ANTONINA CHOJNACKA

Warszawa, 8 lipca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko siostra Antonina Chojnacka
Imiona rodziców Józef i Franciszka z d. Jędrzejczak
Data urodzenia 20 maja 1900 r., Drużyn, pow. Grodzisk Wielkopolski
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie seminarium ochroniarskie
Miejsce zamieszkania Skrzeszewy k. Żychlina
Przynależność państwowa i narodowość polska
Zajęcie przełożona Domu Dziecka w Skrzeszewach

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie na stanowisku intendentki w Zakładzie św. Józefa dla starców w Warszawie przy ul. Zakroczymskiej 1. Przełożoną tego domu była siostra Franciszka Chłopkówna, obecnie przełożona sióstr Rodziny Maryi w Ciechocinku. W zakładzie było około 250 staruszek i 3 starców. Przy Franciszkańskiej 6a mieścił się także zakład dla staruszek prowadzony również przez siostry Rodziny Maryi, gdzie było, o ile mi wiadomo, około stu staruszek. Teren Zakładu znajdował się w rękach powstańców i przez cały czas był pod silnym ostrzałem niemieckim.

30 sierpnia 1944 roku Zakład został zbombardowany. Były wtedy ofiary wśród podopiecznych, liczby nie potrafię jednak podać. 31 sierpnia przybył jakiś mężczyzna, jak mi się wydawało Polak, który przyniósł nam zawiadomienie, iż należy natychmiast opuścić Zakład. Żołnierzy niemieckich wtedy nie widziałam. Opuściłam razem z siostrami i 50 w przybliżeniu staruszkami Zakład. Wychodząc, nie orientowałam się, które piwnice były zawalone, a w których pozostały staruszki niezdolne do marszu i niezasypane. Jako intendentka nie zajmowałam się całością, chodziły tam i zajmowały się staruszkami siostry: Regina Słyszówna i Kazimiera Masłowska (zajmująca się szpitalikiem) i sekretarka domu siostra Jadwiga Jankowska – obecnie wszystkie przebywają w domu sióstr Rodziny Maryi w Wieluniu nad Notecią, pow. Czarnków (Zakład św. Józefa). W pralni Zakładu, w piwnicy, mieścił się szpitalik dla do 20 staruszek. Kiedy 31 sierpnia 1944 opuszczałam teren Zakładu, pralnia nie była zawalona.

W lutym 1945 roku byłam w Warszawie i udałam się na teren Zakładu. Widziałam wtedy w pralni, a także na korytarzu Zakładu, leżące na łóżkach szczątki ludzkie.

31 sierpnia 1944, po wyjściu z Zakładu, zostaliśmy skierowani w rejon Cytadeli. Zwróciłam się tam do kilku Niemców w mundurach – rangi nie rozpoznałam – pytając, co się stanie z pozostałymi w Zakładzie chorymi. Odpowiedzieli mi, iż ranni i chorzy ze Starego Miasta zostaną wywiezieni samochodami do szpitala. Nie pozwolili nam więc udać się na teren Zakładu, a skierowali nas na Stawki. Na jakimś placu nastąpiła segregacja dokonywana przez umundurowanych Niemców. Oddzielono osoby starsze i słabych, obiecując przewieźć ich samochodami. Pozostałą grupę, w której ja się znajdowałam, odtransportowano do kościoła św. Wojciecha, a stąd do obozu przejściowego w Pruszkowie. Po osobach odstawionych do grupy, która miała być przewieziona samochodami, zaginął wszelki ślad. Z grupy staruszek, które wyszły z nami z Zakładu, pozostało przy życiu pięć osób – wszystkie one przebywają obecnie w Zakładzie w Wieluniu. Z ich nazwisk pamiętam Nowakowską, Sęgajewską i starca, który jest szewcem zakładowym. W jaki sposób osoby te wyszły z Warszawy, nie wiem.

Na tym protokół zakończono i odczytano.