EUGENIUSZ GĘBALA

Bombardier Eugeniusz Gębala, ur. 18 czerwca 1915 r., murarz, kawaler.

Do niewoli dostałem się 18 września 1939 r. pomiędzy Krasnem a Tarnopolem. Stamtąd pędzili nas do Rosji do Jarmoliniec [Jarmolińców], z Jarmoliniec [Jarmolińców] do Jaryczowa, z Jaryczowa do Buska, następnie do Kozłowa, z Kozłowa do Podlisek, z Podlisek do Lwowa. Mieszkanie było urządzone w stajni, bardzo brudne i zimne.

Jeńcy byli to przeważnie Polacy, byli i Ukraińcy, i paru Żydów. Pomiędzy Polakami a Ukraińcami stosunki były złe, stale kłótnie. Warunki pracy bardzo ciężkie, bo o ile nie wyrobiło się normy, to chleba dostało się 400 g i pierwszy kocioł, a pracowało się 12 godzin i normy trudno było wyrobić. Wynagrodzenia w ogóle nie było, życie stale było marne.

NKWD-ziści stale wszczepiali nam ich kulturę. Stosunek NKWD był bardzo zły. Sposób badania straszny. Mnie podejrzewali, że jestem żandarmem. Gdzie [?] mnie badali przeszło miesiąc, w nocy często budzili i wprowadzali do ciemnej kajuty, gdzie dwóch NKWD-zistów siadało naprzeciwko z rewolwerami i zadawali mi pytania, a gdy tylko [odpowiedź się] nie podobała, brali za rewolwery i grozili, że ubiją jak sobakę.

Pomoc lekarska była utworzona z naszych lekarzy, lecz nie mogli pomagać, bo nie mieli środków.

Łączność z rodziną nawiązałem dopiero 30 kwietnia 1940 r.

Zwolniony zostałem w Starobielsku, do armii zostałem [przyjęty] razem ze wszystkimi w Starobielsku.

[Co do] przemarszu z ostatniego obozu ze Lwowa do Starobielska: ze Lwowa wymaszerowaliśmy, gdy się rozpoczęła wojna sowiecko-niemiecka. Marsz się odbywał na piechotę, o głodzie. W czasie trzech tygodni przebyliśmy 850 km do Złotonoszy.

W czasie tej drogi bardzo dużo kolegów padło z wycieńczenia. Którzy upadali, to bojcy ich zaraz rozstrzeliwali. Padło dwóch najlepszych kolegów, a byli nimi Władysław Pawłowski i Pietrykowski – obaj z Warszawy – i wielu innych, których nazwisk nie pamiętam.

Miejsce postoju, 25 lutego 1943 r.