MICHAŁ SAWICA

Bomb. Michał Sawica, ur. [w] 1906 r., z zawodu rolnik, żonaty.

Data rozbrojenia: 18 września 1939 r. we Włodzimierzu, skąd zostałem wywieziony na tereny ZSRR, do obozu Szepietówka.

Podróż była bardzo ciężka, morzyli mnie głodem, przez całą drogę nie dali ani raz na dzień jeść, nie wolno też było wychodzić z wagonu, napić się wody. A gdy mnie przywieźli do Szepietówki, przebywałem przez 14 dni w oborze, gdzie otrzymywałem co dzień 400 g chleba i pół litra zupy rzadkiej jak woda.

Po 14 dniach zostałem wywieziony z Szepietówki do obozu Nowograd [Nowogród], gdzie przebywałem przez 20 dni. W Nowogradzie [Nowogrodzie] podzielili nas po sto osób i dostawałem dwa razy dziennie jeść. Następnie z Nowegogradu [Nowogrodu] po 20 dniach wywieźli mnie na tereny okupowanej Polski do miasta Korzec, do majątku Hołownica, gdzie znajdował się obóz jeńców polskich. Mieszkaliśmy w pałacu, warunki mieszkalne i higiena były bardzo marne. Było nas 500 jeńców, a budynek mały. Z tego powodu był straszny brud, a robaki (wszy) oblazły mnie tak, jak [obłażą] konie, że nie mogłem spać. Nie chciało się wcale żyć. W dzień pędzili nas na roboty do szosy, do naprawy jej, a w nocy choć chciałem odpocząć, to ponownie pracowałem, gdyż toczyłem walkę z wszami.

Życie tam było bardzo marne, gdyż dwa razy dziennie otrzymywaliśmy zupę, rzadką grochówkę – groch nie był ugotowany, tak że wkrótce wszyscy się rozchorowali na żołądki. Bolszewicy na naszą chorobę nie zważali i wypędzali nas do pracy na szosę. I tak pracowaliśmy pod lufami karabinów maszynowych, o głodzie i chłodzie. Z chwilą, gdy ludność cywilna rzucała nam kawałek chleba, to bojcy, którzy nas pilnowali, wziąć chleba nam nie dawali, a przydeptywali [go] nogami. Bielizny miałem ze sobą dwie pary – jedną mi zabrali, a tę, co miałem na sobie, zostawili. Wynagrodzenie za pracę: w pierwszych miesiącach dostawałem trzy ruble miesięcznie, a potem do siedmiu rubli na miesiąc. Co do życia koleżeńskiego, to żyliśmy w bardzo dobrych stosunkach. Jeden za drugiego by w ogień wskoczył.

Co do władz NKWD, to się bardzo źle do nas odnosili, a badania przeprowadzali najczęściej po nocach. Kiedy człowiek po całodziennej pracy chciał odpocząć, to go ciągnęli na badania i tak się powtarzało bardzo często. Co do propagandy komunistycznej, to stale mówili, że nie ma Boga na świecie i że wszystko powstało z natury. Za wszelką cenę chcieli nam wmówić, że Polska nie powstanie i tak też mówili, pokazując swoją rękę, po swojemu: kak zdzies wyrostut wołosy, tak budiet wasza Polsza. Co do informacji o Polsce, to brat, przyjeżdżając do mnie do obozu jeńców, mówił, że w Anglii jakoby tworzyła się armia polska, na czele z panem generałem Sikorskim.

Co do pomocy lekarskiej: z początku była bardzo marna, a później cośkolwiek się polepszyło. Co do śmiertelności, to w tym czasie jeden zmarł z przeziębienia, a drugiego zastrzelili, jego nazwiska zapomniałem.

Początkowo była jaka taka łączność z rodziną, a było to w roku 1940, natomiast w 1941 już zabronili wszelkiej korespondencji z rodziną.

Zostałem zwolniony z obozu jeńców i wcielony w szeregi polskiej armii na terenach ZSRR, w mieście Starobielsk 15 sierpnia 1941 r.