, że dzień ten był w całej Polsce okupowanej przez Rosjan dniem masowych aresztowań i wywozu rodzin polskich. Aresztowanie odbyło się w nocy i prawie że w jednakowym nieomal czasie. Przeważnie wywożone były te rodziny, których ojcowie, bracia lub inni bliscy byli poprzednio aresztowani. To było do przewidzenia. Jednak nikt nie przypuszczał, jakie następstwa pociągnie za sobą ten wywóz, a zresztą każdy wolał siedzieć na swym zagonie rodzinnym, niż wraz z całą rodziną szukać ucieczki gdzieś na stronę niemiecką. Niektórym rodzinom, właściwie jednostkom, udało się uciec. Dla rodzin, które składały się z wielu osób nieletnich, było to niemożliwe.

Ja zostałem wywieziony do Kazachstańskiej respubliki, pawłodarskiej obłasti. Tam też wszystkie rodziny zostały porozdzielane po tzw. kołchozach i sowchozach. Ja wraz z kilkoma rodzinami dostałem się początkowo do kołchozu im. [Nadieżdy] Krupskiej, 22 km od Pawłodaru. Rodziny, które były ze mną razem:

1. Gallewicz Stefania wraz z dwiema [osobami],

2. Gallewicz Lucyna, Gallewicz Benedykt;

3. Gallewicz Freda;

4. Bakumowicz Wiktoria z córką i z synem;

5. Szewko z synem;

6. Puchalska Helena z dwojgiem dzieci;

7. druga Puchalska, również z dwojgiem dzieci;

8. p. Niedźwiedzka z synkiem czteroletnim;

9. Wiśniewski z rodziną – dwie córki, żona, wnuczki.

Poza tym [wywieziono] wiele innych rodzin z okolic i z samego Białegostoku. Trzeba zaznaczyć, że w tym okręgu, tj. [nieczytelne] rejonie, pawłodarskiej obłasti, były przeważnie rodziny z województwa białostockiego. W każdym kołchozie znajdowało się po kilka lub kilkanaście rodzin. Te, które wyliczyłem, dzieliły ze mną los tułaczy aż do ostatnich dni.

Pierwsze dni były ciężkie, a to przez przemianę, jaka raptownie zaszła w [naszym] życiu: wszystko obce i dzikie, praca na polu, oranie bykami, stopniowe przyzwyczajanie się do otoczenia i tutejszego życia. Dowiedzieliśmy się, że mieszkańcy byli uprzedzeni co do nas, ale po parotygodniowym już obcowaniu z nami poznali nas i nieraz patrzyli na nas z podziwem.

To początkowe, dobre ustosunkowanie się tamtejszej ludności wpłynęło na tę nadzieję, że może jakoś będzie, może przeżyjemy.

Nowym miejscem zamieszkania [stał się] kołchoz Żanabet (kazachski), dokąd zostaliśmy przywiezieni. [Znajdował się] 160 km od Pawłodaru, na odludziu. [Poznaliśmy tam] nowy typ ludzi (Kirgizi), [ich] dzikie życie i obyczaje. Z nami były przeważnie kobiety i dzieci, mężczyzn brakowało, a ci, co byli, to młodzi chłopcy. Żyliśmy razem z tubylcami, wstrętnie, tak jak u Arabów. Ale Polak daje sobie radę wszędzie. Braterskie współżycie mieszkańców trzymało nas na duchu. [Nieopodal płynęła] rzeka Irtysz – jedynie nad nią [były] las, jagody, grzyby – wokół niezmierzone przestrzenie stepów. Byliśmy odcięci od świata. Najbliższa poczta [mieściła się] 12 km [dalej]. Brakowało środków do życia. Umarła pani Wachowska, żona przodownika policji – pierwsza ofiara. Smutek. Co będzie z nami?

Listopad 1940 r. Przeprowadziliśmy się mimo zakazu z kilkoma rodzinami do kołchozu Piatoryżysk. Tutaj było większe skupisko rodzin polskich:

1. p. Kutyłowska z synem i córką;

2. p. Żukiewiczowa z synem i córką;

3. p. Stasiewiczowa z synem i córką;

4. p. Wigantowa z synem Teodorem;

5. p. Majewska z córeczką;

6. p. Mordasewicz z żoną i córką.

Wszystkie rodziny [pochodziły] z Białegostoku. [Dookoła] ruscy ludzie, miejsce [było] lepsze, bezpieczniejsze. [Pojawiła się] wiara w lepsze jutro. Młodzież urządzała wieczorki. Tęsknota za ojczyzną, marzenia i wspólne dążenia łączyły wszystkich w jedną rodzinę. Nadeszła zima. Zima straszna i groźna, zima syberyjska.

Polak jest twardy, nie załamuje się, nie ginie, lecz przeżywa. My, młodzi, znosimy wszystko, żal tylko kobiet i dzieci. Pracowaliśmy w lesie przy ścinaniu drzew, daleko, wśród burzy śnieżnej. Zarobek [był] lichy. Pogorszyła [się] stopa życiowa. Brakowało środków do życia, [uskuteczniano] handel zamienny, wyprzedawano własne mienię.

Maj 1941 r. Pojechaliśmy 60 km dalej, każdy starał się na własną rękę, każdy walczył o istnienie. Sowchoz Pryirtyski. Pracowaliśmy w warsztatach i na polu. Praca [była] ciężka, żmudna. Aby tylko przeżyć, aby żyć. Przesyłki z domu były nam pomocą. Listy, które napływały z Polski, podtrzymywały na duchu, były nam pociechą.

Trzeba przyznać, że mimo cenzury otrzymywałem listy, w których były wszystkie wiadomości ze świata. Korespondencja była obustronna. To nas bardzo radowało, że mamy łączność z krajem. Ja pracowałem w warsztatach naprawczych traktorów i silników samochodowych. Średni zarobek [wynosił] 300 rubli miesięcznie. Jako pracownik tego sowchozu dostałem mieszkanie i mogłem korzystać z wszystkich praw przysługujących pracownikom tamtejszym. Niestety, nie wszędzie Polacy byli jednakowo traktowani. Nieraz trzeba było słuchać takich przykrych rzeczy, od których zęby się tylko zaciskały.

Były również próby przekupienia Polaków przez NKWD, czyli policję tamtejszą. Namawiano niektórych, żeby stali się zdrajcami. Cel był tak jasny, że naprawdę każdy wzdragał się na myśl o tym. Jednak czasami trzeba było uważać na język, bo zdarzały się wypadki aresztowań tamtejszych Polaków. Jak to mówią, wpadali z deszczu pod rynnę.

Czerwiec 1941 r. Wielka nowina: Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji! Wstaliśmy na nogi. Coś będzie. Czekaliśmy cudu. [Krążyły] różne słuchy. Tworzyła się polska armia! Serce się radowało. Nareszcie! Piersi się prężyły. Wojsko Polskie! Ale jak się do niego dostać? Wyjazd był niemożliwy. Niektórzy sprzedawali wszystko i jechali na własny koszt do Buzułuku. Innym brakowało środków na jazdę. Wahanie. Co robić? Ochotnicy. Mobilizacji ogólnej jeszcze nie było. Postanowiliśmy czekać do wiosny. Już z pewnością, z nadzieją. Czas się dłużył, zima [była] ciężka, kiedy? Kiedy? 26 lutego 1942 r. – nareszcie: pobór mężczyzn Polaków. Radość, niepewność, smutek. Rodziny zostały. Żal, smutek, ale trudno, trzeba pogodzić się z losem, może już niedługo.


1 marca, Pawłodar. Poborowi z całej obłasti . Odjazd pociągiem do Ługowoj ,
koncentracja Polaków.
Miejsce postoju, 28 lutego 1943 r.