LEOKADIA BLICHARSKA

Dnia 1 lipca 1971 r. w Warszawie Jan Traczewski, wiceprokurator wojewódzki delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Warszawie, działając na zasadzie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (Dz.U. nr 51, poz. 293) i art. 129 kpk, z udziałem protokolantki Jadwigi Mikłaszewicz, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka.

Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono ją o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Leokadia Blicharska z d. Kacpura
Imiona rodziców Karol, Konstancja
Data i miejsce urodzenia 24 grudnia 1899 r. w Ostrowi Mazowieckiej
Miejsce zamieszkania Ostrów Mazowiecka, [...]
Zajęcie rencistka
Wykształcenie trzy oddziały szkoły podstawowej
Karalność za fałszywe zeznania niekarana
Stosunek do stron obca

Od 1932 r. zamieszkuję w Ostrowi Mazowieckiej, przy [...]. Mieszkałam tam także w okresie okupacji niemieckiej wraz z mężem i trzema synami: Zdzisławem (ur. w 1922 r.), Ryszardem (ur. w 1926 r.) i Zenonem (ur. w 1929 r.). Mieszkaliśmy tam w swoim własnym budynku drewnianym, parterowym, który usytuowany jest w odległości kilku metrów od ul. Warszawskiej. Na naszym placu poza budynkiem mieszkalnym znajduje się ponadto drewniana szopa, w której są cztery komórki.

W tym miejscu przesłuchujący prokurator okazał świadek Leokadii Blicharskiej fotografię zamieszczoną na stronie 19 dwutygodnika „Za Wolność i Lud”, nr 11 z 1–15 czerwca 1968 r. Na zdjęciu widać 17 mężczyzn prowadzonych przez dwóch niemieckich żandarmów przez pole na tle bliżej nieokreślonych zabudowań. Świadek Leokadia Blicharska po obejrzeniu tego zdjęcia oświadczyła, co następuje:

Figurujące na tym zdjęciu zabudowania są moją własnością i usytuowane są przy [...] w Ostrowi Mazowieckiej. Rozpoznaję z całą pewnością należący do mnie budynek mieszkalny, który jest charakterystyczny, gdyż posiada ganek wejściowy. Na lewo od tego budynku widoczna jest drewniana szopa, w której są cztery komórki. Zabudowania te od strony pola ogrodzone były płotem z drewnianych sztachet. Oba te budynki w takim stanie, w jakim były w okresie okupacji niemieckiej, przetrwały do chwili obecnej, a zmianie uległo jedynie ogrodzenie, gdyż obecnie zabudowania moje od strony pola ogrodzone są metalową siatką. Ogólny widok moich zabudowań uległ jednak zmianie, albowiem już po wyzwoleniu Polski na terenie tym pobudowałam murowaną szopę od strony pola i drewniany garaż na podwórku. Obecnie murowana szopa będzie zasłaniała widoczność od strony pola na drewnianą szopę, w której są cztery komórki. Na omawianym zdjęciu rozpoznaję także stojące po prawej stronie od mojego budynku mieszkalnego zabudowania należące do Kazimierza Szwajkowskiego. Są one usytuowane po drugiej stronie ul. Warszawskiej. Ponadto na drugim zdjęciu, znajdującym się na tej samej stronie dwutygodnika „Za Wolność i Lud”, rozpoznaję znanego mi jeszcze z okresu przed 1939 r. Żyda, mieszkańca Ostrowi Mazowieckiej. Jest to drugie zdjęcie od góry, opatrzone napisem „Przed śmiercią” i przedstawiające grupę mężczyzn i kobiet siedzących na zwałach piasku i otoczonych przez żandarmów niemieckich. Żyd, o którym wyżej mówiłam, figuruje na tym zdjęciu jako pierwszy stojący od lewej strony. Jest on z gołą głową i rysy jego twarzy są dość dobrze widoczne. Ponadto pamiętam, że miał on dość charakterystyczną, dużą głowę. Nazwiska jego nie znam. Wiem tylko, że pracował jako robotnik w Ostrowi Mazowieckiej u innych Żydów.

Po obejrzeniu powyższych fotografii świadek zeznaje dalej okoliczności sprawy:

W miesiąc lub dwa po wkroczeniu Niemców do Ostrowi Mazowieckiej, w godzinach popołudniowych, w mieście wybuchł pożar. W następstwie kompletnemu spaleniu uległo kilkanaście budynków mieszkalnych znajdujących się w centrum miasta. Jeszcze tego samego dnia mieszkańcy Ostrowi Mazowieckiej mówili, że pożar ten został celowo spowodowany przez Niemców, gdyż nie pozwalali oni na gaszenie palących się budynków. Następnego dnia po tym pożarze, ok. godz. 4.00 rano, obudził mnie głośny śpiew maszerujących ul. Warszawską mężczyzn. Było jeszcze ciemno, ale mimo to, gdy wyjrzałam przez okno na ulicę, poznałam, że maszerują Żydzi otoczeni przez żandarmów niemieckich.

Mogłam to poznać, ponieważ od mojego okna do ulicy odległość wynosi zaledwie kilka metrów. Żydzi ci śpiewali po polsku i pamiętam nawet niektóre słowa tej piosenki, a mianowicie: „Marszałek Śmigły Rydz nie zrobił dla nas nic, a nasz Hitler złoty nauczył nas roboty”.

Żydów tych było kilkudziesięciu, może 40, i nieśli łopaty. Szli w kierunku miasta i po przejściu obok moich zabudowań w odległości ok. 200 metrów skręcili w pole. Gdy było już widno, ok. godz. 7.00 rano, widziałam, jak ci mężczyźni, także otoczeni przez żandarmów niemieckich, wracali ul. Warszawską w kierunku Ostrowi Mazowieckiej. Później wyjrzałam w kierunku, z którego ci Żydzi wracali, i na polu, w odległości ok. 200 metrów od moich zabudowań, zobaczyłam duży kwadratowy dół i zwały świeżo usypanego obok piasku.

Ok. godz. 11.00 przed południem do moich zabudowań przyszło kilku żandarmów niemieckich i kazali wszystkim mieszkańcom opuścić dom i udać się do Ostrowi Mazowieckiej. Podobnie postąpiono z innymi zamieszkałymi w pobliżu. Ja wraz z dziećmi udałam się do mieszkania swoich znajomych, Cholewińskich, którzy także mieszkali przy ul. Warszawskiej, ale w odległości ok. pół kilometra od moich zabudowań. Ok. godz. 12.00, wyglądając przez okno mieszkania Cholewińskich, zobaczyłam, że ul. Warszawską od miasta w kierunku moich zabudowań maszeruje czwórkami duża grupa mężczyzn. Było ich ponad stu. Byli to Żydzi. Za tą grupą jechały dwa autobusy, w których także byli Żydzi. Po kilku minutach autobusy te – już puste – wróciły w kierunku Ostrowi Mazowieckiej.

Ok. godz. 15.00 do zabudowań Cholewińskich przyszli niemieccy żandarmi i powiedzieli, że możemy wracać do swoich mieszkań. Gdy powróciłam do swoich zabudowań, to na podwórku zastałam czterech żandarmów niemieckich, myjących ręce przy studni. Żandarmów tych nie znałam. Po ich odejściu spojrzałam w kierunku pola i zobaczyłam, że dół, o którym zeznawałam wyżej, jest już zasypany oraz że po tym miejscu jeżdżą niemieckie samochody. Domyśliłam się wówczas, że Niemcy w tym właśnie miejscu pogrzebali zamordowanych Żydów i teraz zacierają ślady popełnionej zbrodni.

Następnego dnia rano, ok. godz. 10.00, szłam ul. Warszawską w kierunku Ostrowi Mazowieckiej. W pewnej chwili zauważyłam, że od strony Ostrowi ul. Warszawską jadą w moim kierunku dwa autobusy, które widziałam poprzedniego dnia. Gdy autobusy te przejeżdżały obok mnie, zauważyłam, że są w nich Żydówki i dzieci. Zatrzymałam się na chwilę, chcąc zobaczyć, dokąd te autobusy pojadą i stwierdziłam, że skręciły do pobliskiego zagajnika, odległego o ok. 50 m od miejsca, w którym poprzedniego dnia Niemcy zamordowali Żydów. Nie poszłam już wówczas do Ostrowi Mazowieckiej, lecz wróciłam do domu. Tu, będąc na podwórzu, po upływie ok. pół godziny usłyszałam odgłosy strzałów z broni maszynowej i krzyki kobiet oraz płacz dzieci. Odgłosy te dobiegały mnie od strony zagajnika, który był odległy od moich zabudowań o ok. 50 m. Było dla mnie wówczas jasne, że Niemcy mordują tam przywiezione autobusami kobiety i dzieci. Później ludzie mówili, że Niemcy zamordowali tam ok. 160 kobiet i dzieci.

Czy w związku z tym morderstwem Niemcy rozplakatowali na terenie Ostrowi Mazowieckiej jakieś obwieszczenie, tego nie wiem. W lecie 1943 lub 1944 r. ok. godz. 7.00 rano, gdy byłam na podwórzu, zobaczyłam, że na miejsce obok dołu, w którym pogrzebani byli Żydzi zamordowani w październiku lub listopadzie 1939 r., przyjechali dwoma autobusami Niemcy. Razem z nimi przyjechało dziesięciu Żydów. Żydzi ci wycięli kilkadziesiąt choinek z pobliskiego zagajnika i choinki te wetknęli w ziemię obok dołu, tworząc w ten sposób przegrodę od strony zabudowań mieszkalnych i od ul. Warszawskiej. Mimo tej przegrody widziałam ze swojego podwórza, że od strony dołu do autobusu wynoszone są na noszach zwłoki ludzkie.

Ok. godz. 12.00 do moich zabudowań żandarmi niemieccy przyprowadzili dziesięciu Żydów, którzy wydobywali zwłoki z dołu. Przyprowadzili ich dlatego, że Żydzi ci chcieli napić się wody. Byłam wówczas na podwórzu i widziałam, że byli to Żydzi. Byli w ubraniach cywilnych i nogi mieli skute żelaznymi łańcuchami.

Po napiciu się wody odeszli oni w kierunku dołu i dalej pracowali przy wydobywaniu zwłok. Wieczorem tego dnia autobusy odjechały. Nadmieniam, że autobusy te tego dnia kilkakrotnie odwoziły wydobyte z dołu zwłoki. Jechały one w kierunku Małkini. Wiem, że następnego dnia Niemcy wydobyli i wywieźli w niewiadomym kierunku zwłoki rozstrzelanych i pogrzebanych w zagajniku Żydówek i dzieci. Wywożenia tych zwłok jednak nie widziałam.

Na temat powyższej zbrodni zeznałam wszystko, co było mi wiadomo, i protokół powyższy po odczytaniu podpisuję jako zgodny z treścią moich zeznań.