JERZY GÓRA

Jerzy Góra
kl. IV
Państwowe Gimnazjum i Liceum
im. Mikołaja Kopernika w Toruniu
13 czerwca 1946 r.

Jak uczyłem się w czasie okupacji

Nie wiem, czy wypracowanie, które piszę, całkowicie odpowiada tematowi, gdyż mam wrażenie, że przez naukę w czasie okupacji rozumie się raczej tajne nauczanie zbiorowe na kompletach. Z drugiej jednakże strony sądzę, że na Pomorzu, a szczególnie zaś po większych jego miastach, o nauczaniu zbiorowym w całym tego słowa znaczeniu nie mogło być mowy. Polacy na tym terenie zbyt byli rozproszeni. Każdy z nich miał swego „Anioła Stróża” w osobie jakiegoś Niemca, który pilnował każdego jego kroku.

Okupację całą przeżyłem w Toruniu. W 1939 r. zmuszeni byliśmy opuścić nasze mieszkanie na Bydgoskim Przedmieściu i zamieszkać w Śródmieściu. Nie była to naturalnie zamiana z gorszego na lepsze, warunki życia były jednak jeszcze względnie możliwe. Skoro tylko ochłonęliśmy z pierwszego przygniatającego wrażenia, jakie wywarła na nas świadomość znajdowania się w niewoli u znienawidzonego wroga, matka ma pomyślała zaraz o stworzeniu nam jako takich możliwości nauki w języku ojczystym, abyśmy z chwilą odzyskania wolności mogli uczęszczać do normalnej szkoły, nie tracąc czasu na nadrabianie całego materiału.

Niełatwo było jednak wprowadzić myśli w czyn. W pierwszych dniach okupacji wyszedł zakaz trzymania w domu wszelkiego rodzaju książek pisanych w języku polskim. W celu uratowania naszych książek zabiliśmy je w skrzynię, która następnie została zawalona całymi stosami mebli. Stanowiło to wprawdzie przeszkodę w wykryciu jej przez Niemców, lecz równocześnie uniemożliwiało i nam dostęp do niej.

Po licznych trudach udało się mamie zdobyć dla mnie niektóre podręczniki, z których się potem uczyłem. Nauka ta odbywała się w warunkach nadzwyczaj ciężkich. Matka, pracując na nasze utrzymanie od rana do wieczora, nie miała czasu zajmować się nami w ciągu dnia, dlatego lekcje odbywały się wieczorem. Przemęczona umysłowo, a także fizycznie pracą w gospodarstwie domowym matka ostatkiem sił tłumaczyła nam nowe rzeczy, odpytywała z zadanych [ćwiczeń] i zadawała nowe. Rano, wychodząc na cały dzień do pracy, przypominała nam raz jeszcze o zachowaniu wszelkiej ostrożności podczas pracy.

W celu uniknięcia nakrycia na gorącym uczynku na odrabianiu lekcji urządzaliśmy się z siostrą w ten sposób: siedząc na dwóch przeciwnych końcach kanapy, rozkładaliśmy na jej środku jakąś grę, a zadania pisaliśmy na poręczach. Z chwilą usłyszenia jakiegoś podejrzanego dźwięku (którym były najczęściej przekleństwa jakiegoś Niemca forsującego nasze ciemne schody) książki i zeszyty wędrowały natychmiast pod podszycie kanapy, a my zajmowaliśmy się niewinną zabawą.

Największą trudność stanowiła nauka języka polskiego i historii. Na prośbę mamy jedna z naszych znajomych podjęła się tego niebezpiecznego zadania. Wypłynęły tu znowu trudności z podręcznikami, których nie można było przenosić stale z domu do domu. Urządzałem się w ten sposób, że zadane lekcje opracowywałem natychmiast po skończeniu nauki w mieszkaniu mej nauczycielki. Książki zaś przechowywaliśmy w piecu. Był to stosunkowo najpomyślniejszy okres mej edukacji.

W 1941 r. jednemu z członków Herrenvolku przyszło na myśl, że trzy polskie rodziny zajmujące cztery pokoje mają za dużo miejsca i dlatego „łaskawie” zamienił swoje mieszkanie, składające się z trzech małych pokoików, które zajmował wraz z żoną, na nasze. Warunki, w których się teraz znaleźliśmy, były opłakane. W pokoiku liczącym niewiele ponad dziesięć metrów kwadratowych zamieszkaliśmy w trzy osoby. Obok za drzwiami, które zabite były tylko deskami, znajdował się urząd niemiecki. Nauka mogła się teraz odbywać tylko szeptem, a nawet i to było jeszcze niebezpieczne, gdyż przez źle zabite drzwi było słychać dosłownie każdy szmer.

Oprócz tego programowego nauczania usiłowałem uzupełnić moje braki przez czytanie książek o treści naukowej. Wiadomości jednak uzyskane w ten sposób nie dawały wówczas jeszcze pozytywnych wyników, gdyż nie były uporządkowane. Dopiero teraz widzę, jak wiele pomaga mi to, że zapoznałem się z ich treścią.

W miarę przedłużania się wojny warunki mej nauki pogarszały się coraz bardziej. W 1943 r. musiałem zacząć pracować jako robotnik u ogrodnika. Praca ma trwała od godz. 7.00 rano do godz. 19.00 wieczór, [w tym] dwie godziny przerwy. Po dziesięciu godzinach nieustannej pracy fizycznej przychodziłem do domu tak wyczerpany, że o jakiejkolwiek systematycznej nauce nie mogło być mowy. Do książki zaglądałem rzadko, gdyż często nawet i w niedzielę musiałem cały dzień pracować. O całkowitym opanowaniu programu jakiejś klasy w takich warunkach nie mogłem marzyć. Wiadomości uzupełniłem po zakończeniu wojny. Dużą szkodą dla mnie było także i to, że odzwyczaiłem się od systematycznego myślenia, co dało mi się porządnie we znaki, kiedy rozpocząłem regularne uczęszczanie do szkoły.

Trudno jest w krótkich słowach streścić dzieje mej nauki w czasie okupacji, gdyż każdy jej tydzień czy miesiąc był osobnym zbiorem faktów, który wystarczyłby za temat do wypracowania.