WIKTOR GOŁĘBIEWSKI

1. Dane osobiste (imię nazwisko, stopień, wiek, zawód, stan cywilny):

Kpr. pchor. Wiktor Gołębiewski, 33 lata, technolog mechanik, żonaty.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

Zostałem wzięty do niewoli sowieckiej 18 września 1939 r. pod Włodzimierzem Wołyńskim, wraz z całym oddziałem.

3. Nazwa obozu, miejsca robót przymusowych:

Od września 1939 do maja 1940 r. przebywałem w obozie jeńców w Zaporożu, następnie, aż do zwolnienia, na Północy, stacja Tywer [Twer], 800 km na północ od Kotłasu.

4. Opis obozu, więzienia:

Na Zaporożu było nas ok. półtora tysiąca jeńców. Mieszkaliśmy w barakach drewnianych, na pryczach. W małym pokoiku mieszkało nas do 30, wesz i pluskwa były naszymi nieodłącznymi towarzyszami.

O ile warunki mieszkaniowe i higieniczne były bardzo złe, to co do warunków na Północy nie ma słów, aby opisać ohydę, jak człowiek XX wieku mógł się upodlić i żyć jak bydlę.

Baraki, a raczej stajnie dla bydła, były bez okien w większości, podłogi pokryte podziurawionym brezentem. Było nieraz tak, że jak deszcz padał, wszyscy tłoczyli się w jednym końcu baraku i tak spali, aby już o świcie wyjść do pracy. Bielizny początkowo nie zmieniano, każdy chodził w tym, co miał. Zawszenie było straszne, ale największym naszym wrogiem była pluskwa, przed którą nie było schronienia. Spaliśmy na podłodze, na pryczach z okrąglaków, gdzieś przy wejściu, a bardzo często i na dworze. W obozie tym byli Polacy, Ukraińcy, Białorusini i część Rosjan zakluczonych, ale oni już jako brygadierzy lub na innych funkcjach.

5. Skład jeńców, więźniów, zesłańców:

Jeżeli chodzi o stosunki wzajemne, to trzeba podkreślić, że Polacy byli tym elementem, poza małymi wyjątkami, który nie załamał się i nigdy nie wyparł swojej narodowości.

Spotykało się nieraz Polaków, którzy w Polsce niepodległej byli sympatykami, a nawet członkami partii komunistycznej – teraz ze łzami w oczach przysięgali zemstę Sowietom i swoją gotowość oddania życia za Polskę. Szczególnie nienagannie zachowywali się rzemieślnicy i robotnicy z dużych miast, a więc z ośrodków, gdzie – zdawałoby się – były największe sympatie prokomunistyczne. Stosunki między Polakami a Ukraińcami były stale złe. W Ukraińcu Polak zawsze znalazł tylko wroga. Jeżeli chodzi o Białorusinów, to oni byli w stosunku do Polaków obojętni, a niektórzy wrogo nastawieni, ale już po zaagitowaniu ich przez Sowietów. Żydzi to przeważnie funkcyjni, ludzie, dla których nie powinno być miejsca w niepodległej Polsce.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Przebieg dnia w obozie był stale ten sam, tj. praca od świtu do nocy. Praca ta latem trwała 14 godzin, zimą – 10 do 11. Pracowaliśmy przy budowie kolei, a więc karczowanie lasów, zdzieranie mchu, wożenie ziemi taczkami. Większość pracy odbywała się po kostki w wodzie i błocie, kopanie ziemi boso, często stojąc na zamarzniętej ziemi.

Normy były tak wysokie, że rzeczą wprost niemożliwą było je wykonać. Niewykonanie normy pociągało za sobą zmniejszenie i tak już głodowej porcji dziennej. Porcja ta składała się z 300 do 800 g chleba oraz raz dziennie mąki rozrobionej wodą. Polacy nigdy nie wyrabiali norm, stąd otrzymywali najgorsze wyżywienie, oprócz szykan ze strony władz obozu za rzekomy sabotaż.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Początkowo, gdy byliśmy jeszcze na Zaporożu, cała propaganda sowiecka szła w kierunku urobienia wszystkich, a więc i nas Polaków, jeżeli już nie na komunistów, to przynajmniej na entuzjastów i zwolenników ich reżimu. Odczyty, na które wypychano nas wprost siłą, obietnice, a nawet pogróżki, nie pomogły i w końcu sami się przyznali, że my podczas swego pobytu na Zaporożu zrobiliśmy taką propagandę wśród ich ludności, że oni muszą co najmniej dziesięć lat pracować, aby to nadrobić. Mimo usiłowań NKWD wyłapania tych kierowników i sabotażystów, postawa nas, Polaków była jedna: jesteśmy Polakami i chcemy wracać do Polski. Sposób badań NKWD był stale ten sam: budzono nas w nocy i pod groźbą rewolwerów żądano tych czy innych wiadomości.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Dla nas, Polaków, jedno było wielką niespodzianką: to Polacy, których się spotykało na każdym kroku i którzy dzielili się z nami ostatnim kawałkiem chleba. Na Północy jeniec pracował dopóty, dopóki nie upadł z głodu. Wtedy już nic nie pomogło, zabierano go z trasy i o ile po wyleczeniu nadawał się jeszcze do pracy, to mógł liczyć na pewną opiekę lekarską. 90 proc. jeńców pracujących w naszym obozie na Północy chorowało na szkorbut, z tych duży procent zmarł. Lekarstw prawie nie znano, a taki pseudodoktor tylko mierzył gorączkę i na podstawie tego zwalniał lub nie od pracy. Całym naszym ratunkiem było zbieranie przy pracy kilku garści jagód lub kradzież kilku kartofli. Dla tych, którzy nie chcieli pracować, była jedna droga: karcer (300 g chleba i woda). Karcer była to buda nieopalana, bez okien i pobyt w nim przez tydzień lub więcej kończył się przeważnie śmiercią. Nie sposób wprost w krótkich słowach opisać tortury fizyczne i moralne tych, którzy nie chcieli ugiąć karku przed nimi.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodziną?:

Łączności z rodziną nie było żadnej, mimo obiecywania nam, że jak będziemy pracować, to będzie można otrzymywać listy z domu. Otrzymanie listu miało być nagrodą za pracę, nic więc dziwnego, że my, Polacy tych listów nie otrzymywaliśmy.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?:

W lipcu 1941 r. zwolnieni zostaliśmy z obozów i przywieziono nas do Jaźnik [Talicy], gdzie w sierpniu 1941 r., wstąpiłem do armii polskiej.