LUCYNA LANGE

Warszawa, 11 stycznia 1946 r. P.o. sędziego śledczego Halina Wereńko przesłuchała niżej wymienioną osobę w charakterze świadka. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Lucyna Lange
Wiek 48 lat
Imiona rodziców Władysław i Maria
Miejsce zamieszkania Warszawa, Szpital Wolski ul. Płocka 26
Zajęcie pielęgniarka
Zawód siostra miłosierdzia św. Wincentego à Paulo
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

W czasie powstania 1944 roku przebywałam w Szpitalu Wolskim jako siostra oddziałowa na oddziale IX płucnym. 5 sierpnia, w czasie gdy SS-mani wyrzucali z naszego szpitala chorych, personel i ludność cywilną, udało mi się zostać razem z 30 chorymi i dwiema kobietami salowymi: Jadwigą Zubkowicz obecnie Bogdańską, zam. na ul. Płockiej obok szpitala (pracuje w Szpitalu Wolskim) i Marią Śliwińską, która obecnie pracuje w Szpitalu Wolskim (zam. ul. Ludwiki 5). Udało nam się zostać na pierwszym piętrze dzięki nieuwadze SS-manów. Oprócz tych chorych z mego oddziału zostali jeszcze inni, lecz liczby nie znam, oraz dr Woźniewski. W nocy z 5 na 6 sierpnia wybuchł pożar w Szpitalu Wolskim, szczęśliwie ugaszony. Ogień przeniósł się z sąsiedniego płonącego domu. Nazajutrz, 6 sierpnia, przybył do Szpitala Wolskiego niemiecki punkt sanitarny. Razem z dr. Woźniewskim pochowałam zamordowanych przez Niemców poprzedniego dnia dyrektora Piaseckiego, prof. Zeylanda i kapelana Ciecierskiego, zabrałam na oddział dwóch chorych (gruźliczkę i chorą na zapalenie stawów) postrzelonych w schronie przez SS-manów. W południe tegoż dnia 6 sierpnia stwierdziłam, iż na każdym prawie oddziale, z wyjątkiem oddziału dziecinnego, a najwięcej na oddziale chirurgicznym i gruźliczym znajdują się trupy chorych. Nie wiem, czy poumierali oni sami, czy też SS-mani ich zastrzelili. Było tych zwłok chyba szesnaście. Ponadto widziałam w tym dniu dookoła szpitala dużo trupów, były i na progu szpitala, i na chodnikach, i na jezdni. Niektóre ciała były w kitlach szpitalnych, inne ubrane po cywilnemu. Leżały też trupy powstańców. Od 6 sierpnia przez dwa tygodnie chodziłam po żywność i widziałam masę pomordowanych kobiet, dzieci i mężczyzn, i to zwykle po 10, po 20. Rzadko kiedy trupy spotykało się pojedynczo. Na Górczewskiej w podwórzach domów, prawie w każdym podwórzu, leżały stosy trupów.

Liczby pomordowanych ustalić nie mogę. W każdym razie, gdy wychodziłam ze szpitala ul. Płocką, Górczewską do Koła, to za każdym razem widziałam setki trupów. Widziałam, iż polscy robotnicy pod komendą SS-manów palili trupy na Górczewskiej na terenie piekarni Majewskiego. Robotnicy polscy znosili na stos trupy, oblewali benzyną i podpalali. Kości z tych stosów zostały zniesione do dwóch mogił, które są naprzeciwko Szpitala Wolskiego – zajmował się tym dr Rott w marcu 1945 roku.

5 sierpnia 1944, po ewakuacji Szpitala Wolskiego przez Niemców, a także w dniach 6 i 7 sierpnia, wojsko stojące w Szpitalu Wolskim grabiło nasze magazyny, zabierając żywność, ubrania chorych, walizki, futra. W mniej więcej cztery tygodnie później grabież taka była już urzędowa – dr Janik, który stał na czele lekarzy polskich z ramienia Niemców, wybierał ze szpitala według spisu cenniejsze narzędzia, a więc laboratorium prof. Zeylanda, jeden aparat rentgenowski i nie wiem dokładnie, co więcej.

Na tym protokół zakończono i podpisano.